Reklama

Turbokopciuszek

Nauczyłyśmy się godzić życie osobiste z zawodowym. Potrafimy wspaniale wyczuć potrzeby bliskich. Zadbać o wszystko i wszystkich... Tylko nie o siebie. To nie cnota skromności, ale grzech zaniechania. Troszcząc się o innych, same możemy potrzebować pomocy.

Spektakl "Trzy siostrzyczki Trupki" w Teatrze Na Woli to oparta na faktach historia o kobietach, które mają wielkie plany, ale jak to zwykle w życiu bywa, na marzeniach się kończy. Sztuka Macieja Kowalewskiego pełna błyskotliwych dialogów uwodzi humorem od pierwszej sceny i może byłoby tak rozkosznie zabawnie do końca, gdyby pewnego dnia do naszych bohaterek zamiast zapowiedzianej fryzjerki nie przyszła nieznajoma dziewczyna, która przedstawia się jako Przeznaczenie. I chociaż nadal jest radośnie, to jednak w naszym śmiechu jest coraz więcej goryczy. Zaczynamy rozumieć, że marzenia potrafią trzymać nas przy życiu. Przy złym życiu. Dają złudzenie, że wszystko jeszcze może się zdarzyć. Wystarczy tylko cierpliwie czekać, nie poddawać się i robić swoje.

Reklama

Świat się zmienia, ale stare bajki wciąż do niego pasują. Współczesny Kopciuszek mógłby się nazywać Turbokopciuszkiem. Skromną siermiężną sierotkę zastąpiła przebojowa, aktywna zawodowo kobieta na wiecznej służbie u swoich bliskich. I nawet nie ma na kogo czekać, bo książę małżonek już przybył i jest przy nim mnóstwo roboty. Co więcej, razem z dziećmi chętnie wciela się w rolę macochy i złych sióstr. Dominuje, rozkazuje, skarży się i zagrzewa do wykonywania kolejnych obowiązków. Dzielne Turbokopciuszki, pomyślcie raz tylko o sobie. Zamiast oddzielać groch od popiołu, zacznijcie odróżniać to, co naprawdę musicie zrobić, od tego, co chcecie. Bo chociaż nie straszne Wam żadne wyzwanie, to przede wszystkim jesteście specjalistkami od trwania w sytuacjach, które Wam nie służą.

Aktorki drugiego planu

Możemy zmienić tylko to, z czego zdajemy sobie sprawę. Problem w tym, że Turbokopciuszki uważają, że potrafią o siebie zadbać i że to robią! Kosmetyczka, rajd po handlowej galerii, kawa z przyjaciółką, nawet siłownia czy weekend w Krakowie. Często mylimy doraźne odreagowanie ze świadomym i systematycznym troszczeniem się o kondycję psychiczną. Nie chodzi o poprawienie nastroju, ale o odkrycie własnych potrzeb. Tych, które są zablokowane, stłamszone, niewyrażone. Jeżeli nie ma w nas tej uważności, to chociaż nic złego w naszym życiu się nie wydarza, dokuczają nam jednak: chroniczne zmęczenie, bezsenność, wędrujące bóle, egzemy niewiadomego pochodzenia, infekcje bakteryjne, nawet zaburzenia hormonalne.

Wszystkie te objawy mogą być wyrazem braku kontaktu z samą sobą. Nasze ciało krzyczy: zobacz wreszcie siebie. Zaopiekuj się sobą. Ale jak tu - kiedy jest się żoną, matką i podwładną w pracy - wszczynać prywatną rewolucję i mianować się pępkiem świata? Więcej w ten sposób zburzymy, niż zbudujemy. Może nie potrzeba nam wyzwolenia z roli Kopciuszka dzielnej służki, ale daru akceptacji życia pod presją obowiązków.

Przecież to naturalne i normalne, że póki dzieci są małe, to trzeba się poświęcić. A w domu samo się nie zrobi... I tylko niespodziewane spotkania z przyjaciółką z dawnych lat bywają nie zawsze radosne. Nie chodzi o dodatkowe kilogramy, przerzedzone włosy i brak tej iskry w oku. Boli świadomość, że już nie jestem egoistyczną fajną księżniczką, lecz kopciuchem poślubionym domowemu kieratowi. I nie zmieniło się jedynie czekanie, a im jestem starsza, tym coraz bardziej wyglądam emerytury niż księcia. Wtedy będę mogła zrobić to wszystko, na co teraz nie mam czasu. Tylko niekiedy przemknie myśl, że tego czasu może też zabraknąć. Rolę mężnego Turbokopciuszka można odgrywać latami. Tylko po co?

Czy leci z nami pilot?

Angielski psycholog Brian Little jest zdania, że często stawiamy sobie niewłaściwe cele życiowe, które zamiast rozwijać, ranią nas i niszczą. Na przykład w myśleniu o rodzinie koncentrujemy się przede wszystkim na tym, by lodówka była pełna, a mieszkanie posprzątane. Jest to dla nas czytelny znak, że wszystko jest w porządku. Że nie zbaczamy ze słusznej drogi. I na taki kurs nastawiamy swojego wewnętrznego autopilota. Oczywiście lecimy, życie się toczy, a że w samolocie dawno odpadła część kadłuba, pasażerowie przerażeni i nieszczęśliwi, mąż się katapultował z jakąś stewardesą, dzieci niebezpiecznie się zabawiają ze spadochronami - to wszystko drobiazgi. Ważne, że mamy zapas paliwa.

W życiu, jak w nawigacji, nie wystarczy pełen bak. Dobrze jest od czasu do czasu zapytać: czy leci z nami pilot? I kto nim właściwie jest? I może jeszcze: po co lecimy, gdzie, w jakim celu i dlaczego razem? Jeżeli suflerem byłby psycholog, na pewno podpowiedziałby, że dobrze jest być swoim własnym pilotem. Warto wiedzieć, że kiedy nakręcają nas własne potrzeby, nie ma ryzyka, że grozi nam katastrofa przegranego życia. Dlaczego wiele z nas tak po prostu nie potrafi zadbać o siebie? Nawet kiedy już decyduje wreszcie traktować się dobrze, znowu kończy się podobnie jak z noworocznymi postanowieniami, nic z tego nie wynika.

Rola Kopciuszka nie jest zazwyczaj naszym świadomym wyborem, bywa rodzajem wewnętrznego przymusu, pułapki, w którą wpadamy, planując kolejny dzień. Kobiety, które starają się za bardzo, to najczęściej osoby uzależnione od opinii innych, chcące się podobać za wszelką cenę, ulegle i nieśmiałe w kontaktach, ale również dobrze zorganizowane perfekcjonistki, przesadnie odpowiedzialne prymuski czy przebojowe kobiety biznesu. Jeżeli istnieje dusza, to duszę Turbokopciuszka mogłabym porównać do puszki Pandory. Pochowane urazy, upchnięte pretensje, niewyrażone żale, nierozwiązane konflikty, niepodjęte decyzje. Strach otwierać! Ale próba zrozumienia problemu wycisza lęk i pozwala się z nim zmierzyć.

Psychologowie mówią o skrypcie, czyli scenariuszu na życie powstałym w naszym umyśle w dzieciństwie, który potem nieświadomie realizujemy. Można być typem Szczęściary, Wojowniczki, Uwodzicielki. Istnieją "skrypty przegrywające", które przeszkadzają ludziom realizować ich prawdziwe potrzeby. Do takich na pewno należy rola napisana dla Kopciuszka. Scenariusz nakazuje kobiecie obsadzać się w rolach drugoplanowych. Paradoksalnie, czuje się w nich bezpiecznie, jest z nimi oswojona. Być może jako dziecko była właśnie takim Kopciuszkiem w królestwie rodziców. Była bita, odtrącana, poniżana albo żyła w materialnym dostatku, ale bez poczucia tego, że jest ważna.

Jako dziewczynka nie miała szansy poczuć się małą królewną i tę podrzędną rolę może uporczywie odgrywać w swoich dorosłych związkach. Bezpieczniej czuje się, krzątając się przy tronie, niż kiedy ma na nim zasiąść. "Bądź doskonała". "Pracuj ciężko". "Musisz nauczyć się gotować lepiej niż teściowa". "Bądź niezawodna dla swoich dzieci". Te wewnętrzne nakazy to zły, autodestrukcyjny doping. Zastawiają pułapkę, ograniczają spontaniczność, osobisty rozwój, prawo do błędu, do nieradzenia sobie, do gorszych miesięcy. Dlatego takim osobom trudno sobie odpuścić, wyluzować się, potrzebują pomocy, ale nie umieją o nią prosić. To dla nich wyraz słabości, wypadnięcia z roli.

To zazwyczaj kobiety zamknięte, skoncentrowane na zadaniach. Nie istnieją dla nich osobiste przyjemności. Jeżeli miłe chwile, to tylko w rodzinie. Nie potrafią zatroszczyć się o siebie. Dbanie o siebie mylą z egoizmem. Mają poczucie winy, że kradną ten czas dzieciom, zaniedbują dom. Zawsze jest coś ważniejszego do zrobienia niż przyjrzenie się sobie. Turbokopciuszek doskonale żongluje swoimi rolami: żony, matki, gospodyni domowej, pracownicy, ale zapomina, że oprócz nich jest jeszcze on sam. Ma wiele masek, nie ma twarzy. Nie robi nic dla siebie. Potworne zmęczenie wcale nie każe mu zwolnić, ale podpowiada, że jest potrzebny, niezbędny i że jak czegoś nie zrobi, to świat się zawali. Tymczasem jego własny świat dawno runął. Dzielne Turbokopciuszki, zajmijcie się sobą. Nikt Was nie zaprasza na bal? Zaproście się same, Wasze życie może toczyć się w sali balowej.

Nowa rola

Żeby o siebie zadbać, najpierw trzeba odkryć swoje potrzeby. Otworzyć się na siebie. Czego się chce, czego się nie chce albo ma już dość. Jakimi obowiązkami można się podzielić, z jakich służebnych czynności można zrezygnować, bo dziecko nie jest ciągle niemowlakiem.

Bądźmy dyspozycyjne dla siebie samych. Chociaż raz dziennie swój interes postawmy przed potrzebami naszych bliskich. Trudno w pośpiechu, ciągłym zabieganiu, perfekcyjnym żonglowaniu pracą i domem zrobić jeszcze coś innego, coś, co przecież zawsze może poczekać. Na niedzielę, na wakacje, na emeryturę, na nigdy. Bo chociaż stara zasada uczciwego życia głosi, że najpierw obowiązki, potem przyjemności, to same wiemy, że lata mijają, a końca zobowiązań nie widać. Dlatego przeorganizujmy swoją codzienność tak, by wykroić czas nawet na nicnierobienie. Z czasem pojawi się pomysł, czym go zapełnić. Jeżeli nie ma przestrzeni na dobre życie, ono po prostu nie może zaistnieć.

Lepiej źle wybrać i się sparzyć, niż przez całe lata samobiczować się biernym oporem i myśleć o tym, czego to ja bym nie zrobiła lub co ja zrobię na emeryturze albo jak dzieci skończą studia. I nie bać się, nie wstydzić, nie mówić: "Jestem za stara, za gruba, na zbyt poważnym stanowisku". Dobrze jest wyzwolić w sobie naturalny egoizm. Jako dziewczynki najpierw jesteśmy egoistyczne, potem dopiero empatyczne i wrażliwe na innych. Egoizm jest dobrą bazą w komunikacji z innymi. Ten zdrowy nie zamyka i nie wypacza intymności, ale jest tarczą, która chroni przed złą miłością, krzywdą i manipulacją. Minimalizuje uwikłanie się w toksyczne związki, pełne przemocy psychicznej. Jeżeli stawiam się na pierwszym miejscu, nie pozwalam się krzywdzić.

Dzięki dbaniu o siebie zyskujemy poczucie siły, szczęścia, własnej sprawczości. Nie boimy się czegoś zawalić, prosić o pomoc, potrafimy odmawiać i stawiać granice. Jest to szczególnie pomocne w czasie kryzysów i doświadczeń granicznych w życiu. Bezrobocie, rozwód, separacja, choroba, utrata bliskiej osoby - umiejętność zadbania o siebie staje się kwestią przetrwania i zbudowania siebie na nowo.

Tymczasem kobiety skoncentrowane na innych w sytuacjach trudnych mogą mieć kłopoty z ponownym stanięciem na nogi. Trudność sprawiają im problemy bezpośrednio angażujące ich emocje. Wolą wyzwania natury praktycznej.

Dorosła osoba, która świadomie kieruje swoim życiem, jeżeli napotyka na swej drodze mur, stara się go przeskoczyć lub obejść. Kopciuszek nie patrzy w górę, tylko zaczyna pielić trawę pod murem. Kiedy jest mu źle, ucieka od problemu w zajęcia, dzięki którym wierzy, że jest użyteczny Kopciuszkowi zawsze brakowało frajdy w życiu. W cichym, znojnym harowaniu widział swój sens i rację bytu w rodzinie. Pamiętają Panie krasnala z francuskiego filmu "Amelia" w reżyserii Jeana Pierre'a Jeuneta? Gipsowy król ogrodowego kiczu doczekał się wreszcie prawdziwego życia. Zaczął podróżować i nawet przemówił do swego ciężko pracującego, ale nieszczęśliwego ogrodnika: "Rusz się, życie nie da ci niczego na tacy, ale jak wyjdziesz za próg, kto wie, gdzie cię nogi poniosą!". I tego Wam serdecznie życzę.

Zyta Rudzka

PANI, nr 4/2010

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy