Reklama

O kobiecie, która stworzyła Księżyc

Nie ma światła słonecznego. Rośliny wyrastają na regolicie. Zapasy dowozi lądownik Trapezov. Pozaziemska baza? Nie, a przynajmniej nie do końca. To Analog Astronaut Training Center (Centrum Szkolenia Analogowych Astronautów) - habitat, służący do prowadzenia analogowych misji kosmicznych. Tę unikalną na skalę Europy przestrzeń, stworzyła dwójka polskich naukowców: Agata Kołodziejczyk i Matt Harasymczuk.

Aleksandra Suława: - Izolacja, niewielka przestrzeń, ograniczone towarzystwo - w czasie lockdownu wszyscy mogliśmy poczuć się jak w habitacie?

Agata Kołodziejczyk: - Jak najbardziej. Ludzie gromadzili jedzenie - my przed analogową misją też robimy zapasy. Nie wychodzili na zewnątrz - tak samo jak nasi astronauci. Mierzyli się z zagrożeniami - dokładnie tak, jak członkowie załogi habitatu. Uczestnicy misji nie boją się co prawda wirusa, ale przy odrobinie wyobraźni mogą poczuć niepokój na myśl o promieniowaniu kosmicznym i braku atmosfery. Śmiem jednak twierdzić, że mało kto podczas lockdownu był otoczony taką opieką, jak mieszkańcy habitatu. Pracownicy na home office nie mieli przecież grafików, rozpisanych godzina po godzinie, dostosowanych do swojej kondycji i produktywności. Nie mieli też centrum kontroli misji, z którego cały czas spływałyby pytania o samopoczucie, sprawność i postępy pracy. I, co nie mniej ważne, nie mieli regularnej aktywności fizycznej. A u nas, w habitacie, ćwiczy się po dwie godziny dziennie.

Reklama

Zaczyna brzmieć jak pięciogwiazdkowy hotel z kompleksową obsługą

 - Pozory. Na powierzchni, którą zajmuje habitat, nie zmieściłby się żaden hotel, a już na pewno nie pięciogwiazdkowy. Astronauci, dla których ciasnota jest najmniejszym problemem, śmieją się czasem z architektów, mówiąc, że projektowane przez nich przestrzenie to rozpusta.

Habitat jest więc niewielki. Jaki jeszcze?

 - Proszę sobie wyobrazić drewniany dom, taki zwykły, mieszkalny, z podziałem na pokoje.

Ok, mam go przed oczami.

 - To to właśnie jest nasz habitat.

Jak to? Przecież w internecie można znaleźć zdjęcia sferycznej kopuły, od której jak promienie rozchodzą się prostokątne moduły...

 - To jest nasz pierwszy habitat, zbudowany w Pile. Teraz mamy też drugi, mniejszy, który wraz z moim partnerem, Mattem Harasymczukiem, stworzyliśmy w domu. Z zewnątrz wygląda on jak zwykły, mieszkalny budynek i bardzo dobrze, bo zależało nam na tym, żeby uniknąć wizyt ciekawskich, którzy mogliby zaburzyć przebieg misji. W środku jest już jednak bardziej kosmicznie. Ściany wyłożyliśmy srebrną folią, każdy kant okleiliśmy żółto-czarną taśmą.

Trochę jak w filmie science-fiction.

 - Mamy też sprzęt, unikalny na światową skalę - i to już jest czyste science, bez fiction. Matt zainicjował produkcję maszyn do symulacji różnego rodzaju grawitacji: nikłej, czyli takiej, jaka panuje w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, księżycowej i marsjańskiej. W zależności od tego, gdzie udajemy się ramach analogowej misji, takie środowisko kreują maszyny.

Jak to wygląda? Kreujecie księżycową grawitację i ludzie latają we wnętrzach habitatu?

 - Nie, ludzie nie są poddawani działaniom tych maszyn. Wykorzystujemy je do testów mniejszych organizmów: glonów, drożdży, rzeżuchy. Ta ostatnia jest szczególnie wdzięcznym obiektem badań, bo bardzo szybko rośnie. Takie uprawy nie tylko dostarczają wiedzy, ale również podnoszą morale misji. Wykonujemy je na regolicie marsjańskim lub w różnego rodzaju systemach hydroponicznych. To wyjątkowe materiały, których nie udałoby się kupić w internecie i przeprowadzić tego rodzaju badań w domowych warunkach. Analogowi astronauci mają więc poczucie, że uczestniczą w ekskluzywnym eksperymencie.

Jest miejsce na uprawę roślin, a na spanie? Jedzenie? Relaks?

 - Pomieszczenia w habitacie zbliżone są do tych, które znamy z tradycyjnego domu. Mamy np. moduł sypialny z piętrowymi łóżkami i śpiworami. Jest niewielka siłownia, są miejsca do pracy. Ciekawym obszarem w habitacie jest kuchnia, z pozoru zwykła, jednak korzystanie z niej obwarowaliśmy rozmaitymi ograniczeniami. Obowiązują restrykcje dot. zużycia wody, każdy jedzony albo wypijany produkt jest ważony co do grama i skrupulatnie zapisywany w komputerze. Nie ma sięgania po przekąski wedle własnego gustu i smaku. Dieta została opracowana przez panią Natalię Bubrowską, doktorantkę Uniwersytetu Jagiellońskiego. Razem z nią testujemy wpływ różnych diet: kontrolnej, wegetariańskiej i wysokobiałkowej np. na stres.

Z jakim skutkiem?

 - Wyników badań jeszcze nie ma, są za to opinie astronautów. Bardzo istotne, ponieważ jedzenie, choć wydaje się prozaiczną sprawą, w izolacji pełni kluczową rolę. Wpływa na morale misji, zachowanie, pogodę ducha, efektywność wykonywania zadań. Podczas testów każdy miał oczywiście swoje ulubione smaki, a wegetarianie nie byli zachwyceni, gdy w ramach badań nad dietą kontrolną, musieli sięgnąć po mięso. Wszyscy jednak stwierdzili, że najlepiej sprawdzają się koktajle białkowe: pozwalały całkowicie zapomnieć o głodzie i skupić się na pracy

Na czym polega ta codzienna praca?

 - Dni w habitacie są podobne do siebie. To celowy zabieg, ponieważ w izolacji, zwłaszcza gdy jest ona połączona z brakiem dostępu do światła słonecznego, trzeba podtrzymywać naturalny rytm biologiczny. Żeby to się udało, potrzebny jest regularny tryb życia. Rutyna zaczyna się od posiłków: śniadania od godz. 9 do 10, obiady od 13 do 14 i kolacje od 18 do 19. Każda z osób ma też wygospodarowany czas na aktywność fizyczną - dwie godziny dziennie, a do tego poranna rozgrzewka i wieczorna sesja jogi. Poza tym wyznaczamy dyżury w kuchni - codziennie posiłki przygotowują inne osoby. Nie są to zbyt skomplikowane obowiązki - zup i drugich dań nikt w habitacie nie gotuje, ograniczamy się do łatwych w obróbce półproduktów. Jest też oczywiście kluczowy element pobytu, czyli praca.

Przeszkolenie astronautów do kosmicznej misji?

- Trening to tylko jeden z elementów. Zależy nam na tym, żeby osoba, która bierze udział w misji przeszła nie tylko praktyczne, ale też teoretyczne szkolenie. Umiała powiedzieć, jakie badania przeprowadziła, nazwać metodologię, a najlepiej by zwieńczeniem jej pobytu czy pobytów w habitacie była publikacja naukowa, wnosząca wkład w rozwój przyszłych misji kosmicznych.

Z jednej strony mamy więc zwykły drewniany dom, piętrowe łóżka, dyżury w kuchni, a z drugiej uprawy na regolicie, badania naukowe i brak światła słonecznego. W takich warunkach można zapomnieć, że jest się na Ziemi?

 - Tak, zwłaszcza gdy ma się sporo na głowie. Prowadziłam kiedyś załogę, której zadaniem był zbudowanie szpitala polowego na Księżycu. Pracy było dużo, czasu mało, a i stawka wysoka. Projekt był przygotowywany z myślą o konkursie, organizowanym przez fundację Aldrin Family Foundation, którego pomysłodawcą jest Jim Christensen -Executive Director of ShareSpace Education. Bardzo nam zależało, żeby wziąć w nim udział.

Udało się?

 - Nie tylko wziąć udział, ale i wygrać. Niedługo ukaże się książka, podsumowująca tę cześć naszych badań.

Księżycowy szpital brzmi dumnie. Nad czym jeszcze, oprócz szpitala, pracuje się w habitacie?

 - Na przykład nad ubraniami, które można by produkować w kosmosie, przy użyciu alg, z pełną możliwością ponownego wykorzystania wody i składników odżywczych. Taką technologię da się wykorzystywać również na Ziemi- przyczynia się ona do redukcji zanieczyszczeń. Eksperymentujemy również z symulatorem światła słonecznego. Tego rodzaju urządzenie może być przydatne nie tylko podczas misji kosmicznych, ale też np. w biurach, szkołach, szpitalach, wszędzie tam, gdzie ilość słońca jest ograniczona. W kosmosie symulator pełni jednak kluczową rolę: pomaga sterować światłem tak, by wytworzyć iluzję dnia i nocy.

Sterujecie czasem również na inne sposoby?

 - W habitacie obowiązuje taki sam czas, jak na terenie Polski. Kiedy jednak dowozimy do bazy sprzęt lub zapasy (transport odbywa się samochodem, jednak w oficjalnej komunikacji używamy terminu "lądownik Trapezov"), wtedy przestawiamy się na czas abstrakcyjny - opracowany przesz Szwedów Lunar Standard Time.

A kiedy analogowa misja odbywa się na Marsie, opóźnienie w łączności z bazą wynosi 40 minut - dobrze mówię?

 - Tak. Z tego powodu trochę boimy się zapraszać do marsjańskich misji nowe osoby. To wyprawy o wiele trudniejsze niż te na Księżyc, wymagające od analogowych astronautów większej autonomii, lepszej znajomości habitatu. Proszę wyobrazić sobie taką sytuację: astronauta znajduje w szafce licznik Geigera, łączy się z centrum i mówi: chciałbym go użyć, ale tu jest tyle przycisków, który mam wybrać? Po czterdziestu minutach przychodzi odpowiedź, która przecież nie musi rozwiewać wszystkich wątpliwości. Może pojawi się kolejne pytanie, a po nim jeszcze jedno. To bardzo opóźnia badania, a czasem również naraża sprzęt na uszkodzenie.

Kiedyś mówiło się, że astronautami mogą zostać tylko zdrowi, wysportowani inżynierowie, najlepiej z praktyką w lotnictwie. Jak wygląda rekrutacja do habitatu? Obowiązują te same kryteria?

 - Dla nas kluczowa jest motywacja. Są osoby, które chciałyby tylko przekonać się "jakie to uczucie być w kosmosie". Albo inaczej: ktoś zerwał z chłopakiem czy dziewczyną i teraz pragnie odciąć się od swojego dotychczasowego życia, spróbować czegoś ekstremalnego. Nie krytykuję tych motywacji, jednak taka osoba raczej nie odnajdzie się w zespole. Bo jak? Większość załogi będzie chciała realizować projekty naukowe, a jemu czy jej wystarczy sama obecność w habitacie.

Czyli z analogowej turystyki kosmicznej nici?

 - Nie wykluczamy takiego scenariusza. Najpierw jednak musiałaby zebrać się grupa, która w całości pragnęłaby skupić się na doświadczaniu kosmosu. Dotychczas nie udało nam się skompletować takiej załogi. Wszyscy, na szczęście dla nas, chcą czegoś więcej niż zabawy.

Pierwszym kryterium jest więc motywacja. A co dalej? Wiek? Kondycja? Wykształcenie?

 - Wbrew stereotypom, te rzeczy nie mają większego znaczenia. Uczestnikiem jednej z misji był niepełnosprawny mężczyzna, który radził sobie lepiej niż niejeden całkowicie zdrowy kandydat. Co do wykształcenia, staramy się dobierać zespoły tak, by w każdym znalazł się choć jeden specjalista z dziedzin takich jak np. biologia, informatyka, geologia, automatyka, robotyka - zależnie od misji, jaką realizujemy. Specjalista nie musi być jednak osobą z dyplomem. Jeśli zgłosi się do nas licealista pasjonat, który ma już w portofolio ciekawe projekty, chętnie zaprosimy go na pokład. Wejdzie tam ręka w rękę z osobą, która ma np. 40 lat, a potem, podczas integracji, będą mieli okazję wymienić się wiedzą i doświadczeniami. To jest piękne, że uczestnicy misji cały czas dzielą się wiedzą. Tak jak niektórzy opowiadają sobie seriale, tak oni snują historie np. o radioodbiornikach.

Biolodzy, informatycy, eksperci od robotyki. Dla humanistów w habitacie nie ma miejsca?

 - Wręcz przeciwnie. Humaniści są niedocenieni. Sami zresztą czasem odbierają sobie szansę, myśląc, że loty kosmiczne nie są dla nich. Tymczasem są w błędzie. Bardzo potrzebujemy kogoś kto np., nakręci film, zrobi piękne zdjęcie, napisze reportaż, ogólnie mówiąc: wprowadzi do misji element dorobku kulturowego. Przykład? W naszej następnej analogowej wyprawie weźmie udział teolog prof. Michael Waltemathe z Uniwersytetu Bochum. Ma analizować interakcje między ludźmi i robotami.

Licealiści i ludzie w średnim wieku, naukowcy i pasjonaci, ścisłe umysły i humaniści, brzmi pięknie. Tak pięknie, że nie wierzę, że nie wybuchają tam konflikty.

 - Oczywiście, że wybuchają. I bardzo dobrze, bo skąd bralibyśmy materiał do badań, gdyby załoga dogadywała się idealnie?

Czyli są emocje. O co największe?

 - Większość osób, wiedząc że przez około dwa tygodnie będzie przebywać w zamknięciu z daną grupą, szybko nawiązuje kontakty. Doskonale zdają sobie sprawę, że im szybciej i lepiej się zaadaptują, tym łatwiej będzie im przetrwać misję. Zresztą my sami, jako centrum kontroli, trochę tę bliskość narzucamy. Chodzi nie tylko o wspomniany mały metraż, ale też o umieszczane na widoku tabele z temperaturą ciał astronautów, wagą, objętością wydalonego moczu. To dane tak osobiste, że często nie zna ich nawet najbliższa rodzina. Oczywiście nie wszystkim to pasuje, niektórzy chcą utajnić informacje o sobie. My to szanujemy, ale w pozostałych członkach załogi budzi się niechęć, coś co nazywam podprogowym hejtem. Bo dlaczego ta osoba ukrywa dane? Wyłamuje się? Nie jest solidarna? Takie myśli kłębią się w głowie coraz bardziej i bardziej, aż wreszcie wystarczy drobna iskra, w postaci np. niedostosowanej diety, by wybuchły i przerodziły się w konflikt.

Podczas lockdownu wiele osób narzekało na spadek nastroju, stany lękowe, eskalowała przemoc domowa, wzrosło spożycie alkoholu. Czym skutkuje izolacja w habitacie?

 - Wiele zależy od tego, ile danej osobie udało się osiągnąć podczas misji. Jeśli jest zadowolona z siebie, z projektu, z relacji z grupą, o negatywnych skutkach raczej nie ma mowy. Wręcz przeciwnie: wiele osób zżywa się ze sobą, zawiązują się przyjaźnie, analogowi astronauci odwiedzają się potem w swoich prywatnych domach. Bywa też, że rodzi się miłość: jak i mój partner poznaliśmy się właśnie podczas analogowej misji kosmicznej.

Opowiesz o szczegółach?

- Nie, tutaj jest jak w Las Vegas: Co się zdarzyło w habitacie zostaje w habitacie.

 A jak długo można by zostać w takim habitacie? Rok? Dziesięć lat? Całe życie? Mówi się przecież o kolonizacji Księżyca czy planet układu słonecznego.

 - To bardzo skomplikowane zadanie, którego najtrudniejszą częścią wcale nie jest izolacja. Tego, jak sobie z nią poradzić, możemy dowiedzieć się np. studiując wyniki badań przeprowadzanych wśród załóg łodzi podwodnych. O wiele większym kłopotem jest ekspozycja na promieniowanie kosmiczne, które może uszkadzać DNA. Sama izolacja nie jest więc problemem, jeśli jednak dodamy do niej zagrożenie, związane z promieniowaniem, kolonizacja kosmosu staje się wyższą szkołą jazdy.

To skoro jesteśmy przy podboju kosmosu. Fakt, że mamy nad Wisłą dwa habitaty w jakiś sposób zwiększa szansę na udział Polaków w misjach kosmicznych?

 - To pytanie do rządu, a nie do mnie. My, jako naukowcy możemy najwyżej przygotować grunt, ale to politycy muszą zasiać ziarno. Mogliby zacząć na przykład od zwiększenia finansowania - w tej chwili z podatków każdego Europejczyka na badania kosmiczne przeznacza się mniej więcej tyle, ile kosztuje bilet do kina. Nie są to więc wielkie pieniądze. Tymczasem podczas tego rodzaju eksperymentów odkrywa się rozwiązania i konstruuje wynalazki, które często wykorzystujemy w codziennym życiu. Liofilizowane posiłki, bezprzewodowe narzędzia, urządzenia do telemedycyny - to wszystko zawdzięczamy prowadzonemu pół wieku temu programowi Apollo. Proszę tylko pomyśleć, co można by odkryć dzisiaj.

Agata Kołodziejczyk: biolog, astrobiolog, innowator. Zarówno jej studia magisterskie na Uniwersytecie Jagiellońskim, jak i doktoranckie na Uniwersytecie Sztokholmskim dotyczyły wpływu światła na transformację sygnałów w obwodach neurochemicznych układów nerwowych u różnych gatunków zwierząt. Interesuje się architekturą czasu, zwłaszcza iluzjami czasu w odosobnionych obszarach. Inicjatorka budowy pierwszej w Polsce bazy do symulacji misji kosmicznych Lunares w Pile. Dyrektor projektów naukowych w Analog Astronaut Training Center. Laureatka wielu nagród i wyróżnień, m.in. pierwszych miejsc w konkursie Global Space Balloon Challenge za badania stresu w stratosferze, Nagrody im. Artura Rojszczaka przyznanej przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej i Złotego Medalu Kopernikańskiego.

Wykładu "Jak trenują astronauci" Agaty Kołodziejczyk i Matta Harasymczuka będzie można wysłuchać w ramach Festiwalu Copernicus (sobota, godz. 16). Wystarczy wejść na kanał Festiwalu na You Tube. Tegoroczna edycja Festiwalu Copernicus odbywa się pod hasłem "Czas".  Zaproszeni goście rozmawiają o roli, jaką pełni on w naukach ścisłych, o jego filozoficznym postrzeganiu i  funkcjonowaniu w literaturze. Wydarzenie potrwa do 11 października.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy