Reklama

Zagadka Kate

Miła dziewczyna, która wżeniła się w rodzinę królewską i sprawnie poddaje się zaleceniom dworskiego protokołu, czy ambitna osobowość, która może jeszcze zmienić oblicze brytyjskiej monarchii? O Kate Middleton, żonie drugiego w kolejce brytyjskiego następcy tronu, mówi Marcia Moody, autorka jej biografii.

Kate Middleton jest pierwszą od 350 lat kobietą bez arystokratycznych korzeni, która poślubiła brytyjskiego następcę tronu. Jak trudne było to do przełknięcia przez Windsorów?

Marcia Moody: - Zgrabnie ujął to w jednym z wywiadów książę William: "na dworze królewskim wyciągnięto wnioski". Była to aluzja do historii małżeństwa jego rodziców. Księżna Diana była arystokratką, a mimo to jej małżeństwo z księciem Karolem okazało się katastrofą i doprowadziło do kryzysu monarchii. Dlatego tym razem Windsorowie się nie wtrącali. Już na początku znajomości uznali wybór Williama za akceptowalny i śledzili rozwój jego związku z panną Middleton.

Reklama

Mieli nadzieję, że młodzieńcza fascynacja minie i książę znajdzie wybrankę ze swojego kręgu? Nie jest tajemnicą, że Windsorowie to ultrakonserwatywna rodzina.

- A mimo to, co jest zresztą fascynujące w tej historii, królowa Elżbieta II od pewnego momentu kibicowała związkowi Williama i Kate. Gdy dwukrotnie z sobą zrywali, była zaniepokojona, uważając, że jej wnuk traci okazję na dobre małżeństwo.

Osobiście poznała Kate dość późno. Możemy założyć, że początkowo czerpała wiedzę na temat wybranki wnuka z raportów Scotland Yardu i MI5, brytyjskiego wywiadu. Obie te agencje dostarczają królowej informacji na temat osób kontaktujących się bliżej z członkami jej rodziny. Czego mogła się z nich dowiedzieć?

- Chociażby tego, że przodkowie Kate od strony matki byli górnikami z okolic Newscastle. Przez kilka pokoleń klepali biedę. Ich awans społeczny zaczął się od przeprowadzki do Londynu prapradziadka Kate. Od tamtej chwili z pokolenia na pokolenie osiągali coraz wyższy status społeczny. Rodzina ojca Kate była lepiej sytuowana. Zdarzali się w niej prawnicy i finansiści, którzy brali sobie za żony panny z dobrych domów. Okazało się, że dzięki jednemu z takich związków Kate, nie będąc arystokratką, jest kuzynką księcia Williama w piętnastym stopniu.

Tyle mówią wyciągi z ksiąg genealogicznych. A co wiadomo o rodzicach Kate? Domu, w którym się wychowała? Panujących w nim relacjach?

- Middletonowie to bardzo kochająca się i szanowana rodzina, która do wszystkiego doszła własną pracą. To ważne, bo ich początki były skromne, a dziś są milionerami. Matka Kate, Carole, poznała męża w pracy. Była stewardesą British Airways, a Michael Middleton pracował na lotnisku Heathrow w Londynie jako koordynator ruchu naziemnego. Szybko zwrócił uwagę na Carole. Dawni znajomi wspominają ich jako "bardzo zakochanych". Zamieszkali razem, wzięli ślub, Kate urodziła się rok później.

Miała cztery lata, gdy rodzice posłali ją do prestiżowej prywatnej szkoły St. Andrews. Cztery tysiące funtów za semestr! Skąd stewardesa i koordynator ruchu na lotnisku mieli takie pieniądze?

Gdy Kate miała dwa lata, Michael dostał propozycję wyjazdu na kontrakt do Jordanii. Miał wysokie stanowisko na tamtejszym lotnisku i świetnie zarabiał. Podczas kilkuletniego pobytu na Dalekim Wschodzie Middletonowie odłożyli sporą kwotę z myślą o przyszłości swoich dzieci. Uważali, że powinni im zapewnić edukację na najwyższym poziomie. Carole jest bardzo obrotną i ambitną kobietą. Po urodzeniu dwójki rodzeństwa Kate (Pippy i Jamesa - red.) założyła Party Pieces, małą firmę sprzedającą gadżety na kinderbale. Zdjęcia Kate i Pippy reklamowały w internecie rodzinną firmę, która okazała się żyłą złota. Rozwijała się tak szybko, że Michael porzucił pracę na lotnisku, żeby wesprzeć rodzinny biznes. Middletonowie zarobili dzięki niemu miliony.

To był dom zapracowanych dorobkiewiczów, w którym rodziców wyręczają opiekunki?

- Nie. Rodzice Kate stawiali życie rodzinne na pierwszym miejscu. Często organizowali rodzinne biwaki, jeździli z dziećmi na narty, zapraszali ich kolegów na grilla. To był bardzo otwarty dom. Szczególnie słynne były kinderbale u Middletonów. Carole miała ambicję, by każdy był niepowtarzalny i by mówiła o nich cała okolica. Gdy Kate na swoje siódme urodziny wymyśliła, że chciałaby mieć bal inspirowany Alicją w Krainie Czarów, matka zamówiła z tej okazji specjalne bajkowe dekoracje i ogromny tort w kształcie białego królika.

W swojej książce pisze pani, że matka Kate potrafiła być też stanowcza i wymagająca. I że zdaniem różnych osób, z którymi pani rozmawiała, była snobką, która posyłając dzieci do elitarnych szkół, chciała wepchnąć je do towarzystwa z wyższych sfer.

- Trudno uznać za wadę to, że chciała im zapewnić świetną edukację i lepsze życie. Carole nie pasuje jednak do wizerunku snobki, która swoimi ambicjami terroryzuje dzieci. Zawsze je wspierała. Zamiast krytykować, wolała powtarzać "dacie sobie radę". Może dlatego Kate jest i zawsze była pewną siebie osobą. Zdecydowanie bez kompleksów. Myślę, że to imponuje Williamowi. Gdy zaczynali ze sobą chodzić i jej znajome sugerowały, że zainteresowanie księcia to dla niej zaszczyt, odpowiadała: "To raczej on ma szczęście, że może chodzić ze mną".

Oficjalny wizerunek Kate Middleton jest dość bezbarwny: poprawna, miła, ładna, umie się ubrać i zachować. Udało się pani dowiedzieć o niej czegoś więcej?

- To bez wątpienia silna osobowość, choć świadoma tego, że publicznie nie powinna skupiać uwagi na swojej osobie i odciągać jej od męża. Kate wie, że William jako następca tronu powinien być uważany za głowę rodziny i lidera w ich związku.

Za zamkniętymi drzwiami jest inaczej?

- Myślę, że to partnerski układ. Kate czuje się w nim swobodnie. Ale jest inteligentna i rozumie, na czym polega jej oficjalna rola. Odgrywa ją perfekcyjnie. Królowa, którą drażniła neurotyczna niestabilność Diany, ceni opanowanie i rozsądek żony swojego wnuka. Dla mnie sporym zaskoczeniem było odkrycie, że Kate, choć potrafi być kobieca, w sytuacjach mniej oficjalnych jest raczej typem chłopczycy. Lubi sport - żeglarstwo, konie, polowanie, piesze wędrówki i góry. Świetnie jeździ na nartach, William twierdzi, że lepiej od niego. I nieźle strzela. Przyjaciele księcia dobrze czują się w jej towarzystwie.

Ale podobno podczas całego ośmioletniego okresu narzeczeństwa opowiadali za plecami Kate dowcipy o stewardesach, co było aluzją do jej "nieadekwatnego" pochodzenia.

- Zdarzały się takie incydenty, ale raczej nie wśród najbliższych przyjaciół Williama. Jej relacja z księciem wzbudzała zazdrość w arystokratycznych rodzinach, a złośliwości były tego wyrazem. Kate znosiła je ze spokojem. To osoba ze sporym dystansem do siebie. Wśród znajomych słynie z poczucia humoru, którym szybko zjednuje sobie ludzi. Gdy podczas podróży po Kanadzie, niedługo po ślubie, zauważyła mężczyznę w klasycznym kowbojskim stroju, stwierdziła: "Will, właśnie tak powinieneś się nosić!". Rozbawiła tym wszystkich, a jej żart potem cytowano. Wciąż jest dość bezpośrednia. To świadczy o tym, że dworska etykieta jej nie przytłoczyła, tak jak to było w przypadku Diany. Luz Kate to nowy styl na dworze królewskim. A ponieważ zjednuje dla dworu sympatię poddanych, uznawany jest za zaletę.

Rysuje pani bezproblemowy obraz jej osoby. Ale w książce jest wzmianka o tym, że w szkole dla dziewcząt w Down House Kate była prześladowana przez koleżanki. Dlaczego?

- Jako jedna z nielicznych uczennic nie mieszkała w internacie - dom Middletonów był blisko tej szkoły. To wykluczało Kate z przynależności do nieoficjalnych paczek. Nie buntowała się też, jak wiele jej rówieśniczek, przeciwko rodzicom. Nie pociągał jej również alkohol, papierosy czy inne zakazane używki, które dla wielu nastolatek są synonimem dorosłości. Koleżanki przykleiły jej więc etykietkę "grzeczniutkiej" - czytaj "tej innej", i zaczęły ją szykanować. Kiedy dosiadała się do jakiegoś stolika, ostentacyjnie go opuszczały. Potem zaczęły się wyzwiska i inne złośliwości. W końcu Kate poprosiła rodziców o zmianę szkoły. Tak trafiła do prestiżowego Marlborough. Tam problemy się skończyły. Może dlatego, że była to szkoła koedukacyjna i panowały w niej zdrowsze relacje. Epizod w Down House był wyjątkiem w życiu Kate. Chyba wszędzie poza tym miejscem postrzegano ją jako dziewczynę otwartą, bezproblemową i towarzyską.

Nie wytropiła pani żadnej wpadki?

- Kate ma wzorową reputację. Wygląda na to, że nie zaliczyła młodzieńczego buntu. Kiedy jej koledzy stawiali sobie włosy na sztorc, wolała chodzić na lekcje tańca, malarstwa czy grać w tenisa. Jej gap year (rok spędzony w podróży po świecie - red.) wyglądał podobnie. Pojechała do Florencji, by uczyć się języka, zwiedzić Toskanię i poznać włoską sztukę. Chyba po prostu zawsze uważała, że życie jest zbyt fajne, by je marnować na skandale czy autodestrukcję.

Podobno Kate ma wiele artystycznych pasji. To prawda czy stworzona na potrzeby wizerunku opowieść o "utalentowanej żonie przyszłego króla"?

- Od lat maluje i całkiem nieźle fotografuje. Jej zdjęcia z Borneo, które pokazała w internecie, okazały się profesjonalne.

Krążą różne wersje na temat tego, czy Kate miała nad łóżkiem w swoim pokoju plakat księcia Williama z tygodnika "People".

- Miała, ale krótko. Zdjęła go i w tym miejscu powiesiła plakat z Kate Moss w objęciach przystojnego modela. (śmiech)

Kate i William to była miłość od pierwszego wejrzenia?

- Raczej fascynacja od pierwszego wejrzenia. Bez wątpienia wzajemna. William już podczas pierwszego spotkania z Kate był zaintrygowany. Znajomi wspominali, że z nią było podobnie - gdy książę odezwał się do niej po raz pierwszy, wyraźnie się zarumieniła.

Charytatywny pokaz mody, na którym wystąpiła Kate, był punktem zwrotnym w ich historii?

- Zrobiła wtedy wrażenie na Williamie. Po pokazie była impreza, podczas której nie odstępował jej na krok. Świadkowie twierdzą, że trzymała go na dystans. Prawdziwym punktem zwrotnym w ich relacjach był drugi rok studiów. Razem z dwójką przyjaciół wynajęli wtedy dom. Ciąg dalszy to już po prostu historia pary, która dała sobie czas na podjęcie decyzji, czy wspólne życie to dobry pomysł.

Długo się docierali.

- Dzięki temu mają dziś wspólnych przyjaciół, pasje i poglądy, co dobrze wróży ich małżeństwu i brytyjskiej monarchii. Może dlatego na Wyspach z entuzjazmem mówi się dzisiaj o "efekcie Kate".

Anna Jasińska

TWÓJ STYL 1/2014

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: księżna Kate
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy