Reklama
Pan i Pani w sobie zakochani

Historia ich miłość: Anna Wyszkoni i Maciej Durczak

Kiedyś byli absolutnie nie w swoim typie. Teraz wydają się idealnie dopasowani. Piosenkarkę i jej menedżera połączyła wspólna pasja - muzyka. Scaliły wrażliwość, profesjonalizm oraz miłość do dzieci.

Kiedyś byli absolutnie nie w swoim typie. Teraz wydają się idealnie dopasowani. Piosenkarkę i jej menedżera połączyła wspólna pasja - muzyka. Scaliły wrażliwość, profesjonalizm oraz miłość do dzieci.


Anna Wyszkoni:

- Obydwoje byliśmy absolutnie nie w swoim typie: kiedy się poznaliśmy, byłam zbuntowaną dziewczyną chodzącą w czerni, glanach i starej skórzanej kurtce, a Maciek, według mnie, był totalnym dziwakiem, elegantem, noszącym buty z wężowej skóry. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że połączy nas coś tak wyjątkowego, nie uwierzyłabym! Ale to był dla mnie przełomowy okres - zostałam mamą, wiele rzeczy mi się w głowie poprzestawiało, dopiero co wzięłam rozwód. Byłam gotowa na nową miłość.

- Pracowaliśmy ze sobą około dwóch lat i nic nie wskazywało na to, że będziemy parą, aż nagle poczułam to "wow!". Spojrzałam na Maćka inaczej - pamiętam dokładnie moment, gdy serce zaczęło mi mocniej bić: to był jeden z telefonów związanych z pracą. Po nim czekałam na spotkanie, wiedziałam, że ono mi powie, czy się naprawdę zakochałam. Potem już wszystko potoczyło się błyskawicznie... Moja miłość jednak musiała zaczekać: Maciek był wtedy w związku i mieszkał we Wrocławiu, ja na Górnym Śląsku. Uczucie dojrzewało, a dla mojego syna Tobiasza to był naturalny proces - nie pojawił się nagle mężczyzna, który mu odebrał mamę.

Reklama

- Maciek namawiał mnie na przeprowadzkę do Wrocławia, ale ja uważałam, że obydwoje musimy zacząć nowy etap w swoim życiu. Marzyłam o własnym, tylko naszym domu, bez obciążeń i przeszłości. Mieszkamy razem dopiero dwa i pół roku. Często szukamy kompromisów, docieramy się jak młode małżeństwo. Czasem pojawiają się konflikty o "porozrzucane skarpetki", ale za to Maciek robi najlepsze na świecie jajecznice i sałatki! Zwraca ogromną uwagę na estetykę dania, na detale. Taki sam jest w pracy - dba, aby koncert był dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Obserwuje uważnie każdy występ, notuje, a potem dzieli się wrażeniami - jest surowym krytykiem, ale też jak nikt inny potrafi obdarzyć mnie cudownym komplementem. Patrzy obiektywnie i mogę mu ufać.

- Jest bardzo opiekuńczy, romantyczny, lubi robić niespodzianki. Nie tylko mnie - opowiadał, jak po pierwszych zorganizowanych koncertach, kilkanaście lat temu, kupił swojej mamie lodówkę, obwiązał ją wstążką i tak wstawił do domu. Potrafi mnie zaskoczyć. Na gwiazdkę wręczył mi bilety na marcowy koncert Beyoncé w Londynie, chociaż sam jej nie lubi. Zdarza się, że udaje się nam przekonać siebie nawzajem do jakiegoś artysty: wyciągnęłam Maćka na koncert Coldplay i teraz już obydwoje jesteśmy fanami tego zespołu.

- Ja z kolei dzięki niemu pokochałam Simply Red i George’a Michaela. Pamiętam koncert, po którym koledzy z zespołu powiedzieli, że wyjątkowo pięknie śpiewam utwór "Gdy naga stoję przed tobą...". Kiedy zamykam oczy, widzę to wszystko, co nas łączy. Czuję się kobietą spełnioną i w dużej mierze zawdzięczam to Maćkowi. Dla mnie najważniejsze są miłość i muzyka. Wyznajemy te same wartości, mamy takie same priorytety: rodzina, szacunek do rodziców, do innych, pokora (to szczególnie ważne w naszym zawodzie). Maciek to tata wymagający, ale bardzo czuły. Ja jestem bardziej tolerancyjna wobec trójki naszych dzieci. Próbuje mnie przekonać do polskiego kina, z różnym skutkiem. Dzięki jego uporowi oczarowała mnie "Ballada o Januszku" (reż. H. Bielski), ale kiedy zabrał mnie na "Drogówkę" (reż. W. Smarzowski), zasnęłam.

- Ja z kolei wzięłam go na "Sierpień w hrabstwie Osage" (reż. J. Wells): przepłakałam pół filmu, ale tym razem to on przysnął... Nasz związek na pewno miał wpływ na mój wizerunek. Ale Maciek nie przekonałby mnie do czegoś, z czym nie czuję się dobrze - pamiętam moment, w którym doszliśmy do wniosku, że powinnam zmienić fryzurę. On porozmawiał z fryzjerem stylistą, który zaproponował krótkie rude włosy. Kiedy przyszłam do niego, dowiedziałam się, co uzgodnili, i poczułam złość, oczywiście z przymrużeniem oka. Pomyślałam: "O ty, zaplanowałeś to za moimi plecami!". Wtedy jednak było mi to potrzebne. Chciałam zmiany, ale nie miałam odwagi podjąć decyzji.

- Maciek to pierwsza osoba, której pokazuję teksty, prezentuję kompozycje - wiem, że usłyszę konstruktywną ocenę. Jest bardziej wymagający niż ja. Jeden szczegół może mu przyćmić dobre wrażenia po występie. W ubiegłym roku, gdy miałam recital w Opolu, jeden z muzyków się pomylił. Ja cały występ uważałam za bardzo udany, a Maciek nie mógł się skupić na niczym innym poza tą pomyłką. Miałam o to do niego żal - zeszłam ze sceny pozytywnie nakręcona, naładowana energią, a on siedział naburmuszony i zły. Jakby ten szczegół miał znaczenie...

- Obydwoje jesteśmy Rakami, w wielu sprawach i sytuacjach reagujemy podobnie. Maciek mówi na przykład, że drażni go we mnie, iż zamiast o czymś powiedzieć, zamykam się w sobie. A ja odpowiadam: "Ty robisz tak samo". Wtedy myśli, myśli i... przyznaje mi rację. Jestem mu bardzo wdzięczna za to, że nauczył mnie otwartości na ludzi. Powiedział, że kiedy mnie poznał, wydawało mu się, że jestem wredna i zarozumiała. A ja po prostu byłam bardzo zamknięta w sobie i nieśmiała. Pochodzę z małej miejscowości, obracałam się wyłącznie w wąskim kręgu ludzi, których znałam. Dlatego wydawałam się naburmuszona, odizolowana, trudno mi było zagadać, rozdać z uśmiechem autografy.

- Maciek wyznał mi, że gdy dziesięć lat temu szłam z nim na jakieś spotkanie, drżał o to, jak się zachowam i co powiem. Teraz patrzymy w jednym kierunku. Stałam się gadułą. Ludzie widzą i czują tę zmianę. Nasza miłość na pewno mnie uskrzydliła. Ostatnio Maciek, robiąc jakieś swoje dzieło kulinarne, zapytał: "Kochanie, weźmiemy ślub?". "Jasne", odpowiedziałam bez wahania. I tak czujemy się jak małżeństwo...

-----

Anna Wyszkoni - piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów. Ma 33 lata, a w dorobku po cztery platynowe i złote płyty oraz jedną podwójnie platynową. W latach 1996-2010 występowała w zespole Łzy. Solowo wydała dwa albumy: "Pan i Pani" (2009) i "Życie jest w porządku" (2012), której platynowa edycja z kilkoma premierowymi utworami ukazała się w maju. Na 46. KFPP w Opolu w 2009 .r zdobyła Srebrną Premierę za piosenkę "Czy ten pan i pani" oraz Nagrodę Dziennikarzy i Fotoreporterów. Dwa lata później, również na festiwalu w Opolu, otrzymała Superjedynkę w kategorii przebój roku za utwór "Wiem, że jesteś tam", a w 2013 r. Supernagrodę za dorobek muzyczny. Ma 12-letniego syna Tobiasza i dwuletnią córkę Polę. 

Maciej Durczak:

- Pierwszy raz zobaczyłem Anię w katowickim Spodku, w 2000 r. Grała z Łzami przed zespołem The Offspring. Nie dla swojej publiczności, tylko punkowej, rockowej, a przyjęcie było fenomenalne. Spodobała mi się jej energia i autentyczność. Trzy lata później lider Łez zwrócił się do mnie z propozycją współpracy. Jej pierwszym owocem było wygranie konkursu premier w Opolu w 2003 r. Zaproponowałem, żeby Ania wyszła w białej sukni zaprojektowanej przez Macieja Zienia. Wyglądała pięknie, została doceniona i tak to się zaczęło.

- Zresztą od razu chciałem zmienić jej sceniczny image: wizerunek pseudopunkówy w ciężkich butach i rozciągniętym swetrze nie pasował do delikatnej, zmysłowej dziewczyny. Należało pokazać, że nie tylko dobrze śpiewa, ale jest też atrakcyjną kobietą. Krótkie marchewkowe włosy Ani miały zapowiadać jej pierwszą solową płytę. Wraz z kolejnym albumem nastąpiła zmiana na blond. Patrzę na Anię jednocześnie jak na kobietę i artystkę, jak partner i menedżer. Między nami nie od razu zaiskrzyło. Ona się śmieje, że z naszego pierwszego spotkania - kojarzy tylko jakieś dziwne buty, których ja nawet nie pamiętam...

- Jest bardzo uparta, zawsze chce pokazać swoją niezależność. Nawet w drobiazgach, np. kiedy miała rękę w gipsie, mieliśmy drobną sprzeczkę, po której poszła do kuchni robić sobie kanapkę, mimo że nie potrafiła nawet porządnie złapać noża. A gdy zaproponowałem, że jej pomogę, dumnie odmówiła. Ale ten upór ma swoje dobre strony. Nigdy nie zaśpiewa czegoś, czego nie czuje - choćby tekst był świetny, nie ma sensu jej namawiać. Bardzo mocną, pozytywną cechą, którą u niej cenię, jest wysoka artystyczna świadomość.

- Kiedy Ania pisze tekst, jestem pierwszym recenzentem, a ona przyjmuje moje uwagi. Zwłaszcza podczas pracy nad pierwszą solową płytą - przychodziłem do studia, słuchałem i marudziłem, że coś jest zaśpiewane infantylnie, coś przerysowane, że za dużo maniery. Oczywiście na chwilę wywracało to Ani świat, ale potem przyznawała mi rację. Teraz już tych "problemów" nie ma - przy drugiej płycie wiedziała dokładnie, co i jak chce zaśpiewać. Miała klarowną wizję, przy okazji spójną z moją - uważam, że w pełni dojrzała jako artystka. Jest genialną mamą. Codziennie jej mówię, że ją podziwiam - gdyby mogła nie spać, całą dobę poświęcałaby dzieciom.

- Pola jest promyczkiem biegającym po domu, jesteśmy w niej absolutnie zakochani. Jest bardzo muzykalna, z łatwością zapamiętuje melodie, a zasypia tylko przy dźwiękach drugiej płyty mamusi.

- Wieczorny rytuał wygląda tak: czytamy książeczkę, Pola pokazuje na sprzęt grający, mówi "mama" i wtedy nastaje czas usypiania. Zaręczyliśmy się w Paryżu w 2010 r., podczas koncertu George’a Michaela. To była pierwsza jego trasa od 18 lat - oboje jesteśmy fanami tego artysty. Miałem przygotowany pierścionek, kwiatów nie było, bo wszystko by się wydało. Ania nie wiedziała nawet, że idziemy na koncert. Wsiedliśmy do metra, nagle wyłania się słynna hala widowiskowa w Paryżu, Bercy, i tam już nie dało się ukryć celu wyprawy: tłum ludzi, billboardy reklamujące koncert...

- Kiedy się oświadczałem, podczas piosenki "Careless Whisper", Ania nie wiedziała, o co chodzi - był straszny hałas, a ja zacząłem mocować się z jej palcem. Dopiero po kilku minutach, gdy dotarło do niej, co się dzieje, popłakała się... Pierścionek nosi cały czas. Jest zafascynowana takimi wokalistkami jak Alicia Keys czy Beyoncé. Kiedyś lubiła Tori Amos, do czasu, kiedy wyszła z jej koncertu w Zabrzu, bo był tak nudny. Słuchamy też dużo "męskiej" muzyki: Coldplay, George’a Michaela, mnóstwo zespołów alternatywnych...

- To bardzo ambitna osoba, wciąż się rozwija, odkrywa nowe możliwości wokalne i szlifuje techniki. Chciałbym, żeby za 30 lat była jak Annie Lennox, a za 50 - jak Tina Turner! Bardzo dba o swoje zdrowie - nie tyka alkoholu ani papierosów, aby nie odbiło się to na jej głosie. Jej jedynym nałogiem są zakupy. W Berlinie czy Londynie ma ulubione sklepy - przez internet nie kupuje, bo boi się, że nie trafi z rozmiarem: jest bardzo drobna i zdarza się, że XS okazuje się za duży. Ania ma adoratorów, którzy przysyłają listy, maile. Nie jestem o to zazdrosny, bo jej ufam. Poza tym uwielbia pokoncertowe kontakty z ludźmi, co mnie bardzo cieszy jako jej menedżera.

- Gdyby mogła, siedziałaby z fanami do rana, często muszę interweniować. Ona wzbudza w ludziach jakieś nieprawdopodobne emocje, po dwóch godzinach koncertu potrafią zwierzyć się jej z całego życia. Działa też terapeutycznie na dzieci. Jest w Warszawie pewien chłopiec z porażeniem mózgowym - uwięziony w swoim ciele nie chodzi samodzielnie, ale jest niezwykle inteligentny, wrażliwy i wszystko rozumie. Bardzo lubi Anię i jego rodzice, jak tylko jesteśmy w stolicy, przyjeżdżają z nim, żeby się z nią spotkał. I mówią, że on potem dostaje poweru na dwa tygodnie - sam wstaje, idzie do toalety, normalnie się porusza... Niesamowite, ale oni uznają to za najlepszą terapię dla syna.

- Współpracujemy z Fundacją Mam Marzenie, która spełnia życzenia nieuleczalnie chorych dzieci. Tego typu zaangażowanie jest dla nas obojga oczywiste. Jedziemy np. na onkologiczny oddział dziecięcy - ja czasem nie daję rady, ledwo się trzymam, a Ania przez kilka godzin śpiewa z dziećmi, bawi się, rozmawia, każdemu poświęca sporo czasu. Jest twarda, ale kiedy wsiadamy do samochodu, rozkleja się. Potrafię być krytyczny wobec Ani jako artystki. Po koncercie mówię, nad czym musimy popracować, co zmienić. Używam formy "my", bo to nasze dzieło. Nauczyłem się już spokojniej przekazywać uwagi, kiedyś reagowałem zbyt gwałtownie. To, co tworzymy, jest efektem wielu kompromisów, ale wizja jest wspólna. Najistotniejszym elementem jest Ania. To na nią ludzie patrzą i to jej słuchają.

-----

Maciej Durczak - menedżer i producent muzyczny, właściciel firmy Rock House Entertainment. Ma 41 lat. Przez wiele lat prowadził karierę zespołu Ich Troje i Michała Wiśniewskiego, a także zespołów Łzy, Video, Virgin, Big Cyc, Czarno-Czarni, Sumptuastic, Blenders, Oddział Zamknięty. Od 2003 r. menedżer Anny Wyszkoni. Od kilku lat zajmuje się zespołami Bracia i Plateau, od niedawna również solową karierą Janusza Panasewicza. Ma dwie córki - 10-letnią Oliwię i ze związku z Anną Wyszkoni Polę.

Zobacz teledyski Ani Wyszkoni w serwisie Muzyka

Wika Kwiatkowska

PANI 6/2014


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: Anna Wyszkoni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy