Reklama

Ponad szklanym sufitem

Choć na liście najbardziej wpływowych kobiet świata jest dziś numerem jeden, na temat jej życia wiadomo niewiele. Pierwsza dama światowej polityki skutecznie strzeże swojej prywatności. Stefan Kornelius, autor najnowszej biografii Angeli Merkel, dotarł jednak do ciekawych informacji na jej temat. Dlaczego boi się psów? Kim jest mężczyzna, z którego zdaniem zawsze się liczy? I jak odkryła swoje polskie korzenie?

Kiedy upadał mur berliński, była... w saunie. W tamtych czasach zajmowała się jeszcze fizyką kwantową i nie miała pojęcia, że kilkanaście lat później o spotkanie z nią będą zabiegali przywódcy światowych mocarstw. Dziś uważana jest za najsilniejszego polityka Unii Europejskiej i choć nie lubi porównań do Margaret Thatcher, bywa nazywana "Żelazną Frau". Jako kanclerz Niemiec jest twardym i nieugiętym negocjatorem.

Po godzinach, choć dziś rzadko zdarza się jej nie pracować, bywa bardziej przystępna. Uwielbia wycieczki górskie i spacery po lasach nad jeziorem Ucker w jej rodzinnych stronach. Wielkich, snobistycznych kurortów unika. Chętniej odpoczywa w swoim letnim domku, pieląc grządki. W nielicznych chwilach, gdy może sobie pozwolić na nicnierobienie, za największą atrakcję uważa poobiednią drzemkę.

Reklama

Pytana o marzenia, mówi, że chciałaby się jeszcze kiedyś nauczyć języka francuskiego i pojechać w podróż koleją transsyberyjską z Moskwy do Władywostoku. Najbardziej zaskakującym faktem związanym z Angelą Merkel jest to, że kilka lat temu powstała wzorowana na niej lalka Barbie. Podobno miała wzbudzać w dziewczynkach ambicje polityczne. Pani kanclerz nigdy tego nie skomentowała. Wiadomo jednak, że o kobietach w polityce ma dobre zdanie.

Twój STYL: Czy Angela Merkel, najbardziej wpływowa kobieta świata, ma jakąś słabość?

Stefan Kornelius: - Jest nią na pewno nieumiejętność wzbudzania emocji, gdy przemawia do tłumu. Kanclerz Merkel nie potrafi porwać słuchaczy. Co ciekawe, udaje jej się to często w kameralnych rozmowach, gdy dyskutuje w mniejszej grupie. Wtedy bywa emocjonalna i charyzmatyczna. Ale występując przed dużym audytorium, gubi gdzieś tę umiejętność. A prywatnie? Na pewno ma słabość do swojego drugiego męża, Joachima Sauera.

Drugiego męża poznała już w świecie polityki?

- Nie, spotkała go jeszcze na uniwersytecie w Lipsku, gdzie kończyła fizykę. Oceniał jej doktorat. Również zajmował się fizyką.

Wiele osób uważa, że mąż pani kanclerz jest w Niemczech szarą eminencją. Słusznie?

- Sauer, choć pozostaje w cieniu i nie angażuje się w politykę, był i jest jednym z najbardziej wpływowych doradców Angeli Merkel.

Kiedyś minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle powiedział do niego: "Dzień dobry, panie Merkel". "Nazywam się Sauer, Joachim Sauer", odpowiedział lodowatym tonem mąż pani kanclerz. Jak znosi to, że jest mężem swojej żony?

- Zdecydowanie nie najlepiej. Może dlatego w pierwszych latach jej kariery politycznej towarzyszył żonie w podróżach służbowych dość często, a dziś robi to sporadycznie. Omija wielkie szczyty polityczne. Raczej podróżuje z żoną, gdy leci ona na mniej oficjalne rozmowy do letniej rezydencji premiera Wielkiej Brytanii albo jest zaproszona na wręczenie jakiejś prestiżowej nagrody. A jeśli chodzi o to, że kiedyś nazwano go "panem Merklem", niezręczność była podwójna, bo - o czym mało kto wie - pani kanclerz nosi nazwisko pierwszego męża.

Niektórzy porównują jej drogę życiową do historii o Kopciuszku. W polityce wzięła się znikąd i szybko awansowała na najważniejsze w Niemczech stanowisko.

- Nie zgadzam się z tym porównaniem. Ono sugeruje, że Merkel swoją pozycję zawdzięcza jakiemuś szczęśliwemu przypadkowi. A ona ją sobie z dużą determinacją wypracowała. Na pewno pomogła jej w tym nieprzeciętna inteligencja, zdolności analityczne i legendarna już wręcz pracowitość - jest tytanem pracy. Gdy w 2005 roku została kanclerzem, pojęcie wolnego wieczoru przestało dla niej istnieć.

Jak wygląda jej przeciętny dzień?

- Angela Merkel zaczyna pracę najpóźniej około pół do ósmej. Wtedy przychodzi jej wizażystka, maluje ją, robi fryzurę. Kanclerz krótko przegląda prasę, a między 8.30 i 9.00 przewodniczy naradzie porannej gabinetu, która jest ważnym elementem dnia, bo wyznacza jego cele. Potem, w zależności od planu, odbywa nieomal bez przerwy spotkania i narady. Jej dzień pracy jest zazwyczaj tak wypełniony, że nie ma w nim nawet kilku wolnych minut. Spotkania się zazębiają. Jeśli jakieś jest planowane na pół godziny, musi trwać dokładnie tyle. Inaczej cały misterny plan by się zawalił. Wieczorem zawsze odbywa ze swoimi najbliższymi współpracownikami rozmowę podsumowującą dzień.

Kto poza mężem jest dla niej autorytetem?

- Jest zbyt pewna siebie, żeby się na kimś wzorować czy kogoś podziwiać. Nie jest typem osoby, która szuka wzorów do naśladowania. Natomiast ma kilka postaci historycznych, które ceni. Należy do nich Maria Skłodowska-Curie i Katarzyna Wielka. Portret carycy Katarzyny stoi na półce w biurze Angeli Merkel. Kanclerz podziwia ją za to, że wybrnęła z bardzo trudnej sytuacji politycznej, stanęła na czele państwa i je zreformowała. Trudno nie dostrzec między tymi dwiema przywódczyniami pewnych analogii.

Jest coś, czego Angela Merkel się boi?

- Nie jest i nigdy nie była osobą lękliwą. Jeśli się czegoś realnie obawia, to pewnie spraw typu "co będzie, jeśli strefa euro się rozpadnie". Prywatnie boi się psów, bo w dzieciństwie została ugryziona. Z tym lękiem wiąże się pewne polityczne faux pas prezydenta Putina. Podczas ich spotkania w Soczi nagle otworzyły się drzwi do pokoju, w którym oboje toczyli rozmowę, i wpadł tam czarny labrador rosyjskiego prezydenta. Nikt nie miał wątpliwości, że to zajście było zaaranżowane. Pies położył się w pobliżu Angeli Merkel i widać było na zdjęciach, że od tej chwili zrobiła się spięta. Teraz, gdy udaje się do Rosji, w protokole dyplomatycznym zaznacza, że tam, gdzie będzie przebywać, nie może być psów.

Była pierwszą kobietą w historii, która została kanclerzem. Jej wybór był dla niemieckiej polityki jak przewrót kopernikański. Jak do tego doszło?

- Wbrew temu, co się czasem sądzi, na stanowisko kanclerza wyniósł Angelę Merkel nie tyle wiatr historii, co jej nieprzeciętna determinacja. Początkowo partyjni koledzy z CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna - red.) nie akceptowali jej jako poważnego gracza. Po pierwsze była kobietą, po drugie pochodziła z Niemiec Wschodnich, a po trzecie nie kryła, że jest ewangeliczką. A CDU była katolicką partią z Niemiec Zachodnich, tradycyjnie latami rządzoną przez konserwatywnych mężczyzn. Gdy Merkel pojawiła się w ich szeregach, nie wiedzieli, co mają z nią zrobić. Jej wyjątkowość polegała m.in. na tym, że od początku wykazywała dużo inicjatywy. W 1990 roku jako początkujący polityk sama postarała się na przykład o możliwość spotkania z ówczesnym kanclerzem Niemiec Helmutem Kohlem. Docenił ją, co pomogło jej w karierze. Rok później otrzymała od niego tekę ministra. Od tego rozpoczęła się jej kariera.

Skąd miała taką wiarę w siebie, talenty przywódcze i ambicje?

- Na pewno wiele przydatnych w polityce cech wyniosła z domu rodzinnego. Niezwykłego, jak na Niemcy Wschodnie, gdzie dorastała. Była córką protestanckiego pastora z małego miasteczka Templin, położonego godzinę drogi na północ od Berlina. Miała młodszą siostrę i brata. Rodzina mieszkała na terenie ośrodka dla osób niepełnosprawnych, w którym jej ojciec się udzielał. NRD-owski rząd podchodził podejrzliwie do instytucji Kościoła. Jako dziecko pastora Angela była więc w szkole traktowana z dystansem. Musiała uważać na to, co robi i co mówi. Każde nieopatrzne słowo mogło zostać użyte przeciwko jej rodzinie. Od dziecka była przyzwyczajona do samokontroli. Szczere rozmowy toczyła wyłącznie w domu. U Kasnerów (panieńskie nazwisko kanclerz Niemiec - red.) panował zwyczaj, że każdego dnia po szkole dzieci siadały przy stole z matką i omawiały, co się wydarzyło. Można było podzielić się problemami i wątpliwościami. Obowiązywała zasada, że temat raz omówiony uważa się za zamknięty.

To brzmi jak solidna lekcja zasadniczości...

- Możliwe, że tak było. Ale dzięki temu rytuałowi, pomimo problemów z panującym systemem, Kasnerowie wychowywali dzieci we względnym poczuciu bezpieczeństwa. Jest jeszcze jeden ważny epizod z dzieciństwa, który mógł wpłynąć na charakter Angeli Merkel. Jako małe dziecko miała problemy z poruszaniem się, zaczęła chodzić z opóźnieniem. Żeby dotrzeć do celu starała się więc zawsze dobrze przemyśleć trasę, którą miała przebyć. Zanim ruszyła, obliczała, ile kroków musi zrobić, żeby osiągnąć cel, i jak się asekurować, żeby nie upaść. Po latach problem zniknął, ale nawyk drobiazgowego kalkulowania każdej decyzji w niej pozostał. 

Jakimi ludźmi byli jej rodzice?

- Ojciec, inteligentny i błyskotliwy, był jednocześnie uosobieniem dyscypliny. Sporo podróżował z racji duszpasterskich aktywności, więc nie miał zbyt wiele czasu dla rodziny. Dziećmi i domem zajmowała się matka. Ciepła i opiekuńcza kobieta, całkowicie oddana dzieciom. Marzyła, by zostać nauczycielką, ale jako żona pastora nie mogła w NRD wykonywać wyuczonego zawodu. Niemcy Wschodnie konsekwentnie dążyły do ateizacji narodu i tego typu szykany miały w tym pomagać. Kasnerowie żyli więc w dość zamkniętym, ale przyjaznym środowisku, skupionym wokół ośrodka kościelnego, który prowadzili. To był pewien rodzaj izolacji, ale też bezpiecznego kokonu. Angela Merkel nigdy nie skarżyła się na przeżycia związane z tamtym okresem. Była dzieckiem silnym psychicznie, dojrzałym i świetnie rozumiejącym, co się wokół niej dzieje. Miała doskonałe oceny, co zapewne również dodawało jej pewności siebie.

Jak bardzo pochodzenie społeczne zdeterminowało jej życie?

- Na pewno wpłynęło na wybór studiów. Jako córka pastora nie mogła zostać nauczycielką, chociaż chciała, podobnie jak jej matka. Wybrała więc fizykę, bo - jak to ujęła po latach - był to najmniej polityczny kierunek z możliwych.

Miała w młodości pasję? Uprawiała jakiś sport?

- Sporo podróżowała. To były jakieś studenckie wyjazdy. Zwiedzała te kraje, które mogła: Węgry, Czechosłowację, Związek Radziecki. Podczas jednego z takich wypadów w ramach studenckich praktyk robotniczych musiała prasować koszule rosyjskim żołnierzom. Nigdy natomiast nie interesowała się sportem. Gdy na zajęciach WF-u były skoki z trampoliny, zawsze czekała, aż zrobią to wszyscy inni, i dopiero wtedy rzucała się do wody.

W trakcie studiów wyszła pierwszy raz za mąż. To była młodzieńcza miłość?

- Trudno powiedzieć. Angela prawdopodobnie wzięła ślub, bo wszyscy jej koledzy ze studiów brali wówczas śluby. Jej pierwszym mężem był o rok starszy kolega z uniwersytetu. Po trzech latach się rozwiedli. Za to jej przygoda z fizyką trwała kilkanaście lat. Obroniła doktorat z chemii fizycznej i pracowała potem jako fizyk kwantowy w Berlińskiej Akademii Nauk.

Jak w ogóle doszło do tego, że zrezygnowała z kariery naukowej i została najbardziej znanym niemieckim politykiem?

- Nigdy nie czuła się na swoim miejscu jako naukowiec. Gdy w 1989 roku system zaczął się walić, uznała, że pora wejść do polityki. Zaczęła szukać partii, z którą mogłaby się utożsamiać. Wybrała Przełom Polityczny, ugrupowanie, które później weszło w skład CDU. Zawsze miała powołanie do polityki i działań społecznych, tyle że w NRD musiała je tłumić. Po obaleniu muru berlińskiego nic już nie stało na przeszkodzie, by spróbowała swoich sił. Miała wtedy 45 lat.

Angela Merkel na początku kariery politycznej i dziś. Jak bardzo się zmieniła?

- Kiedyś nie była tak odporna psychicznie na różne trudne sytuacje, z jakimi wiązała się jej pozycja w polityce. Na przykład podczas pierwszej podróży służbowej do Izraela jako młoda pani minister towarzyszyła innemu znanemu politykowi. Podczas oficjalnego powitania na lotnisku wszyscy koncentrowali się na nim. Na nią niemal nie zwracano uwagi. Poczuła się na tyle ignorowana, że miała łzy w oczach, co zostało zauważone. Wtedy jeszcze nie potrafiła ukrywać emocji. Dziś robi to po mistrzowsku. Bez wątpienia jest dużo bardziej zdecydowana i pewna siebie niż na początku kariery.

Na czym polega fenomen jej ogromnej popularności w Niemczech?

- Jest ceniona i akceptowana przez wielu ludzi, ponieważ ujmuje ich swoją normalnością. Nigdy nie okazuje nikomu wyższości, nie zachowuje się protekcjonalnie. Jest naturalna i mocno stąpa po ziemi, co Niemcy sobie cenią. Nie ma też żadnych ekstrawaganckich zainteresowań. Odpoczywa, wędrując po górach, a jej mąż jeździ zwykłym czerwonym volkswagenem golfem. Żyją razem w berlińskim mieszkaniu naprzeciwko Muzeum Pergamonu. Angela Merkel nie ma też wielkiego majątku poza daczą w okolicach rodzinnego Templina. Wszystko to sprawia, że jej osoba wzbudza zaufanie. Na dodatek, jak większość Niemców, interesuje się piłką nożną. W maju poleciała do Londynu, by obejrzeć finał Ligi Mistrzów z udziałem dwóch niemieckich drużyn. Podczas meczów reaguje bardzo emocjonalnie, co też odbierane jest z sympatią jako "ludzka twarz pani kanclerz".

Jak dziś wygląda krąg przyjaciół Angeli Merkel?

- Istnieje niepisana reguła: gdyby ktoś z nich powiedział publicznie, że jest przyjacielem kanclerz Merkel, automatycznie przestałby nim być. To ewentualnie ona może kogoś w ten sposób publicznie nobilitować, ale tego nie robi. Nieoficjalnie wiadomo, że do jej bliskich znajomych należy np. były burmistrz Hamburga. Myślę jednak, że ona nie ma dziś zbyt wiele czasu na przyjaciół. Nie ma go właściwie na nic innego poza polityką. Jej jedyne wolne chwile to niektóre soboty albo niedzielne przedpołudnia. Czasem w tygodniu bywa w operze, bo to jej wielka pasja.

Wspomniał pan, że dzień zaczyna od spotkania ze stylistą. Interesuje się modą?

- Jako osoba na tak eksponowanym stanowisku musi mieć stylistę. Zanim została kanclerzem, nie przywiązywała jednak do ubrań i wyglądu zbyt wielkiej wagi. Nowa rola zmusiła ją do zmiany stanowiska w tej sprawie. Ale nadal uważa, że image polityka to drugorzędna kwestia w stosunku do tego, co reprezentuje on merytorycznie.

Gdy pana książka ukazała się Niemczech, zrobiło się głośno o polskich korzeniach Angeli Merkel. Jest w jednej czwartej Polką?

- Tak, jej dziadek ze strony ojca pochodził z Poznania. Wtedy Poznań należał do Rzeszy, ale jej przodkowie mieli zdecydowanie polskie korzenie. Dziadek pani kanclerz nazywał się Ludwig Kazmierczak. Po I wojnie światowej przyjechał do Berlina i tam ożenił się z Niemką. W 1930 roku zdecydował się zgermanizować swoje nazwisko i odtąd nazywał się już Kasner. Zmienił też wyznanie z katolickiego na protestanckie. Angela Merkel wiedziała o swoich polskich korzeniach, ale do czasu ukazania się mojej książki (polski tytuł: Angela Merkel. Pani kanclerz), w której opisałem tę sprawę, nie mówiła o nich publicznie.

Zna pan Angelę Merkel prywatnie?

- Nie należę do jej znajomych, choć poznaliśmy się osobiście ponad 20 lat temu, gdy ona była jeszcze początkującym ministrem, a ja korespondentem politycznym "Süddeutsche Zeitung" (jeden z największych i najpoważniejszych dzienników wydawanych w Niemczech - red.). W ciągu tych wszystkich lat rozmawialiśmy ze sobą wielokrotnie, ale nasze spotkania zawsze miały charakter oficjalny. Przez cały ten czas śledziłem jej karierę. Sama praca nad książką zajęła mi rok.

Wybory w Niemczech odbędą się we wrześniu 2013 roku. Czy Niemcy po raz trzeci wybiorą Angelę Merkel na swojego kanclerza?

- Jest spora szansa, że tak. Choć, jak wiadomo, w wyborach może się zdarzyć wszystko, nawet w ostatniej chwili. Wiele osób zadaje sobie dziś pytanie, czy uda się jej pobić rekord Helmuta Kohla, który był kanclerzem przez 16 lat. Odpowiedź na to pytanie jest dziś jeszcze zbyt wielką zagadką.

Rozmawiała Agata Lewandowski/Niemcy

Twój Styl 9/2013

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: Angela Merkel | polityka | Niemcy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy