Reklama

Na swój ślub wcisnęli się bocznym wejściem

Linda i Paul Mc Cartney tworzyli jedną z najszczęśliwszych par show-biznesu. Oboje zdążyli się wyszaleć wcześniej.

Poznali się, gdy Paul był u szczytu sławy. Najsłodszy z Beatlesów z chłopięcą twarzą nie był niewiniątkiem. Często wpuszczał do środka fanki koczujące pod domem. Chciał dowieść, że dorównuje rockandrollowym kolegom: Lennonowi, Jaggerowi, Richardsowi. Choć jako ostatni z nich zasmakował w narkotykach, pierwszy się do tego przyznał.

"Amerykańska suko"

Rozwódka z dzieckiem Linda Eastman za oceanem wiodła podobne życie. Była fotografką gwiazd rocka, zadebiutowała zdjęciami Rolling Stonesów. Sławni ludzie i wielkie pieniądze jej nie peszyły - pochodziła z bogatego domu nowojorskich Żydów, ojciec był adwokatem gwiazd, matka dziedziczką domu handlowego. Linda od muzyki wolała szum wiatru we włosach, od zdjęć celebrytów - zdjęcia koni. Być może to niezależność czyniła ją tak interesującą: podobno uwiodła większość swoich modeli, Warrena Beatty, Jimi Hendrixa, Micka Jaggera, Jima Morissona. Miała klasyczne rysy, pełną figurę. Nieco ekscentryczna, emanowała też ciepłem i spokojem. "Była prawdziwą kobietą" - mówił Paul.

Reklama

W 1967 r. przyjechała do Londynu, by zdobyć materiał do albumu fotograficznego "Swinging Sixties" o szalonych latach 60. Podobno już w samolocie zapowiedziała znajomemu, że wyjdzie za swojego Beatlesa. A wolny był tylko Paul. Nie musiała się zbytnio starać - McCartney zaczepił ją w klubie Bag O’Nails, gdzie miał swój stolik; siedziała obok z Animalsami. Przedstawił się, jakby nie wiedziała, kim jest. "Nasze spojrzenia spotkały się w zatłoczonym pokoju, poczuliśmy natychmiastowe przyciąganie" - tak zapamiętał ten wieczór, choć prawda była bardziej przyziemna. Całe towarzystwo wylądowało w zapuszczonej rezydencji Paula, a Lindę bardziej interesował jego znajomy.

Wkrótce poleciała do Nowego Jorku. Romans wykiełkował po paru miesiącach, gdy Paul z Johnem Lennonem przylecieli tam na konferencję. Nic zobowiązującego - po powrocie do Londynu Paul zaręczył się ze swoją długoletnią dziewczyną Jane Asher, aktorką i panną z dobrego domu, którą bardziej od Beatlesów ekscytował Beethoven. Nie uznawała wolnej miłości - gdy nakryła Paula z jedną z kochanek, zerwała zaręczyny, o czym on dowiedział się z telewizji.

Zostawił wszystkie dziewczyny, ale nie po to, by odzyskać Asher. W Londynie znów pojawiła się Linda. Zamieszkali razem. Fanki były zdruzgotane. Na drzwiach Linda zobaczyła graffiti: "Wracaj do domu, amerykańska suko". Jej pięcioletnia córka z pierwszego małżeństwa, Heather, miała właśnie zacząć szkołę na Manhattanie. Paul przez telefon mówił małej, że ożeni się z jej mamą.

Wkrótce Linda zaszła z nim w ciążę. Ściągnęli Heather do Londynu i 12 marca 1969 r., gdy brzuch Lindy był już widoczny, wzięli ślub. Trzymano go w sekrecie, ale przed urzędem i tak czekały szlochające fanki. Młodzi musieli się przeciskać bocznym wejściem. Noc wcześniej dziko się pokłócili i niemal wszystko odwołali, Paul rezerwował urząd na ostatnią chwilę, a obrączki za 12 funtów kupił tuż przed zamknięciem sklepu. Ich świadek, brat Paula, spóźnił się godzinę i gdy jechał z dworca limuzyną, myślał, że już nikogo nie zastanie.

Jak banda cyganów

Beatlesi zaczęli się rozpadać. Ale prawda nie mogła wyjść na jaw przed ukazaniem się ostatniego albumu czwórki z Liverpoolu. Konflikt zaczął John, ale wszyscy byli już skłóceni. Oliwy do ognia dolały spory o nowego menedżera. McCartney nalegał, by został nim ojciec Lindy, Lee Eastman, Lennon się nie zgadzał. Po rozłamie Lee został menedżerem Paula, który nagrywał już solowy debiut.

Na krążku "McCartney" znalazła się m.in. piosenka "Cudowna Linda". Odtąd wszystkie miłosne kawałki będzie pisał tylko dla niej. Płyta nie została dobrze przyjęta, a gdy ogłoszono koniec Beatlesów, prasa obwiniała McCartneya o rozpad zespołu. Załamany, zaszył się na zaniedbanej farmie w Szkocji, którą kupił w 1966 r., gdy został milionerem. Miał stany lękowe, zasypiał nad ranem, wstawał o 13, a o 15 był już pijany.

Raz zostawił w swoim Rolls- -Roysie otwarte drzwi, do środka weszły kury - tapicerka za 6 tysięcy funtów była do wymiany. To Linda wyciągnęła go z depresji. W 1971 r. założyli zespół Wings (nazwę Paul wymyślił w szpitalu, gdy czekał na żonę i ich nowo narodzoną drugą córkę Stellę). Nauczył Lindę grać na keyboardzie i śpiewać w chórku, razem komponowali muzykę i pisali słowa. W trasy koncertowe zabierali czwórkę dzieci (w 1977 r. urodził się James).

"Byliśmy bandą cyganów, wariatami ciągle w drodze" - wspominał. Na co dzień dzieciaki chodziły do zwykłej szkoły - koledzy nazywali je bandą małych hippisów. Wzrastali w ekscentrycznej, ale pełnej miłości rodzinie. Z początku brytyjska prasa krytykowała McCartneyów. Lindę za grę na keyboardzie i wokal, Paula za nepotyzm i skąpstwo, bo ponoć marnie płacił reszcie zespołu. To nie wpływało dobrze na ich małżeństwo. Linda wiele razy chciała odejść z zespołu, ale przetrwali złe chwile. Wings okazało się sukcesem z hitami w czołówce list przebojów i nagrodami Grammy, a nawet nominacją do Oscara za najlepszą piosenkę do filmu o Bondzie "Żyj i pozwól umrzeć".

Owsianka tyranozaura

Linda nadal fotografowała. Zdjęcie Erica Claptona jej autorstwa znalazło się na okładce prestiżowego magazynu "The Rolling Stone". Parę lat później zdobiła ją ona z Paulem. Miała wyrazisty światopogląd. Dzięki niej Paul stał się wegetarianinem i obrońcą praw zwierząt. Wedle słów przyjaciółki Linda, jakby mogła, owsianką karmiłaby i tyranozaura. "Gdyby rzeźnie miały szklane ściany, nikt nie jadłby mięsa"- mawiała. Od księcia Edynburga żądała wyjaśnień, czemu popiera polowanie na ptaki dla sportu. "Mój syn też jest cholernym wegetarianinem" - wymamrotał książę.

Gdy McCartneyowie znaleźli na drodze porzuconego psa ze złamaną łapą, wysłali go do weterynarza taksówką: 450 km w obie strony. W domu mieli prawdziwą menażerię: psy, koty, kury, owce, króliki i konie, których Linda była miłośniczką. Jej pasja przerodziła się w biznes - wydała kilka bestsellerowych książek kucharskich, a linia mrożonych wegetariańskich obiadów McVeggie uczyniła z niej milionerkę. Stała się guru wegetarianizmu.

Wszystko szło idealnie: kochali się, spełniali się artystycznie i zawodowo, znów byli ulubieńcami prasy. Sielanka skończyła się, kiedy w 1995 r. wykryto guz w piersi Lindy. Od razu przeprowadzono operację, przeszczep szpiku, intensywną chemioterapię. Wkrótce odkryto przerzuty do drugiej piersi, potem do wątroby. W marcu 1997 r. była już za słaba, aby uczestniczyć w ceremonii nadania tytułu szlacheckiego Paulowi. Dała mu zegarek z napisem: "Paulowi, mojemu rycerzowi w lśniącej zbroi".

Lekarz ani bliscy nie informowali Lindy o jej pogarszającym się stanie, ale chyba wiedziała, co ją czeka. Zaczęła rozdawać rzeczy znajomym, spisała testament. W marcu 1998 r. rodzina poleciała na rodzinne ranczo w Tucson w Arizonie. Linda i Paul jeździli konno dzień przed jej śmiercią - podobno drogę przeciął im grzechotnik. Nazajutrz nie miała już siły wstać z łóżka. Zmarła otoczona rodziną.

To były jego ostatnie słowa do umierającej żony

Muza Linda McCartney

Zobacz także:


Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy