Reklama

Zenon Martyniuk: Za życia stał się dla wielu legendą

Zenon Martyniuk, wokalista i lider zespołu Akcent, okrzyknięty Królem Disco Polo, jest najlepszym dowodem na to, że nigdy nie należy rezygnować z marzeń. Uwielbiany przez jednych, krytykowany przez innych. Można go kochać lub nie, ale jednego nie można mu odebrać – ogromnego sukcesu, który osiągnął dzięki uporowi i ciężkiej pracy, przypłaconej często niemałymi wyrzeczeniami.

Przeczytaj fragment książki "Zenon Martyniuk. Życie to są chwile" autorstwa Martyny Rokity.

Od dawien dawna do artystów ludzie listy piszą. Stosy rozmaitej korespondencji ma również Zenon Martyniuk. W jego zbiorach są zarówno podziękowania za występy, życzenia urodzinowe, jak i miłosne wyznania, a także liczne prośby o pomoc. Wszystko muzyk przechowuje w swoim archiwum.

- Ciągle dostaję dowody sympatii. Teraz częściej w formie elektronicznej, jednak wciąż mam dużo korespondencji sprzed lat. Nie ukrywam, że miło się czyta, kiedy ktoś pisze, że moja muzyka sprawia mu radość i pomaga w życiu. Nie brakuje listów miłosnych od fanek lub deklaracji zawiązania przyjaźni - wylicza Zenek i przyznaje, że jeszcze przed erą internetu listów w formie papierowej było tak wiele, że aby nikogo nie wyróżnić, postanowił nie odpisywać na żaden.

Reklama

Teraz zdarza mu się odpowiadać na wybrane e-maile. Choć docenia każde dobre słowo, nie mógłby robić nic innego, tylko siedzieć przy biurku i tworzyć zwrotną korespondencję, a w tym przypadku znacznie ucierpiałaby jego twórczość. Dużo łatwiej i szybciej jest teraz, kiedy dostaje e-maile. W miarę możliwości stara się na większość odpisywać.

Poza listami zdarzały się wizyty fanek pod drzwiami mieszkania. Odważne wielbicielki najczęściej jednak zamiast swojego idola zastawały jego żonę. Dla zakochanej fanki zdobycie adresu swego faworyta nie stanowi żadnego problemu.

Kiedy Martyniukowie mieszkali w jednym z białostockich bloków, do Zenka nie raz przybywały piękne nieznajome. Ten jednak nie był nigdy zainteresowany żadnymi flirtami. Zawsze doceniał wartość rodziny i nie zdecydował się na ruch, który mógłby zniszczyć mu życie rodzinne. Miłośniczki jego talentu najczęściej musiały zadowolić się głosem Danusi, która podnosiła słuchawkę od domofonu.

Zenek nie raz udowodnił, że ma dobre serce. W ciągu swojej kariery zagrał niezliczoną ilość koncertów charytatywnych, odwiedził mnóstwo chorych dzieci w szpitalach, a także nie raz przeznaczał środki pieniężne na szczytne cele. Niestety niektórzy nie mogą zrozumieć, że artysta nie jest w stanie uszczęśliwić wszystkich. Oliwy do ognia dolewa również prasa, w której regularnie ukazują się nieautoryzowane artykuły o gigantycznych zarobkach gwiazdora...

Po takich medialnych doniesieniach liczba "potrzebujących" natychmiast wzrasta. Wrażliwy na niedolę innych artysta czasem nie wie, jak ma się zachować, kiedy przychodzi kolejny e-mail lub list z prośbą o wsparcie finansowe. Przykrą sprawą jest fakt, że wśród ludzi, którzy sami nie radzą sobie w życiu, znajdują się też oszuści i wyłudzacze.

Prawdą jest natomiast, że Zenek, choćby bardzo chciał, nie jest w stanie pomóc każdemu, a próśb jest coraz więcej... Ludzie przysyłają na domowy adres muzyka historie swoich chorób i wyniki badań. - Wiem, że chorzy ludzie szukają każdego ratunku, ale jestem przerażony wiadomościami, które otrzymuję. Są osoby, które przysyłają historię swojej choroby i numer konta oraz sugerują kwotę, jaką "powinienem" im przelać. Przychodzą też karty informacyjne ze szpitali, dokumenty z banków o zadłużeniach i faktury do opłacenia. W pamięci utkwił mi przekaz pieniężny, wypełniony na 60 tysięcy złotych, który "miałem" nadać na poczcie. Niestety to w dużej mierze wina mediów. Gazety donoszą, że obracamy milionami i mamy horrendalne stawki za koncerty, więc nie ma się co dziwić, że znajdują się osoby chętne, bym się z nimi tym wszystkim podzielił. Szkoda tylko, że rzeczywistość jest trochę inna - opowiada ze smutkiem Zenek.

- Niesamowite jest to, że dochodzą do nas listy bez pełnego adresu. Mamy cały stos korespondencji, gdzie na kopertach widnieje jedynie "Zenon Martyniuk - Grabówka". Brakuje ulicy, a nawet kodu. Czasem zdarzy się "Akcent" w nawiasie... Cały Białystok wie, gdzie mieszkamy, więc nic nie ginie po drodze - dodaje Danusia.

Zdarza się również, że ktoś wtargnie na zamknięte osiedle, gdzie stoi dom Martyniuków, i próbuje spotkać się ze swoim idolem. Czasem fanom udaje się przemknąć, zanim zdąży zamknąć się brama za samochodem sąsiada. Dzwonią także do sąsiadów i proszą o otwarcie bramy, mówiąc, że są umówieni z panem Zenonem. - Niektórzy wejdą na posesję, ale nie mają odwagi zapukać do drzwi. Niedawno jednak ktoś pokazał mi w internecie zdjęcie dziewczyny na wózku inwalidzkim, która zrobiła sobie fotkę pod naszą furtką. Przyjechała po to aż z Bydgoszczy - zauważa artysta.

Wśród nieproszonych gości zdarzają się paparazzi. Bywa, że panowie z ciężkimi aparatami wystają po kilka dni pod domem gwiazdora i czekają na skandale, których ciągle brak. Jeden z sąsiadów Martyniuków zauważył, że niedoinformowany obserwator pomylił domy, które wyglądają tak samo i przez jakiś czas czaił się pod jego posesją, robiąc zdjęcia ogródka i tarasu. Zenek przyzwyczaił się do swojej olbrzymiej popularności. W miarę możliwości stara się obdzielić sobą wszystkich, jednak pierwsze skrzypce w jego życiu grają najbliżsi.

- Ludzie niemal zawsze zaczepiają mnie na ulicy. Często czuję na sobie czyjś wzrok, ale nie chcę narzekać. To cena sławy. Jednak staram się być w tym wszystkim normalnym człowiekiem. Rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Cieszę się, że mam cudowną, wyrozumiałą żonę i wspaniałego syna - podkreśla muzyk. Idol, choćby bardzo chciał, nie może dogodzić każdemu, kto wyciąga do niego rękę po pomoc. Sam często jest zmęczony, a za pieniądze, które zarabia uczciwie, płaci swoje rachunki. Kwoty, którymi operuje prasa, często są mocno przesadzone. Łatwo jest zaglądać komuś do kieszeni, ale już trudniej dostrzec, że ze stawki koncertowej trzeba opłacić resztę zespołu, tancerzy i cały sztab ludzi, którzy po cichu pracują na sukces frontmena zespołu.

Nikt też nie próbuje zrozumieć, jaką cenę rzeczywiście płaci artysta za swoją sławę. Gwiazdor często nie ma czasu nacieszyć się różnymi rzeczami, ale przede wszystkim najbardziej bolesne są ciągłe rozstania z rodziną. Teraz stara się nie grać w święta, ale zdarzało się, że w trakcie obiadu odchodził od świątecznego stołu, bo trzeba było ruszać w Polskę na koncerty. Nie zrozumie tego jednak ktoś, kto nie musiał rozstać się z żoną czy z mężem, żeby uszczęśliwiać innych ze sceny. Trzeba naprawdę wiele cierpliwości i miłości, żeby to wszystko znieść.

Dobre i miękkie serce Zenona podpowiadało mu, że mimo wszystko trzeba zrobić coś dla innych. Na początku 2017 roku ukazał się kalendarz "Zakochani w pomaganiu", z którego sprzedaży dochód przeznaczony jest na szczytne cele. Artysta zdecydował się na taką formę pomocy, ponieważ nie jest w stanie ogarnąć wszystkich indywidualnych przypadków, a tu przynajmniej jest pewien, że zebrane środki trafią w ręce najbardziej potrzebujących.

W latach 90. Danusia zorganizowała biletowany koncert, z którego dochód był przeznaczony na remont szpitala onkologicznego, w którym pracowała. Gwiazdą był oczywiście Zenek, który zaangażował do współpracy wielu swoich sławnych kolegów. Przejawy popularności są miłe, jednak czasem bywają męczące. Zenek jednak zawsze dba o swoich odbiorców i nigdy nie odmawia autografów.

- Nie możemy wyjść spokojnie ani na zakupy, ani na spacer. Fani są wszędzie - zauważa Danusia. - Na wszelki wypadek biorą jeszcze autografy ode mnie - dodaje ze śmiechem. - Bardzo nie lubię zdjęć. Nie tylko tych z zaskoczenia, ale w ogóle nie mam ochoty się fotografować, nawet prywatnie, dlatego zazwyczaj odmawiam - tłumaczy i zapewnia, że już się tym nie denerwuje, ale chciałaby przemknąć razem z mężem niezauważona, bo mimo szumu, jaki jest wokół ich rodziny, starają się żyć normalnie.

Zdarza się, że Danusia czeka kilkadziesiąt minut w samochodzie, gdy Zenek, do ostatniego zainteresowanego, rozdaje podpisy i pozuje do zdjęć. Natomiast jak nie miała jeszcze prawa jazdy i była zależna od Zenka, artysta, kiedy zawoził swoją żonę do centrum handlowego, również cierpliwie czekał na parkingu, aż się obkupi. Zenek nigdy nie powiedział żonie, że spędza na zakupach za dużo czasu. Takie rozwiązanie było lepsze od wspólnego pojawienia się na pasażu i przyciągania wzroku innych oraz rozdawania autografów pomiędzy półkami sklepowymi.

Zenek został rozpoznany nawet na Kubie. Gdy tylko wysiadł z samolotu, natychmiast podeszła do niego grupa Polaków, a za nimi następni, zaciekawieni, kim jest człowiek, który budzi takie zainteresowanie na lotnisku pod Hawaną. Towarzyszący mu przyjaciele musieli czekać na artystę ponad pół godziny, aż ten uszczęśliwił sobą wszystkich jego zdjęciem i podpisem.

Zdarzają się fani, którzy bardzo pragną mieć w swoim posiadaniu coś, co należy do ich idola. Któryś z "pomysłowych" wielbicieli talentu Zenka postanowił przywłaszczyć sobie tablice rejestracyjne od auta muzyka. - Podczas koncertu zginęła nam przednia tablica rejestracyjna. Razem z ramką, więc nie ma możliwości, że sami zgubiliśmy ją podczas jazdy. Nikt z nas nie ogląda samochodu po występach. Wsiadamy i jedziemy... O tym, że brakuje nam przedniej blachy, dowiedziałem się od sąsiada. Na nowe trzeba było czekać dwa tygodnie. Jazdę po Polsce ryzykowaliśmy bez tablicy, ale zbliżał się termin koncertu na Litwie. Baliśmy się, że nie przekroczymy granicy. Na szybko zamówiłem sobie nową, z pleksi, prawie identyczną jak oryginalna, tyle że bez hologramu. Na dzień przed wyjazdem dostałem jednak telefon z urzędu, że udało się szybciej wyrobić nową i bez obaw możemy jechać do Wilna - opowiada Zenek.

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy