Reklama

Póki mnie to obchodzi

Jej "Kobieta samotna" tak wstrząsnęła władzą, że pełną wersję filmu pokazano dopiero w 1990 roku. "Gorączka" na całym pokoleniu Polaków odcisnęła się bardziej niż "Człowiek z marmuru". - Polska to ciągle trudny temat - mówi Agnieszka Holland. I opowiada o Polakach, Żydach, Czechach. O rodzicach i rewolucji, historii i literaturze, emigracji i kinie - o wszystkim, co ją kształtowało.

Niewielkie mieszkanie w centrum Paryża. Agnieszka zatrzymuje się tu między wyjazdami i powrotami do swojego bretońskiego domu. Ostatnio ciągle jest w drodze. Podróżuje w związku ze swoim najnowszym filmem "W ciemności", niejednoznaczną historią grupy Żydów ocalonych z lwowskiego getta i Polaka, dzięki któremu przeżyli.

Twój STYL: W kultowym na świecie komediowym serialu "Extras" (Statyści) jest słynna scena, w której Kate Winslet, grająca samą siebie, mówi coś w rodzaju: "Żeby dostać Oscara, trzeba zrobić film o Holokauście". Przymierza się pani do Oscara?

Reklama

Agnieszka Holland: To nie zależy ode mnie. Pierwsze reakcje prasy po festiwalach amerykańskich były dobre, widzów - znakomite. A z Oscarem za Holokaust to trochę już nieaktualne, chociaż rzeczywiście, zwłaszcza w przypadku filmów nieanglojęzycznych, ten temat spotykał się z życzliwością. Jeśli chodzi o "W ciemności", myślę, że ma duże szanse na nominację. Ale co do Oscara - to już kompletna loteria.

Robert Więckiewicz i Kinga Preis to wielcy aktorzy, ale nie są międzynarodowymi gwiazdami.

- Nie miałam ochoty robić kolejnego filmu, gdzie Amerykanie czy Anglicy udają Polaków. Uświadomiłam sobie, że będę miała poczucie, że kłamię, jeśli nie zrobię tego z maksymalnym realizmem na wszystkich polach. Zajęło mi parę lat, żeby przekonać do tego producentów. Ale Kinga jest zjawiskową aktorką na skalę światową. Myślę, że napięcie między jej anielską delikatnością i pewną rubasznością cielesną jest czymś wyjątkowym. A Robert Więckiewicz jest najlepszym polskim aktorem tego pokolenia, to już chyba jasne. I miał do zagrania bardzo trudną rzecz: kogoś prymitywnego i brutalnego, a zarazem bardzo uczuciowo subtelnego. Te dwie skrajności potrafi zagrać jednocześnie, co umie mało który aktor na świecie.

Słyszałem gdzieś, że "W ciemności" to film polakożerczy. Nie mam takiego wrażenia. Myślę, że jest... sprawiedliwy.

- Mówienie o nim w ten sposób zakłada chyba wyjątkowo złą wolę. Starałam się, żeby nie było w tym filmie żadnej tezy. Żeby to nie była ani obrona, ani oskarżenie którejkolwiek narodowości. Widywało się w filmach obrazy Polaków antysemitów czy szmalcowników. Natomiast pokazanie w filmie o Holokauście Żydów, z których nie wszyscy są niewinnymi i szlachetnymi ofiarami, jest czymś w pewnym sensie nowym. Zależało mi, żeby bohaterowie byli prawdziwi, skomplikowani. Cieszę się, jeżeli na przykład Amerykanie po obejrzeniu tego filmu mówią, że pierwszy raz zrozumieli Polaków, że dzięki Kindze i Robertowi zidentyfikowali się z nimi ludzko. Tak naprawdę opowiadam o tym, jak cienka jest granica między dobrem i złem i że każdy może ją przekroczyć. W jedną lub w drugą stronę.

Cały wywiad znajdziesz w najnowszym numerze magazynu Twój STYL - już w sprzedaży!

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Holland | holokaust | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy