Reklama

Kasia Smutniak: Lecę, bo chcę

Jako dziecko nie chciała spać, bała się, że ominie ją coś ważnego. Ten głód wrażeń w niej został. Sława top modelki, okładki światowych magazynów, świetne role w filmie to dla Kasi Smutniak nie wszystko. Nurkuje, ma licencję pilota, zbudowała szkołę w nepalskim Mustangu. Co jakiś czas robi notatki: co osiągnęła, a co się nie udało. Dzięki temu wie, w jakim jest punkcie życia. Przeczytaj fragment wywiadu, który znajdziesz we wrześniowym wydaniu magazynu Twój STYL.

Kiedy ostatnio zrobiłaś coś pierwszy raz?

Kasia Smutniak: W czwartek w tamtym tygodniu. Dostałam zaproszenie od kapitana Caetana Fariny dowodzącego grupą Frecce Tricolori i poleciałam jako pasażer w małym odrzutowym samolocie. Frecce Tricolori to włoska, najsłynniejsza na świecie drużyna wykonująca akrobacje samolotowe. Dotąd, na przestrzeni 50 lat, zaprosili na pokład tylko trzy kobiety - prócz mnie jedną astronautkę i jedną dziennikarkę-fotografkę. Jestem dumna z tego wyróżnienia. Latanie to moja największa pasja. Ten lot był spełnieniem wielkiego marzenia.

Reklama

Widziałam, z jaką dumą przypinasz plakietkę grupy do kombinezonu i jaką frajdę sprawiały ci te karkołomne akrobacje, doświadczanie przeciążeń... Skąd ta fascynacja lataniem?

- Pochodzę z lotniczej rodziny, pilotami byli dziadek - pułkownik, ojciec - generał i wujowie. Latali na odrzutowcach albo helikopterach. Wychowałam się w jednostkach wojskowych. Wciąż się przenosiliśmy: Radom, Tomaszów Lubelski, Piła. Kiedy miałam 16 lat, skończyłam kurs szybowcowy, a kilka lat temu zdobyłam licencję pilota małych samolotów. W Rzymie mieszkam blisko lotniska, jeżdżę tam, kiedy tylko mogę. Uczę się zaawansowanej nawigacji, muszę podnosić kwalifikacje. W domu wszędzie mam porozkładane mapy i notatki z obliczeniami.

Co jest pięknego w lataniu, że cię tak wciągnęło?

- Inny punkt widzenia. To nie ma nic wspólnego z prędkością, ekscytacją, że jest wysoko. Nie lubię rollercoasterów, nigdy nie skoczyłabym na bungee. Ale lubię lecieć przed siebie i patrzeć. Tę inną perspektywę odkryłam także, gdy zaczęłam nurkować. Morze jest ciekawsze, gdy patrzysz na taflę wody od dołu. Zmienia się światło, kolory. Gdy lecę nad chmurami, nie widzę ziemi, tracę punkty odniesienia. Tam, wysoko, nie ma dla mnie brzydkich pogód. Jeśli pada, na górze jest cudownie. Słońce świeci zawsze.

To się łączy z twoją zachłannością na poznawanie świata?

- Tak. Zawsze uważałam, że nie wystarczy mi jedno życie. Jako dziecko mało spałam, nigdy po południu - bałam się, że coś stracę. Dalej czuję lęk, że ominie mnie ważne wydarzenie, czegoś nie zobaczę, nie dotknę. Jestem zachłanna - chcę być wszędzie, przeżyć jak najwięcej. Z tego powodu cieszę się, że jestem aktorką - za każdym razem gram kogoś innego, w różnych dekoracjach. To trochę tak, jakbym żyła wielokrotnie.


Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy