Reklama

Wziąłem się za siebie

Niepokorny aktor postanowił się zmienić! Dba o dietę, zaczął trenować. Nam zdradził, skąd ta rewolucja i z czym musi się zmierzyć...

Sport wyczynowy, triatlon nie bardzo mi do ciebie pasują...

Borys Szyc: - Zacząłem trenować dwa miesiące temu. Pomyślałem, że jak się żyło przez te 34 lata trochę niezdyscyplinowanie i niepokornie, to już czas, by się tej pokory i dyscypliny nauczyć. I teraz jest doskonały moment.

Kto cię zainspirował?

- Spędziłem część wakacji z Maciejem Dowborem (ambasadorem triatlonu w Suszu sprzed roku, przyp. red.). Byłem właśnie niepokorny i niezdyscyplinowany. A Maciek co chwila pojawiał się w naszym mazurskim domku i zmieniał strój sportowy. Bo właśnie albo skończył biegać, albo wsiadał na rower. Pomyślałem: "Zwariował!". Po czym okazało się, że sam zamierzam zwariować. Maćku, jesteś moją inspiracją.

Reklama

Przestrzegasz diety?

- Wbrew plotkom odżywiam się dobrze (śmiech). Bo ja lubię dobre jedzenie. Staram się jeść albo ryby, albo mięso z warzywami. Nie łączę tych dań z węglowodanami. I próbuję być systematyczny.

Dietetycy twierdzą, że jeśli nie masz czasu na jedzenie, to - paradoksalnie - tyjesz.

- Wiesz, przygodę z dietą i treningiem to ja już miałem przed "Wojną polsko-ruską". Dobrze wiem, ile trzeba wysiłku, by to, co wisi, zniknęło. (Borys pokazuje okolice brzucha i śmiejąc się, mówi dalej). Nagle przychodzi jeden tydzień i... wszystko znika.

Dużo już schudłeś?

- Teraz jest mnie siedem kilo mniej. Sądzę, że waga jeszcze będzie szła w dół. Podczas treningu do triatlonu pracuje każda partia mięśni i muszę mieć na to wszystko siłę. Dlatego mogę jeść dużo, a i tak chudnę.

Po treningu biegniesz grać "Hamleta"?

- Im mniej ktoś ma czasu, tym więcej go znajduje! Po prostu trzeba sobie tak wszystko poukładać, żeby godzina czy dwie dziennie na sport się znalazła. Maciej Dowbor opowiadał mi, że czasem biegał po pracy o godzinie pierwszej w nocy. Bo tak naprawdę w tym sporcie liczy się systematyczność. Nie to, że nagle zerwiesz się z kanapy, zamęczysz i na drugi dzień będziesz ledwo chodzić.

Byłeś dzieckiem wysportowanym, czy takim, które prosiło mamę, by napisała zwolnienie z WF-u?

- Chodziłem do szkoły sportowej im. Józefa Chełmońskiego w Łodzi. Może to śmiesznie zabrzmi w moim kontekście, ale ta szkoła słynęła z jazdy figurowej na lodzie. Mniej więcej miesiąc zajęło mi zrozumienie, że łyżwy z ząbkami na przedzie nie są moim powołaniem. Więc zapisałem się na tenis. I trenowałem go pięć lat! Niestety, nie zostałem Jerzym Janowiczem, ale do tej pory czasem gram. Potem odkryłem jeździectwo - doszedłem nawet do etapu skoków przez przeszkody.

Medale zdobywałeś?

- Zdobyłem na przykład tytuł wicemistrza juniorów. Jeździectwo to jest sport na całe życie. Ale kiedy zdałem do szkoły aktorskiej w Warszawie, sprzedałem swojego konia. Zajęcia trwające po 12 godzin dziennie uniemożliwiają uprawianie sportu.

Czego najbardziej boisz się w triatlonie?

- Pływania. Gdy byłem mały, podtopiłem się na wakacjach. Pływaliśmy w jeziorze. Jak to małe chłopaki, wygłupialiśmy się i starszy kolega dla żartu wrzucił mnie na głęboką wodę. Zniknąłem. Na szczęście ten sam kolega mnie uratował. Jednak trochę paniki z oddechem zostało. I dziś walczę w wodzie sam ze sobą.

Jak pokonujesz ten lęk?

- Głównie pływając. Dobra kondycja to nie wszystko, trzeba pokonać jeszcze swój umysł. Na razie jest super na ekskluzywnym baseniku, gdzie w ręczniczku mogę sobie po wszystkim w saunie posiedzieć. Ale na wodach Zatoki Gdańskiej (triatlon, w którym wystartuje Borys, odbędzie się w Gdyni, przyp. red.) są fale i sól dostaje się do ust... Poza tym jednocześnie wskoczy do niej 1200 ludzi, ktoś może mnie potrącić... To na pewno będzie wydarzenie, bo trzeba przepłynąć 1 kilometr 800 metrów. Norma to godzina i muszę dać radę!

W ubiegłym roku były zasłabnięcia i udary. Nie boisz się, że teraz coś takiego może przydarzyć się tobie i będzie obciach?

- Ale proszę bardzo! Niech ktoś spróbuje pokonać tę trasę. Nie jest obciachem nie dotrzeć do mety. Ważne, że się próbowało.

Stracisz głowę dla tego sportu jak Maciej Dowbor?

- Jeśli chodzi o trenowanie, to trzeba się wprowadzić w rodzaj transu. Jeśli żyje się niezdrowo: dużo imprezuje, pije, i nie dosypia, to tak samo można wpaść w trans. I potem źle się czujemy, że nie zrobiliśmy czegoś dla siebie.

O czym myślisz, kiedy biegasz?

- To jest taki czas tylko dla mnie. Zostaję ze swoimi myślami. Czasem mam podjąć jakąś ważną decyzję i wszystko odbywa się podczas tego transu. Nagle sprawy zaczynają się prostować, układać w głowie i okazuje się, że nie są tak skomplikowane, jak się wydawało. Czasem bieganie to rodzaj medytacji. Nie myślę o niczym. Umysł zupełnie się oczyszcza, wsłuchuję się w swój oddech.

Ćwiczysz dla swojej córki?

- Nie. Ćwiczę dla siebie! Jej to akurat jakoś specjalnie nie zmieni życia. No dobra, może i zmieni. Bo dzięki temu będzie miała tatę, który jest silny i zdrowy. Ona lubi być noszona i robić różne fikołki - a nie jest już takim maleństwem. Ma osiem lat i teraz będzie szła do komunii.

Czujesz satysfakcję, że już zmieniłeś swoje życie?

- Mam satysfakcję, że wziąłem się za siebie! Czasem człowiek tak się w życiu zapędzi, że nie zauważa już drobnych miłych rzeczy. Wydaje mu się, że ma nie wiadomo jak duże kłopoty. Sport daje zastrzyk energii i adrenaliny. Pobudza hormony szczęścia. Jeśli pokonujemy swoje słabości fizyczne, to tak samo można pokonać wszystkie inne problemy. Polecam każdemu.

Jak się czujesz jako facet, który będzie miał tak piękną kibickę - Zosię?

- Ten sport jest nie tylko dla facetów. W zeszłym roku Magdalena Boczarska w Suszu miała świetny wynik. A moje życie jakoś tak się pozmieniało, że przez te treningi musiałbym mniej widywać się z Zosią. Zapytałem ją ostatnio, czy ma ochotę potrenować. I ona wyraziła ochotę! Organizatorzy też się zgodzili, by Zosia trochę ze mną popływała i pobiegała. Bo jak się coś robi razem, to się wzajemnie motywuje.

Czyli twoja dziewczyna weźmie udział w triatlonie?

- Będzie ze mną na pewno. Ale ostatnio powiedziała, że wolałaby jednak na mecie popijać wodę i czekać, aż przybiegnę.

My też trzymamy za ciebie kciuki.

- Dziękuję. Jak zejdę na trasie, proszę, podnieście mnie (śmiech).

Iwona Zgliczyńska, współpraca J.K.

SHOW 3/2013

Show
Dowiedz się więcej na temat: triatlon | Borys Szyc | sport
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy