Reklama

Lidia Kalita: Nic nie muszę, wszystko mogę

Na pewno znacie jej stroje. 20 lat temu Lidia Kalita stworzyła Simple - ekskluzywną polską markę ubrań. Noszą je kobiety sukcesu, fashionistki i gwiazdy. Jednym tchem nie da się wymienić wszystkich nazwisk z pierwszych stron gazet, które ubrała Lidia Kalita. Ale nie to jest dla niej najważniejsze. Chce pozostać sobą i móc dalej tworzyć. Dlatego zaczyna od nowa - pod własnym nazwiskiem. Jak mówi, nie boi się ryzyka. Sukces już odniosła. Teraz może realizować autorską wizję mody.

W białej, przestronnej pracowni urządzonej w surowym industrialnym stylu w oczy rzucają się pomarańczowe elementy - buty i torebki, skórzana spódnica. To mocne punkty najnowszej kolekcji Lidii Kality.

Drobna i elegancka projektantka krąży między tkaninami, wieszakami i maszynami do szycia pełna dumy. Wprowadziła się tu niedawno. Zawsze chciała stworzyć takie miejsce. - Posiadanie takiej pracowni to było moje marzenie. Pragnęłam skupić tu wszystkie moje wspaniałe dziewczyny, pracujące ze mną od lat.  - Zapraszam, pokażę jak tworzy się kolekcję - mówi.

Reklama

Moją uwagę zwracają jeszcze buty z motywem siatki i sportowe nadruki na bluzkach oversize. Lidia Kalita prowadzi mnie do stojaka, na którym sztywna, jakby nakrochmalona, prezentuje się dostojnie biała sukienka. - To kolekcja "It’s All About the Dress"  - mówi Lidia Kalita. - Sukienki uszyte są z futurystycznej siatkowej tkaniny. Mogą być alternatywą dla sukni ślubnych lub kreacjami na ważne wyjścia.


***
Karolina Siudeja, Styl.pl
: Łatwo było oddać markę, którą się stworzyło, w ręce kogoś innego?

Lidia Kalita: - Zdecydowanie nie. To trochę tak, jak z dzieckiem, które zawsze chcemy mieć blisko siebie. Potem jednak przychodzi czas, by poszło na studia i wówczas wydaje się naturalne, żeby każdy poszedł w swoją stronę. Oczywiście, to nie znaczy, że nie będziemy sobie kibicować. Będziemy. Ja jednak już siedem lat temu sprzedałam Simple. I uświadomiłam sobie, że nie można jednocześnie czegoś sprzedać i nadal to posiadać. Poczułam, że chcę zacząć nowy etap.

Jaka jest kobieta, dla której projektuje pani pod swoim nazwiskiem? Czy to ta sama osoba, która ubierała się w Simple?

- Myślę, że należałoby zadać pytanie, jaka będzie teraz "kobieta Simple", bo ja raczej się nie zmienię i dalej będę tworzyć w podobnym stylu. Simple, które tworzyłam przed 20 laty, najpierw z siostrą, potem sama, miało swoje stałe odbiorczynie. To Simple będzie teraz inne i naznaczone innym DNA.

- Przede mną nowe wyzwania. Mogę bardziej zaszaleć formą. W Simple, przy 50 sklepach i dużo szerszym gronie odbiorców, musiałam nieco powściągać wodze wyobraźni. Teraz mogę pozwolić sobie na więcej.

Przyglądam się rysunkom, które leżą na pani biurku, i nie mogę się nacieszyć tym widokiem. To wygląda dokładnie tak, jak w wyobrażeniach małej dziewczynki o zawodzie projektantki - sukienki rysowane nierówną kreską na kartkach i stos papierów z pomysłami...

- Istotnie, jest ich bardzo dużo. Ale to nie tylko moje rysunki, to także rzeczy, które gdzieś zobaczyłam, jakieś stare zdjęcia, wzory albo grafiki, które mi się spodobały. Na tym stole odbywa się selekcja moich pomysłów i inspiracji, łączę fasony, dokładam jedne do drugich, sprawdzam, co z czym pasuje, co mi tak naprawdę w duszy gra. Jestem przy tym bezkompromisowa, nie potrafię się nagiąć do czegoś, co mi się nie podoba. Tu wychodzi moja barania natura, bo jestem astrologicznym Baranem. Jeśli w tym sezonie widzę w głowie szerokie rękawy i tuniki, to wszystko, co projektuję, jest temu podporządkowane. I choćbym nie wiem jak bardzo sobie wmawiała, że kobiety lubią taliowane sukienki, to nie ulegam temu. Słucham swojej intuicji.

Zrewolucjonizowała pani polską modę?

- Nieskromnie powiem, że tak. Zawsze myślałam o modzie w sposób profesjonalny, pragnęłam tworzyć kolekcje, które są sprzedawane w sklepach, mają standardowe rozmiary, ukazują się w regularnych cyklach cztery razy do roku. W 1993 roku nie było to takie oczywiste. Nigdy nie chciałam szyć wyłącznie dla klientek idealnych, bo to mi się kojarzyło bardziej z krawiectwem niż z modą. Chciałam projektować dla takich kobiet jak ja: ambitnych, mieszkających w dużym mieście, pracujących, a jednocześnie pełniących rolę matek i żon.

- Moje pierwsze doświadczenia z modą, te zaraz po studiach, związane były z rynkiem niemieckim. Wyjechałam tam jako jeden z czterech wyróżnionych projektantów z Europy Wschodniej, by zaprezentować się podczas targów mody Igedo w Düsseldorfie. Miałam okazję przyjrzeć się prawdziwej profesjonalnej modzie, o jakiej wówczas w Polsce jeszcze nikomu się nie śniło. Ze zdziwieniem odkryłam później, że te wszystkie piękne rzeczy były szyte nie gdzie indziej, jak właśnie u nas, w Polsce, w naszych fabrykach.

Byliśmy dla Zachodu tym, czym teraz są Chiny...

- Niestety, zawsze klient polski był gorszy niż niemiecki. A przecież my doskonale potrafiliśmy wykonać te eleganckie ubrania. Postanowiłam więc zachodnią jakość, dobre odszycia, świetne tkaniny, profesjonalne butiki i piękne wystawy przenieść na nasz rodzimy grunt.

- Wystartowałyśmy z siostrą w czasie przemian po 1990 roku. Kobiety wyszły wtedy z domów i zaczęły pracować w biurach i korporacjach. Nagle okazało się, że nie mają się w co do tej pracy ubrać. Przemiany społeczne odbywały się także w ich szafach.

Co zmieniło się przez te lata?

- Na początku lat 90. nosiło się głównie dzianiny. Swetry i sukienki z przędzy noszono nawet do pracy. Jednak gdy pojawiły się zagraniczne firmy , w których wymagany był dress code, my pokazałyśmy im, jak wyglądać dobrze i klasą od rana do wieczora. Dałyśmy polskim kobietom pewność siebie i styl. Był nawet pewien etap zachłyśnięcia się męskim stylem, męską szafą. Od paru lat widzę odwrót od tej tendencji -  kobiety coraz chętniej sięgają po sukienki. Nie muszą już kryć się za pseudomęskim garniturem, by w ten sposób udowadniać w pracy swój profesjonalizm.

Ze swoim nazwiskiem na metce dopiero pani zaczyna, jednak w polskiej modzie działa pani znacznie dłużej niż większość topowych projektantów. Ma pani potrzebę rywalizacji z nimi o palmę pierwszeństwa?

- Nie mam kompleksów, z nikim nie się nie porównuję. Uważam, że jest dla mnie miejsce wśród najlepszych polskich projektantów - stworzyłam ekskluzywną markę odnoszącą wielkie sukcesy. Mam poza tym takie fajne, komfortowe uczucie, które w skrócie nazwałabym "nic nie muszę, wszystko mogę". Oczywiście, to nie jest tak, że nie mam żadnych lęków związanych z otwieraniem nowej marki. Jednak staram się o tym nie myśleć.

- Na rynku jest mnóstwo fajnych, utalentowanych młodych ludzi, ale skoro od 20 lat ubieram Polki i zostawiłam Simple z 80 tysiącami stałych klientek, które czekały na moje kolekcje, to jeśli zaledwie część z nich będzie zainteresowana moimi najnowszymi projektami, będę bardzo zadowolona.

Będzie je na nie stać?

- Tak. Choć ceny będą nieco wyższe niż te, do których przywykły w Simple. Otrzymają jednak w zamian dużo bardziej unikatowe produkty. Każdy, kto choć trochę interesuje się modą, rozumie, że stworzenie mniejszych serii, do maksymalnie 50 egzemplarzy, jest zawsze bardziej kosztowne. Mogę natomiast obiecać, że będą to kolekcje pełne - z dodatkami, butami, torebkami. Będą w nich płaszcze, marynarki, sukienki i codzienne, wygodne bluzki, które moje wierne klientki tak lubią.

Gdzie będzie można je kupić?

- 22 stycznia otwieram pierwszy sklep internetowy, a 1 lutego zapraszam na zakupy do Domu Mody KLIF w Warszawie.

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: Lidia Kalita | projektantka mody | Simple | moda polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy