Reklama

Noel Fitzpatrick, Supervet: Więcej empatii!

Noel Fitzpatrick zajmuje się m.in. rekonstrukcją kończyn zwierząt /materiały prasowe

Wierzę, że gdybyśmy mieli więcej empatii względem zwierząt i siebie nawzajem, świat byłby lepszym miejscem - mówi lekarz weterynarii dr Noel Fitzpatrick, autor programu "Supervet".

"Supervet" to program kanału Polsat Viasat Nature o szpitalu weterynaryjnym Fitzpatrick Referrals. Opowiada o niezwykłych przypadkach, którymi zajmuje się sławny lekarz weterynarii, doktor Noel Fitzpatrick.

Czy program wpłynął na wzrost liczby twoich pacjentów? Czy zdarza się, że musisz odmówić przyjęcia jakiegoś zwierzęcia z tego powodu?

Noel Fitzpatrick: Pacjenci są do nas kierowani, jeśli wymagają zabiegów lub opieki, jakich nie da się zapewnić w placówkach pierwszej pomocy. Trafiają do nas przypadki z całej Europy, czasami również z dalszych zakątków świata. Staramy się nikomu nie odmawiać. Niestety mój dzień pracy ma "tylko" ok. 18 godzin. Nawet pracując codziennie, przez większą część doby, ciężko jest zrobić wszystko, co jest do zrobienia.

Reklama

- Stworzyłem ten program, aby pokazać ludziom, jak ważne w naszym życiu są zwierzęta, ile znaczą dla świata. Uważam, że powinniśmy zrewanżować się im za to, co nam dają - mnóstwo miłości i bliskość, niezależnie od wszystkiego. Program z pewnością wpłynął na wzrost świadomości tego, jak zaawansowane są dziś metody leczenia zwierząt. Myślę, że pozwolił pokazać również obustronną, bezwarunkową miłość. Nie powiedziałbym jednak, że znacząco zmienił moje życie, bo ja w dalszym ciągu po prostu wykonuję swoją pracę.

Jak to jest pracować na co dzień przed kamerą? Czujesz stres z tym związany? Musisz się jakoś specjalnie przygotowywać?

- Kiedy zaczęliśmy nagrywać program, postanowiłem wyobrażać sobie, że kamera to mój przyjaciel, któremu muszę na bieżąco wyjaśniać, co robię, dlaczego to jest ważne, ile znaczy to zwierzę dla rodziny. Kiedy rozmawiam z ludźmi, nie zauważam kamery, bo skupiam się na wykonywaniu swojej pracy, ale myślę, że dla nich jest to trudne. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy pozwalają nam być częścią swojej historii. Bez nich nie bylibyśmy w stanie pokazać tego, co chcemy - relacji między opiekunami i zwierzętami, a także rewolucji w weterynarii i ogólnie w medycynie, która dzieje się teraz. Nie przejmuję się obecnością kamery. Wyobrażam sobie, że mam gołębia, który towarzyszy mi w pracy i zagląda przez ramię. To rodzaj analogii, jaką mam w głowie.

Co jest najbardziej frustrujące w twojej pracy?

- Dwie rzeczy. Z biologicznego punktu widzenia - infekcja. To koszmar każdego lekarza. Poświęciłem swoje życie postępowi chirurgii zwierząt i medycyny. Powołałem też fundację - "The Humanimal Trust". Jedną z rzeczy, na których się skupiamy jest właśnie walka o to, aby wyeliminować infekcje - robimy wszystko, by znaleźć lepsze sposoby na jej leczenie, inne niż antybiotyki. Mechanicznie i biologicznie zwykle mogę wygrać, ale jeśli pojawia się zakażenie, jestem bezsilny. To potężny problem, bo dotyczy wielu zwierząt. Kolejną frustracją są nie zwierzęta, lecz ludzie. Nie da się zadowolić wszystkich - nieważne jak bardzo się starasz.

Dużą częścią twojej pracy jest kontakt z właścicielami zwierząt. Jak według ciebie weterynarze powinni z nimi rozmawiać?

- Nie lubię określenia "właściciel". Postrzegam zwierzęta jako członków rodziny. One towarzyszą nam na co dzień, widzą wszystkie aspekty naszego życia - rozwód, ciężki dzień w pracy, wyzwania i problemy. Ostatnio dostałem list od dziecka z Syrii, które będąc otoczone przez wojnę, odnalazło nadzieję oglądając mój program, bo... pokazuje on miłość, której nie ma w swoim życiu.

- Rzeczą, o której musi pamiętać każdy weterynarz jest to, że osoba, która siedzi naprzeciwko, mówi o swoim członku rodziny. Często ludzie, z którymi rozmawiam, czują złość, albo są zranieni, załamani. Przechodzą prawdziwą burzę emocjonalną. Powiedziałbym, że połowa mojej pracy to radzenie sobie z ludźmi - a tylko połowa ze zwierzętami. Najważniejszą rzeczą, jaką poradziłbym innemu weterynarzowi jest to, że musi próbować patrzeć na sytuację oczami osoby, która przed nim siedzi. Empatia jest bardzo ważna, ale nie można zapominać o oczekiwaniach, jakie ta osoba ma wobec nas. Czasami ludzie oczekują czegoś nierealnego.

- Mogę robić tę samą operację dzień po dniu, włożyć w nią tyle samo wysiłku i jednego dnia odnieść sukces - a drugiego wręcz przeciwnie. Właściciel tego drugiego zwierzęcia może być wtedy bardzo zawiedziony, a ten pierwszy uzna mnie za bohatera - a przecież zrobiłem dokładnie to samo. Ważne jest zatem, żeby na samym początku zweryfikować oczekiwania. Ponadto, jeśli wydarzy się najgorszy scenariusz, jakim jest śmierć, należy okazać współczucie. Wierzę, że gdybyśmy mieli więcej empatii względem zwierząt i siebie nawzajem, świat byłby lepszym miejscem.

W jakim zakresie weterynaria ma najwięcej do zrobienia? Czy nad rozwojem jakiegoś konkretnego obszaru należy obecnie szczególnie pracować, aby jeszcze bardziej usprawnić proces kompleksowego leczenia zwierząt?

- Z jednej strony to bardzo złożone pytanie, a z drugiej bardzo proste, ponieważ każdy obszar wymaga ulepszenia. W rozwoju medycyny nigdy nie ma takiego punktu, kiedy wiesz już wszystko i nie pozostaje nic do zrobienia. Przykładowo, mój piesek śpi teraz spokojnie obok mnie - jest bezpieczny, ale gdyby coś mu się stało, chciałbym mieć dostęp do wszystkich możliwych opcji. Wyzwaniem w Europie jest to, że opiekunowie zwierząt nie zawsze mają takie możliwości. Jednym z powodów jest brak pieniędzy. Innym - to, że odpowiednie leczenie nie jest gdzieś dostępne, albo z różnych względów nie można z niego skorzystać.

- Z pewnością rozwój weterynarii będzie zmierzał w kierunku medycyny regeneracyjnej - odbudowywania kości i części ciała z wykorzystaniem komórek macierzystych i sztucznych elementów z plastiku czy metalu. Budujemy właśnie centrum prac nad integracją części sztucznych z tkanką żywą. Zaczynałem lecząc duże zwierzęta - krowy, owce, konie w raczej biednej, wiejskiej społeczności, gdzie nie było ani środków finansowych, ani technologicznych. Dziś ludzie chcą mieć możliwości leczenia swoich psów czy kotów, które nie zawsze są dostępne w ich bliskim otoczeniu. Wczoraj przyjmowałem psa z Francji, przedwczoraj z Włoch - trafiły do mnie, bo w tych krajach nie mają dostępu do odpowiedniego leczenia.

- Myślę, że wszystko - od rzeczy rutynowych, aż po skomplikowane zabiegi, musi ewoluować. Ludzie coraz częściej traktują zwierzęta jak członków swoich rodzin, którzy zasługują na dostęp do najlepszych metod leczenia. Skupiamy się na tym, aby im to umożliwić.

Czy w swojej codziennej pracy często spotykasz się z przypadkami, które stanowią wyzwanie? Czy wykorzystywana technologia pozwala bez problemu radzić sobie z większością z nich?

- Trzeba pamiętać o tym, że zwykle trafiają do mnie te zwierzęta, których nikt inny nie chce leczyć, bo tradycyjne metody zawiodły lub okazały się nieskuteczne. Niewątpliwie są to najtrudniejsze przypadki, ale to wynika z naszej specjalizacji. Myślę, że technologia osiągnęła już poziom, który pozwala na leczenie większości z nich. Jednak to, że możesz coś zrobić, nie zawsze oznacza, że powinieneś. Czasami bardziej poprawne etycznie i moralnie jest wzięcie za rękę opiekuna zwierzaka i powiedzenie mu, że czas na pożegnanie, a nie operowanie - tylko dlatego, że są takie możliwości.

- Jedną z najtrudniejszych rzeczy w pracy weterynarza jest decydowanie o tym, kiedy próbować ocalić nogę, a kiedy ją amputować. To samo dotyczy życia pacjenta - pozwolić odejść czy jeszcze walczyć? Możliwości, jakimi dysponujemy, są coraz większe i to czyni tę decyzję jeszcze trudniejszą. Musimy być bardzo ostrożni i pamiętać o tym, aby zawsze robić to, co jest najlepsze dla zwierzęcia.

Jak rozwinęła się technologia na przestrzeni ostatnich lat?

- Mogę wskazać trzy obszary, których rozwinięcie w ostatnim czasie wpłynęło na zmianę jakości leczenia. Jednym z nich jest możliwość druku 3D z różnych tworzyw - nieważne czy to plastik, metal czy materiał. Możemy w ten sposób wydrukować każdy kształt, formę, w każdym rozmiarze - jeszcze kilka lat temu nie było to możliwe. Drugim obszarem jest rewolucja w wykorzystaniu komórek macierzystych, a trzecim - rozwój w dziedzinie produkcji leków i usprawnienie mechanizmów ich dostaw. Technologia rozwija się po to, abyśmy ją wykorzystywali. Musimy tylko pamiętać o tym, by robić to odpowiedzialnie, zgodnie z zasadami moralnymi i etycznymi. Dzięki temu możemy dokonać bardzo szybkiego postępu w weterynarii.

- Gdybym miał na przykład dostęp do leków na raka, które są obecnie rozwijane i mógłbym je wykorzystywać u chorych psów, moglibyśmy dokonać rewolucji w tej dziedzinie. To samo dotyczy implantów 3D i terapii z wykorzystaniem komórek macierzystych. Właściwie moglibyśmy w ten sam sposób rozwijać medycynę ludzką, ale żyjemy w paradygmacie, który nakazuje w pierwszej kolejności testować nowe rozwiązania na zwierzętach. Moim zdaniem to nie jest właściwe podejście. Nie twierdzę jednak, że leki i implanty są bezpieczne do stosowania bez testów. Chodzi o to, że powinniśmy ściśle współpracować z lekarzami i leczyć faktyczne dolegliwości, wykorzystując wszelkie dostępne metody. W ten sposób więcej się nauczymy.

Czy kończyny bioniczne są w tym momencie najbardziej zaawansowaną technologią wykorzystywaną w weterynarii?

- Kończyny bioniczne są wykorzystywane od 10 lat, dlatego można powiedzieć, że zadomowiły się już na dobre w weterynarii. Nie jest to nowość. Obecnie prawdziwą rewolucją może być to, nad czym aktualnie pracujemy w zakresie integrowania kości, skóry czy regenerowania części ciała. Wyniki tej pracy mogą zmienić wszystko. Następna generacja kończyn bionicznych będzie umożliwiała wyprowadzenie połączeń nerwowych. To znaczy, że np. pies będzie czuł podłoże przez implant.

- Prawdziwe wyzwanie to praca nad tym, jak dzięki komórkom macierzystym pomóc organizmowi w integracji z materiałami wytworzonymi przez człowieka. Przełom dokonuje się więc w medycynie regeneracyjnej. Myślę, że znacząco zmieni realia - rokowania, metody leczenia, pozwoli ocalić kończyny, a także życie. Ważne, abyśmy zachowali w tym wszystkim właściwe standardy etyczne.

Jaką najbardziej zaawansowaną operację przeprowadzałeś ostatnio?

- Niemal każdego tygodnia robimy coś, czego nie robiliśmy nigdy wcześniej. Myślę, że najbardziej zaawansowaną rzeczą, nad jaką obecnie pracujemy, jest odtwarzanie szkieletu z wykorzystaniem sztucznych elementów i komórek macierzystych. Budujemy "siatkę" z metalu czy plastiku i "zasiewamy" w niej komórki powstałe na bazie komórek macierzystych. Komórki te są pobierane ze szpiku kostnego pacjenta, powielane w laboratorium i rozwijane w dowolnym kierunku - chrząstek, ścięgien, nerwów czy kości. Dzięki temu możemy odbudować prawidłowo funkcjonujące elementy szkieletu. To prawdziwy przełom. Myślę, że w ciągu 10-20 lat taka rewolucja nastąpi także w leczeniu ludzi.

Jak to możliwe, że jesteś w stanie przeprowadzać na zwierzętach operacje, które nie są dostępne dla ludzi?

- Bardzo dobre pytanie. Powołałem inżynierski program rozwoju zaawansowanych implantów 3D, które zastępują części ciała. Wymaga to dużego nakładu finansowego - zaciągania kredytów... Ludzie, nawet w medycynie, myślą raczej krótkoterminowo. Chcą szybkich rezultatów, szybkich zwrotów. W tym przypadku jednak efekt może być oddalony w czasie. Mnie nie motywują pieniądze. Nie chcę umrzeć w bogactwie. Mogę umrzeć bez grosza, ale za to ze świadomością, że przyczyniłem się do zmiany świata na lepsze. Pierwszym powodem jest więc brak gotowości do inwestycji - bez perspektywy szybkiego zwrotu. Druga sprawa jest taka, że dostępna technologia może być szybciej wykorzystana względem zwierząt. Jeśli pies ma raka, a inne opcje zawiodły, to za zgodą opiekuna może skorzystać z opracowanego już leczenia. Dopuszczalne są inne możliwości, ale tylko pod warunkiem, że będą służyć dobru zwierzęcia.

- Jeśli chodzi o ludzi, regulacje są trochę bardziej skomplikowane. W Europie od 3 do 7 lat zajmuje udzielenie zgody na wykorzystanie nowych leków czy zastosowanie implantu. Podtrzymuję wcześniejsze stwierdzenie, że nie służy to postępowi. Współpraca środowiska medycznego z weterynaryjnym mogłaby sprawić, że szybciej rozwiązywalibyśmy problemy, szybciej doskonalili narzędzia służące leczeniu pacjentów, a co za tym idzie - aktywnie zmieniali świat na lepsze.


Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy