Reklama

Kto ubierał Audrey Hepburn?

O autorstwo jej słynnych kreacji walczyli giganci mody. A kobiety na całym świecie chciały wyglądać tak, jak Audrey.

Kiedy w 1953 r. Audrey Hepburn przygotowywała się do drugiej w karierze głównej roli, w reżyserowanej przez Billy’ego Wildera "Sabrinie", szefowie wytwórni Paramount zgodzili się, by mogła kupić stroje w Paryżu, tak jakby kupowała je na prywatny użytek. Był w tym chytry plan: dzięki temu można byłoby nie umieszczać nazwiska zagranicznego projektanta w końcowych napisach filmu. Początkowo miał to być sam Cristóbal Balenciaga. Niestety, nie miał czasu, ale polecił - jak to określił - "doskonałego zawodnika drugiej ligi"...

Pod koniec lipca w atelier 26-letniego Huberta de Givenchy’ego przy rue Alfred de Vigny zadzwonił telefon. "Panna Hepburn chciałaby omówić współpracę przy swoim następnym filmie" - poinformował asystent. Młody projektant czym prędzej zgodził się na spotkanie, będąc przekonany, że chodzi o wielką gwiazdę, Katharine Hepburn. Tymczasem "w drzwiach stanęła filigranowa, szczupła dziewczyna ubrana w T-shirt, cygaretki i balerinki" - wspominał. Nawet nie starał się ukryć rozczarowania. "Przepraszam, nie mam dla pani czasu" - skwitował oschle.

Reklama

Niezrażona tym 24-letnia Audrey Hepburn zaczęła przeglądać stroje z poprzedniej kolekcji. "To jest dokładnie to, czego szukam!" - krzyknęła. Z atelier wyszła z kilkoma kreacjami, które wkrótce trafiły na plan "Sabriny". Oboje jeszcze nie wiedzieli, że właśnie zaczęła się ich wielka, trwająca aż 40 lat, przyjaźń, dzięki której trafią zarówno do historii kina, jak i mody.

Ta okropna Edith Head

Kilka miesięcy po tym spotkaniu Audrey Hepburn została uhonorowana Oscarem za swą debiutancką pierwszoplanową rolę w romatycznej komedii "Rzymskie wakacje".  Za jej kreacje odpowiadała wtedy 55-letnia Edith Head, królowa hollywoodzkich projektantek. Początkowo niezbyt pochlebnie wyrażała się o Audrey. "Miała zbyt cienkie ramiona, wrzecionowatą szyję, niezgrabne nogi, problematyczny tors i zdecydowanie za szczupłą talię" - mówiła. Z czasem młoda aktorka zaczęła ją jednak pozytywnie zaskakiwać. "Do szkiców, które sporządziłam do "Rzymskich wakacji", wprowadziła kilka poprawek, takich jak prostsza linia dekoltu, szerszy pasek - przyznała po latach. - Dokładnie wiedziała, jak chce w tym filmie wyglądać i w czym jest jej najlepiej".

Tak powstała choćby kreacja wykorzystana w scenie, w której grana przez Hepburn księżniczka Anna i Gregory Peck uciekają przez miasto na skuterze. Nic więc dziwnego, że Head, która za "Rzymskie wakacje" także dostała Oscara, nie kryła niezadowolenia, gdy Audrey wróciła z Paryża na plan "Sabriny" z kompletem kreacji początkującego francuskiego projektanta.

Wśród projektów Huberta de Givenchy’ego znalazła się m.in. słynna suknia balowa z białej organdyny i kontrastującymi kwiatowymi aplikacjami, mocno zaznaczoną talią oraz dużym trenem. Kolejna kreacja Francuza, mała czarna, w której filmowa Sabrina spędziła wieczór z jednym z braci Larrabee, też na trwałe zapisała się w historii mody. "Audrey chciała, by ta suknia odwróciła uwagę widzów od jej wystających obojczyków. To był jej wielki kompleks" - wspominał Givenchy. Tak zaczęła się kariera słynnego "decollete Sabrina" (dekolt łódka). Odsunięta na boczny tor Head nie dała za wygraną. Przekonała reżysera, by wykorzystał jeden z jej strojów i w efekcie nazwisko Givenchy’ego nie znalazło się w napisach końcowych "Sabriny". Zamiast niego pojawiła się... Edith Head, co więcej - za ten film dostała kolejnego Oscara.

W Hollywood niewielu to zdziwiło, bo słynna kostiumolożka znana była z przypisywania sobie zasług innych. Gdy w 1923 r. starała się w wytwórni Paramount o pracę rysownika, "pożyczyła" prace swoich kolegów z kursu rysunku i przedstawiła jako swoje. W trakcie trwającej 58 lat kariery współtworzyła ponad 700 filmów, otrzymała 35 nominacji do Oscara, zdobyła aż osiem statuetek.

Holly i jej mała czarna

W dorobku każdego aktora jest taki film, z którym widzowie kojarzą go przez całe życie. Choć to za "Rzymskie wakacje" Audrey Hepburn otrzymała jedynego w karierze Oscara, na zawsze zapamiętana została jako Holly Golightly, call-girl ze "Śniadania u Tiffany’ego" z 1961 r. Kolejnej statuetki wprawdzie nie było (tylko nominacja), ale w pamięci fanów kina na zawsze została scena, kiedy Holly wpatruje się w witrynę sklepu przy Piątej Alei.

To Givenchy wymyślił słynną suknię z tej sceny: długą, czarną, z gustownymi wycięciami odsłaniającymi szczupłe łopatki Audrey. Zaplanował też idealnie harmonizujące z nią dodatki: długie czarne rękawiczki, naszyjnik z pereł, 30-centymetrową lufkę na papierosa i wielkie ciemne okulary. Co ciekawe, w filmie suknia ta pojawiła się w wersji zmienionej przez... Edith Head, gdyż studio Paramount uznało oryginalny projekt za zbyt śmiały, ze względu na rozcięcie ukazujące nogę Audrey. Oryginalna kreacja została sprzedana na jednej z aukcji w 2006 r. za 924,3 tys. dolarów.

Byli nierozłączni


Zafascynowana stylem Givenchy’ego, Audrey Hepburn po premierze "Sabriny" obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli, by w napisach pomijano jego nazwisko. W późniejszych kontraktach zastrzegała wręcz, że projektować ma dla niej tylko Givenchy. Stworzył dla Audrey nie tylko kreacje do "Śniadania...", ale też "Zabawnej buzi" i "Miłości po południu" (z 1957 r.), "Szarady" (1963), "Kiedy Paryż wrze" (1964) i "Jak ukraść milion dolarów" (1966). Niekiedy lojalność Audrey wobec Givenchy’ego przyjmowała dziwaczne formy. Potrafiła zrezygnować z filmu, przy którym nie mógł pracować (tak było z dramatem "Lato i dym" z 1961 r.). Podczas pracy przy "Wojnie i pokoju" z 1956 r. ubłagała producentów, by pozwolili jej konsultować z Givenchym kreacje Nataszy - choć ten zastrzegał, że nie zna się na strojach historycznych.

Z kolei przy "Historii zakonnicy" (1959) z Konga do Paryża specjalnym samolotem podsyłano mu do oceny zdjęcia Audrey w habicie. Z czasem stali się praktycznie nierozłączni, choć tylko na stopie zawodowej. Givenchy twierdził, że Audrey ma "idealną twarz i figurę, szczupłe, modelowe ciało z łabędzią szyją". Często żartował, że byłaby elegancka, nawet gdyby ją ubrać w worek po ziemniakach. Ona sama do końca życia uważała, że jest za chuda, ma krzywy nos i za duże stopy w stosunku do swojego wzrostu (170 cm). W kwestii strojów Audrey ceniła nade wszystko prostotę. Z chwilą kiedy z pomocą Givenchy’ego wypracowała swój styl, pozostała mu wierna już do końca życia.

Nie uznawała nowych trendów. "Ufam Hubertowi tak samo, jak Amerykanki ufają swoim psychiatrom - twierdziła. - Jego projekty są jedynymi ubraniami, w których czuję się sobą. To nie tylko wspaniały krawiec i projektant. To kreator osobowości!". W 1957 r. Givenchy stworzył specjalnie dla Audrey perfumy "L’Interdit". Ich nazwa ("Zakazane") oznaczała, że początkowo nie były dostępne dla innych kobiet. Do oficjalnej sprzedaży trafiły dopiero w 1960 r.

Niebieski płaszcz

Choć Audrey Hepburn była ubóstwiana, nie zależało jej na sławie. Bez większego żalu zostawiła film i w 1987 r. zaczęła współpracę z UNICEF. Jeździła do Etiopii, Somalii, Bangladeszu, Sudanu. Cieszyła się, że jej nazwisko przyczyniło się do zwrócenia uwagi na problem głodujących dzieci.

Hubert de Givenchy był przyjacielem Audrey do końca - to jego prywatnym samolotem, kiedy była już śmiertelnie chora (zbyt późno zdiagnozowany rak jelita), mogła wrócić z USA do ukochanego domu w Tolochenaz w Szwajcarii. Tu chciała spędzić swoje ostatnie Boże Narodzenie. Na święta zaprosiła najbliższych przyjaciół. Każdemu wręczyła osobistą pamiątkę. Gdy przyszła kolej Givenchy’ego, poprosiła o otwarcie szafy z płaszczami. "Weź ten niebieski, Hubercie, to twój ulubiony kolor. Mam nadzieję, że zachowasz go do końca życia" - powiedziała cicho. Gdy wracał do Paryża, płakał, płaszcz zarzucił na ramiona. Miesiąc później, 24 stycznia 1993 r., był jednym z tych, którzy nieśli trumnę z jej ciałem do maleńkiego kościoła w Tolochenaz.

WK

Zobacz także:

Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy