Reklama

Owen Wilson: Najważniejsza jest chemia

Zazwyczaj grywa wiecznych chłopców. Uroczych, ale niepoważnych. W swoim nowym filmie, gdzie wystąpił u boku Julii Roberts, Owen Wilson pokazuje inną, nieznaną wcześniej twarz.

To głęboko niesprawiedliwe, że w mojej rodzinnej Warszawie jest teraz tak zimno, a u ciebie w Los Angeles można chodzić w samych szortach.

Owen Wilson: Niestety, dziejowe niesprawiedliwości zdarzają się cały czas. Ale po rozmowie dam ci namiary na kogoś, komu można złożyć zażalenie na tę sytuację.

Masz adres mailowy do kogoś tam, na górze?

- Do tego na B? Nie. Ale do kosmosu...

kosmos@gmail.com?

- Nie, kosmos ma e-mail na Yahoo! (śmiech) Wiesz, że byłem w Polsce? Dawno temu odwiedziłem Kraków. Było szaro, mgliście, zimno. Chciałbym wrócić do Polski w lecie. Myślisz, że Warszawa by mi się spodobała? Jest tam jakaś rzeka, jakaś woda blisko? Lubię wodę... Tak czuję, że bym się z tym miastem dogadał. Swoją drogą, czy ja przypadkiem nie wyglądam trochę na Polaka? Taki średni blondyn?

Reklama

Myślę, że mógłbyś się wtopić. Ale my tu żartujemy, a przecież mamy poważne tematy do przedyskutowania - jak twoja rola w "Cudownym chłopaku", gdzie grasz ojca chłopca z wrodzoną deformacja twarzy. Widzieć cię wcielającego się w taką postać to dla widza całkiem nowe doświadczenie. Nie wypominając wieku, wciąż częściej pojawiasz się w rolach wesołych, niepoukładanych chłopaków, do tego przeważnie w komediach.

- Sam byłem zaskoczony tą postacią. To pewnie truizm, ale nie czuję upływu czasu tak bardzo, jak go pewnie widać z zewnątrz. Czuję, że wciąż jestem tym samym młodziakiem, i tylko raz na jakiś czas, kiedy ktoś odezwie się per pan, dociera do mnie, że zmarszczki już są. Gdy scenariusz filmu trafił do mnie po raz pierwszy, mój bohater Nate nie był jeszcze zbyt dokładnie zarysowany. Reżyser Stephen Chbosky musiał pozbierać trochę inspiracji i doprecyzować postać. Ostatecznie zaproponował mi tę rolę w kształcie, który bardzo do mnie przemówił. Nie ukrywam, że trochę się bałem, czy widzowie kupią mnie w roli ojca. Ale okazuje się, że nie mają z tym problemu. Co więcej, ja sam jestem z siebie zadowolony!

A jakie to uczucie być filmowym mężem Julii Roberts?

- Fantastyczne! Czułem się prawie tak, jakbyśmy powiedzieli sobie "tak" w rzeczywistości. (śmiech) Julia jest oczywiście doskonałą aktorką, której dokonania podziwiam, ale kiedy pracuje się razem przy filmie, ważniejsze niż profil na IMDb jest to, jaką ktoś ma aurę w bezpośrednim kontakcie. Najważniejsza jest chemia. Przy Julii naprawdę łatwo można poczuć się swobodnie. Podczas przygotowań do kolejnych scen siadaliśmy sobie razem i gadaliśmy. Czasami o filmie, innym razem o życiu. Przesiedzieliśmy tak wiele godzin. Julia potrafi wspaniale opowiadać, jest prawdziwym gawędziarzem. Zawsze liczę na to, że mój ekranowy partner czy partnerka będą mieli tę umiejętność. Tym razem miałem szczęście.

Cały wywiad znajdziesz w odświeżonym magazynie PANI - w sprzedaży od 23 lutego!


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy