Reklama

Justyna Steczkowska: Też mam kompleksy

"Niedoskonałości to moja siła” - mówi artystka. Przekonuje również o sile miłości i empatii. Gwiazdę dobroczynności SHOW zapytaliśmy, skąd wziął się jej wizerunek, jako zimnej, niedostępnej diwy...

To prawda, że planujesz podbić Chiny?

Justyna Steczkowska: - Podbić i zniewolić... (śmiech) Proszę cię... Jadę w trasę koncertową i bardzo się z tego cieszę, ale podbić Chiny to za dużo powiedziane. To olbrzymi kraj, który ma swój własny YouTube, iTunes i ogrom gwiazd. To, że jadę tam grać, to niewątpliwie wyróżnienie i mam nadzieję, że nasze koncerty spodobają się na tyle, że będziemy mieli szanse wyjeżdżać tam co jakiś czas, ale nie mam ciśnienia, żeby zostać "światową gwiazdą".

- Jeśli dane jest mi jeździć po świecie i grać, to wierzę, że tak się wydarzy. A jeśli nie, to nie. Dobrze mi tu, gdzie jestem. Kocham podróże! Ale wyprowadzić się stąd nie chcę, ani też wyjeżdżać na stałe z kraju, który kocham, i w którym się wychowałam. To jest moje miejsce.

Reklama

Czyli kariera nie jest dla ciebie najważniejsza...

- Motorem życia jest miłość. Jest absolutnie wszystkim o czym marzymy i do czego tęsknimy! Jeśli życie nas nią obdaruje, bądźmy wdzięczni. Wdzięczność jest wielką siłą sprawczą.

Jak dbać o miłość po 15 wspólnych latach?

- Jakoś nam się udaje (śmiech)... Choć nie znalazłam nigdzie gotowej recepty na szczęście, miłość czy dobre życie. Myślę, że warto pamiętać o tym, żeby  słuchać i dostrzegać drugiego człowieka, ale też chronić swoją  niezależność, która jest najlepszym afrodyzjakiem w związku.

Co jest ważniejsze w związku - przyjaźń czy raczej namiętność?

- Dla każdego ważniejsze jest coś innego. Jedyną naczelną zasadą jest partnerstwo - najszlachetniejsze i najuczciwsze życie u boku drugiej osoby. Ono generuje szczere uczucia między ludźmi. Połączone z namiętnością jest... Kto przeżył, wie, o czym mówię, a kto nie - niech żałuje i się postara.

Przyjaźń jest dla ciebie ważna?

- Bardzo! Kocham swoje przyjaciółki, jest ich kilka, ale znamy się od wielu lat. Wspaniałe jest, że możemy zawsze pogadać, poplotkować i liczyć na siebie nawet w najtrudniejszych momentach.

O czym plotkujecie?

- O wszystkim. I śmiejemy się z samych siebie.

Najpiękniejsza chwila w życiu?

- Było ich tak wiele... Głównie wiążą się z moim życiem prywatnym, ale moje zawodowe życie jest również pełne satysfakcji i przede wszystkim pasji. Owacje na stojąco i kwiaty po koncercie zawsze mnie rozczulają. Pod koniec zeszłego roku zagrałam trasę swojej najnowszej płyty ANIMA, która okazała się dla nas wielkim sukcesem. Bilety sprzedały się na wszystkie koncerty i wiosną wyruszamy do kolejnych miast. W międzyczasie przygotowuję już kolejny album i wielki show, a na początku maja jadę z zespołem do wspomnianych Chin na koncerty. Jak widać, wiele pięknych chwil jeszcze przede mną.

Co ci pomaga w gorszych momentach?

- Zależy od sytuacji. Czasem potrzebuję odpoczynku i nicnierobienia ze swoim ukochanym. Czasem potrzebuję być z dziećmi, nawet jeśli rozrabiają. Kocham moich bliskich, dobrze się czuję w ich towarzystwie, bo to są najdroższe mojemu sercu istoty. Czasem po prostu potrzebuję być na scenie, bawić i wzruszać ludzi. Cieszyć się ich obecnością, muzyką, wolnością. Czasem w gorszym momencie pomaga mi zwykła ludzka życzliwość.

- Dobrych parę lat, przybita jakąś publikacją portalową, jechałam samochodem przez Warszawę. Myślałam: "Dlaczego to wszystko jest takie przytłaczające? Co ja złego zrobiłam tym wszystkim ludziom, którzy mnie tak strasznie nienawidzą? Przecież ja tylko śpiewam i nic od nikogo nie chcę". Rozpłakałam się... W pewnym momencie zauważyłam, że na przystanku stoi dziewczyna. Spojrzała na mnie i pokazała mi serce splecione z dłoni. To było niesamowite! W jednej sekundzie przywróciła mi wiarę w ludzi!

- To było kilka lat temu, a na myśl o tym jestem wciąż głęboko wzruszona. Kto wie, może to przeczyta i sobie przypomni tę sytuację? Dzięki niej nagle zrozumiałam, że jestem idiotką przejmując się takimi głupotami. Zrozumiałam, że muszę się uwolnić od opinii innych. Wtedy tym drobnym gestem ta dziewczyna bardzo mi pomogła.

Dziś opinie innych już cię nie bolą?

- Mniej. Uważam, że ocenianie innych to po prostu strata czasu. Każdy z nas jest taki, jaki jest, nic i nikt tego już nie zmieni. Gderanie nad uchem potrafi tylko zamknąć człowieka na cztery spusty. Lepiej kochać go takiego, jakim jest, bo on wtedy będzie starał się być lepszym. Nie dlatego, że go nieustannie krytykujemy, tylko dlatego, że go kochamy i jest dla nas ważny. Zanim powiemy dziecku mocne słowa, najpierw powiedzmy, że je kochamy. Wtedy bez strachu przyjmie krytykę i wierzę, że bardziej się postara.

Masz kompleksy?

- Mam ich mnóstwo, ale czy znasz kobietę, która ich nie ma? Na szczęście kompleksy nie przysłaniają mi życia i nie psują humoru. Już dawno, dawno temu pogodziłam się z tym, jaka jestem. Nasi kochani hejterzy jednak wciąż nie ustają w poszukiwaniu przymiotników do określenia mojej twarzy. Im gorsze, tym lepsze oczywiście. Zupełnie jakby zapomnieli o tym, że ja przecież jestem muzykiem, a nie idealną dziewczyną, która walczy o tytuł miss. Mam prawo mieć swoją własną niedoskonałą urodę. Niedoskonałości to moja siła.

Jesteś silną kobietą?

- Kobiety w ogóle  są silne. Mniej skonfliktowane ze światem. Myślę, że gdyby rządziły światem, byłoby mniej wojen, więcej zrozumienia i empatii. Nie chcę przez to powiedzieć, że całe zło to wina mężczyzn. Tak przecież nie jest. Po prostu my, kobiety, mając dar powoływania na świat nowego życia (nie bez udziału mężczyzn oczywiście), wiemy, ile miłości, troski i poświęcenia wymaga wychowanie człowieka. Wojna zabiera to, co kochamy, sieje spustoszenie strach i nienawiść. Nawet zwycięzcy są w niej przegrani.

Sama zostałaś ostatnio nagrodzona za empatię i dobre serce (Justyna została Gwiazdą Dobroczynności SHOW - przyp. red.). Jakie to uczucie?

- Zawsze miło jest być docenionym, ale myślę, że ludzie pomagają sobie wzajemnie nie dla nagród, tylko z potrzeby serca. Słuchanie go jest najfajniejszą rzeczą, jaką możemy zrobić dla siebie, a co za tym idzie - dla innych. Wiem, że rozum ma zawsze mocne argumenty przeciwko temu, ale przecież większość z nas pojawiła się na świecie nie dzięki kalkulacjom, tylko miłości właśnie.

Co to dla ciebie znaczy być dobrym człowiekiem?

- Czuć się dobrze z samym sobą. I nie krzywdzić innych. Dopóki nie ranisz drugiego człowieka, traktując go tak, jak sam chciałbyś być traktowany, pamiętając o tym, że pomimo naszej indywidualności podobnie odczuwamy strach, ból, odrzucenie - możesz się uważać za dobrego człowieka.

Gwiazdą Dobroczynności zostałaś m.in. za swoje wielkie zaangażowanie w pomoc dla ośrodka Ufność z Częstochowy. Jak tam trafiłaś?

- Usłyszałam o Ufności od Ateny, z którą pracowałam dla Polsat Cafe. Pojechałam tam i zobaczyłam maleńkie dzieci porzucone przez rodziców. Chore, bezbronne, ale otoczone cudowną opieką oddanych pielęgniarek, które pracowały za darmo przez pierwsze miesiące istnienia ośrodka, bo nie miały serca dzieciaków po prostu tak zostawić. Kiedy trafiłam tam po raz pierwszy, żyła jeszcze Bernadetta Strąk. Kobieta, która dla domu Ufność poświęciła całe swoje życie. Dzięki jej determinacji, wytrwałości i miłości w ciągu dziesięciu lat przeprowadzono prawie 600 prawnych adopcji, co jest wielkim sukcesem!

- Ale w ośrodku jest 25 dzieci i zaledwie kilka pielęgniarek. Jesteśmy z Maćkiem rodzicami trójki dzieci i bywają trudne chwile. W większości ośrodków jest jedna opiekunka na kilkoro, a czasem kilkanaścioro dzieci. Te maluchy zawsze będą miały deficyt miłości, pomimo prawdziwych chęci i zaangażowania ze strony personelu. Trudno po prostu zastąpić kochających i oddanych rodziców.

Jak Justyna Steczkowska wychowuje swoje dzieci? Czytaj na następnej stronie!

Co czujesz, kiedy patrzysz na te dzieci?

- Patrzeć na cierpienie drugiego człowieka - to zawsze bardzo trudne. Zwłaszcza kiedy masz świadomość, że niewiele możesz zrobić. Kiedy wzięłam na ręce skatowanego przez ojca małego chłopca, który nie będzie już nigdy mówił ani chodził, nie mogłam przestać płakać. Jego jedyny kontakt ze światem to dotyk i bliskość drugiego człowieka, bo po tym okrutnym pobiciu również stracił wzrok. Jak można się czuć, patrząc na takie dziecko, które jeszcze niedawno właśnie zaczynało biegać po domu i było zupełnie zdrowe, pełne życia? Tu nawet nie można uwierzyć w cud, choć tak bardzo by się chciało. To stan nieodwracalny.

Bardzo pomogłaś tej placówce. Mało tego - twoja maleńka córka Helenka też miała w tym swój udział.

- To prawda. Żeby szybko zdobyć pieniądze na dom Ufność, zgodziłam się na okładkę z nowo narodzoną Helenką, a całe honorarium przeszło od razu na konto ośrodka. To był jedyny sposób, żeby szybko zdobyć pieniądze i uratować dom przed zamknięciem, a dzieci przed rozesłaniem w różne miejsca w Polsce, gdzie nie miałyby szans np. na rehabilitację, czy wręcz na przeżycie.

- Pierwsza finansowo wspomogła nas też firma Apart, dając dobry przykład i mocno wspierając tę akcję. Potem prosiłam wielu wydawców telewizyjnych, żeby przyjęli mnie do swoich programów i pokazali światu los tych dzieci, bym mogła zaapelować do ludzi o pomoc. Przyjął mnie Tomasz Lis, potem Elżbieta Jaworowicz, Agata Młynarska w "Świat się kręci" oraz gospodarze "Pytania na śniadanie’’. Jestem im za to z całego serca wdzięczna, bo to nakręciło olbrzymią spiralę ludzkiej życzliwości i realnej pomocy, dzięki której dom Ufność nie tylko pospłacał długi, ale dostał paczki z potrzebnymi rzeczami i zaczął wychodzić na prostą. Wszystkim tym, którzy wyciągnęli do nich rękę, dziękuję!!!

Musisz być bardzo asertywna, skoro udało ci się osiągnąć cel.

- Skąd! Czasem robię wiele rzeczy swoim kosztem i chociaż wiem, że powinnam się nauczyć asertywności, to jakoś słabo mi idzie. Kiedy już coś obiecam, to masakra. Nie spocznę, chyba że los mnie do tego zmusi. Ale wcale nie uważam, że jestem przez to lepsza niż inni. Czasem zazdroszczę ludziom, którzy potrafią po prostu odpuścić i już.

To prawda, że wywarłaś nawet nacisk na rząd, żeby zajęli się sprawą dzieci?

- Zrobiłam to, bo obiecałam sobie, że doprowadzę rzecz do końca i udało się! Dzięki zaangażowaniu Bernadetty odbyłyśmy kilka ważnych spotkań niezbędnych do zmiany ustawy. Dzięki wsparciu poseł Magdaleny Kochan, rzecznika praw dziecka i Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w 2014 roku weszła w życie ustawa, wprowadzająca znaczące zmiany dla zakładów medycznych oraz ośrodków opiekujących się chorymi dziećmi, pozbawionymi opieki rodzicielskiej. Zmieniono również sposób finansowania takich placówek, na czym zależało nam najbardziej. Nie znaczy to, że one nie potrzebują naszego wsparcia, ale przynajmniej nie muszą już "żebrać" i z pomocą ludzi dobrej woli mają szansę trwać z godnością im należną. Dlatego zawsze przypominam o oddawaniu 1 procenta z podatku, a młodych ludzi zachęcam, żeby angażowali się w akcje wolontariatu. To niewiele kosztuje, a może dać tak wiele.

- Czasem zamiast siedzieć przed komputerem i tracić czas na ocenianie kolejnej "gwiazdy’’, "rozgwiazdy’’ czy jak nas tam nazywają, można zrobić coś dobrego. Na przykład godzinę dziennie poświęcić drugiemu człowiekowi, po prostu z nim  być. Dzieci są tak wdzięczne za okazane im uczucia. Dają nam dużo radości i bezwarunkowej miłości, o którą coraz trudniej. A porzuconych dzieci w placówkach nie brakuje w całej Polsce. Takie drobne gesty potrafią zmienić oblicze miejsca, w którym żyjemy.

Sama pracowałaś jako wolontariuszka?

- W pewnym sensie tak. Bywam w szpitalach i hospicjach. Czytam dzieciom książki, rozmawiam, po prostu z nimi jestem. Myślę, że to ważne także dla rodziców chorych maluchów, by nie czuli się tacy osamotnieni. Najczęściej cały swój czas i energię poświęcają dzieciom, zapominając o sobie. W Rzeszowie jest niezwykłe miejsce -  Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci, które daje rodzicom możliwość wytchnienia. Można zostawić  tam chore dziecko  pod bardzo dobrą opieką lekarską i nabrać sił do niełatwych wyzwań dnia codziennego.

Słucham cię i zastanawiam się: skąd w tak ciepłej kobiecie wizerunek zimnej diwy?

- Bo ja wiem? Na pewno pomaga mi w tym prasa, publikując różne "prawdziwe" historie na mój temat. Dodatkowo mam niezbyt łatwą urodę i nie wyglądam jak miła dziewczyna z sąsiedztwa, ale luz. Szkoda czasu na gadanie o tym, a już na pewno biadolenie, jak bardzo mnie to unieszczęśliwia. Róbmy swoje!

Uchodzisz za kobietę, która ma w życiu wszystko: karierę, udane życie rodzinne, miłość. Tymczasem wiele z nas staje przed dylematem: kariera czy rodzina? Kobiety boją się zajść w ciążę ze strachu, że coś im ucieknie. Co byś im powiedziała?

- Rozumiem je. Założenie rodziny to nie jest decyzja, którą można podjąć ot, tak! Trzeba się liczyć z konsekwencjami. Bo od momentu, w którym pojawia się małe dzieciątko, idziesz z nim przez resztę życia. Nawet gdy rozstaniesz się z jego ojcem, dziecko już zawsze będzie w waszej przestrzeni. I od nas w dużej mierze zależy to, jaki stworzymy mu świat. Ta mała istotka diametralnie zmienia nasze życie. W zasadzie wszystko jest jej podporządkowane. Czas jedynie dla siebie mierzy się już tylko w minutach, a nie godzinach, szalone wieczorne życie zamieniamy na pieluchy, kolki, nocne czuwanie itd. Dlatego nigdy nie ma dobrego czasu na zajście w ciążę. To prawda. Ale jak już urodzisz pierwsze dziecko, to zrozumiesz, dlaczego zawsze jest na to czas. Tego się nie da wytłumaczyć komuś, kto nie ma dzieci. Nic nie da ci tyle miłości i radości, co ta mała istotka, dla której jesteś całym światem.

Ci, którzy teraz czytają twoje słowa, mogą ci zarzucić, że łatwo ci tak mówić, bo masz ustabilizowaną sytuację życiową.

- Teraz w miarę, ale gdy urodziłam pierworodnego, nie byłam na tym etapie, co dziś. Wynajmowaliśmy  mieszkanie i  musieliśmy sobie jakoś radzić. Rynek płytowy właśnie się załamał, wszedł Internet i ściąganie wszystkiego za darmo. Dzisiaj mamy już swój dom, ale pracowaliśmy na niego 20 lat. Dlatego wiem, co mówię. Warto otworzyć serce na pojawienie się w życiu małego człowieka. Czekanie aż przyjdzie czas, że będzie pasowało do naszej układanki  z domkiem, ogrodem, samochodem i spłaconym kredytem, może okazać się zbyt długi.

Jaką ty jesteś mamą?

- Spełnioną i wciąż zajętą. Od kiedy pojawił się na świecie Leo zapomniałam, co znaczy mieć czas dla siebie. Kocham kino i często w nim bywam, ale głównie na premierach dziecięcych. Najpierw muszę zaliczyć wszystkie bajki dla dzieci, potem wszystkie filmy 3D. Znam wszystkie, które są w kinach. Kolejność jest zawsze taka sama: najpierw bajki, potem zaliczamy premiery filmów dla nastolatków. Nastolatek urósł, więc teoretycznie może z nami chodzić na niektóre filmy dla dorosłych,  ale co z tego, skoro ten młodszy jeszcze nie? A Helena to już w ogóle! No i znowu się zacznie pochód po bajkowych premierach. Teraz na tapecie są Teletubisie i krecik Milecik. Potem pewnie różowe królewny, czyli nowość dla mnie. Ale jestem szczęśliwym człowiekiem i dumną mamą.

Jakie wartości przekazujesz swoim dzieciom?

- Staram się je nagradzać zawsze, kiedy zauważają drugiego człowieka. Chwalę, zabieram na ulubione słodkości, mówię, że są cudowni i że jestem z nich dumna. Żeby wiedziały, że warto, że to jest fajne i tworzy dobre relacje.

Co dziś powiedziałabyś sobie o 20 lat młodszej na początku drogi artystycznej i życiowej?

- "Będzie dobrze". Zawsze to sobie mówię i jestem dobrej myśli, a rano staram się zobaczyć słońce, nawet gdy go nie widać. Przecież zawsze jest i świeci dla nas!

Jaką osobą chciałabyś być za 10 lat?

- Nie myślę o tym. Wierzę, że będę zdrowa, pełna życia, pasji i siły. Tego i sobie, i wam kochani życzę! A póki co, cieszę tym, co mam i chwilą, która trwa...

Rozmawiała: Justyna Kasprzak

SHOW 4/2015

Show
Dowiedz się więcej na temat: Justyna Steczkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama