Reklama
Taka piękna katastrofa

Vivien Leigh, Scarlett O`Hara z "Przeminęło z wiatrem"

Jedna z najpiękniejszych aktorek wszech czasów. W Hollywood uważano ją za „dziecko szczęścia”, bo w wyścigu po rolę Scarlett O’Hary w "Przeminęło z wiatrem" pokonała największe gwiazdy. Pierwszego Oscara zdobyła w wieku 26 lat, drugiego kilkanaście lat później. Podziwiał ją Winston Churchill, Marlon Brando i Elia Kazan, a jej mężem był najwybitniejszy aktor szekspirowski. Dlaczego więc Vivien Leigh pod koniec życia uznała, że przegrała wszystko?

Leigh ma 23 lata i jest jeszcze mało znaną brytyjską aktorką teatralną, gdy udziela krótkiego wywiadu. Ku zaskoczeniu dziennikarki na pytanie "jakie ma plany na przyszłość?" oświadcza, że zagra Scarlett O’Harę w ekranizacji "Przeminęło z wiatrem". Dziennikarka uznaje odpowiedź jedynie za próbę zwrócenia na siebie uwagi przez początkującą aktoreczkę. Prawdopodobieństwo, by nieomal debiutantka mogła dostać rolę, o której marzyły wówczas wszystkie hollywoodzkie aktorki, było bliskie zeru.

Mocne wejście

W 1936 roku głośna powieść Margaret Mitchell była światowym bestsellerem. A David O. Selznick, wówczas jeden z najpotężniejszych hollywoodzkich producentów, wydał fortunę, by zdobyć prawa do jej ekranizacji. Wyprodukowanie filmu uznał za swoje dzieło życia. "W Przeminęło z wiatrem wszystko będzie perfekcyjne!", powtarzał. A ekipa miała dopiero się przekonać, jak poważnie traktował te słowa.

Reklama

Decyzję o zatrudnieniu w głównej roli męskiej (Rhetta Butlera) niekwestionowanego wówczas gwiazdora Clarka Gable’a producent podjął od ręki. Za to poszukiwania aktorki do roli Scarlett okazały się gehenną trwającą ponad dwa i pół roku. Selznick osobiście przesłuchał większość amerykańskich gwiazd (m.in Katharine Hepburn i Bette Davis), ale żadna mu nie odpowiadała. Potem w desperacji kazał zapraszać na przesłuchania drugorzędne aktorki, a w końcu nawet zupełne amatorki, jeśli tylko typem urody zbliżone były do ciemnowłosej piękności z książki Mitchell. Ale choć obejrzał ponad tysiąc kandydatek, bijąc przy okazji hollywoodzki rekord długości castingu, w dniu rozpoczęcia zdjęć wciąż nie miał "doskonałej Scarlett".

Żeby ratować film - główni sponsorzy grozili już wycofaniem się z przedsięwzięcia - kazał reżyserowi "kręcić cokolwiek". Pracę rozpoczęto więc od sceny pożaru Atlanty, w której i tak aktorkę zastępowała dublerka. I właśnie w trakcie tych zdjęć na planie filmowym pojawiła się niespodziewanie młoda Angielka w kapeluszu ze zjawiskowo ogromnym rondem. Towarzyszył jej Myron Selznick, brat producenta. "Przywiozłem ci Scarlett!", wykrzyknął na powitanie, na co dziewczyna zdjęła z głowy kapelusz, wystudiowanym gestem odrzuciła na bok długie, ciemnokasztanowe włosy, uśmiechnęła się prowokacyjnie i spojrzała producentowi w oczy z taką intensywnością, że przez dłuższą chwilę nie wiedział, jak zareagować. Taksował ją wzrokiem - ona nie traciła pewności siebie. "Vivien Leigh" - intrygująca nieznajoma powiedziała tylko dwa słowa.

Po latach David Selznick wyznał, że już w tamtej chwili był do niej przekonany: "Od razu poczułem, że to właśnie jej szukałem przez ponad dwa lata. Nigdy nie otrząsnąłem się z wrażenia, jakie wtedy na mnie zrobiła. Miała w sobie nieobliczalność, której szukałem". Zdjęcia próbne potwierdziły jego intuicję.

Rok później "Przeminęło z wiatrem" było już najgłośniejszym filmem świata, a nieznana nikomu wcześniej Leigh odebrała w Los Angeles pierwszego Oscara. Nieomal z dnia na dzień stała się najbardziej podziwianą kobietą nie tylko w Ameryce. Prestiżowy tygodnik "Time" pisał o niej: "Jest tak piękna, że nie musi być utalentowana. I tak utalentowana, że aby zyskać sławę, nie musiałaby być piękna".

Jak ona to zrobiła?

Największą zagadką tego sukcesu było to, w jaki sposób Leigh przekonała Myrona Selznicka, by przedstawił ją bratu. David, definiując swoje wymagania, wyraźnie zaznaczył: "Aktorki z Wielkiej Brytanii nie wchodzą w grę! Nie chcę żadnej damulki bez pojęcia o wojnie secesyjnej, która będzie w kinie wywoływać salwy śmiechu dziwacznym akcentem!". Dlatego nikt wcześniej nawet nie próbował rozglądać się za Scarlett w Europie. Co więcej, Leigh jako aktorka teatralna zbierała słabe recenzje - pisano m.in. że ma piskliwy głos.

Nikt jednak nie przypuszczał, jak bardzo Vivien była zdeterminowana, gdy na czymś jej zależało. I jak precyzyjnie potrafiła planować działania, które mogły przybliżyć ją do celu. Od chwili, gdy przeczytała po raz pierwszy "Przeminęło z wiatrem" (potem czytała tę powieść jeszcze kilkanaście razy), myślała tylko o tym, w jaki sposób mogłaby zaprezentować się Selznickowi osobiście. Gdy dowiedziała się, że jego brat będzie na pewnym hollywoodzkim przyjęciu, wsiadła na pokład statku płynącego do Ameryki i zrobiła wszystko, by znaleźć się na tym party. Starannie wystylizowała swój strój, by upodobnić się do powieściowej Scarlett. A gdy już przedstawiono ją Myronowi Selznickowi, w krótkiej rozmowie z nim zrobiła kilka inteligentnych aluzji do powieści.

Zaintrygowany brat producenta poprosił ją o spotkanie, na którym znów umiejętnie zagrała siebie-Scarlett. Cięte riposty (w Hollywood po latach miała opinię jednej z najbardziej dowcipnych gwiazd) i przenikliwe spojrzenia sprawiły, że kilka dni później z pełnym przekonaniem przedstawił ją bratu jako "wymarzoną kandydatkę". Zwycięska walka o rolę Scarlett nie była jedyną sytuacją w życiu Vivien, kiedy osiągnęła cel, który wszystkim wokół wydawał się poza jej zasięgiem. W równie brawurowy sposób weszła w związek z mężczyzną, którego uznała za "miłość swojego życia", zanim jeszcze on... dowiedział się o jej istnieniu.

Magnetyzm serca

Trzy lata przed premierą "Przeminęło z wiatrem" Leigh jest nieomal debiutantką. W rozmowie z przyjaciółką z Londynu wyznaje, że pociąga ją Laurence Olivier uznawany już wtedy w Wielkiej Brytanii za utalentowanego aktora teatralnego. Na uwagę koleżanki, że "Olivier pociąga większość kobiet, które kiedykolwiek widziały go na scenie", Vivien odpowiada z powagą: "Różnica jest taka, że ja w przyszłości zostanę jego żoną". Znajoma uznaje te słowa za żart. Leigh od dwóch lat jest mężatką. W wieku 21 lat wyszła za londyńskiego adwokata - i to "z wielkiej miłości", jak zapewniała rodziców, którzy chcieli ją zniechęcić do tak wczesnego ślubu.

Małżonkowie wydają się szczęśliwi. Mąż Vivien jest opiekuńczy, odpowiedzialny i zakochany w żonie. Toleruje jej teatralną pasję w nadziei, że przestanie grać, gdy pojawi się dziecko. Kiedy jednak rok po ślubie rodzi im się córka Suzanne, Vivien stanowczo daje mężowi do zrozumienia, że aktorstwo to dla niej coś więcej niż remedium na zbyt wiele wolnego czasu młodej damy z klasy średniej. I dalej stara się o role. W dniu, w którym Leigh postanawia wybrać się na jeden ze spektakli, w którym gra Laurence Olivier, jej córka ma prawie rok.

Po przedstawieniu Vivien idzie do garderoby aktora, przedstawia się i mówi: "Dziś był pan naprawdę wspaniały". Jest zaskoczona, gdy okazuje się, że Larry (tak będzie nazywać go do końca życia) kojarzy jej twarz ze spektaklu, który widział. Umawiają się na lunch. Podczas spotkania Leigh wygląda zjawiskowo. Jest przekorna, a gdy się z nim nie zgadza, inteligentnie dowodzi swoich racji. Jej zmysłowy śmiech zdradza niepohamowany temperament. Reszta jest już tylko kwestią czasu.

Vivien realizuje swój plan krok po kroku. Nie przejmuje się tym, że Olivier ma żonę (aktorkę Jill Esmond, która na dodatek spodziewa się dziecka) i uruchamia wszystkie swoje kontakty, by dostać rolę w jakimś przedsięwzięciu, w który ma grać również on. Wkrótce dostaje rolę młodej kochanki brytyjskiego lorda (gra go Olivier) w filmie "Wyspa w płomieniach". W trakcie pracy nad filmem aktorowi rodzi się syn. "Do czasu, gdy poznałem Vivien, myślałem, że jestem szczęśliwy", wyznaje Laurence jednemu z przyjaciół. Teraz już nie jest.

Narodziny dziecka oznaczają dla niego komplikacje na drodze do wspólnego życia z Leigh. Mimo to oboje spędzają z sobą coraz więcej czasu. Olivier jest nią zafascynowany. Zwierza się znajomym, że nigdy dotąd nie spotkał tak inteligentnej, zabawnej i zmysłowej kobiety. Że nikt dotąd nie rozumiał go tak jak ona. Nie wie, że jego kochanka precyzyjnie zbiera o nim informacje, by jak najtrafniej odgadywać jego życzenia. Jako "przyjaciółka domu" kilkakrotnie umawia się z nieświadomą jeszcze romansu żoną Oliviera i wypytuje ją od niechcenia, jakie książki ceni Larry, w jakich sztukach chciałby grać, co lubi jadać itp. Swoją wiedzę wykorzystuje do tego, by skutecznie uwodzić męża Jill.

Olivier początkowo nie chce się zdecydować na porzucenie żony i dziecka. Ale gdy Leigh oświadcza mu, że sama opuściła dla niego męża i córkę, przestaje się wahać i porzuca rodzinę. Od tej chwili oboje stają się nierozłączni. Gdy ktoś próbuje jej sugerować, że powinna mieć wyrzuty sumienia choćby dlatego, że zostawiła swoje dziecko, mówi: "Piękni ludzie tworzą swoje własne prawa".

Błyskotliwa kariera i szokujący finał popularności. Czytaj na następnej stronie!

Wszystko dla Vivien

To był jej czas. Podpisała w Hollywood kontrakt na rekordową sumę, po czym zaczęła przebierać w propozycjach. Podróżowała po świecie, a wszędzie, gdzie się pojawiała, witały ją tłumy. Olivier był w niej szaleńczo zakochany i błagał żonę o rozwód. Kochankowie zagrali razem w kilku produkcjach, m.in. w "Lady Hamilton", którą Churchill uznał za najlepszy film świata (na prywatnym pokazie zaprezentował go m.in. Franklinowi Rooseveltowi). Nawet jeśli Vivien i Laurence nie pracowali razem, spędzali z sobą każdą wolną chwilę: omawiali nawzajem swoje role, bywali na przyjęciach, a w Hollywood nazywano ich "najsławniejszą parą Ameryki", co było o tyle zabawne, że oboje mieli brytyjskie paszporty. On opowiadał przyjaciołom, że wreszcie znalazł kobietę, przy której poczuł się spełniony. Ona traktowała go jak guru w sprawach aktorstwa. Za jego radą m.in. ustawiła i pogłębiła swój głos. Z kolei Olivier, który przed poznaniem Vivien czytał jedynie sztuki, w których miał grać, zainteresował się ambitną literaturą.

Larry był też pod wrażeniem jej elegancji. Twierdził, że nie spotkał dotąd kobiety z takim wyczuciem stylu. Kreacje Vivien rzeczywiście były wystudiowane w każdym szczególe. Mówiło się, że nikt nigdy nie widział jej w niedbałym stroju. Bez wątpienia zwracała na siebie uwagę wszędzie, gdzie się pojawiała. Szczególnie lubiła białe atłasowe rękawiczki. W domu miała ponad sześćdziesiąt par - w torebce zawsze co najmniej jedną zapasową (gdyby ta, którą założyła, przestała być nieskazitelnie biała). Rzeczy, które nosiła, przed oddaniem do prania zawsze starannie składała w kostkę i nakrywała atłasową chustką obszytą koronką.

W jej świecie wszystko musiało być idealne, nieskazitelne i zgodne z jej wyobrażeniami. Jakby chciała kontrolować rzeczywistość w najmniejszym szczególe. I początkowo wszystko układało się dokładnie tak, jak zaplanowała. Gdy w roku 1940 ona i Larry uzyskali rozwody i zawarli ślub, mogło się wydawać, że Leigh zawsze zdobywa wszystko. Ale powoli coś zaczynało się psuć. Jej relacje z córką (wychowywaną przez byłego męża) z roku na rok stawały się trudniejsze. Dziewczynka stała się wobec matki nieufna i chłodna, a Leigh coraz intensywniej obwiniała siebie o to, że przed laty porzuciła dziecko dla kochanka. Jej poczucie winy stale się pogłębiało. W końcu zaczęła mieć obsesję, że "los ją pokarze" i któregoś dnia, podobnie jak Scarlett O’Hara, straci wszystko.

Coraz częściej utożsamiała się ze swoją bohaterką, w przekonaniu, że nad jej życiem też ciąży jakieś fatum. Kilka miesięcy po śmierci swojej matki w przypływie rozpaczy zadzwoniła do jednego z przyjaciół i powiedziała: "Pamiętasz, jak Scarlett mówi w jednej ze scen: »Dobrze, że moja matka nie żyje i nie może zobaczyć, jak paskudną osobą stała się jej córka«. To o mnie!". Do tego doszły nagłe napady agresji, nad którą nie potrafiła panować. Traktowała wtedy Oliviera jak wroga. Zdarzało się, że wulgarnie go wyzywała. Gdy szał ustępował, kajała się, płakała i popadała w długie stany depresji. Aż do kolejnego ataku.

Dziwne napady szału zdarzały się jej również na planie, więc zaczęła o niej krążyć opinia "trudnej gwiazdy". Pojawiły się plotki, że jest nieobliczalna i ma problemy psychiczne. Ryzyko związane z zatrudnieniem jej w filmie zaczęto oceniać jako wysokie, przez co straciła szansę na kilka ciekawych ról. Nie zagrała m.in. w "Rebece" Hitchcocka, na czym jej zależało. Porażki fatalnie wpływały na jej stan - nie umiała przegrywać. Wprawdzie dostała główną rolę w "Cezarze i Kleopatrze" oraz "Annie Kareninie", ale obie produkcje, choć miały być kasowymi przebojami, okazały się klęską.

Do tego Vivien dwukrotnie zaszła w ciążę i dwukrotnie ją straciła. W ciągu zaledwie dekady jej sława przygasła. Za to teatralna kariera Oliviera była dla kontrastu pasmem sukcesów. Okrzyknięto go najlepszym brytyjskim aktorem i najznamienitszym na świecie odtwórcą ról szekspirowskich. W 1947 roku otrzymał za swoje zasługi dla teatru tytuł szlachecki. Vivien jednak wcale nie ucieszyło to, że została "lady Olivier". Sukcesy męża zaczęły ją drażnić.

Pokonam go

Vivien wydaje się, że Larry się od niej oddala, wpada więc na pomysł, że uratuje związek, jeśli zaimponuje mężowi jako aktorka. Zaczyna się starać o ambitne role w teatrze, gdzie - ku swojemu zaskoczeniu - jako gwiazda filmowa z kłopotliwą reputacją kilka razy spotyka się z odmową wprost. A jeśli już dostaje angaż, recenzje bywają druzgocące. Długo nie chce przyjąć do wiadomości, że lepiej wypada przed kamerą niż na scenie. Sytuację ratuje rola w filmie Elii Kazana "Tramwaj zwany pożądaniem" według sztuki Tennessee Williamsa. Ma zagrać Blanche, starzejącą się kobietę, która straciła wszystko, na czym jej zależało w życiu. "Demoniczną istotę, której emocje są zbyt silne, by mogła nad nimi zapanować, nie uciekając w szaleństwo" - jak opisał tę postać autor.

Leigh utożsamia się z Blanche do tego stopnia, że zaczyna mylić swoje życie z życiem filmowej postaci. Czasem przedstawia się jako Blanche. Jej przyjaciele są zaniepokojeni tym, jak bardzo upodobnia się do złamanej przez życie filmowej bohaterki. Za to na ekranie wypada tak przekonująco, że pod wrażeniem jest nie tylko reżyser i partnerujący jej na planie Marlon Brando, ale również członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej, którzy po raz drugi przyznają Vivien Oscara. Ten sukces nie sprawia jednak, że w życiu Leigh mija zła passa.

W jej małżeństwie po dawnej namiętności nie ma śladu (w końcu Olivier poprosi ją o rozwód i ożeni się z Joan Plowright, młodą aktorką teatralną).

Tymczasem Vivien, wciąż nękana dziwnymi napadami szału, odwiedza kolejnych psychiatrów, którzy diagnozują u niej psychozę maniakalno-depresyjną i zalecają coraz bardziej radykalne kuracje. Widywana jest z charakterystycznymi odparzeniami na czole (ślady po elektrowstrząsach). Do starych objawów dochodzą nowe - teraz miewa jeszcze fantazje seksualne: czuje pożądanie do przypadkowo spotkanych mężczyzn, wyobraża sobie perwersyjne sytuacje z udziałem taksówkarza, który odwozi ją do domu, czy dostawcy warzyw. Zwierza się z nich znajomym. Staje się tak znerwicowana, że pali nieomal bez przerwy i coraz więcej pije, co tylko pogarsza sytuację, bo zażywa jednocześnie silne leki psychotropowe.

Zdarzają się jej halucynacje, podczas których uznaje przypadkowych ludzi za Oliviera i robi im wyrzuty. Ataki szału są coraz częstsze i coraz bardziej gwałtowne. Świadek jednego z nich mówił, że "przypominała dzikie zwierzę w furii". Podczas jednej z podróży pociągiem nagle wybiła okno i zaczęła krzyczeć. Nie potrafiła się pogodzić z tym, że jej życie, które zapowiadało się tak wspaniale, stało się pasmem klęsk. Gdy w 1958 roku jej córka urodziła dziecko, a w gazetach pojawiły się nagłówki: "Scarlett O’Hara została babcią!", znów przeżyła załamanie. Miała 45 lat i pragnęła, by wciąż widziano w niej wielką aktorkę. W jednym z wywiadów wyznała: "Zazdroszczę Evicie Peron, umarła, gdy miała 32 lata".

Leigh rozpaczliwie próbowała jeszcze kontaktować się z Olivierem, który jednak jej unikał. W poczuciu samotności zaczęła przygarniać koty. Gdy jeden z nich zaginął, popadła w depresję. Grała od czasu do czasu w niezbyt znaczących filmach i spektaklach, ale coraz częściej mówiło się o niej "zdesperowana", "napastliwa". W końcu zaczęto określać ją słowem "przegrana", którego zawsze najbardziej się obawiała. Po pięćdziesiątce Leigh zaczęła obsesyjnie powtarzać kwestię Scarlett O’Hary, bohaterki, która niegdyś zapewniła jej sławę: "To koniec mojego życia. Nic więcej już się w nim nie zdarzy".

W desperacji wdała się jeszcze w romans z aktorem Jackiem Merivalem, ale ich związek był raczej ciągiem dramatycznych epizodów wywoływanych nawrotami jej choroby niż romansową idyllą. Vivien nie panowała nad własną psychiką, napady agresji przeplatały się z atakami klaustrofobii i histerii. W 1963 roku zdobyła rolę w spektaklu Delikatna równowaga i chciała w nim wystąpić. Musiała jednak na jakiś czas przerwać pracę nad rolą, bo nastąpił u niej nawrót gruźlicy, której nabawiła się w młodości. Zamierzała spędzić w łóżku kilka tygodni, by nabrać sił przed powrotem do pracy. Ale gdy któregoś dnia Merivale wszedł do jej pokoju, zastał ją martwą. Miała 53 lata. Przy jej ciele siedział jeden z jej ukochanych kotów.

Anna Jasińska

TWÓJ STYL 1/2015

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy