Reklama

Wszyscy słuchamy Pendererckiego, ale nie wszyscy o tym wiemy

Odejście największego współczesnego polskiego kompozytora wiosną tego roku, to niepowetowana strata dla muzyki i kultury nie tylko polskiej, ale i światowej.

Nazwisko Pendereckiego znają wszyscy, ale czy wszyscy znają jego muzykę? Podczas gdy koneserzy delektują się wyjątkowością jego talentów, wśród szerszego grona odbiorców jego muzyka uznawana jest za trudną, nieprzystępną i wymagającą przygotowanego odbiorcy o wyrobionym guście muzycznym. Czy tak jest naprawdę? Po części tak, z całą pewnością to muzyka wymagająca skupienia i uważnego odbioru. A jednak jej oddziaływanie wyszło daleko poza ekskluzywne sale koncertowe i większość z nas, nawet jeśli nie jest tego świadoma, zetknęła się z nią. Wszystko za sprawą twórców filmowych, którzy chętnie sięgali po jego talent do budowania muzycznych światów, by poszerzyć swoje własne światy filmowe.

Reklama

  Pełna niepokoju, narastającego napięcia, zaskakujących zwrotów "Polymorphia" idealnie pasuje do estetyki horroru. To właśnie ten utwór pojawia się w jednym z najlepszych filmów grozy w historii kina - "Egzorcyście" Wiliama Friedkina. Film miał premierę w 1973 roku i należy do grupy 15 filmów, którym udało się zgromadzić w amerykańskich kinach ponad 100 milionów widzów. To oczywiście wynik obejmujący jedynie USA i sale kinowe, a przecież film oglądany był na całym świecie i to za pośrednictwem różnych nośników. Wraz z "Egzorcystą" Penderecki dosłownie "trafił pod strzechy", choć nie wszyscy widzowie są świadomi, że za ich emocje, ciarki na skórze i wstrzymane oddechy odpowiadają również fragmenty arcydzieł muzyki współczesnej.

To nie był zresztą pierwszy raz, kiedy "Polymorphia" pojawiła się w kinie. Już w 1969 roku portugalski reżyser Ruy Guerra wykorzystał go w filmie "Tendres Chasseurs" (Słodcy myśliwi). I nie ostatni.  "Polymorphia", obok innych utworów Pendereckiego, pojawi się także w "Lśnieniu" (1980) Stanleya Kubricka. Kubrick zaproponował zresztą Pendereckiemu napisanie oryginalnej ścieżki dźwiękowej do filmu. Ten odmówił, argumentując, że: "Jeżeli się wejdzie w to środowisko, pisze dobrą muzykę, dostaje się coraz więcej zamówień. A że muzyka filmowa jest lepiej płatna, trudno już wrócić. Podział niepisany na kompozytorów, którzy piszą tylko do filmu i innych, jednak istnieje".

Zasugerował jednak reżyserowi, które z jego utworów mogłyby pasować do charakteru filmu. Jak efekt spodobał się samemu kompozytorowi? W wywiadzie udzielonym Remigiuszowi Grzeli w 2013 roku kompozytor stwierdza: "Jest taki bardzo dramatyczny moment w tym filmie, kiedy Jack Torrance z siekierą szuka swojego syna, chce go zabić w labiryncie. Kubrick podłożył pod nią moją muzykę sakralną, która okazała się abstrakcyjna, skoro może służyć również do takich celów. Tyle że z punktu widzenia kompozytora Kubrick zrobił harakiri na moim utworze, bo powtarza jeden motyw kilkadziesiąt razy. Ale rozumiem, że było mu to potrzebne do tego obsesyjnego tematu, jaki buduje w labiryncie". Ale już trzy lata później w wywiadzie dla magazynu "Prestiż" tak ocenia użycie swojej muzyki w "Lśnieniu": "To jest wielki mistrz, świetnie słyszał, miał dobre ucho. Wszystkie jego filmy zawierają znakomitą muzykę".

Z całą pewnością to właśnie "dobre ucho" Kubricka wprowadziło wielu odbiorców w świat muzyki Pendereckiego i muzyki współczesnej w ogóle. Jednym z nich był Wojciech Kuczok, który tak opisuje ten proces na łamach magazynu "Beethoven": "Ukąszenie nastąpiło w kinie, poprzez Kubricka, wiadomo - pierwsze projekcje Lśnienia Odysei kosmicznej były wstrząsem, do którego już potem niczego przyrównać nie mogłem, za młodu człowiek łatwiej daje sobą wstrząsać. Arcydzielność największych dzieł Kubrickowskich otworzyła przede mną drzwi do muzyki współczesnej, bo też nie było reżysera, który by zmyślniej dobierał sobie soundtracki z dóbr już zastanych; Kubrick meloman zrobił ze mnie fana Pendereckiego, wystarczyło przestudiować napisy końcowe". "Polymorphia" pojawi się jeszcze w "Bez lęku" (1993) Petera Weira.

Dreszcz może zresztą wywołać sama historia powstania utworu. Inspiracją były encefalogramy pacjentów krakowskiej kliniki psychiatrycznej, którym w ramach terapii odtwarzano utwory... właśnie Pendereckiego.

Po Pendereckiego chętnie sięga także David Lynch. W "Inland Empire" wykorzystał "Przebudzenie Jakuba" (które pojawiło się również w "Lśnieniu"), a w "Dzikości serca" - "Kosmogonię".  W trzecim sezonie serialu "Twin peaks" słyszymy "Tren - Ofiarom Hiroschimy". To utwór, po który chętnie sięgali również inni twórcy. Tren pojawia się w filmie w "W mroku pod schodami" Wesa Cravena i w "Ludzkich dzieciach" Alfonso Cuaróna.

  Nieco innego wyboru dokonał  Martin Scorsese, który w "Wyspie tajemnic" (2010) wykorzystał IV część z "III Symfonii" (1988-95). Utwory Pendereckiego odnajdziemy też w ścieżkach dźwiękowych do filmów polskich reżyserów: W "Katyniu" Andrzeja Wajdy i "Demonie" Marcina Wrony.

Film pokochał Krzysztofa Pendereckiego i niewątpliwie znalazł dla niego sporo nowych słuchaczy. Oprócz "Polymorphii" chętnie sięgali oni po "Kanon", "I Kwartet smyczkowy", czy "Jutrznię". Ale zanim Penderecki zatrzasnął te drzwi i wybrał inną drogę, w połowie lat 60. zdarzało mu się komponować specjalnie do filmu. Tak powstały ścieżki dźwiękowe do obrazów Wojciecha Hasa "Pamiętnik znaleziony w Saragossie"  i "Szyfry".

Ale początki związków Pendereckiego z filmem były zupełnie zaskakujące. Na długo zanim widzowie hollywoodzkich hitów kasowych mogli go usłyszeć, komponował muzykę do... filmów animowanych. W latach 60. współpracował z autorami animacji autorskich skierowanych głównie do dorosłego widza, ale na koncie ma też animacje dla dzieci np. "Przygoda żabki" w reż. Wacława Wajsera (tego od Bolka i Lolka, oraz przygód Baltazara Gąbki) czy "Scyzoryka" Leszka Lorka.   

Możliwe, że Pendereckiego słuchaliśmy już jako dzieci, oglądając "Raz termometr zachorował", możliwe, że usłyszeliśmy go dopiero w "Lśnieniu". Dla wielu, jak dla Wojciecha Kuczoka ta droga skończyła się w salach koncertowych: "Nie ma się czego wstydzić - dotarłem do poważnej muzyki przez kino, tak jak w Polsce Ludowej wielu uczyło się angielskiego z piosenek, nieco okrężną drogą".

Dla innych droga do Pendereckiego okazała się jeszcze bardziej niezwykła. Utworami kompozytora zainteresował się gitarzysta zespołu Radiohead, Jonny Greenwood, który zainspirował się nimi i stworzył na ich podstawie własne wariacje. W 2012 roku artyści dali wspólny koncert podczas festiwalu Open’er. Krzysztof Penderecki tak później wspominał to wydarzenie: "Okazało się, że przyszło - z tym, że raczej dla Greenwooda, niż na mnie - 50 tysięcy młodych ludzi! Do tego wszystkiego doszło niezwykłe zjawisko atmosferyczne, które wówczas wystąpiło: w czasie gdy wykonywaliśmy "Polymorphię" nadciągnęła szalenie gęsta mgła. I proszę sobie wyobrazić: odwracam się do publiczności i widzę tylko pierwsze trzy-cztery rzędy ludzi, reszta znikła! Przestraszyłem się, że wszyscy uciekli! Atmosfera zrobiła się zupełnie niezwykła, bo jak pan wie, w wilgotnym powietrzu dźwięk inaczej się przenosi, dzięki czemu mieliśmy znakomitą akustykę. Tak więc, jest to jeden z niezapomnianych przeze mnie koncertów. Ta mgła i te tysiące młodych ludzi! To też pomogło mojej twórczości: obecnie przy okazji innych występów przychodzą do mnie młodzi ludzie, mówią, że są tutaj, bo byli na tamtym koncercie. Było to dla mnie jak otwarcie jakichś nowych drzwi". Dla wielu uczestników festiwalu również!

Dzieł Krzysztofa Pendereckiego będzie można posłuchać podczas 16. Festiwalu Muzyki Polskiej w Krakowie

 

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy