Reklama

Projekt: Sławomir

Sensacja. Sławomir rządzi. Jego hit Miłość w Zakopanem odtworzono na YouTubie już ponad 160 milionów razy, kilka innych piosenek – 40 milionów! Codziennie gra koncert: raz w Nowym Jorku, raz w Boguszewcu. Zarabia dużo. O co chodzi z rockopolową muzyką i jak poważny aktor po krakowskiej szkole stał się uwielbianą przez tłumy prześmiewczą gwiazdą, pytamy Sławomira Zapałę i jego żonę Magdę „Kajrę” Kajrowicz, twórców projektu „Sławomir”.

Umawianie się na ten wywiad było trudne i trwało chyba dwa tygodnie. Myślałam, że to taka poza, stylizowanie się na gwiazdę, ale potem okazało się, że Sławomir rzeczywiście codziennie gra koncert w innym mieście, na który musi dojechać, zrobić próbę, zaśpiewać, odpocząć.

Chyba też nie do końca zdawałam sobie sprawę z jego popularności, dopóki wywiadu nie przerwały dzikie piski i krzyki przechodzącej nieopodal wycieczki szkolnej. Nagle wszyscy uczniowie wyjęli telefony i chcieli zrobić sobie ze Sławomirem zdjęcie.

Bałam się, że w tym momencie nasza rozmowa się skończy, ale w trudnych momentach, kiedy fani próbują rozerwać Sławomira na strzępy, wkracza Kajra ze swoją stanowczością i nieustępliwością. Już wiem, dlaczego to ona jest menedżerką tego projektu... Obydwoje ujęli mnie spokojem, bezpretensjonalnością i tym, jak chętnie dzielą się swoim przepisem na sukces. Czy naprawdę wystarczy wrzucić piosenkę na YouTube’a?

Reklama

Twój STYL: Kto wymyślił tego wąsa?

Sławomir: - Cześć, tu Sławomir. Wąs był wcześniej. Żona go lubi. Dzisiaj bez niego nie dałbym już rady, głos się nie układa. Mnie wąs śmieszy, kiedy patrzę w lustro. Wiem, jak wyglądam, i korzystam z tego. Żona wyleczyła mnie z kompleksów.

Kolorowa, szalona marynarka to twój znak rozpoznawczy. Ile ich masz?

S: - Kilkanaście. Miejsce w szafie już się skończyło, wiszą obok, jedna na drugiej. W wynajmowanym warszawskim mieszkaniu nie ma miejsca na garderobę.

Kajra: - Ubrania Sławomira zajmują więcej wieszaków, choć ja też jestem niezła, jeśli chodzi o sukienki cekinowe.

Z waszymi dochodami powinniście mieć willę.

S: - Wolimy mieć poczucie wolności. Do Warszawy przeprowadziliśmy się po szkole teatralnej w Krakowie, bo tu była praca, castingi. Branża muzyczna też tutaj siedzi, więc trzeba być w stolicy.

Podejrzewam, że więcej czasu spędzacie w hotelach niż u siebie. Ile zagracie w tym roku koncertów?

S: - Trudno policzyć. W maju mieliśmy 26. Nie lubię sprawdzać kalendarza na zapas, patrzę tylko na dzień następny. Stresuje mnie myśl o kilkunastu koncertach granych dzień po dniu.

K: - W czerwcu było 27, w lipcu planujemy 25, 27 w sierpniu. Najczęściej są to występy plenerowe, pod sceną bawi się kilkanaście tysięcy ludzi. Występowaliśmy też niedawno w Chicago, Nowym Jorku i Toronto. W Chicago bez problemu zapełniliśmy salę Copernicus Center, ponad trzy tysiące miejsc (grają tam dla Polonii polskie gwiazdy - red.).  Nie mogliśmy jednak zostać dłużej, bo z Nowego Jorku lecieliśmy na koncert do Boguszewca (wieś w woj. mazowieckim - red.). Ale w tym roku odwiedzimy z koncertami jeszcze kilkanaście europejskich krajów.

Na wasze występy przychodzą tłumy, piosenki mają miliony odsłon na YouTubie. A od czego się to wszystko zaczęło? Kto  wymyślił "Sławomira"?

S: - Ja i Kajra. To nasze pierwsze dziecko, przed Kordianem (syn, ma niespełna dwa lata - red.). Zainspirował nas Borat Sachy Barona Cohena. Zawsze pisałem piosenki, ale na studiach (Akademia Teatralna - red.) byłem "artystą krakowskim", moje utwory były melancholijne, mogłem z nimi startować na festiwalach piosenki ziewanej.

K: - Podrywałeś mnie na te piosenki.

S: - Któregoś wieczoru, kiedy mieszkaliśmy już z Kajrą, a ona się na mnie z jakiegoś powodu darła, wziąłem gitarę i zaśpiewałem: "Ty stara cholero, ciebie diabli nie biero, co robić tero, jak, megiero, z tobą żyć?". Z żartu powstała piosenka Megiera, którą wrzuciliśmy na YouTube’a, żeby zobaczyć, czy spodoba się innym. To był materiał demo (domowa, prosta wersja nagrania - red.), a jednak w ciągu doby zyskał kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń! Coś nas tknęło.

Wyczuliście szansę?

S: - Grałem wtedy u Wojtka Smarzowskiego w Pod Mocnym Aniołem. Na premierze pojawił się Tymon Tymański (muzyk, prezenter radiowy, szara eminencja świata muzyki alternatywnej - red.). Pomyślałem, że to jest ktoś, komu warto puścić Megierę. I Tymon poradził, żeby nagrać piosenkę w profesjonalnym studiu z muzykami i dać Sławomirowi szansę. Musiałem na to pożyczyć pieniądze.

K: - Nagraliśmy teledysk, Tymon zaprosił nas do Rock Radia. Jego audycja Ranne kakao była naszym pierwszym medialnym wyjściem, to wtedy Tymon wymyślił nazwę rock-polo, która się przyjęła.

S: - Z chłopakami pracowałem na planie serialu Blondynka, a Kajra "zdobyła" Ewę Kasprzyk, która zgodziła się pod warunkiem, że zagra trzy postacie w teledysku do Megiery - tak jej się spodobało.

Wasza debiutancka płyta została sfinansowana dzięki crowdfundingowej zbiórce  w internecie na portalu Wspieram to.

S: - Zebraliśmy 55 tysięcy złotych i nagraliśmy taką płytę, jaką chcieliśmy. Z bogatymi aranżami, dużą grupą muzyków. Jedną  z nagród, które mogli wybrać ci, którzy wpłacili "datek", było wypicie flaszki ze Sławomirem. Uznaliśmy, że wolimy wszystko zrobić wolniej, ale sami, żeby zachować niezależność. Internet dał nam taką szansę.

K: - Nie chcieliśmy, żeby ktoś nam mówił, jak mamy robić naszego Sławomira, bo my to wiedzieliśmy najlepiej.

Wygłupiacie się przed publicznością, a nie żal wam tych straconych, ambitnych ról? Sławomir, grałeś wcześniej w Popiełuszce, 33 scenach z życia, Listach do M...

S: - Tu nie ma mowy o wygłupie. Kiedy wychodzisz na estradę i widzisz przed sobą 20 tysięcy ludzi, którzy się bawią, a potem dostajesz listy z podziękowaniami, wiesz, że jesteś na właściwym miejscu. W filmie aktor nie ma wpływu na kształt tego, w czym bierze udział. W Tajemnicy Westerplatte grałem dezertera, który rozerwał się granatem, trudne sceny z flakami z kurczaka, dawałem z siebie wszystko, a kadry ze mną zostały wycięte. W projekcie "Sławomir" całość zależy od nas.

A kto rządzi? Na Akademii Teatralnej, gdzie się poznaliście, Sławomir był o rok wyżej.

S: - Fuksowałem Kajrę.

K: - Pamiętam, że jak spotykałam Sławomira w bufecie, musiałam powiedzieć: "Szanowny Studencie Zapało, dla ciebie zjadłam zupkę całą". On był akurat z tych miłych fuksujących. (śmiech)

  Zaiskrzyło?

S: - Dopiero po studiach, w Nowym Jorku, dokąd pojechałem na warsztaty Roberta Wilsona (amerykański reżyser teatralny - red.).

K: - Ja pracowałam na Long Island w knajpie. Sławomir wpadł coś zjeść, kompletny przypadek. A potem zaczął regularnie do tej restauracji przychodzić. Grał mi swoje piosenki na gitarze, również te o miłości.

S: - Zakochałem się od pierwszego wejrzenia.

Macie dziecko. Co się z nim dzieje, gdy jesteście w rozjazdach?

S: - Kordianek jeździ z nami. Gdy jesteśmy na scenie, opiekuje się nim kuzynka.

Nie denerwuje go życie w busie?

- Byłam z nim w pracy już tydzień po porodzie. Poznał wszystkie programy, w których brał udział Sławomir: Taniec z gwiazdami, Twoja twarz brzmi znajomo, koncerty, próby. Na koncertach nosi słuchawki wygłuszające. Jest pupilkiem ekipy, uwielbia ludzi. W busie każdy ma swoje zajęcie, on również: książeczki, gry, dużo śpi.  Tak mu się trafiło.

S: - Kiedy powstał projekt "Sławomir", chcieliśmy i musieliśmy go robić razem, a nie tak, że ja jestem w trasie, a Kajra w Warszawie. Nie wzięła sobie męża marynarza.

K: - Dostaliśmy wiele nagród, ale największym sukcesem jest to, że jesteśmy razem 24 godziny na dobę i uwielbiamy to.

Ale nie powiedzieliście, kto jest szefem.

K: - Jesteśmy partnerami. Mamy podobne poczucie humoru, ale kiedy Sławomir czasem przegina, wtedy próbuję go utrzymać w ryzach. Ma dobre pomysły, ale szybko się nimi nudzi. Ja te pomysły wyłapuję i urzeczywistniam. Jednak artystycznie, muzycznie on ma ostatnie zdanie. W reszcie ja. (śmiech)

Czym Sławomir "przegina"?

S: - Żona ocenzurowała na przykład nasz pierwszy filmik. Za dużo było tam brzydkich słów wyrażających radość i zachwyt. Jechałem po bandzie.

K: - W takich momentach wkraczam i pilnuję, żeby treść była akceptowalna dla publiczności. Niektóre nasze żarty są zbyt "grube".  Nas śmieszą, ale zdaję sobie sprawę, że innych może nie. W końcu to ja jestem wstrętną "megierą" z piosenki.

Macie kim dyrygować. "Sławomir" to firma.

S: - Zatrudniamy 15 osób. Dziś mamy ludzi odpowiedzialnych za YouTube’a, menedżera, muzyków, technika, dwóch inżynierów od świateł i od dźwięku, którzy pilnują, żeby nasz koncert był prawdziwym show, mamy kierowców, ochroniarza.

I na wszystkich musicie zarobić.

S: - Tak. Dlatego śmieszy nas, kiedy ktoś wylicza, ile zarabiamy.

Osiem milionów z koncertów w tym roku, 45 tysięcy za odcinek telewizyjnego programu Sławomir Big Music Quiz...

S: - Podobają mi się te liczby, szczególnie gdy myślę o tych 15 osobach, które opłacamy. Na liście płac jesteśmy ostatni, ale okej, dobrze zarabiamy, tylko nie mamy kiedy tych pieniędzy wydawać.

K: - Jak to! Na stacjach benzynowych w trasie! (śmiech)

S: - Kupiliśmy sporo porządnego sprzętu ze Stanów, mamy taki system nagłośnieniowy, jakiego używa Beyoncé.

Po co?

S: - Możemy wpisać sprzęt w rider (lista rzeczy potrzebnych do występu - red.), ale jest łatwiej, kiedy masz swój na najwyższym poziomie. Na tak dużych koncertach na żywo nic nie powinno się zepsuć.

A czego, jako gwiazdy, potrzebujecie  "na zapleczu"?

S: - Szarego mydełka Biały Jeleń. Głównie  po to, by sprawdzić, czy organizator w ogóle ten rider czyta. Papierowych ręczników  w dużej ilości, bo kiedy schodzimy ze sceny, jesteśmy mokrzy jak spod prysznica. Kajra ma w riderze ulubione piwo, a jeśli chodzi o moje kaprysy: zamawiam rybę.

K: - Im lepszy dostaniemy obiad, tym lepszy gramy koncert.

Zastanawialiście się, dlaczego ludzie "kupili" wasz prowincjonalny styl, załapali się na ten pastisz? A może biorą was  na serio?

S: - Nie wydaje mi się. Fani chcą się bawić w Sławomira, przebierają się, żartują, nagrywają "sławomirowe" filmiki. Ostatnio w szkole gdzieś w Polsce był "Dzień Sławomira" - uczniowie, nauczyciele, nawet dyrektor przebrali się za Sławomira. Każdy, kto miał wąsy, nie mógł być pytany. Szaleństwo!

K: - To chyba znaczy, że ludzie mają poczucie humoru. Widzą w nas niektóre swoje słabości, niedoskonałości i to ich bawi.

Nie boicie się przyprawienia gęby? Że już się od "Sławomira" nie uwolnicie?

S: - Mówiłem już, że ważnym elementem projektu jest swoboda. Jak będziemy chcieli zerwać z tym wizerunkiem, zrobimy to. Na razie on wszystkich cieszy.

K: - Mam nadzieję, że dzięki Sławomirowi nie zostaniemy smutnymi dziadkami.

Rozmawiała Anna Rączkowska

Twój STYL 2018/8

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy