Reklama

Wrażliwość wojownika

Co on czuje po rozstaniu? Jak długo pamięta, czy chciałby wrócić? Facet to enigma, więc nie wiemy. Czasem wydaje się nam, że rozstania nie przeżywa wcale, jakby nigdy nic wraca do pracy, spotyka się z kolegami, z kobietami. Czy jeśli nie próbuje Cię zatrzymać, to znaczy, że nie jesteś już ważna? Co kryje się za jego złością i obojętnością? Rozpracujmy męskie emocje. O tym, jak mężczyźni radzą sobie po rozpadzie związku, opowiadają... oni sami.

Mam opowiedzieć o rozstaniu?

Było, minęło, pozamiatane - chłodno mówi Damian, 33-letni lekarz, którego trzyletni związek rozpadł się w październiku. Na pytanie, dlaczego nie są już razem, wzdycha, wzrusza ramionami i cynicznie się uśmiecha. Po dłuższym namyśle mówi o niedojrzałości i nierealnych wymaganiach 29-letniej Hanki, która zarzucała mu egoizm i brak zaangażowania. I w końcu go zostawiła. Ona!

Swoją opowieść zaczyna od jej wyprowadzki. Dużo pamięta. - Nie wierzyłem, że może nam się udać, mimo to nie chciałem, żeby się wyprowadziła. Dziwne. Czułem się podobnie jak córka mojej poważnie chorej pacjentki, która opowiadała o strachu przed wejściem do sali, gdzie leżała matka: "Serce bije mi mocnej z obawy, że jej już tam nie będzie". Mnie też waliło za każdym razem, gdy stawałem pod drzwiami mojej kawalerki. Uspokajałem się, gdy widziałem rzeczy Hanki. Jeszcze była.

W sierpniu daliśmy sobie ostatnią szansę. Nie przeszliśmy próby, jej wciąż coś nie pasowało. Któregoś dnia piekła dla nas ciasto. Nagle walnęła blachą o podłogę, wszystko się wylało. Zaryczana wybiegła z domu. A ja nic złego nie zrobiłem ani nie powiedziałem! Od dwóch godzin siedziałem przed komputerem i grałem w gry online.

Reklama

Pakowała się stopniowo. Jednego dnia książki, kilka dni później płyty. Co tydzień powtarzała "wyniosę się już w tę sobotę", ale zostawała na kolejne dni, tygodnie. Tłumaczyła, że w mieszkaniu, które wynajmie, przedłuża się remont, ale myślę, że liczyła na to, że ją zatrzymam. Nie zrobiłem tego, bo nie zmuszam nikogo do bycia ze sobą. Nie potrafiłem obiecać: "zmienię się, zacznę z tobą podróżować po Europie". Nadal uważam to za stratę pieniędzy, widziałem już przecież Rzym i Paryż. Po co płacić za urlop, skoro w lesie pod Warszawą mam działkę? Z nowym domkiem. Nie mogłem powiedzieć Hance: "polubię wieczorne wyjścia na imprezy, będę spontaniczny, bardziej czuły", to byłoby nieuczciwe, nie jestem taki. Charakter dorosłego człowieka się nie zmienia.

Terapia? Też się nie zgodziłem. Grzebanie w emocjach nie dla mnie, zresztą ja sobie radzę z życiem, mam odpowiedzialny zawód. A ona? Rzuciła filozofię dla historii sztuki, wciąż zmieniała pracę, ciągle się szarpała. Pod koniec września ustaliliśmy, że nie jesteśmy już razem. Mimo to tygodniami spaliśmy na tej samej rozkładanej sofie, wśród jej częściowo spakowanych kartonów. W nocy czasem zaspany przytulałem się do niej, a nazajutrz było mi głupio. Mówiłem: to przez pomyłkę.

W dniu rozstania

Połowa października. Wparowała do domu z dwiema walizkami. Była jeszcze bardziej poirytowana niż zwykle: nerwowy chód, trzaskanie drzwiami. "Oho, pomyślałem. Koleżaneczki. Dowiedziała się od nich, że już czas popędzić dziada". Patrzyłem, jak zdejmuje ze ścian pretensjonalne ramki w stylu prowansalskim, wieszaczki z serduszkami - nie obchodziło mnie to, w końcu ona je kupowała. Obserwowałem ją i nie czułem smutku, tylko złość - nie wiem, na co. Na nią?

"Zostawiam ci zeszyt z przepisami, powinieneś od czasu do czasu coś sobie ugotować", powiedziała, więc pieprznąłem nim przez okno. Przypomniałem, żeby zabrała swoje chińskie herbatki, których nazw nie pamiętam. Nigdy nie rozumiałem, czemu wydaje tyle pieniędzy na herbaty, choć dla mnie i normalnych ludzi istniały dwie - czarna i owocowa, a kawa była rozpuszczalna. Dlatego oddałem jej też ekspres na kapsułki, który na początku związku kupiłem specjalnie dla niej. Ja tych kapsułek nie rozróżniam, smakują jednakowo.

Kiedy ekipa przeprowadzkowa weszła po rzeczy, zaczęło ściskać mnie w gardle. Hanka stanęła w drzwiach i zanosząc się płaczem, powiedziała: "Że-e-gnaj, Da-a-mian". Nie podszedłem do niej, zacząłem bezmyślnie układać coś na półkach. "Hej, powodzenia", powiedziałem. A co miałem zrobić? To ona mnie zostawiała! Gdy wyszła, poczułem się pusty, spojrzałem na mieszkanie i zacząłem głośno płakać. Trwało to minutę, góra dwie, a potem wyszedłem do pracy.

Pierwsze tygodnie po rozstaniu

Kiedy byliśmy razem nie zasłaniałem żaluzji, bo ona tego nie lubiła. Podciągała je, bo zabierały światło, przez co we własnym domu czułem się jak w teatrze. "To moje mieszkanie", powtarzałem, gdy chciała robić w nim coś po swojemu: przestawiać, malować. "Byłem zbyt ostry", docierało do mnie, ale tłumaczyłem sobie, że taki już jestem. Nie cierpię zmian, nie umiem inaczej.

W tej tęsknocie za nią byłem żałosny. Poryczałem się drugiego dnia rano, gdy w łazience spojrzałem na suchy dywanik koło wanny. Niemal cały związek się o niego kłóciliśmy! Tłumaczyłem jej, że nie powinna na nim stawać mokrymi stopami, bo dywan zbutwieje. Powinna najpierw wytrzeć się ręcznikiem. Śmiała się ze mnie i robiła swoje. A teraz? Tęskniłem za cholernym mokrym dywanikiem, który kiedyś doprowadzał mnie do szału! Nie rozumiałem siebie.

Przez pierwsze dni czułem się w domu jak w obcym miejscu, w hotelu. Brakowało mi tych durnych ramek, jej porozrzucanych ciuchów, duszących perfum, balsamu do ciała, którego zapach zostawiała na pościeli. Przez kilka tygodni przykrywałem się kołdrą w kolorowe ptaszki, dlatego że pachniała Hanką.

Któregoś dnia zatęskniłem tak bardzo, że wysłałem jej SMS: "Znalazłem za pralką kilka twoich bransoletek i pstrokatą poszewkę na poduszkę. Może wpadniesz?". Weszła i zaczęła płakać. Ja też. Przytuliliśmy się. Ale zaraz przypomniałem sobie wszystkie beznadziejne sytuacje, jakie były między nami, i stwierdziłem: "Nie pasujemy do siebie". "O, masz nasz kubek" - powiedziała, patrząc na jeden z dwóch, które kupiliśmy kiedyś w Mielnie. "To jest już mój kubek" - odparowałem.

To wtedy pomyślałem: "Jesteś dorosły, czas się po niej pozbierać". Przypomniałem sobie słowa matki: "To nie była dziewczyna dla ciebie. Za bardzo neurotyczna, no i zaraz chciałaby dzieci, ślubu, a przed tobą, synu, kariera". W myślach przyznałem jej rację. Opuściłem drewniane żaluzje. Nastał półmrok, tak jak lubię. Koniec to koniec, nie ma co płakać. Jeśli chcesz o kimś zapomnieć, wystarczy tak postanowić.

Miesiąc po rozstaniu

Odświeżałem znajomości, które zaniedbałem przez związek. Z Darkiem, dla którego nie miałem czasu, z Krzyśkiem, który zdaniem Hanki mnie rozpijał, z Lidką, o którą była zazdrosna. Przed wyjściem do pracy słuchałem metalu i nie było: "Ścisz! Ta muzyka wyzwala agresję". Pamiętam imprezę u mnie w domu, osiem osób ze studiów na Akademii Medycznej. Koleżanka chciała umyć ręce, zabrakło mydła, więc podałem jej szampon. Koledzy na próżno szukali kostek lodu w zamrażarce. No tak, kiedyś o wszystko dbała ona, teraz musiałem zacząć sam.

Wróciłem więc do dawnych nawyków: kupowania zapasów past do zębów, mydeł, proszków do prania, gdy coś się kończy, otwieram nowe. To samo z jedzeniem. Sosy do ryżu, makaronu, zupki w proszku układam w szafkach według terminu ważności. Już nie mam lodówki zawalonej serami, wędlinami i warzywami, z których część i tak ląduje w koszu. Wreszcie mniej wydaję, oszczędzam. Na co? Na czarną godzinę. Wystarczy mi pieczywo, wędlina, ser gouda, sos majonezowy, a na obiady dania w proszku. Kiedyś mi je wywaliła, bo pureé zalewane wodą to sama chemia. Teraz wrzucam na patelnię mrożone warzywa, pureé zalewam wodą i mam obiad. Radzę sobie.

Wykasowałem Hankę z grona znajomych na Facebooku. Wciąż o czymś pisała, dodawała nowe zdjęcia. Niepotrzebnie odżywały wspomnienia. Z czasem koledzy zaczęli się śmiać, że znowu się gorzej ubieram, ale to jest mój styl. Wyrzuciłem marynarki z modnymi łatami, które kupowała mi Hanka. Są nie dla mnie, nie jestem modnisiem z korporacji, jakim chciała mnie widzieć. Na zakupy chodzę tylko wtedy, kiedy potrzebuję coś kupić, a nie pooglądać, bo "może znajdziemy coś fajnego do domu".

Ona nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego kupuję dwie pary tych samych spodni. A czemu nie? Przecież kiedyś się znoszą, a później w sklepie już ich nie będzie. To nie nuda, to praktycyzm. W szafie rzeczy znów posegregowane kolorystycznie. Ciuchy nie leżą już górą na pralce, jak lubiła ona. Namawiała mnie: "Odpuść, rzuć kiedyś bluzę byle jak na fotel, wyrwij się z tych kajdan". Próbowałem tak robić i co? Miałem coraz większy bałagan, przez który się wściekałem. Już z tym koniec. Moje życie wróciło na miejsce - jest znów poukładane.

Cztery miesiące po rozstaniu. Teraz

Kiedyś na pytanie "co u ciebie?" odpowiadałem "u nas dobrze". Dziś mówię "robię doktorat z interny, inwestuję w siebie". I zawsze wtedy myślę o niej, że ona tego nie umiała. Pracowała i studiowała drugi kierunek, ale potrafiła przerwać naukę do kolokwium, bo mieliśmy rocznicę. Nigdy bym tak nie zrobił. I nie robiłem.

Niedawno przysłała mi długi e-mail. Było w nim dużo o emocjach i pracy nad sobą, takie tam sentymenty. Trudno mi je streścić, bo nie jestem dobry w tych babskich łamigłówkach. W każdym razie zasugerowała, żebyśmy dali sobie jeszcze jedną szansę. "Nie ma żadnych szans - nie byliśmy dla siebie", odpisałem.

Nie mam teraz czasu na związki, odpuszczam je sobie, bo się do nich nie nadaję. Mam koleżankę, która wpada co którąś noc i niczego nie oczekuje. Tak jest dobrze. Ostatnio powiedziała: "Nie rozumiem, po ci ten wiklinowy wazon na parapecie, jest taki... kobiecy". Nic nie odpowiedziałem. Hanka wetknęła kiedyś do niego papierowy kwiat, który zrobiła mi na urodziny i tak już zostało. Kiedy odchodziła, mówiła, że do niczego jej nie będzie pasował, więc został u mnie. Jakoś nie umiem go wyrzucić...

Myślałem, że to będzie tylko przerwa

- Zawsze uważałem, że jestem twardy i że płakać po kobiecie nie będę, mówi Krzysztof, 35-letni właściciel biura podatkowego. O tym, że jest inaczej, przekonał się, gdy dziewczyna, którą kochał, odeszła do innego. Mimo że od ich rozstania minęło dziesięć miesięcy, Krzysztof wciąż nie może o niej zapomnieć. Żeby uwolnić się od myśli o Agnieszce, w kwietniu wyrusza na wędrówkę w Himalaje.

- Któregoś wieczoru wróciła do domu z kwiatami. Tłumaczyła, że kupiła w kwiaciarni pod domem, bo bukietu ode mnie nie mogła się doczekać. Spojrzałem na te kilkanaście czerwonych róż, które przyniosła, i uwierzyłem w bajeczkę. Nie miałem czasu, by się zastanowić, czy to, co mówi, ma sens, byłem zbyt zajęty pracą. Dziś wiem, że to nie ona mnie zostawiła, tylko ja pozwoliłem jej odejść. Ale żeby zobaczyć swoją winę, potrzebowałem czasu. Przed rozstaniem ciągle się kłóciliśmy. O to, że do domu przychodzę tylko się wyspać, związek stworzyłem z pracą i nie można ze mną poważnie porozmawiać. Była w tym racja. Od kiedy moja firma zaczęła przynosić duże zyski, stałem się pazernym na kasę bucem, zapatrzonym w siebie.

Miałem oświadczyć się Agnieszce w jej trzydzieste urodziny, rozmawialiśmy o tym wielokrotnie. Zamówiłem już nawet pierścionek, ale nie poszedłem go odebrać, bo dzień wcześniej strasznie mnie wkurzyła. Znów miała pretensje, grała ofiarę. W urodziny zabrałem ją więc do kina, a o ślubie nie wspomniałem. Czekała na oświadczyny, więc w nocy przewracała się z boku na bok, nie mogła spać. A ja myślałem, że zrobiłem dobry ruch, bo zyskałem nad nią przewagę, teraz będzie bardziej się ze mną liczyć. Jednak ona oddalała się ode mnie - prawie nie rozmawialiśmy, jej ciało wysyłało sygnał: "nie podchodź".

Myślałem: "Naprawię to za tydzień, dwa, gdy tylko zamknę zlecenia". Planowałem, że oświadczę jej się w Rzymie, wciąż jednak nie miałem czasu, by ją tam zabrać. Mijały tygodnie. "Krzysiek, powinniśmy zrobić sobie przerwę", powiedziała któregoś dnia. Myślałem, że to jej gierki, nie wziąłem tego poważnie: "Obiecałem ci przecież, że od przyszłego miesiąca będę mniej pracować". Nalegała, żebym na jakiś czas się wyprowadził. "W porządku", powiedziałem i zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Była pierwszą kobietą, do której poczułem coś prawdziwego. To samo mówiła o uczuciu do mnie, nie lubiła się ze mną rozstawać.

Pierwsze dni po rozstaniu

Myślałem, że to będzie tylko przerwa. Ale ona nie odpowiadała na moje SMS-y, kiedy dzwoniłem, mówiła, że jest zajęta. Wysłałem jej kwiaty z bilecikiem: "Jestem w tobie szaleńczo zakochany, chcę pogadać", nie odpowiedziała. Zadzwoniłem do jej matki i poprosiłem, żeby z nią porozmawiała. "Nie mogę wtrącać się w życie córki", usłyszałem. Dziwne, zawsze wydawało mi się, że to akurat potrafiła robić najlepiej. Dałem więc spokój.

Chciałem wzbudzić jej zazdrość, więc na Facebooku oznaczałem miejsca, w których bywałem: knajpy, galerie, winiarnie. Cisza. Nie mogłem skupić się na pracy, podczas spotkań byłem nieobecny. We wtorki wychodziła z firmy o 15, więc podjechałem pod budynek i przed wejściem na nią czekałem. Na mój widok zawróciła do środka. Zostałem. Wyobrażałem sobie, jak walczy ze sobą, próbuje być twarda, ale wreszcie się łamie i biegnie w moją stronę. Za kwadrans pojawiła się w asyście dwóch koleżanek - z każdą pod rękę. Stałem jak głupi i nie wiedziałem, co robić. Patrzyłem tylko, jak się oddala. W sekundę ją znienawidziłem, ale gdy wieczorem zadzwoniła, żebym wpadł, "to porozmawiamy", znów byłem cały jej.

Wszedłem do mieszkania, które razem kupiliśmy na kredyt, gotowy zgodzić się na wszystko, co powie. Przepraszałem, obiecywałem, klęczałem. "Za późno, między nami skończone, chcę ułożyć sobie życie z kimś innym", oznajmiła. W kuchni mieliśmy nieduży regał z winami. Wyjmowałem butelkę po butelce, tłukłem o ścianę i o meble. Wezwała policję.

Pierwsze tygodnie bez złudzeń

Odwoływałem spotkania z klientami, piłem sam w pokoju hotelowym i jak prawdziwy frajer ryczałem przy piosenkach Jamesa Blunta. Pokojówki codziennie sprzątały zarzyganą łazienkę. Dość miałem po trzech dniach.

"Krzysiek, musisz się otrząsnąć", powiedział wspólnik, gdy zobaczył mnie z podpuchniętą twarzą, w wymiętej koszuli. Wyciągnął mnie na squasha, a potem na rajd po salonach samochodowych. Kupiłem na kredyt volvo S60 z siedzeniami w skórze, a jej wysłałem e-mail: "Do czasu sprzedaży mieszkania będzie wynajmowane. Na wyprowadzkę masz tydzień, meble zostają". "Już tam nie mieszkam", odpisała. A więc mieszkała z nim... Ale mnie to wreszcie nie bolało, cieszyłem się, że teraz pokazała, kim naprawdę jest, a nie po ślubie.

Co ze mną? Wpadłem w wir pracy, w biurze siedziałem do nocy. Odwiedzałem klientów w innych miastach. Naprawdę nie pamiętam, dlaczego odezwałem się do Marty, jej przyjaciółki. Gadaliśmy, wspominaliśmy czasy, kiedy większą grupą jeździliśmy razem w Bieszczady. Mówiła, że Aga jest szczęśliwa i żebym się o nią nie martwił. "Nie martwię się", odpowiedziałem i zaproponowałem piwo w mieście. Tak, była ładna. I sama. Pamiętałem, że zawsze na mnie leciała. Wprowadziłem się do niej tydzień później.

Dwa miesiące po rozstaniu

Zaskakiwałem sam siebie. Byłem partnerem idealnym. Miałem w głowie wszystko, o co prosiła mnie Agnieszka, i w nowej relacji starałem się nie dać plamy. Wracałem do domu przed 18, weekendy miałem wolne. Uczyłem się gotować, sprzątałem po sobie. Słuchałem jej. Pojechaliśmy na dwa tygodnie do Malezji. Naprawdę dobrze się bawiłem! Marta przy Agnieszce była aniołem. Wesoła, zabawna, spontaniczna w seksie. Z Agą musieliśmy nieźle się natrudzić, żeby nauczyć się swoich ciał, znaleźć ulubione pieszczoty.

W wyobraźni widziałem, jak Marta spotyka się z Agą i opowiada jej, jak bardzo potrafię być czuły i empatyczny i ile teraz zarabiam. A Agnieszka żałuje, że nie dała mi szansy. Wyobrażałem sobie też, że jej związek się rozpada, a ona w rozsypce próbuje o mnie walczyć. Nic takiego się jednak nie stało. Wkrótce dowiedziałem się, że moja była dziewczyna się zaręczyła.

Natrętne wspomnienia zaczęły wdzierać mi się do głowy: przypominałem sobie, jak w dziwnych pozach kładliśmy się na chodniku i kredą obrysowywaliśmy zarys ciał, skręcając się ze śmiechu. Przypomniał mi się wypadek na motorze. Aga miała ranę na czole, więc wziąłem ją na ręce i kilometr biegłem do kliniki, choć - jak się potem okazało - miałem złamaną kość śródstopia. Nie czułem bólu. Ona była najważniejsza. Teraz dowiedziałem się, że wychodzi za mąż. Żarty się skończyły. Wyłączyłem komórkę i poszedłem do baru się napić. Gdy wróciłem do domu nad ranem, Marta nie spała, zapytała, czy nie przestałem kochać Agi. Nie zaprzeczyłem, więc poprosiła, żebym się wyprowadził. Skończył się trójkąt. Przez kolejne tygodnie znów leczyłem się z Agnieszki. Pracą, kobietami.

Dziś. Dziesięć miesięcy po rozstaniu

Już mi się nie śni, prawie o niej nie myślę. Niedawno napisała do mnie, czy nie wysłałbym jej zdjęć ze świąt w Zakopanem, na których po raz ostatni był jej ojciec. "Wszystkie nasze zdjęcia wyrzuciłem", skłamałem. Nadal trzymam je w pudełku w regale z książkami. Niedawno uświadomiłem sobie, że muszę wydorośleć i już nigdy więcej tak kiczowato się nie zakochać. W kwietniu biorę wolne i z kumplami wyruszam na trzytygodniowy trekking w Himalaje. Mam nadzieję, że zanim dotrę do bazy Annapurna, w swojej głowie ostatecznie rozstanę się z Agnieszką.

Natalia Kuc

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: rozstanie | emocje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy