Reklama

Tori Amos: Nie mogę dłużej milczeć

Zawsze śpiewa o rzeczach ważnych. Bo Tori Amos to wielka osobowość i wyrazista artystka. Właśnie wydała swój piętnasty album.

Dziewiąta rano to dość wczesna pora na robienie wywiadu.

Tori Amos: Uwielbiam poranki. Mój umysł jest świeży, myśli wolne od zmartwień. Ale uważasz, że dziewiąta to wcześnie? Jutro rano mam w Londynie wywiad w telewizji śniadaniowej - wchodzę na plan o siódmej, ale makijaż zaczyna się już o piątej. A to oznacza, że mój budzik zadzwoni o czwartej. Bez kilku filiżanek mocnej czarnej herbaty się nie obejdzie. (śmiech)

Nie budzisz się kawą?

- Tylko gdy jestem we Włoszech. To jedyne miejsce na świecie, w którym parzą naprawdę dobrą kawę. Na co dzień wolę herbatę. Mój mąż, który pochodzi z Anglii, przyrządza ją znakomicie. Gdy był licealistą, dorabiał jako chłopiec na posyłki w studiach nagraniowych. Jednym z jego obowiązków było robienie herbaty dla muzyków i całej ekipy technicznej. Zaparzył wtedy tysiące filiżanek tego napoju. Wiesz, co jest zabawne? Kiedy Brytyjczycy jadą w trasę koncertową, wyznaczają jedną osobę odpowiedzialną za robienie herbaty i... wszyscy rywalizują o to zadanie! Każdy chce być królem lub królową herbaty, bo dla nich to nobilitujące. Ja w domu oddałam ten przywilej Markowi (Hawley, mąż piosenkarki - red.).

Reklama

Inne obowiązki w kuchni też on przejął?

- Gotuje znacznie lepiej ode mnie i na dodatek to lubi, więc tak . (śmiech) Ja specjalizuję się w jednej rzeczy - tylko się nie śmiej - w kanapkach. I uważam, że to nie jest łatwa sztuka. Dobieram składniki pod konkretną osobę, dokładnie analizuję jej preferencje smakowe. Dlatego kiedy w domu jest cała rodzina, łącznie z moimi siostrzenicami i siostrzeńcami, robię dziesiątki wersji. Tak więc ja jestem królową kanapek. (śmiech)

Porozmawiajmy o twoim nowym albumie "Native Invader". Mam wrażenie, że to jedna z najbardziej osobistych płyt w twoim dorobku. I jednocześnie najbardziej zaangażowana politycznie.

- Ten krążek jest emocjonalny, bo jeszcze nigdy tak wyraźnie nie czułam, że polityka wchodzi z butami w moje życie oraz w życie moich bliskich i przyjaciół. Słyszałam wiele opowieści o tym, jak przez różnice w poglądach rozpadają się rodziny, związki, układy koleżeńskie. Widziałam osoby tak pochłonięte śledzeniem informacji z Waszyngtonu, że zapominały o realnym życiu, o tym, co naprawdę ważne. Ja sama straciłam w ten sposób kilkoro przyjaciół. To przerażające, jak polityka potrafi doprowadzić do rozpadu więzi międzyludzkich. Jako artystka nie mogłam dłużej milczeć. Ale staram się śpiewać o tym wszystkim w łagodny sposób, w świecie zdominowanym przez agresję przekazywać moim fanom inny rodzaj energii. Bo uważam, że nie można ognia zwalczać ogniem.

Cały wywiad znajdziesz w najnowszym numerze magazynu PANI - już w sprzedaży!


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy