Reklama

Miłość na podsłuchu

Iga przeszukiwała mężowi kieszenie, kontrolowała telefon. Marta posunęła się dalej i wynajęła detektywa. To było silniejsze niż rozsądek, bo źródła podejrzliwości tkwiły w doświadczeniach z przeszłości. Nadmierna nieufność to problem kobiet, które kiedyś ktoś zranił. Warto wziąć ją pod kontrolę, bo czasem to ona jest przyczyną rozpadu związku.

Iga, dentystka, 36 lat: Przeczytałam kiedyś zdanie: "Zdradzić można nawet  w drugim pokoju". Wryło  mi się w pamięć, bo  pierwszy mąż zdradzał mnie  z przyjaciółką, a ja byłam  tak ufna, że odkryłam to  po latach. W nowym związku nie potrafię przestać myśleć o tym, co Robert, mój obecny partner, robi, gdy spuszczam go z oczu. Czuję się spokojna, tylko gdy jest przy mnie.

Kolacja z przyjaciółkami. Wino, żarty. Iga coraz częściej zerka na zegarek. Robert przyjmuje pacjentów do 19. Iga wie, że powrót do domu zajmuje mu 30 minut. Gdy mija 20, zdenerwowana prosi koleżankę, by zadzwoniła do przychodni, gdzie pracuje jej partner, i zapytała, czy pan doktor jeszcze tam jest. "Dlaczego nie zadzwonisz sama? - dziwią się znajome. - Nie chcę, by się domyślił, że go sprawdzam".  Nie dowierzają: "Powiedz, że mu nie ufasz!".

Reklama

Zaczyna się dyskusja. Większość kobiet uważa, że czujność w związku ma sens, ale nadmierna kontrola to przesada. Iga jest dziwnie małomówna. Gdy kwadrans później Robert wchodzi do domu z zakupami, prosi koleżanki, by zmieniły temat.

Iga ma stałe rytuały sprawdzania lojalności partnera. Rano czeka, aż Robert pójdzie wziąć prysznic. Ma 10 minut, by sprawdzić  jego telefon: czy pojawiły się nowe kontakty, podejrzane wiadomości, zdjęcia? Robert nie używa hasła w telefonie. 

W ciągu dnia Iga wysyła mu SMS-y: "Gdzie jesteś? Z kim byłeś na obiedzie? Do której masz dyżur? Wyślij fotkę, chcę zobaczyć, co teraz u ciebie". Wieczorem wącha jego ubrania i sprawdza, czy w kieszeniach nie ma podejrzanego paragonu: biżuteria, obiad w restauracji. Miesiąc temu wpadła w panikę, bo na marynarce wyczuła nieznane perfumy. Dzień później... dostała je z okazji urodzin.

Odetchnęła, ale jej strategii to nie zmieniło. Załatwiła mu dyżury  w gabinecie, gdzie sama pracuje. Może mieć go na oku. Zaczęła przeglądać w komputerze karty pacjentek Roberta: wiek, częstotliwość wizyt. Raz zapytała "Podobno była u ciebie dziś jakaś seksbomba w gabinecie?". Robert się wściekł: "Czuję się  jak idiota, gdy zadajesz takie pytania! Jestem profesjonalnym lekarzem i... jestem z tobą". Iga przestała wypytywać, ale karty pacjentek przeglądała dalej, choć nie miała do tego prawa.

W pułapce podejrzeń

Pierwszego męża nie kontrolowała wcale. Mieli po 24 lata, kiedy się pobrali. 

- Rok po ślubie zaczął późno wracać do domu - wspomina Iga. - Ciągle wypadały mu dyżury. Wracał z pracy nieobecny, często z kwiatami. Trochę to było dziwne, ale romantyczne. Uznawałam te bukiety za wyraz tęsknoty za mną. Aż któregoś dnia oznajmił, że zakochał się i odchodzi. I że... niedługo zostanie ojcem. Matką jego dziecka była moja koleżanka. 

Po rozwodzie Iga skupiła się  na pracy. Byli jacyś mężczyźni, ale odchodzili. Od jednego usłyszała, że się przy niej dusi, od innego, że ma "obsesję na punkcie kontroli".  Nie rozpaczała, nie byli aż tak ważni, ale w Robercie się zakochała.

Spokojny, rozsądny, domator. Iga uwierzyła w szansę na poważny związek. Tylko że gdy zamieszkali razem, zaczęły ją dopadać czarne myśli: "A jeśli Robert też mnie oszuka? Okłamie? Zdradzi?".

- Lęk był silniejszy ode mnie - tłumaczy. - Wydawało mi się, że tylko kontrolując sytuację, zapobiegnę nieszczęściu.  "Co ty wyprawiasz?! On nie jest typem oszusta!", przyjaciółka próbowała wyperswadować Idze ciągłe kontrolowanie partnera. Nie słuchała. Któregoś dnia
Robert wrócił z pracy wściekły: "Zwalniam się z twojej przychodni! Ośmieszasz mnie! Podobno przeglądasz karty moich pacjentek! Tak według ciebie wygląda związek?! Skoro mi nie ufasz, to nie ma sensu!".

- Dotarło do mnie, że mogę stracić Roberta nie przez zdradę, ale przez to, że noszę jej wizję w głowie - mówi Iga.  - Przeprosiłam go i przysięgłam, że to się skończy. Ale gdy zasnął, wstałam, by pójść do przedpokoju i obwąchać jego marynarkę. To było silniejsze  ode mnie. Wtedy podjęłam decyzję: muszę iść na terapię.

Marta, 40-letnia menedżerka w korporacji: "Dla mnie było jasne: wszyscy faceci zdradzają, jeśli kobieta jest na tyle naiwna, że na to pozwoli. Jak moja matka. Przysięgłam sobie, że ja nie pozwolę  się oszukiwać".

Każdego dnia Piotr odbiera kilkanaście telefonów od żony: "Gdzie jesteś?". "Co robisz?"  "Z kim masz spotkanie?".  "O której będziesz w domu?".  I na końcu zawsze: "Kochasz mnie?", "Tęsknisz trochę?".

Próbował to bagatelizować, prosił, by dzwoniła rzadziej, bo ma dużo pracy. Bez skutku, więc przestał odbierać jej telefony, udając, że ma spotkanie. To wzbudziło podejrzliwość Marty. Gdy Piotr zapisał się na siłownię, ona uznała, że... chodzi o inną kobietę. Też kupiła karnet  i zaczęła wpadać na fitness po pracy. Musiała przyznać, że o siłowni Piotr mówił prawdę.

Potem wpadła w inną obsesję. Gdy tylko kupował nową koszulę czy marynarkę, czuła niepokój, że chce podobać się innej. 

- Rosła we mnie wściekłość i poczucie, że jestem zdradzana. Wtedy zaopatrzyłam się w to - Marta wyjmuje z torebki cyfrowy dyktafon niewiele większy od kostki cukru:  - Może działać przez dwie doby. Znalazłam go w internetowym sklepie "szpiegowskim".  Przez chwilę chciałam kupić dyktafon ukryty w karcie kredytowej, ale cena mnie powstrzymała. Potem potajemnie zanosiła marynarki Piotra do krawcowej, żeby zrobić kieszonki na szpiegowski sprzęt.

"Takiego zamówienia jeszcze nie miałam, a już 50 lat robię poprawki", kręciła głową krawcowa. Mąż przy śniadaniu wieszał marynarkę na krześle. Marta czekała na chwilę, gdy robił kawę, i wkładała dyktafon. Wieczorami, udając, że wzięła do domu pilną pracę, przewijała nagrania, słuchając na chybił trafił fragmentów: spotkania, zakupy, sprawa w banku...  Nic podejrzanego. Raz usłyszała kobiecy głos, który nagrał się w samochodzie męża. Niby nic takiego, ale... Piotr i ta kobieta śmiali się kilka razy! Pomyślała: "On mnie zdradza!".

Partnerka szpieg

Noc. Marta leży z otwartymi oczami. Myśli o głosie z dyktafonu. Kojarzy fakty: Piotr wygląda coraz lepiej, wytrwale ćwiczy, ostatnio zaczął dbać o wygląd, a z pracy wraca później niż rok temu.

"Za tym musi stać kobieta!", Marta myśli obsesyjnie. Siostra, której się zwierzyła z podejrzeń, przyznała jej rację. Obie pamiętają, jak ich ojciec oszukiwał latami matkę. Wszyscy wiedzieli o jego zdradach, tylko matka wolała niczego nie zauważać, a potem wybaczać.

- Przysięgłam sobie wtedy, że jeśli mężczyzna mnie zdradzi, to będzie koniec związku - mówi Marta. Wkrótce znalazła firmę detektywistyczną, która zdobywa dowody zdrady. Podpisała umowę na pięć dni śledzenia Piotra. W pakiecie była usługa dodatkowa: "testerka wierności", która miała sprawdzić, czy mąż Marty jest wystarczająco odporny na kobiece wdzięki.

Całość kosztowała kilka tysięcy: - Pewność była dla mnie ważniejsza od pieniędzy - przyznaje Marta. - Mamy dzieci, nie chciałam, by przeżywały to, co ja w dzieciństwie, gdy koleżanki plotkowały o zdradach ojca, a ja ze wstydu przepłakiwałam noce. Żeby ułatwić detektywowi zadanie, wyjechała z synami na Słowację. Mąż mógł poczuć się swobodnie. Tydzień później znów siedziała w biurze detektywistycznym. Pamięta, jak pociły się jej dłonie. "Nasz pracownik nieźle się wynudził - zarechotał detektyw. - Mam dla pani świetną wiadomość. Mąż jest czysty. Nawet sobie nie popił, gdy pani nie było. A naszą testerkę spławił w kilka sekund. Nie szkoda pani pieniędzy?", Marta czuła, że zapada się w sobie. Miała opowiadać obcemu, że jej ojciec był kobieciarzem i przez to ona nie ufa mężczyznom?

W domu, w nocy, zalogowała się na bankowe konto męża. Jakiś czas temu wymienili się hasłami do kont na wszelki wypadek. Sprawdzała je od tamtej pory rutynowo kilka razy w miesiącu. Tym razem zamarła. Piotr zrobił przelew dla agencji nieruchomości. Kaucja za wynajem kawalerki! Czyżby detektyw jednak się mylił?! Marta weszła do skrzynki mailowej Piotra. Jest! Umowa najmu! Spisała adres. Kilka dni później, gdy mąż zapowiadał, że wróci z pracy późno, pojechała pod ten adres. Namierzyła okna lokalu i zobaczyła w nich światło. Skoczyło jej ciśnienie.

Poczekała, aż ktoś wejdzie do klatki, by nie korzystać z domofonu. Stała pod drzwiami wynajętej przez męża kawalerki, nasłuchiwała. Cisza. "Pewnie są już w łóżku - pomyślała i zaczęła płakać. - Muszę wiedzieć, z kim mnie zdradza!", nacisnęła na dzwonek. Drzwi otworzył mąż. Nie wyglądał na zaskoczonego.

"Wiedziałem, że tutaj przyjedziesz - powiedział. - Nie sądziłem, że tak szybko". Na stole stał kubek z herbatą, rozłożona książka. Marta zaczęła otwierać drzwi do łazienki, szaf, wbiegła na balkon. Pusto. 

Mąż obserwował ją tylko zrezygnowany, kręcił głową. A potem zaczął mówić: że zauważył jeżdżącego za nim faceta, który przez kilka dni stał też przed firmą z aparatem. 

Że wyfiokowana panienka zaczepiająca go na ulicy też dała mu do myślenia. Że od lat tolerował podejrzliwość Marty, sprawdzanie maili, kont, telefonu i dłużej tak nie chce. "Nikogo nie mam i nigdy cię nie zdradzałem, ale nie chcę tak dalej żyć. Wynająłem kawalerkę, bo muszę od ciebie odpocząć - wyrzucił z siebie  w końcu. - Wytłumaczę  to dzieciom. Musimy nabrać dystansu do siebie. Szanuję nasze małżeństwo, ale chcę też czuć się szanowany przez ciebie. Nie godzę się dłużej na rolę wiecznie podejrzanego. Teraz piłka jest po twojej stronie".

Magdalena Kuszewska

 Twój STYL 7/018


Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy