Reklama

​Nasze gorsety mają dwa serca

Modelka: Izabella I. Karter, autor: Marcin W. Dąbrowski /materiały prasowe

Nasze gorsety to wypadkowa dwóch punktów widzenia: jak ty chciałabyś wyglądać i jak ja chciałbym, żebyś wyglądała. Spieramy się na różnych gruntach, ale najczęściej kończy się to bardzo fajnym efektem. Nasze projekty mają dwa serca: jedno jest nasze, drugie naszej klientki - mówi Absynt, który wraz ze swoją partnerką prowadzi pracownię gorseciarską przy ul. Chmielnej w Warszawie.


Dlaczego kobiety noszą gorsety?

- Z kilku powodów. Gorsety dzielimy na te, które widać i na te, których nie widać. Te, których nie widać noszą przede wszystkim dlatego, że chcą popracować nad swoją talią oraz nad kręgosłupem, który jest mocno obciążony, zwłaszcza w pracy siedzącej. Czasem matka natura obdarza kobiety bardzo dużym biustem, który im po prostu zwyczajnie ciąży, więc gorset dzięki stalowym fiszbinom płaskim i spiralnym daje im ulgę. Dzięki gorsetowi kobieta czuje się też lepiej, pewniej. Lustro nie kłamie, koleżanki i koledzy widzą zmianę. Fajnie jest jej czuć się jak w rozmiarze 38, a nie 42 czy 44.

Reklama

- Co nie znaczy też, że nie ma dziewczyn, które dobrze się czują w rozmiarze 30 zamiast 34 - co kto lubi. Tutaj nigdy nie podważamy gustów. Jedyne do czego czasem zaglądamy to dowód osobisty, nigdy nie portfel. Kiedy przychodzi do nas bardzo młoda dziewczyna zawsze zapraszamy ją z mamą czy tatą, bo nie wiemy czy tych pieniędzy nie powinna przeznaczyć na zimowe buty czy kurtkę.

To kwestia waszego sumienia czy tego, że takim gorsetem można zrobić jej krzywdę?

- Lekarze, którzy zajmują się budową ludzkiego kośćca wytłumaczyli nam podczas konsultacji, że kościec teoretycznie kształtuje się do 16-17 roku życia. Natomiast we współczesnych czasach, kiedy kobiety szybciej dojrzewają, ten proces kończy się około 15. roku życia. Bez względu na wiek musimy wiedzieć, jak klientka planuje użytkować ten gorset. Może chcieć go założyć raz w miesiącu na imprezę czy raz na pół roku na jakąś uroczystość. Ale może też nosić go pięć razy w tygodniu, chodząc do pracy. Jeśli nosimy gorset od "wielkiego dzwonu" - nie ma problemu. Jeśli użytkujemy go na co dzień, musimy pamiętać o ruchu. Kobieta może nosić gorset 10 godzin dziennie, ale po jego ściągnięciu obowiązkowo powinna wykonać kilka ćwiczeń. Idealne jest pływanie, ale wystarczy 15-20 minut przysłowiowego tańca przed telewizorem, lekkiej jogi czy rowerka na jałowym biegu. Odciążane mięśnie kręgosłupa, którym gorset daje wolne, muszą pamiętać, jaka jest ich rola.

- Inną sprawą są narządy wewnętrzne. Gorset ma trzy linie wiązania: biodra, talia i żebra bądź biust - w zależności o jakim jego typie mówimy. Bioder ani żeber nie będziemy miażdżyć, nie zmniejszymy ich. Najważniejsza w tym, o co chodzi kobietom jest tkanka miękka i w talii mamy największe pole do popisu. Gorset powoduje, że narządy przemieszczają się w dół. Żeby był widoczny taki efekt na stałe potrzebujemy lat. Przede wszystkim zawsze zalecamy: noś z umiarem. Naszą filozofią jest: jedz życie łyżkami, a nie chochlą i do tego namawiamy też klientki.

Czyli który rodzaj gorsetu polecacie?

- Raczej nie polecamy  gorsetów  typu overbust   jeżeli  jest to pierwszy gorset.  W takim wypadku zazwyczaj proponujemy underbust, czyli ten który kończy się pod biustem, ponieważ jest to gorset najkrótszy, więc najmniej opina ciało. A zgodnie z prawami fizyki im mniej krępowanego ciała, tym wygodniej. Co nie znaczy, że nie ma kobiet, które świetnie od razu czują się w gorsecie pełnym.  

- Natomiast przy gorsecie zewnętrznym jest cała lista do uzgodnienia. Zaczynając od wyboru koloru z całej palety barw, całej serii dodatków, struktur materiałów i tak dalej. Robimy to sami, więc mamy wpływ na wszystko od podszewki po lamówkę, od aplikacji po kolor nitki, ale również producenta tej nitki.

Jak to się stało, że zajęliście się gorsetami?

- Prowadzimy firmę we dwójkę. Kiedyś dawno, kiedy gorsety nie były tak popularne, nie mogliśmy iść do sklepu i ich sobie kupić, a uczestniczyliśmy w rekonstrukcjach historycznych. Ktoś umiał szyć świetne buty, inny kapelusze, ktoś zajmował się tkaninami, ktoś haftowaniem. Ja byłem trochę bardziej "skórzany", Anna zajmowała się materiałem. Najpierw szyliśmy sobie, potem szyliśmy na wymianę i tak ziarenko zaczęło kiełkować.

Jakie czasy rekonstruowaliście?

- XVI wiek - wtedy pojawiły się pierwsze gorsety, czyli tak zwane elżbietanki, bo to wynalazek brytyjski. Z czasem stało się to naszą pracą, aż w końcu trzeba było się zdecydować na poważny krok: otwarcie pracowni i sklepu. Choć ostatnio pojawiło się dużo osób, które szyją gorsety, takie miejsce jak nasze jest jedyne w Polsce. Nie przez przypadek robią to dwie osoby: kobieta i mężczyzna. Nasze gorsety to wypadkowa dwóch punktów widzenia: jak ty chciałabyś wyglądać i jak ja chciałbym, żebyś wyglądała. Spieramy się na różnych gruntach, ale najczęściej kończy się to bardzo fajnym efektem. Nasze projekty mają dwa serca: jedno jest nasze, drugie naszej klientki.

Czeka się na nie około dwóch miesięcy, trochę tak jak na wymarzone dziecko...

- Przez to, że pracujemy tylko we dwójkę, mamy ograniczone moce produkcyjne. Zdarza się, że ten czas się przydaje, na przykład kiedy trafia do nas pani w trakcie odchudzania i wie, że swój cel osiągnie za trzy miesiące. Gorset można zawsze zmniejszyć. Można go też zwiększyć, ale straci fason i lepiej uszyć go od nowa wykorzystując  bazowe elementy metalowe.

- Czasami zadajemy pytania, które mogą klientkom wydać się dziwne, zwłaszcza że zadaje je mężczyzna. Pytam o to, czy klientki trzymają wagę lub czy nie mają na przykład dysproporcji biustu. Nie są to pytania niegrzeczne, zadaję je dla dobra projektu. Robimy wszystko, żeby pomóc klientce, a nie żeby ją zestresować. Potrafimy już korygować dysproporcje biustu, a także tworzyć specjalne gorsety dla osób cierpiących na lordozę i skoliozę. Konstruujemy je tak, tak by fiszbiny nie wbijały się w ciało. Przy okazji kilka rad "dobrego wujka": jeśli nosisz plecak, noś go jak plecak, a nie jak torbę. Jeśli nosisz torbę, noś ją na przemian na obu ramionach. Śpij raz na jednym, raz na drugim boku. Nie uda nam się gorsetem wszystkiego naprawić.

Czy przez te 7 lat obserwujecie jak zmieniają się wasze klientki?

- Tak, choć przyznaję, że przeliczyliśmy się na początku myśląc, że utrzymamy się trafiając w niszę. Pasja jest rzeczą świetną, marzenia trzeba mieć, pamięć trzeba kultywować, ale rachunki trzeba płacić. Musieliśmy po pewnym czasie przeanalizować rynek, dokonać korekty tego co robiliśmy do tej pory i zdecydować, dla kogo pracować od teraz. Szanujemy wszystkich klientów. Jest tu dziewczyna, która od pół roku przychodzi oglądać jeden gorset. Dotyka go, marzy o nim. Kiedy przyjdzie go kupić za odłożone pieniądze, po wielu wyrzeczeniach, dostanie na niego od nas specjalną zniżkę.

- Ale nie ukrywam, że naszymi głównymi odbiorcami są kobiety po trzydziestce i starsze, pewne siebie. To klientka wymagająca, ale wdzięczna. Jeśli jest zadowolona, następnym razem przyjdzie z przyjaciółką, a za jakiś czas zamówi następny model. Mamy osoby, które przywiązują się do tego miejsca, są przywiązane do nas. Mamy też klientów stałych, tak zwanych biznesowych. Są to media, teatry, kostiumolodzy filmowi. Z nimi i z pannami młodymi jest taka trudność, że mają nieprzekraczalny termin, w którym ich gorsety muszą być gotowe. Naszym zadaniem jest to wszystko pogodzić.

Rozpropagowanie w Polsce burleski miało dla was jakieś znaczenie?

- Tematyka burleskowa pojawia nam się częściej przy okazji różnych imprez tematycznych, w których dress code jest z góry określony i właśnie jest to albo burleska, albo steam punk: brązy, miody, stare złoto, zębatki, gogle i dużo futurystycznych dodatków. Obszywamy jedną z gwiazd Polskiej burleski - Pin Up Candy, z którą współpracujemy w zasadzie od początku jej działalności. My pomagamy jej, a ona nam. Współpracowaliśmy przy festiwalu burleski, który organizowała i dzięki temu mogliśmy wejść teraz na nowy rynek - rosyjski. Mamy zlecenia z Austrii i z Kanady. Do Wielkiej Brytanii na dniach wysyłamy gorset męski, ale dla osoby, która przechodzi transformację płciową.

Czym się różni gorset damski od męskiego?

- Podstawowa różnica polega na tym, że mężczyzna ma mniejsze biodra i szerszą klatkę piersiową, więc krój gorsetu męskiego jest inny. Są ich dwa rodzaje: historyczny - krótki, który obejmuje tylko talię. Nie służy do wyrzeźbienia talii, ale do likwidacji tego, co chcielibyśmy nazywać "mięśniem dobrobytu ".

Czyli okiełznania brzuszka piwnego.

- Dokładnie. Zazwyczaj używane są podczas rekonstrukcji historycznych, kiedy na przykład oficerowie nie mieszczą się w swoich mundurach. Są też osoby, które od lat cierpią na dyskopatię i gorset im bardzo pomaga. Zwłaszcza kiedy nie chcą zażywać tabletek przeciwbólowych. Wielu naszych klientów to informatycy - osoby, które spędzają wiele godzin przed komputerem. Gorsety pozwalają im się nie garbić i chronią ich przed rehabilitacją.

- Drugi typ męskich gorsetów to takie, które wyglądają jak kamizelka. Są zapinane z przodu na bryklę, sznurowane z tyłu przez całe plecy, ze stalowymi fiszbinami. To jest gorsety bardziej wystawne. Mogą być steampunkowe, ale też czarne w białe prążki - pod garnitur. Ja mam też na przykład ciemnozielony, który pasuje do kiltu. Bo my też szyjemy kilty, choć tylko na specjalne zamówienie.

Czym  w takim razie charakteryzują się gorsety, które są dla osób w trakcie zmiany płci?

- W takim przypadku sprawa rozbija się nie tylko o biodra i cel nadania damskiej figury , ale również o wzrost. 90 proc. osób, które zmieniają płeć z męskiej na damską ma powyżej 180 cm wzrostu. Zupełnie inaczej rozłożone są proporcje ich figury i trzeba to uwzględnić podczas projektowania.

Można sobie zrobić krzywdę gorsetem?

- Oczywiście. Na dwa sposoby. Pierwszy to nadmierne użytkowanie. Mam klientkę z Wielkiej Brytanii, która w gorsecie robi wszystko i ściąga go tylko biorąc prysznic. Nawet w nim śpi. Nie sądzę, żeby cokolwiek przy tym ćwiczyła, więc to na pewno się na niej zemści gdyż trzeba dbać o mięśnie kręgosłupa. Drugi problem już dzisiaj raczej nie występuje, ale kiedyś do produkcji gorsetów niektóre firmy  używały tylko fiszbin płaskich, które przez swoją sztywność potrafiły ranić kobiety.

Wyobraźmy sobie taką sytuację: odbieram zamówiony gorset, a na następny dzień chcę iść w nim na wesele. Popierasz mnie czy odradzasz mi to?

- Stanowczo odradzam. To jak dać swojemu dziecku, które właśnie zdało na prawo jazdy, kluczyki do swojego Porsche. Nie o to chodzi, że ono rozwali to Porsche, ale że zabije się na pierwszym zakręcie. Tłumaczymy, żeby panie najpierw przymierzyły nowy gorset, a później powiedziały jak się czują. 80 proc. czuje się źle. Pierwsze 10 minut jest naprawdę fatalne. Przełóż sobie te 10 minut na 8 godzin wesela - nie wytrzymasz. Będziesz świetnie wyglądać na początku, a później zgrzytać zębami i wszystko będzie cię wkurzać. To wesele będzie do bani, a ty znienawidzisz mnie, ten gorset i to miejsce. Moim obowiązkiem jest ci powiedzieć, że musisz wysezonować gorset a ciało przyzwyczaić  do ucisku.

Czyli ile wcześniej przed taką imprezą powinnam zgłosić się po gorset?

- Są wyjątki, które zakładają gorset i wyglądają i czują się , jakby były w nim urodzone. Ale nie ma co się łudzić, to 2 - 3 proc. populacji. Średni czas przyzwyczajenia ciała to dwa - trzy tygodnie. Lepiej nie porywać się od razu na wyjście w nim na kilka godzin do pracy, ale nosić go po pół godziny dziennie. Później stopniowo zwiększać ten czas i zasznurowywać o centymetr mocniej.

Chyba lato też nie jest dobrą porą, żeby zacząć go nosić.

- Jeśli asfalt topi się rozgrzany do prawie 40 stopni, nikt o zdrowym rozsądku nie będzie się pakował w gorset.

Czego nauczyłeś się o kobietach odkąd pracujesz w pracowni gorseciarskiej?

- To bardzo trudne pytanie, bo wbrew pozorom to bardzo ciężka praca. Sporo osób oczywiście mi jej zazdrości - mam tu na myśli męską część moich znajomych, którzy twierdzą, że to praca marzeń. Zawsze wtedy radzę im się zamienić ze mną na trzy dni. Ta praca potrafi dać mnóstwo satysfakcji, ale też bywa trudna. Kobiety są osobami bardziej złożonymi, wrażliwymi i skomplikowanymi niż faceci. Mówiąc krótko: facet jest prosty w obsłudze, a kobieta nie. Odkopałem wszystkie pokłady empatii, jakimi obdarzyła mnie matka natura. Wcześniej pracowałem w korporacji i przechodziłem szkolenia o typach klientów, więc się na tym znam. Ale co innego praca zza biurka, przez telefon i e-mail, a co innego twarzą w twarz.

- Tutaj trafiają klientki w różnym stanie: zestresowane panny młode, panie niezdecydowane, osoby w trakcie zmiany płci i tak dalej. Ważne, by do wszystkich podchodzić z ogromnym spokojem, uśmiechem i zrozumieniem. Kobiety, które przychodzą tu po raz pierwszy są zaskoczone, że za ladą stoi facet. Ale potem przyznają, że szybko się do mnie przekonują. Ciągle uczę od naszych klientek, słucham ich, ale nie boję się też z nimi wchodzić w dyskusję.

Może to po prostu kwestia zaufania?

- Tak. Zdradzę ci sekret: jeśli klientka odbiera swój gorset, staje przed lustrem i gładzi się po bokach to znaczy, że ona jest bardzo zadowolona. I to jest dla nas największa nagroda.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***


   

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy