Reklama

Natasza Socha: Każda istota potrzebuje dotyku

Natasza Socha: "Ciągle wstydzimy się okazywania uczuć", fot. Najka Photography /materiały prasowe

W życiu każdego człowieka najważniejsze są relacje, które musimy zbudować z innymi ludźmi. To właśnie od tego zależy czy jesteśmy szczęśliwi - mówi Natasza Socha, autorka książki "Pokój kołysanek". - Można mieć milion znajomych na Facebooku, a w rzeczywistości nie mieć nikogo. Daje nam to złudne poczucie tego, że jesteśmy otoczeni ludźmi, którzy jednak nic o nas nie wiedzą i których niewiele obchodzimy.

Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: Pierwowzorami Joachima z "Pokoju kołysanek" jest dwóch starszych panów: twój dziadek Mieczysław i David Deutchman z Atlanty. Jak ich połączyłaś?
Natasza Socha: - Przypadkowo w internecie natrafiłam na historię człowieka, który przechodząc w szpitalu obok oddziału noworodków zwrócił uwagę na dzieci, które tam leżały. Zupełnie spontanicznie poszedł zapytać czy mógłby pomagać jako wolontariusz. Personel szpitala zaproponował mu etat "przytulacza noworodków". Nie miał pomagać przy ich pielęgnacji, nie miał ich przewijać czy też kąpać, ale po prostu brać je na ręce. Ponieważ maluchy całymi dniami często przebywały same, dotyk drugiej osoby miał dla nich ogromne znacznie. I to jest autentyczna historia, która zaowocowała pomysłem, żeby napisać o niej książkę.

Reklama

- Drugim bodźcem okazały się pamiętniki mojego dziadka z podróży, który bardzo dużo jeździł po świecie i robił to w czasach, kiedy wcale nie było to takie łatwe i proste. Dzięki niemu mam przepiękne opisy magicznych miejsc - zwłaszcza środkowej Azji oraz ciekawostki, których prawdopodobnie nigdy nie znalazłabym w internecie, ani w żadnych książkach. Ceny pomarańczy w latach 60. w Bułgarii, ceny kwasu chlebowego, zapałek, chusteczek do nosa, albo opis hotelu w Moskwie, w którym w każdym pokoju stał srebrny samowar.

- Mój dziadek pisał tak ładnie i poprawnie, że niewiele musiałam w tych notatkach zmieniać. Wspomniał nawet autentyczną historię, niemal kryminalną, kiedy dwie osoby z wycieczki rozpłynęły się pewnej nocy w weneckiej mgle. Okazało się później, że po prostu skorzystali z okazji i uciekli w "lepszy świat". Nikt ich więcej nie zobaczył. Pomyślałam, że ciekawie będzie połączyć te dwie postaci - wziąć Davida, dołożyć mojego dziadka i stworzyć zupełnie nową historię.

Joachim pojawia się w szpitalu. Myśli, że nikogo tam nie zna, a jednak są tam tacy, z którymi już mu się wcześniej splotły losy.

- Na początku nie wiemy kogo on zna, albo kto zna jego. Zaczyna się od tego, że spotyka na ulicy kobietę, która mówi mu, że jej dziecko jest wcześniakiem i nie wiadomo czy przeżyje. Joachim nagle czuje jakiś impuls związany nie tylko z tą informacją, ale i nagłym powrotem wspomnień o czymś, co wydarzyło się w jego przeszłości. Wraca pamięcią do czasów, kiedy kogoś skrzywdził, chociaż wtedy odbierał to zupełnie inaczej - wydawało mu się, że najważniejszą rzeczą jest ciągłe szukanie szczęścia. Gdziekolwiek ono jest. Wierzył też, że przede wszystkim trzeba być szczęśliwym samemu ze sobą, bo tylko wtedy można uszczęśliwić innych. Jego ukochana z kolei uważała, że jest na odwrót.

- Ta książka jest między innymi o tym, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to, co jest lepsze: własne wybory czy poświęcanie się dla innych. Jedna z bohaterek mówi, że nikt nie ma prawa oceniać cudzych wyborów, że nie możemy też uznawać własnych decyzji za lepsze od innych. Joachim pracą w szpitalu próbuje odkupić swoją winę. Przypadkowo trafia też na oddział, w którym pracuje osoba, która go zna z przeszłości.

"Czułość jest magią, oswaja największe lęki i ucisza demony" - mówią pracownicy tego szpitala. Myślisz, że w naszych czasach dajemy sobie odpowiednio dużo czułości?

- Mam wrażenie, że ciągle wstydzimy się okazywania uczuć. Że bezinteresowne przytulanie się do kogoś, kogo nie znamy zbyt dobrze, jest dla nas dziwne. Od kilku lat mieszkam w Niemczech. Pamiętam, że kiedy przyjechałam tu kilkanaście lat temu, dziwiłam się, że wszyscy - bez znaczenia jak dobrze się znali - obejmowali się i całowali na powitanie. U nas przytulasz tylko kogoś bliskiego, bo inaczej jest to czymś wstydliwym i krępującym.

- Przygotowując się do pisania książki obejrzałam fascynujący film przyrodniczy o przytulaniu się zwierząt. I to nie piesków czy kotków, które wszyscy głaszczemy, a one zazwyczaj to lubią. Okazuje się, że nawet takie zwierzęta jak krokodyle, gęsi, żyrafy, jaszczurki czy nosorożce, tulą się chętnie między sobą. Autorom filmu udało się nakręcić sceny, w których jedno zwierzę zasypia w czułych objęciach drugiego. Udowodnili tym samym, że każda istota na świecie potrzebuje dotyku, bliskości, choćby na moment. Badania medyczne mówią, że aby dobrze przeżyć dzień musimy się przytulać nawet kilkanaście razy. Wtedy funkcjonujemy znacznie lepiej, produkujemy więcej endorfin, jesteśmy naładowani pozytywną energią i chce nam się uśmiechać.

Maria, położna mówi: "Rodzimy się sami, umieramy sami, a pomiędzy tym jest czas, który warto spędzić z drugim człowiekiem". Z jakim człowiekiem i jaką wartość powinien mieć dla nas ten czas?

- W życiu każdego człowieka najważniejsze są relacje, które musimy zbudować z innymi ludźmi. To właśnie od tego zależy czy jesteśmy szczęśliwi. To nawet nie musi być ktoś kogo się kocha nad życie, ale ktoś, na kim możemy polegać. Przyjaciel. Bliska osoba. Bo tak naprawdę nie jesteśmy samotną wyspą i nie wszystko możemy zrobić sami. Nawet jeśli lubimy samotność, zawsze dobrze mieć świadomość, że gdzieś tam czeka ktoś, kto w razie czego nam pomoże lub po prostu nas przytuli.

Masz sposób na pielęgnowanie relacji?

- Jestem raczej osobą, która nie zaprzyjaźnia się chętnie i często. Nie mam wielu przyjaciół. Moje najbliższe znajomości pochodzą jeszcze z czasów liceum, a nowych jest zdecydowanie mniej. Wiem, że na tych osobach, z którymi się przyjaźnię od lat mogę zawsze polegać, a kiedy się spotykamy odnoszę wrażenie, jakby czas się zatrzymał. Ważniejsza jest dla mnie jakość tych kontaktów niż ilość. Można mieć milion znajomych na Facebooku, a w rzeczywistości nie mieć nikogo. Daje nam to złudne poczucie tego, że jesteśmy otoczeni ludźmi, którzy jednak nic o nas nie wiedzą i których niewiele obchodzimy.

Mam wrażenie, że ma na to wpływ to, że zanika sztuka rozmowy.

- To widać już nawet w książkach. Coraz częściej pojawia się w nich styl facebookowy - szybkie dialogi, gagi, które są opisywane krótkimi zdaniami, albo ich równoważnikami. Wykorzystujemy narrację obrazkową, bo ona najszybciej przemawia do ludzi. Nie ma już ładnego pisania. Tak samo zanika sztuka konwersacji. Są błyskawiczne dialogi, a nie ma rozmów. Nie poświęcamy czasu, żeby usiąść, pogadać, żeby opowiedzieć jakąś historię, ale nie w telegraficznym przekazie, tylko spokojniej, dłużej, pozwolić na to, aby rozmowa mogła się sączyć.

- Kiedy byłam dzieckiem i chodziłam do szkoły, wydawało mi się, że poniedziałek od piątku dzieli wieczność. Dzisiaj moje dzieci uważają, że po Wielkanocy za chwilę będzie Boże Narodzenie. Żyjemy w szybkim świecie, czas nam znacznie szybciej ucieka, dzisiaj jest już dniem wczorajszym, a my nawet tego nie zauważamy.

Pisząc książki budujesz sobie inny świat, taki obok. Jest on dla ciebie fajniejszy od tego realnego?

- Na co dzień żyję w dwóch światach - normalnym, codziennym, z moją rodziną, i w tym drugim -  książkowym. Obie te rzeczywistości często się przenikają, zdarza mi nawet odezwać do kogoś z domowników imieniem bohatera książki, albo mówię coś, co powinno być wypowiedziane w powieści. To dzieje się trochę poza moją świadomością i wynika właśnie z nakładania się tych dwóch światów.

- Codziennie przychodzą mi do głowy nowe pomysły, które trzeba zapisać. Zaczynam tworzyć swojego bohatera, schodząc do różnych poziomów jego funkcjonowania. Kiedy nadaję komuś imię, sprawdzam co oznacza i czy pasuje do wymyślonej przeze mnie postaci. Kiedy wiem, jakie ma cechy charakteru, zastanawiam się czym się powinien zajmować, żeby jego wizerunek był spójny i wszystko do siebie pasowało. To jest wielką siłą każdego pisarza, że może zrobić ze swoim bohaterem co chce. Lubię te momenty, kiedy się zastanawiam czy może lepiej go uśmiercić, rozwieść, czy też wplątać w jakiś romans - bo tu mogę o tym zadecydować, a w realnym życiu nie zawsze.

Rozmawiała: Agnieszka Łopatowska


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy