Reklama
Wcale nie taki święty

Artur Żmijewski

Poukładany, do bólu odpowiedzialny i obowiązkowy. Zawsze na czas, a w dodatku taki przystojny… Ten chodzący ideał skrywa jednak jeszcze kilka tajemnic.

Choć największą popularność zdobył grając kryształowych bohaterów, takich jak doktor Kuba Burski, Adam z "Nigdy w życiu" czy ksiądz Żmigrodzki z "Ojca Mateusza", tak naprawdę Artur Żmijewski uwielbia wcielać się w brutali i gangsterów. Problem tylko w tym, że mało kto ma odwagę obsadzać ulubieńca Polek w takich rolach.

Propozycja zagrania "złego" byłaby doskonałym prezentem na zbliżające się 51 urodziny aktora, który - zwłaszcza zdaniem fanek - nie ma wad. Już jako nastolatek był ideałem syna: żadnego wagarowania czy większych kłopotów w szkole. Zawsze przygotowany, stroniący od rówieśników, którzy uważali go za napuszonego i zarozumiałego. Bardzo chciał iść w ślady starszego o 6 lat brata Grzegorza, który na poważnie zajął się piłką ręczną.

Reklama

Demon tańca, niewierny kochanek

Mama, samotnie wychowująca chłopców, stwierdziła jednak, że przynajmniej jednego z nich chce mieć w domu i nie pozwoliła Arturowi na treningi. Ten zaczął więc ćwiczyć co innego: aktorstwo i grę na gitarze, którą zauroczył swoją przyszłą małżonkę. Młodsza o dwa lata Paulina zaprosiła go na pierwszą randkę i szaleli na turnieju tanecznym. Tak skutecznie zawróciła mu w głowie, że zrobił wszystko, by wyjechać z nią pod namiot na Suwalszczyznę.

O tym, że zakochani licealiści jadą razem, nie wiedzieli ich rodzice, bo raczej nie daliby na to zgody. Ale, dzięki drobnemu oszustwu, dziś aktor uważa te wakacje za jedne z najpiękniejszych w życiu.

Wkrótce gorące uczucie zostało wystawione na próbę - Żmijewski z rocznym poślizgiem zdał do wymarzonej szkoły teatralnej (za pierwszym razem spóźnił się na egzamin) i wpadł w nowe towarzystwo. Szczególnie zauroczyła go młodsza koleżanka, uchodząca za szkolną femme fatale Magda Wójcik. Jednak gdy nauka miała się już ku końcowi, ich uczucie się wypaliło, a skruszony Artur wrócił do swojej pierwszej miłości.

Paulina nie była jednak jedyną zakochaną w nim kobietą. Za sprawą filmów, w których się pojawił, w Żmijewskim kochało się już wtedy pół Polski! Szybki start w zawodzie zawdzięczał m.in. swoim profesorom ze szkoły teatralnej - Mai Komorowskiej i Andrzejowi Łapickiemu, którzy zobaczyli w nim największy talent w roczniku. Podsuwali jego kandydaturę znajomym reżyserom i nie pomylili się - Arturowi udało się zrobić karierę na miarę jego talentu.

Zanim został obiektem pożądania Polek, doktorem Kubą z "Na dobre i na złe", był jednym z ulubionych aktorów Władysława Pasikowskiego. U niego grywał tych złych, ale raczej drugoplanowych bohaterów. Dzięki reżyserowi Artur, kojarzony z romantycznymi rolami kochanków i wrażliwców, nauczył się kląć jak szewc. Dziś tego żałuje. "Niestety, to się przyjęło i funkcjonuje do dziś. Żona już się przyzwyczaiła. Przy dzieciach staram się jednak powstrzymywać. Kto bywał na planach filmowych wie, że jedynym panującym tam językiem nie jest język literacki", wyznał aktor w rozmowie z "Playboyem".

Przekleństwo doktora Burskiego

Kiedy w 1999 roku stanął na planie pierwszej polskiej telenoweli medycznej, nie przypuszczał, że zostanie serialowym chirurgiem na ponad dekadę. Sukces serialu okazał się gigantyczny. Żmijewskiego często proszono nie tylko o porady lekarskie, ale i o załatwienie łóżka we wzorcowym szpitalu w Leśnej Górze...

O sile rażenia produkcji przekonał się najmocniej, gdy po raz trzeci zostawał ojcem. "Jestem u żony w szpitalu, rozmawiamy, otwierają się drzwi, wchodzi lekarz, patrzy na mnie i mówi: »O, przepraszam«. Po paru minutach wraca straszliwie zażenowany, czerwony jak burak, przeprasza i twierdzi, że myślał, że jest niepotrzebny, bo lekarz na sali już jest", tłumaczył w jednym z wywiadów Żmijewski. W końcu jednak rola, która zapewniła mu wielką popularność, zaczęła mu ciążyć, choć miał świadomość, że bez jego bohatera, tak lubianego przez telewidzów, serial może spaść z anteny. Wtedy pojawiła się propozycja zagrania w komedii romantycznej "Nigdy w życiu".

Ojciec i Mateusz

Rolę głównego bohatera początkowo powierzono Andrzejowi Zielińskiemu, lubianemu doktorowi Pawicy z "Na dobre i na złe". Ale trzy dni przed rozpoczęciem zdjęć nastąpił niespodziewany zwrot akcji: okazało się, że Danutę Stenkę będzie jednak uwodził Artur. Ekranizacja powieści Katarzyny Grocholi okazała się wielkim hitem i, co ciekawe, wcale nie skazała Żmiejewskiego na role amantów - aktor wystąpił potem w "Świadku koronnym", "Katyniu", "Moim rowerze".

Ostatecznie aktor odszedł z "Na dobre i na złe", ale scenarzyści nie uśmiercili doktora Kuby - może on zatem wrócić do Leśnej Góry... Serial nawet bez niego ma się znakomicie, a gwiazdor ma własną produkcję, "Ojca Mateusza". Tam realizuje się także jako reżyser.

Serial daje mu sympatię widzów i stałe dochody. Są mu potrzebne, bo Żmijewski ma trójkę dorastających dzieci. W dodatku jego 24-letnia córka studiuje w Kalifornii. Jej bracia Karol (17) i Wiktor (15) też się jeszcze uczą. Choć aktor ma zagwarantowaną pozycję zawodową, wciąż szuka wyzwań.

Ostatnio wyspecjalizował się w rolach... damskich bokserów i pobił filmowe żony - Annę Dereszowską w "Pitbullu: niebezpiecznych kobietach" oraz Magdalenę Cielecką w filmie "Podwójny ironman" (ten film będzie miał premierę w październiku 2017 roku). "Miałem ogromną frajdę, grając każdego z tych facetów, właśnie dlatego, że te role przeniosły mnie na chwilę w ten inny, mroczny świat. Każda z ról daje mi możliwość poznania stanów, których nie doświadczam na co dzień", zdradza Żmijewski.

Katarzyna Jaraczewska

SHOW 7/2017

Show
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy