Reklama

Turcja: Jesteśmy w świecie mężczyzn

Sprzedawane, wykorzystywane, mordowane. Choć Turcja może poszczycić się postępowym prawodawstwem w niektórych dziedzinach, a nowoczesne metropolie kuszą zachodnim stylem życia, trudne do wykorzenienia tradycje wciąż zbierają żniwo, zwłaszcza w najbiedniejszych regionach kraju.

Co łączy polską i turecką mentalność? Przeczytaj pierwszą część wywiadu!

Izabela Grelowska, Styl.pl: Zaskakujące jest to, że prostytucja jest w Turcji legalna.

Witold Szabłowski: - Zaskakujące zwłaszcza dla Polaka. W Polsce prostytucja funkcjonuje całkiem otwarcie, ale w sposób nielegalny. W efekcie nikt nie chroni prostytutek, ale też nie płacą one podatków.

Lepszym rozwiązaniem jest, jeśli płacą, ale mogą liczyć na państwo i swobodnie korzystać z pomocy policji, służby zdrowia, a w późniejszym okresie życia mieć prawo do emerytury.

Reklama

W Turcji państwo chroni prostytutki?

- Kraje takie, jak Turcja, mają to do siebie, że nawet najlepsze prawo, kiedy wejdzie między ludzi, zostanie tak wypaczone, że nie będzie dobrze funkcjonować. Jednak samo prawodawstwo dotyczące prostytucji jest w Turcji szalenie nowoczesne. Nam może się wydawać, że żyjemy na Zachodzie, a tam jest dziki Wschód, tymczasem jest tam dużo większa tolerancja dla zmiany płci i większa akceptacja dla gejów niż w naszym kraju.

Zresztą nawet w Iranie Ajaollah Chomeini wydał fatwę dotyczącą zmiany płci, w której stwierdza, że jeżeli ktoś się urodzi z duszą kobiety, ale w ciele mężczyzny, to dusza jest ważniejsza od ciała i on, jako najwyższy przywódca duchowy, nie widzi przeciwwskazań, żeby ten ktoś zmienił ciało na takie, które bardziej odpowiada jego duszy.

Przedstawia pan w książce dwie historie byłych prostytutek. Nie wygląda to wesoło.

- To wynika z lokalnych układów i układzików. W wielu krajach, jeśli pojedzie się na prowincję, to układy między policją, a lokalną elitą "biznesu" nie są niczym osobliwym. W Polsce w latach 90. zobaczylibyśmy bardzo podobne symbiozy.

Najbardziej tragiczne w tych historiach jest jednak to, jak bardzo zawiodło państwo, ale też mężczyźni i rodziny. Policja mogłaby mieć rodzaj symbiozy z właścicielami domów publicznych właściwie wszędzie, tu jest jeszcze dodatkowy problem. W Turcji oficjalnie wpisuje się zawód wykonywany do dowodu osobistego. Jeżeli ktoś jest bezrobotny, to wpisuje się ostatni zawód, jaki wykonywał. Bohaterki reportażu wpadały w pułapkę, ponieważ miały w dowodach wpisaną prostytucję i przez całe lata nie mogły znaleźć innej pracy, a dopóki nikt ich nie zatrudniał, nie mogły uwolnić się od tego wpisu.

Ayşe Tükrükçü pozbyła się go dopiero po wielu latach, ale sama musiała sobie stworzyć miejsce pracy. Skończyła kurs kucharza, założyła restaurację i kiedy sama się zatrudniła, wyprosiła zmianę w dowodzie.

Prostytucja wpisana do dowodu to stygmat. Ale lżejszy kaliber, rozwód wpisany do dowodu, również fatalnie wpływa na sytuację kobiet i wprowadza je w zaklęty krąg.

 - Jesteśmy w świecie mężczyzn, którzy rządzą w tym społeczeństwie i ich władza przejawia się na wszystkich poziomach. Kobieta samotna czy rozwódka jest postrzegana jako "kobieta wspólna". Skoro nie ma mężczyzny mogącego ją chronić, każdy może po nią wyciągnąć rękę. Znam kobiety, które potrafią sobie poradzić w takiej sytuacji, ale to wymaga niesamowitego hartu ducha i szczęścia. Trzeba trafić na dobrych ludzi, mieć wsparcie rodziny i przyjaciół, inaczej może się to skończyć tragicznie. Taka osoba może zostać sprzedana do domu publicznego, wykorzystana, a nawet zabita.

Bohaterki reportażu startowały w wyborach parlamentarnych, co jest dużym aktem odwagi.

- To, co zrobiły Ayşe i Saliha, było wołaniem: "zauważcie nas". Najbardziej opresjonowane z opresjonowanych kobiet, prostytutki, których nikt nie szanuje, przyszły i wykrzyczały społeczeństwu w twarz: "Jesteście hipokrytami. Najpierw sami korzystacie z usług, a potem mówicie, że nie jesteśmy godne, żeby korzystać z tego samego szpitala, co inni".

Rzeczywiście, one mają problem nawet z zapisaniem się do szpitala. Jeśli była prostytutka umiera, to żaden cmentarz jej nie chce pochować. A z ich usług korzystają absolutnie wszyscy: lokalni politycy i biznesmani, policjanci i lekarze. Również ci ludzie, którzy teoretycznie powinni odpowiadać za ich bezpieczeństwo, zdrowie, za przestrzeganie prawa.

Podkreśla pan w książce różnice między zachodem i wschodem Turcji. Jak te różnice przekładają się na sytuację kobiet?

- Wschód jest dużo bardziej brutalny ponieważ panuje tam dużo większa bieda, a kontrasty i nierówności społeczne są ogromne. Najważniejsze porty i ośrodki przemysłowe są położone na zachodzie. Jeśli ktoś chce znaleźć pracę, a ma dwie ręce, dwie nogi i jest w miarę zmotywowany, to w Stambule czy Izmirze raczej sobie poradzi.  Ale jeśli trafi do np. Dyiarbakir jego szanse spadają do zera.

Wioska Yalim opisana w reportażu "To z miłości siostro" to obraz nędzy i rozpaczy wschodu Turcji.  Miejsce, które nie przyciąga turystów, bo nie ma czym. Jest zamieszkane wyłącznie przez Kurdów, którzy całymi dniami siedzą, popijając herbatę i obracając w palcach muzułmańskie różance. Ci ludzie nie mają żadnych perspektyw.  Trzydziesto-, czterdziestoletni mężczyźni nie mają pracy i wiedzą, że nigdy jej nie będą mieli. To niesamowicie gościnni ludzie, gotowi ugotować ci ostatnią kurę, ale panuje tam niewyobrażalna frustracja. 

Brutalność i brak nadziei panujące na Wschodzie przekładają się na sytuację kobiet. Jednak te podziały zaczynają się rozmywać. Obecnie w Stambule mieszka 18 mln ludzi. Po drugiej wojnie światowej był to milion.  W ciągu 70 lat przybyło 17 mln. mieszkańców.  Są to w większości ludzie ze wschodu Turcji. Jaki jest więc Stambuł? To miasto na wskroś nowoczesne, w którym jest mnóstwo klubów, wielu ludzi żyje tam po europejsku. A zarazem budulec ludzki jest wschodni. Teraz Stambuł wchłonął kolejne 2 mln. uchodźców z Syrii. To działa w dwie strony.  Ludzie się liberalizują, ale Stambuł również się brutalizuje. Tam też zdarzają się zabójstwa honorowe.

 Ale więcej jest ich na wschodzie. Z czego to wynika?

- Próbowałem znaleźć przyczyny, bo kiedy człowiek zabija własną córkę, to nie jest to normalna sytuacja.  Nie po to się kogoś kilkanaście lat wychowuje, żeby go zabić, bo Hasan powiedział Ibrahimowi, że ona się puszcza. Tradycja może mieć wpływ, ale ma się nijak do współczesności. 

Chciałem wiedzieć, czy jest jakiś głębszy powód niż to, że tysiące lat temu wśród koczowniczych plemion tylko dziewicę można było sprzedać za wielbłądy.

Zauważyłem, że to się dzieje wyłącznie w miejscach, gdzie panuje skrajna bieda. Ludzie bogaci mają pieniądze, żeby zapłacić za swój honor i mało ich interesuje, co się o nich mówi. Siedzą na pieniądzach i mogą sobie pozwolić na to, żeby nie przejmować się plotkami.

 A biedni nie mają nic. W jednym z reportaży opisuję historię dziewczyny, która miała zostać zabita, ale maż ją uratował. Nie wykonał wyroku, jaki wydała na nią rodzina, ale zapłacił za to sporą cenę.  Kiedy szedł do restauracji, kelner udawał, że go nie widzi i nie podał mu herbaty. Gdy nalał sobie sam, kelner wylał mu ją na buty. Jeśli ktoś jest bogaty, nie ląduje w herbaciarniach i jemu nikt nie odważyłby się wylać herbaty na buty. Na coś takiego można sobie pozwolić tylko wobec ludzi, którzy na drabinie zależności stoją niżej i nie mają nic. Jeżeli człowieka zaczynają na każdym kroku spotykać takie sytuacje, to trzeba naprawdę mieć nerwy ze stali, żeby się temu nie poddać.

Jeśli mówimy, że część zachodnia jest bardziej nowoczesna, czy nawet "europejska", to co to właściwie znaczy?

- O Turcji jest trudno mówić w kategoriach europejskości, bo każdy sobie tę europejskość inaczej wyobraża. Ja inaczej odbierałem np. turecki akademik niż mój kolega z Tadżykistanu.  On trafił tam z jurty i pierwszy raz mieszkał w miejscu, które miało dach. Zachwycał się i cieszył, że wreszcie jest w Europie. Dla mnie Europa tam się właśnie kończyła.

Czy Zachód jest europejski? Zagwozdka z Turkami polega na tym, że potrafią być bardzo europejscy, a potem nagle niespodziewanie zachować się w sposób zaskakujący i trudno pojąć, dlaczego to zrobili. Myślę, że każdy Turek nosi w sobie napięcie, jakie jest miedzy Europą a Azją. 

Może pan podać przykład?

- Byłem kiedyś w Turcji na weselu u bliskich przyjaciół, ludzi żyjących na co dzień po europejsku.

Dobrze znam wymogi tureckiej gościnności i zauważyłem, że cała nasza 6-7 osobowa grupa była traktowana z jakiegoś powodu nieco inaczej. W takich sytuacjach gospodarze zawsze dbają o to, aby goście mieli, jak dotrzeć na lotnisko. Tym razem powiedzieli, że możemy dotrzeć taksówką do autobusu, a w Internecie sprawdzić rozkład jazdy. Dopiero później uświadomiłem sobie, że w naszej grupie była rozwódka. I mimo, że nasi znajomi byli ludźmi bywającymi w Europie i stykającymi się z rozwodnikami, to mieli zakorzenione przekonanie, że rozwódka to osoba drugiej kategorii.  Nie zmieściło im się w kodzie kulturowym, że mogliby traktować jako gościa honorowego kobietę po rozwodzie. Możemy się przyjaźnić wiele lat i sądzić, że myślimy bardzo podobnie i nagle okazuje się, jak bardzo się mijamy.

Więcej na ten temat!

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy