Reklama

Spała - ulubiona miejscowość prezydentów i sportowców

W okresie międzywojennym rezydencję nad Pilicą zwano małym Belwederem.

Dlaczego największego posiadacza lasów na świecie, Imperatora Wszechrosji Aleksandra III, urzekła akurat Puszcza Pilicka? Może znudziły mu się łowy na łosie i niedźwiedzie w podmokłych borach północnej Rosji i Finlandii? A może zapragnął mieć daczę dokładnie w połowie drogi między Petersburgiem a Paryżem, by przyjmować tu europejskich monarchów? Na pewno był tak zadowolony z łowów w rządowych lasach koło Spały, że kazał się uwieczniać na zdjęciach z ustrzelonymi tu rogaczami. Po polowaniu w 1880 r. powiedział łowczemu dworu, że chce tu mieć rezydencję myśliwską. Pięć lat później pałacyk oddano do użytku. W kolejnych latach przybywały nowe obiekty, a w parku sadzono egzotyczne drzewa. W miejscu, gdzie jeszcze nie tak dawno wznosiły się tylko młyny rodziny Spałów, pojawiali się wielcy tego świata, jak cesarz niemiecki i szach perski. 

Reklama

Dramat carewicza

Miejscowość zapisała się też dramatycznie w dziejach rodziny carskiej. We wrześniu 1912 r. ośmioletni carewicz Aleksiej, syn Mikołaja II, zaczął tu gorączkować. Był to efekt krwotoku wewnętrznego, bo chłopiec cierpiący na hemofilię uderzył się jeszcze przed wyjazdem w Petersburgu. Kilka dni przeleżał majacząc. Matka, Aleksandra Fiodorowna, odchodziła od zmysłów z przerażenia. W końcu temperatura spadła. Nastąpiło to po doręczeniu carycy telegramu od Rasputina. - Bóg zobaczył twoje łzy i wysłuchał twoich modlitw. Nie martw się. Mały nie umrze - donosił samozwańczy prorok. Od tej chwili jego pozycja na dworze była niezachwiana. Po I wojnie światowej, która przyniosła okolicy zniszczenia, rozważano, co zrobić z rezydencją. Były projekty zorganizowania szpitala, pojawiła się też koncepcja, by zamieszkał tu Józef Piłsudski. Nie miał on jednak myśliwskich ciągot i odmówił przeprowadzki. 

Ostatecznie pałacyk w Spale stał się rezydencją prezydentów RP. Lubił go Stanisław Wojciechowski, a kochała jego żona Maria, która źle się czuła na salonach, miała niewielkie pojęcie o wytwornych rautach, chętnie sama robiła zakupy na targu i chroniła się w Spale przed złośliwościami warszawskiego towarzystwa. Oczywiście, nieskutecznie. Kiedy bowiem Polskę odwiedził rumuński król Ferdynand I, wymyślono anegdotę o dwóch Mariach - królowej i prezydentowej, korzystając z tego, że pani Wojciechowska nie znała francuskiego. W czasie przejażdżki pań po spalskich lasach władczyni, pisująca wiersze, miała wzruszyć się widokiem wiekowych drzew. Stwierdziła, że polskie lasy nasuwają jej myśli o wspaniałości przyrody, potędze Stwórcy i przeznaczeniu człowieka. Tłumacz wszystko wiernie przełożył. Prezydentowa rzuciła okiem po okolicy i stwierdziła chłodno: - Lasy, jak lasy. Tłumacz, ratując sytuację, rozwinął znacznie odpowiedź, sporo ubarwiając. A królowa, wciąż zachwycona, stwierdziła: - Jak wspaniały jest polski język, tak zwięzły, a bogaty w treści. 

Konno lub w kajaku

Po zamachu majowym w Spale często przebywał prezydent Ignacy Mościcki, wielki amator polowań i w ogóle aktywnego wypoczynku (jeździł konno, pływał kajakiem po Pilicy i spacerował. To właśnie on zapoczątkował sportową karierę miejscowości. W 1928 r. przeznaczył znaczne fundusze na jej rozbudowę, w tym na budowę stadionu przewidzianego na miejsce ogólnopolskich dożynek. Stadion był, jak na owe czasy, obiektem imponującym. Miał bieżnię o długości 460 metrów oraz trybuny mogące pomieścić przeszło 10 tysięcy widzów. Wielką manifestacją młodzieży, mającą w zamiarze organizatorów wspierać władze sanacyjne, były święta przysposobienia wojskowego i wychowania fizycznego w Spale organizowane od 1928 r. W maju 1929 r. odbył się tu zjazd gwiaździsty samochodów i motocykli organizowany przez Touring Klub, a w 1931 r. prezydent przyjął defiladę uczestników rajdu Warszawa-Spała-Warszawa. Większość rajdowców jechała samochodami wyprodukowanymi w zakładach "Ursus", co ucieszyło Ignacego Mościckiego, orędownika uprzemysłowienia Polski. 

W 1935 r. w Spale odbył się Jubileuszowy Zlot Harcerstwa Polskiego. Uczestniczyło w nim 25 tys. młodzieży, w tym delegacje skautów z zagranicy. Z tej okazji stadion wzbogacony został o sektor rzutów i stanowiska do skoku w dal. W Spale odbywały się wytworne bankiety, przyjęcia i rauty, na których strojem obowiązkowym dla mężczyzn był frak lub mundur galowy, a dla pań - długa suknia. Ulubioną formą przyjęć były "garden party", najczęściej organizowane na trawniku za Pałacykiem Prezydenckim lub nad brzegiem Pilicy.

- Nagle znalazłam się we wspaniałym otoczeniu wytwornych ludzi - wspominała tamte lata zatrudniona w rezydencji Józefa Szymańska. - Byłam pracowita i szybko się uczyłam, co pozwoliło mi dojść do funkcji podkuchennej w spalskim pałacu. Życie w takim świecie to było jedno nieustające święto. Wszyscy dookoła byli zawsze elegancko ubrani i zachowywali się bardzo uprzejmie, nawet wobec służby. A jacy tam bywali goście! Pamiętam, że kiedyś przyjechał do Spały sam Jan Kiepura. Kiedy wchodził do pałacu, odebrałam od niego płaszcz i kapelusz. Na pożegnanie słynny śpiewak dał mi 10 złotych. Jako dar Polonii kanadyjskiej pojawiły się w lasach koło pobliskiego Książa bizony, a żubr z brązu, pamiątka carskich polowań, został sprowadzony z Warszawy na polecenie prezydenta. Dla Ignacego Mościckiego Spała miała też znaczenie sentymentalne. Tu w 1927 r. poznał Marię Dobrzańską-Nagórną. Wtedy była ona (już tylko formalnie) żoną jego adiutanta, usuniętego wkrótce potem za skandale, mające posmak oszustw matrymonialnych. Po rozwodzie Maria została sekretarką Michaliny Mościckiej, a po jej śmierci - żoną owdowiałego prezydenta. Chociaż obojgu nie szczędzono szyderstw, wytykając głowie państwa związek z kobietą młodszą o blisko 30 lat, była to wielka i wzajemna miłość. 

Szkoła mistrzów

Po zniszczeniach II wojny światowej w Spale pozostało mało śladów świetności. Okazało się jednak, że wspomnienia mają swoją siłę. Wybitny trener i działacz sportowy Jan Mulak pamiętał rolę, jaką miejscowość odgrywała w sportowym życiu kraju. Dzięki jego staraniom i wsparciu innych działaczy odtworzono obiekty i już w 1955 r. ośrodkowi w Spale powierzono rolę centrum przygotowań polskich lekkoatletów do Igrzysk Olimpijskich w Melbourne. Złoty medal Elżbiety Krzesińskiej i srebrny Janusza Sidły potwierdziły ogromną rolę spalskiego ośrodka w szkoleniu lekkoatletów. Potem były kolejne sukcesy trenującej tu "cudownej drużyny" polskich lekkoatletów: Ewy Kłobukowskiej, Ireny Szewińskiej, Władysława Komara, Tadeusza Ślusarskiego i Jacka Wszoły. - Istnieje coś takiego jak geniusz tego miejsca, Spały, stadionu, tych hal, tych gabinetów odnowy - mówi Przemysław Babiarz. - Współcześni sportowcy stąpają po śladach dawnych olbrzymów i sami od tego rosną.

4/2016 Nostalgia

Nostalgia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy