Reklama

Ślubne marzenie Polaków? Dogonić rozmachem USA

Rosół na początek, minimum setka gości, białe słoniki na masce samochodu i wiele litrów alkoholu - tak jeszcze kilka lat temu wyglądały polskie wesela. Narzeczeni dziś pragną stylowych i niepowtarzalnych ceremonii. Liczą się dekoracje, personalizacja niemal każdego elementu i zaskoczone miny bliskich. By taki efekt osiągnąć, trzeba wydać niemałą fortunę. W programie telewizji TLC "Wesele na każdą kieszeń" widzimy pary, które oczekiwania próbują pogodzić z ograniczonym budżetem. O efektach tych kompromisów i ślubnych trendach rozmawiamy z konsultantka ślubną Anną Matusiak - współwłaścicielką firmy Ann&Kate Wedding Planners.

Jadąc na spotkanie z tobą, znalazłam w pociągu magazyn wydawany przez Intercity, a w nim artykuł o najpiękniejszych miejscach na przyjęcie weselne. Polacy zwariowali na punkcie ślubów?

Anna Matusiak: Tak! I wariują coraz bardziej, co nas, wedding plannerów, bardzo cieszy. Cudownie, że zmienia się podejście do ślubów i to jest widoczne coraz bardziej z każdym sezonem. Cieszy mnie to nie tylko z biznesowego punktu widzenia. Cudownie, że zaczynamy dążyć do estetyki, piękna, jakości i klasy, i że te nieśmiertelne pasztety na stołach zaczynają powoli odchodzić w zapomnienie.

Reklama

Jeszcze kilka lat temu polskie wesela kojarzyły się nam z wódką lejącą się strumieniami i świniakiem wjeżdżającym na salę przy zgaszonych światłach z racami. Dziś to zapomniany widok?

- Chciałabym powiedzieć, że tak, ale jednak patrzę na ten biznes z punktu widzenia klienta konsultantów ślubnych. Para, która decyduje się na taką usługę, jest specyficznym klientem. To jest klient, który jest bardzo zajęty, często pracuje za granicą i słabo zna polski rynek. Jest też na bieżąco z ślubnymi zagranicznymi trendami. To często również pary mieszane narodowościowo. Chcą wziąć ślub w Polsce, ale mieszkają za granicą i nie mają czasu, żeby samodzielnie zorganizować ślub. To też klient, który inspiruje się światem. Patrząc na takie pary, można powiedzieć, że wiele się zmieniło. Ale generalnie wódka się wciąż leje strumieniami. To jest bardzo polskie! Wódki i dobrego jedzenia nie może u nas zabraknąć. I dobrze, w końcu słyniemy z gościnności. Choć coraz częściej zdarzają się wesela, gdzie króluje wino.

W Ameryce na weselach młodzi decydują się, by podać swoim gościom alkohol w limitowanej ilości. Gdy ktoś ma ochotę na więcej, musi za to sam zapłacić. Spotkałaś się kiedyś z takim rozwiązaniem w Polsce?

- Nie, widziałam takie rozwiązanie w jednym z odcinków programu "Wesele na każdą kieszeń" i jestem przekonana, że to jest jedna z atrakcji, która nigdy nie przyjmie się na polskim rynku. Zdarza się, że para młoda proponuje gościom noclegi w ich własnym zakresie, ale nie sądzę, żeby kiedykolwiek para młoda narzuciła bliskim płacenie za alkohol. Nie w Polsce. I dobrze, bo to nie jest eleganckie. Róbmy coś na 100 procent, albo nie róbmy tego wcale.

- Za to sporo innych  zagranicznych atrakcji interesuje Polaków. Wszystko za sprawą romantycznych komedii amerykańskich, które podsuwają nam wiele pomysłów. Przykład? Chcemy sobie składać indywidualną,  przez siebie napisaną przysięgę, chcemy zaskakiwać gości np. kącikiem cygar i krótką lekcję ich zwijania, chcemy mieć u boku druhny i drużbów...

Pary młode robią listy prezentów, które chcą otrzymać?

- Tak, coraz częściej. W Ameryce to jest jeszcze sprytniej rozwiązanie, niż u nas. Tam goście udają się do sklepu wskazanego przez parę młodą i korzystają z aplikacji, dzięki której mogą odnaleźć produkty, które im się spodobały. U nas najczęściej para młoda podaje adres specjalnie skonstruowanej na tę okoliczność strony internetowej. Po wejściu na stronę zarezerwowany przez użytkownika prezent znika z listy. Coraz częściej stosuje się takie rozwiązanie i to jest bardzo dobry pomysł. Chroni nas przed pięcioma czajnikami i dwunastoma żelazkami.

- Paradoksalnie w Stanach zaczęto teraz stosować rozwiązanie, które u nas funkcjonuje od dawna. Coraz częściej amerykańskie pary proszą w subtelny sposób swoich gości o pieniądze. Kiedyś tego nie robiły, a u nas to jest standard od lat.

A ile pieniędzy wypada dać w prezencie parze młodej?

- Zasada jest taka, żeby pokryć koszt naszej obecności na weselu . Miło by było, gdybyśmy pokryli talerzyk, koszt noclegu i dołożyli do tego coś od siebie. Ale to nie są małe koszty. Dziś koszt tzw. "talerzyka" w Warszawie i okolicach to mniej więcej 300 zł. Więc jeżeli mówimy o parze, to już mamy 600 zł, dodajmy do tego noclegi, powiedzmy 200 zł za dwuosobowy pokój, to już mamy 800 zł, można zaokrąglić do 1000 zł. 1000 zł to bardzo  dużo, jeśli dla pary młodej jesteśmy zwykłym znajomym, a nie rodziną. Dziś wesele w Polsce zrobione w ładnym eleganckim miejscu i na niezłym poziomie już się raczej finansowo nie zwraca, ale przecież nie o to chodzi, prawda?

Mamy Pinterest, Instagram, na Facebooku prym wiodą grupy ślubne, pary młode przygotowujące się do ślubu są zasypywane pięknymi zdjęciami i inspiracjami. Można zwariować, można przesadzić z budżetem. Program "Wesele na każdą kieszeń" telewizji TLC ma pomóc takim parom?

- Wielką wartością takiego programu jest pokazanie zderzenia rzeczywistości finansowej z marzeniami. Faktycznie ludzie przychodzą z inspiracjami z internetu, i chcą dokładnie tego, co widzą na zdjęciu. Nie mają świadomości, że ta jedna wiązanka kwiatów, którą pokazują kosztuje kilkaset złotych, a żeby mieć efekt "wow", tych wiązanek musi być sporo. Często pary młode pokazują zdjęcie, mówią, że zależy im na podobnym efekcie i przyznają, że nie znają kosztów takiej dekoracji, ale mają nadzieję, ze 3000 zł.  im wystarczy. A taka kwota nie pozwoli na udekorowania nawet samego stołu państwa młodych w tym stylu, w jakim para sobie wymarzyła. I jest to duże zaskoczenie. Wtedy często pojawia się pytanie: "A jakie kwiaty byłyby tańsze?". W sezonie nie ma tanich kwiatów.  Szukamy więc przeróżnych rozwiązań, które będą efektowne, a nie będą się opierały tylko na kwiatach. Ale Pinterest rozbujał nam wyobraźnie i apetyt na coś, na co często nie mamy szans z budżetem, jaki sobie zaplanowaliśmy. To zderzenie bywa bolesne.

W programie widzimy pary, które zaczynają przygotowania do ślubu. Zwykle mają rozbieżne oczekiwana co do ceremonii i wesela, obserwują wesela trzech innych par i wybierają z nich rozwiązania, które podobają im się najbardziej. Na koniec dowiadują się, jakie są ich koszty. Zwykle to kobiety marzą o wystawnym przyjęciu. I to one stawiają na swoim.

- Ale mężczyźni mają coraz częściej sporo do powiedzenia i to nie tylko w kwestiach finansowych, ale również w tych estetyczno-wizualnych. Często spotykamy się z parami i okazuje się, że pan młody ma zupełnie inne oczekiwania co do koloru papeterii. Ale wciąż często na spotkaniu z nami mężczyzna w połowie rozmowy mówi, że jemu podoba się wszystko i nie będzie nam przeszkadzał w dalszych ustaleniach. Nie protestujemy! (śmiech)

Z jakimi najbardziej ekstrawaganckimi zachciankami par młodych miałach styczność?

- Lubię przywoływać jeden konkretny przykład ... Życzeniem tej pary było, by panna młoda została w trakcie wesela porwana przez wikingów, pan młody miał zaangażować gości w szukanie ukochanej. Przy czym wszyscy mieli być przekonani, że to autentyczne porwanie. Mam tylko nadzieję, że babcia panny młodej nie była tego świadkiem. Starsze serce mogłoby nie unieść wagi tej atrakcji...  To zdecydowanie jedna z najbardziej zaskakujących atrakcji z jaką się spotkałam!

W programie zaskoczyło mnie jeszcze jedno. Jedna z par młodych marzyła o akrobatce, która tańczyła na szarfach zawieszonych przy suficie i z wysokości dolewała gościom szampana...

- Tak, i to kolejna atrakcja, która moim zdaniem, nigdy nie przyjmie się na polskim weselu. My chcemy być amerykańcy, światowi, ale Polacy pewnych granic nie przekraczają. Ślub ma być z klasą. Nie zakładamy czegoś, co przekracza granice dobrego smaku. Półnaga tancerka pod sufitem? Tak, ale na wieczorze kawalerskim i to też raczej po cichu.

- Chyba, że młodzi są tancerzami, cyrkowcami i postawili na wesele tematyczne.

Takie przyjęcia są teraz w trendach?

- Tak, ale trzeba na to uważać. W Ameryce organizuje się wesela pod hasłem "Shrek". I tam panna  młoda przebrana jest za Fionę, a pan młody za Shreka. Okropne, co?

Ale u nas są wesela inspirowane "Harry’m Potter’em"!

- Robiłyśmy koncepcję dekoratorską takiego wesela. Była piękna i absolutnie magiczna. .  Nikt się nie przebierał za Harry’ego Pottera. Magię tworzyły   lewitujące świece i bajkowy klimat wesela. W Stanach młodzi zaczynają rezygnować ze ślubnych strojów. My jednak wciąż pilnujemy, by nie przekroczyć granicy dobrego smaku. Amerykanom się to zdarza.

Co oprócz takich wesel jest teraz w ślubnej modzie?

- Znów styl glamour i już trochę mniej boho. . Wianki, bose stopy, zwiewne fryzury królowały w ostatnich sezonach ślubnych, ale pomału się od tego odchodzi. To bardzo ryzykowna koncepcja ślubu w Polsce. Boho wesele wygląda dobrze tylko w plenerze, a wiadomo, jak u nas z pogodą bywa. To wielkie ryzyko i stres dla organizatorów.

- Polacy są zafascynowani rodziną królewską, więc z pewnością w przyszłym roku będą inspirować się ślubem księcia Harry’ego i Meghan. W wielu z nas ukryte są małe dziewczynki tęskniące za bajką w XXI wieku. Chcemy z księciem stanąć na ślubnym kobiercu.

Psycholodzy umieścili ślub na liście najbardziej stresujących wydarzeń w życiu. Zajmuje siódme miejsce.

- Tak mi przykro, że tak się dzieje... Panny młode, z którymi współpracuję często rzeczywiście bardzo się stresują, a szkoda... Każda żona w dzień po weselu żałuje, że się stresowała, bo było tak pięknie i niestety tak szybko minęło... W tym dniu powinna się bawić, a nie zamartwiać. Tak bardzo chciałabym powiedzieć wszystkim narzeczonym, by zapomnieli o stresie... Ale nawet ja, osoba, która od lat występuje publicznie i zajmuje się organizacją wesel, byłam w dniu swojego ślubu  w dużych nerwach. Widocznie to też element tradycji, a z tradycją się nie dyskutuje (śmiech).

Program "Wesele na każdą kieszeń" można oglądać w telewizji TLC we wtorki o godz. 21.30. 

Zobacz także:

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy