Reklama

Pokolenia, które nie chcą wojny

- Wzbudza się w nas obawę przed Innym, który ma różne twarze. Strach rodzi przyzwolenie na język pogardy, podsyca wrogość i nienawiść. Jestem przerażona, gdy widzę i słyszę hasła jawnie nawołujące do przemocy - mówi Iwona Kempa, reżyserka teatralna, która sięga po kontrowersyjny tekst chorwackiej pisarki Vedrany Rudan "Murzyni we Florencji". Kempa jak pociski, z ogromną siłą rażenia wkłada w usta aktorów przeplatające się monologi czterech pokoleń, z których jedno jeszcze się nie narodziło.


Magdalena Janczura: O czym jest spektakl "Murzyni we Florencji"?

- Spektakl powstał na podstawie powieści "Murzyni we Florencji" chorwackiej pisarki i dziennikarki Vedrany Rudan. Wszystkie jej teksty pisane są ostrym, momentami wulgarnym językiem i bezkompromisowo, ale z dużym poczuciem humoru opowiadają o współczesnym świecie. Dla mnie ta książka jest krzykiem gniewu, wściekłości i protestu przeciwko wojnie, militaryzmowi i wszelkiej ideologii, która dzieli ludzi. Tłem jest oczywiście wojna po rozpadzie byłej Jugosławii. Słuchamy zwierzeń członków współczesnej chorwackiej rodziny, która pomimo wojennej traumy, żyje w takim samym świecie jak nasz.

Reklama

To nie przypadek, że akurat teraz sięga pani po tę powieść?

- Oczywiście, że nie. Żyjemy w  bardzo  niebezpiecznym czasie. Jesteśmy podzieleni, rządzący politycy bez skrupułów podsycają podziały, jesteśmy dzieleni na lepszych i gorszych. Władza buduje swoją siłę wzmacniając negatywne emocje i wprowadzając język pogardy i nienawiści w stosunku do tych, którzy myślą inaczej. Rudan jest od nas mądrzejsza, bo doświadczyła wojny. Widziała jak walczyli ze sobą ludzie, którzy wcześniej byli swoimi sąsiadami, czasami tworzyli jedną rodzinę. Wystarczyła iskra i ci sami ludzie zaczęli się zarzynać.

Spektakl jest więc przestrogą dla Polaków?

- Przerażający jest obraz świata, który opisuje Rudan. Pokazuje do czego może doprowadzić konflikt i podziały między ludźmi. Jedna z bohaterek mówi "ojczyzna jest zabawką w rękach małej grupy wielkich rozbójników." Ludzie posługujący się hasłami: dobro ojczyzny, wojna w obronie ojczyzny, obowiązek wyzwolenia ojczyzny, manipulują umysłami innych, wysyłając ich na rzeź. Nie ma dobrej wojny, każda wojna jest złem, każda wojna w każdym człowieku w pewnych okolicznościach może wyzwolić zdolność do dokonania najbardziej przerażających zbrodni. Rudan nie pozostawia złudzeń.

Widzi pani podobieństwa między bohaterami Rudan a sytuacją u nas?

- Przede wszystkim żyjemy w niebezpiecznie podzielonym kraju. Wzbudza się w nas obawę przed Innym, który ma różne twarze. Strach rodzi przyzwolenie na język pogardy, podsyca wrogość i nienawiść. Jestem przerażona, gdy widzę i słyszę hasła jawnie nawołujące do przemocy. Odradzający się militaryzm, posługiwanie się hasłem: śmierć wrogom ojczyzny, faszystowskie demonstracje są dla mnie nie do pojęcia. Kto jest wrogiem, któremu należy zadać śmierć? Kto o tym zadecyduje kto jest czyim wrogiem? Jeden z bohaterów Rudan, który brał udział w wojnie jako ochotnik mówi: "chciałem pomóc dobru, o którym mi powiedziano, że jest dobrem, ku***, Serbom też ktoś powiedział, że zarzynają w słusznej sprawie".

- Politycy wykorzystują istnienie różnic między ludźmi do załatwiania swoich brudnych interesów. Różnice są czymś naturalnym i nieuniknionym. To właśnie one powinny być fundamentem silnego społeczeństwa. Dzięki temu wszyscy mamy prawo żyć po swojemu, wyznawać różne wartości. Akceptacja różnorodności buduje prawdziwą międzyludzką wspólnotę, bo jesteśmy bardzo różni, ale wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni.

Do tej pory unikała pani polityki w swoich pracach. Co się stało, że teraz sięga po taki tekst?

-  Rudan ostro opisuje rzeczywistości. Daje głos przede wszystkim kobietom. Jej bohaterki krzyczą, by wyrazić swój sprzeciw wobec wojny i światu urządzonemu przez mężczyzn. Myślę, że człowiek krzyczy z gniewu i wściekłości, gdy  czuje się skrzywdzony i bezradny, znieważony i zlekceważony. A taki stan ducha towarzyszy mi  co najmniej od roku.

Jak przedstawia pani wizerunek kobiety?

- U Rudan mamy trzy pokolenia kobiet: babcię, matkę i córkę. Każda z nich patrzy na świat inaczej, jednak jest coś co każda z nich dostrzega w kobiecym losie. Przede wszystkim poczucie osamotnienia i konieczność radzenia sobie samej w najtrudniejszych momentach, każda sama musi walczyć o prawo do szczęścia, godności i niezależności.

Jaka jest różnica pomiędzy bohaterkami u Rudan, a zwykłymi kobietami?

- Zależy, o której bohaterce mówimy. Każda z nich mogłaby przypominać historię kobiety, które znamy osobiście. Bardzo istotnym wątkiem jest oddanie głosu dwóm nienarodzonym płodom. Jest to dość zabawny i jednocześnie odważny pomysł, by posłuchać tego, o czym rozmawiają płody w łonie matki. Zabieg jest o tyle ciekawy, że jeden z nich chce się urodzić za wszelką cenę, natomiast drugi podważa sens przychodzenia na świat, w którym nie da się żyć.

Nie boi się pani reakcji publiczności?

- Nie.

Nie może się pani jej doczekać?

- Jestem bardzo ciekawa. Uważam, że w pewien sposób opowieść Rudan odzwierciedla nasze nastroje. Pokazują to między innymi protesty uliczne, szczególnie w obronie praw kobiet.

Jaki jest sens protestów, gdy wydaje się, że władza je ignoruje?

- Sens jest ogromny. Po pierwsze dlatego, że można poczuć jedność i siłę wspólnoty. Można poczuć się częścią jakiejś całości. Poczucie wsparcia jest bezcenne. A druga sprawa do dawanie świadectwa i przekonanie, że stanowią one siłę, która może mieć realny wpływ na rzeczywistość. Choć przyznam, że to przekonanie we mnie słabnie.

Działania artystów mogą w tym pomóc?

- Taka jest  między innymi ich rola, żeby, powiem górnolotnie, zmieniać świat na lepsze, czasami świat pojedynczych ludzi choć na chwilę, wtedy kiedy obcują ze sztuką. Dlatego kultura i sztuka powinny być wolne, niezależne.  Cenzura ekonomiczna to pierwszy krok do ograniczenia wolności. Zabieranie dotacji, nie finansowanie festiwali.

Zmiany dyrektorów.

- Właśnie z takich powodów nie potrafię myśleć o przyszłości. Teraźniejszość zaskakuje nas z dnia na dzień coraz bardziej i są to złe zaskoczenia. Niektóre postawy wręcz nie mieszczą mi się w głowie, dlatego niekiedy aż nie chcę myśleć o tym, co może być za kilka lat. Czasami jestem wściekła, czasami  bezradna.

Sięgnie pani jeszcze po polityczny tekst?

- Jeśli sytuacja się nie zmieni, oczywiście że tak.


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy