Reklama

Julia Roberts: Piękno nie ma wieku

​Wielkie oczy jelonka Bambi, szeroki uśmiech jak u Kota z Cheshire i niesforne, kasztanowe loki. Julia Roberts, która niedawno skończyła 50 lat, to wciąż nasza ulubiona Pretty Woman. Niedługo aktorkę będziemy mogli zobaczyć w nowym filmie.

Wchodząc na scenę, prawie potknęła się o długaśny tren czarno-białej sukni od Valentina. "Uczyniłeś mnie aktorką lepszą, niż kiedykolwiek sądziłam, że mogę być" - łamiącym się ze wzruszenia głosem dziękowała reżyserowi Stevenowi Soderberghowi. Do dyrygenta orkiestry grającej sygnalizujące czas zejścia ze sceny dżingle rzuciła: "Pan z pałeczką! Widzę pana! Proszę się jeszcze chwilę wstrzymać - być może już nigdy więcej tu nie stanę, więc chcę się cieszyć chwilą". Zanim zniknęła za kulisami ze złotą statuetką Oscara, salę wypełnił charakterystyczny, uroczo wariacki śmiech. A wszystko mogło być całkiem inaczej... 

Reklama

Streszczenie fabuły "Pretty Woman", historii o romansie bogatego biznesmena i prostytutki, nie wywoływało entuzjazmu wśród zapraszanych do projektu aktorów. Casting szedł jak po grudzie. Richard Gere wyznał później, że na papierze jego Edward Lewis był tak nijaki, że określał go wyłącznie fakt noszenia garnituru. Dlatego pierwotnie odrzucił propozycję, którą, notabene, następnie niemal przyjął John Travolta. Z roli Vivian Ward rezygnowały m.in. Meg Ryan, Sandra Bullock i Sarah Jessica ParkerNikt nie podejrzewał, że film Garry'ego Marshalla z 1990 roku stanie się jednym z najpopularniejszych klasyków Hollywood. A Julia Roberts, wówczas 23-letnia, nie miała pojęcia, że rola rudowłosej prostytutki ze złotym sercem stanie się jej biletem do sławy. 

Romeo poszukiwany

Był rok 1989. Uroczą dziewczynę z Atlanty dopiero niedawno zaczęto zauważać na castingach. Ledwie kilka lat wcześniej przeniosła się do Nowego Jorku, by zamieszkać wraz z rodzeństwem: bratem Erikiem i siostrą Lisą. Po ukończeniu szkoły średniej postanowiła porzucić marzenia o weterynarii i dopełnić rodzinnej tradycji - rodzeństwo, a także jej rodzice byli aktorami. Choć mając niespełna 20 lat, zagrała dużą rolę u boku brata w "Blood Red", film Petera Mastersona wszedł do kin z dwuletnim opóźnieniem i tylko przemknął przez ekrany. Wymarzony, mocny debiut wydawał się nieosiągalny. Stając przed Garrym Marshallem miała na koncie dopiero dwie większe role, w tym w docenionym "Mystic Pizza" (reż. Donald Petrie). Świetnie przyjęte "Stalowe magnolie" (reż. Herbert Ross) miały dopiero trafić do kin. 

Kiedy ona i Gere spotkali się na próbie, reżyser od razu wiedział, że ta para to strzał w dziesiątkę. Była między nimi niesamowita ekranowa chemia. Energia i talent Roberts zachwyciły wszystkich, od Gere'a po najbardziej prominentnych producentów. "Z tą dziewczyną wszystko nam się uda. Ona ma to coś" - twierdził Marshall. Roberts widziała w "Pretty Woman" bajkę: uroczą, ale upiększoną, daleką od rozterek prawdziwego życia. Po tym filmie jej własne życie zaczęło przypominać opowieść z cudownych kart baśni. Od początku lat 90. niemal nieprzerwanie grała w kolejnych hitach, a jej filmy łączyły sukces finansowy z przychylnymi reakcjami krytyków. Długo wcielała się w kolejne wersje amerykańskiej "dziewczyny z sąsiedztwa", udawało jej się jednak nie rozmieniać na drobne. Do współpracy zaprosił ją Robert Altman, potem Woody Allen, Neil Jordan i Stephen Frears. Jej popularność jeszcze wzrosła po udziale w jednej z - nadal kultowych - komedii romantycznych "Mój chłopak się żeni" (reż. P.J. Hogan). Za chwilę znowu spotkała się z Garrym Marshallem i Richardem Gere'em na planie "Uciekającej panny młodej". W 1999 roku zagrała, jak mówią niektórzy, samą siebie, wcielając się w szukającą normalności gwiazdę kina w "Notting Hill" Rogera Michella. Wreszcie za rolę w "Erin Brockovich" Stevena Soderbergha, opartej na faktach historii matki trojga dzieci, która zabiega o sprawiedliwość dla ludzi pokrzywdzonych przez wielki koncern i walczy o dobrobyt własnej rodziny, dostała Oscara. 

Jednak to następny film, "The Mexican" (reż. Gore Verbinski), w którym wystąpiła obok Brada Pitta i Jamesa Gandolfiniego, okazał się tym najważniejszym. Podczas zdjęć poznała operatora Daniela Modera. Najpierw połączyła ich przyjaźń, potem, po zakończeniu poprzednich związków, zostali parą. To najdłuższy związek Roberts, która wcześniej miała raczej opinię zmiennej w miłości i chętnie wchodzącej w relacje z kolegami z planu. Spotykała się m.in. z Liamem Neesonem, Dylanem McDermottem i Kieferem Sutherlandem, któremu uciekła sprzed ołtarza. Przez rok była żoną muzyka country Lyle'a Lovetta, poznanego na planie "Prêt-à-porter" Altmana. 

Lubię swojego męża

Od pierwszego spotkania z Moderem minęło piętnaście lat, a oni, mimo kolejnych plotek o kryzysach i rozstaniach, wciąż są razem. Mają troje dzieci: 13-letnie bliźniaki Hazel i Phinnaeusa i 10-letniego syna Henry'ego. W wywiadzie dla PANI Roberts przed kilkoma laty mówiła: "Lubię swojego męża. (...) Danny to partner, który wie, co zrobić, żebym czuła się kochana i bezpieczna. Jesteśmy razem kilkanaście lat, a ja czuję, jakby to było kilkanaście minut". W rozmowie z PANIĄ w tym roku stwierdziła: "Spotkałam mojego męża wtedy, kiedy nie szukałam miłości, wzięłam ślub, mam trójkę cudownych dzieci. Spełniłam swoje najważniejsze marzenia". Niegdyś bywalczyni branżowych imprez, dziś najbardziej lubi spędzać czas na rodzinnej farmie w Nowym Meksyku. Schowani przed paparazzi wspólnie z mężem uprawiają ogród, gotują. 

Harmonia w życiu prywatnym przełożyła się na spokój w pracy. Po "The Mexican" Roberts z sukcesami łączyła lżejsze produkcje w stylu serii "Ocean's..." Soderbergha z bardziej obciążającymi rolami, jak choćby ta w "Bliżej" Mike'a Nicholsa. W międzyczasie zadebiutowała na deskach Broadwayu. Po nominowanym do Złotego Globu występie w "Wojnie Charliego Wilsona" (reż. M. Nichols) na dwa lata zniknęła z radaru. Jak sama twierdzi, nie ma potrzeby pracowania non stop. Chce robić dobre filmy, a te "nie pojawiają się zbyt często". Ostatnie lata nie zawsze były usłane różami. Rola w pokazującym początki epidemii AIDS serialu HBO "Odruch serca" spotkała się z entuzjazmem krytyków i widzów, ale już występ w gwiazdorsko obsadzonym obrazie "Sekret w ich oczach" (reż. Billy Ray) przeszedł bez większego echa. Rola w komedii romantycznej "Dzień matki" przyniosła Roberts nominację, ale... do Złotej Maliny. Był to cios tym bardziej dotkliwy, że twórcą filmu był "ojciec" jej kariery, zmarły w lipcu 2016 roku Garry Marshall. Dzięki "Zakładnikowi z Wall Street" i dynamicznemu duetowi z George'em Clooneyem, prywatnie jej dobrym przyjacielem, Roberts wróciła do gry - zawdzięcza to innej ikonie Hollywood i reżyserce filmu Jodie Foster. We wchodzącym w styczniu 2018 roku na polskie ekrany "Cudownym chłopaku" (reż. Stephen Chbosky) gra matkę chłopczyka urodzonego z ciężką deformacją. Film mimo smutnego tematu został opowiedziany z humorem, jest ciepły i wzruszający. Ta charakterystyka brzmi jak kwintesencja kina, dzięki któremu Roberts zdobyła sławę. 

Piękno to radość

Na ilu okładkach pojawiła się od początku kariery, nie sposób zliczyć. Pewne jest, że te w magazynie "People", który niedawno po raz piąty ogłosił ją "najpiękniejszą kobietą świata", mogłyby posłużyć jako okazja do prześledzenia ewoluujących na przestrzeni czasu trendów. W 1991 roku 23-letnia aktorka uśmiecha się delikatnie spod mocnego makijażu i zmysłowo przymruża oczy. Na ramiona narzuciła spraną dżinsową koszulę z guzikami, włosy ma ścięte krótko, zawinięte na grubą szczotkę. W uszach kolczyki kółka. Dziewięć lat później fotograf "People" uchwycił już jej słynny uśmiech. Długie, wijące się mahoniowe loki, zdecydowanie lżejszy makijaż, na nadgarstku delikatna srebrna bransoletka. Znacznie ważniejszym wydarzeniem niż kolejny tytuł najpiękniejszej był zdobyty w marcu 2001 roku Oscar. Minęło kolejne pięć lat - z okładki uwodzicielsko spogląda długowłosa Julia ufarbowana na miodowy blond, starannie umalowana, z adekwatnym do ówczesnych trendów kształtem brwi. To był dla niej wspaniały rok: komercyjne sukcesy odnosił "Ocean's...", krytycy zachwycali się "Bliżej". Kolejny tytuł najpiękniejszej trafił do niej zaraz po tym, jak po raz pierwszy została mamą. 

Pięć lat później znowu triumfalnie powróciła, tym razem na fali popularności ekranizacji książki "Jedz, módl się, kochaj", dla Roberts niezwykle ważnej, bo dzięki niej przeszła na hinduizm. Tamten okładkowy wizerunek i dzisiejszy więcej już łączy, niż dzieli. Naturalnie ułożone jasne włosy, prosta, ale elegancka stylizacja. I ten uśmiech równie promienny jak 20 lat wcześniej. Roberts wypracowała swój własny styl. Na co dzień wybiera proste ubrania, często w sportowych klimatach. Numerem jeden jest wygoda. Choć jej oscarowa, odsłaniająca ramiona, suknia ma stronę w Wikipedii, taki krój to rzadkość. W wydaniu Julii wielkie wyjścia to raczej podkreślona twarz i bajecznie długie nogi. Co dla aktorki oznacza piękno? "Myślę, że ma niewiele wspólnego z tzw. urodą. To raczej wewnętrzna radość i zadowolenie, które widać na naszej twarzy. Jeśli jestem szczęśliwa oraz spełniona jako człowiek, wtedy czuję się piękna", mówiła magazynowi PANI. 

Trzeba się cenić

Odbierając Oscara za rolę drugoplanową w "Boyhood" (reż. Richard Linklater), Patricia Arquette napiętnowała nierówność płac w Hollywood. "Dlaczego zarabiam mniej niż moi ekranowi partnerzy?", tak brzmiał tytuł artykułu, który opublikowała w październiku 2015 roku Jennifer Lawrence na łamach założonego przez Lenę Dunham (znaną z serialu "Dziewczyny") feministycznego magazynu internetowego Lenny Letter. W ostatnim specjalnym wydaniu "Variety Power of Women" Jessica Chastain ogłosiła z kolei, że nie będzie już przyjmować ról za niższą stawkę niż towarzyszący jej aktorzy. Niesiona głosami najpopularniejszych dziś aktorek dyskusja na temat równości płac weszła na salony i, choć droga daleka, coraz śmielej się na nich porusza. Niektórzy zapominają, że nie kto inny jak właśnie Julia Roberts była jedną z pierwszych aktorek, które otwarcie postawiły się budżetowemu seksizmowi. Jako pierwsza kobieta w historii zarobiła za film 20 milionów dolarów, co w tamtych czasach (okolice roku 2000) było stawką zarezerwowaną wyłącznie dla mężczyzn. I to największych, najbardziej kasowych gwiazd, jak Tom Cruise czy Mel Gibson. Agent Julii wypunktował decydentów, podkreślając, że dotychczasowe filmy Roberts zarobiły więcej niż produkcje z udziałem jej partnerów. Według plotek Julia podniosła też stawkę, jaką ma zarabiać jej ekranowa bohaterka w "Notting Hill". W scenariuszu widniała kwota 10 milionów, która na ekranie urosła do 15, czyli tylu, ile sama Roberts dostała za swój udział. Zapytana, skąd ta zmiana, skwitowała to krótkim: "Trzeba się cenić". 

Nigdy nie jest za późno

Okruchy marzeń z dzieciństwa nigdy nie znikają. Choć Julia nie została weterynarzem, tak jak planowała, jej miłość do natury i chęć pomagania słabszym nie przygasły. Ponad 20 lat temu wyruszyła w pierwszą podróż na Haiti z organizacją humanitarną UNICEF. Pracuje z nimi po dziś dzień, wykorzystując swoją pozycję do naświetlania dramatycznej sytuacji krajów dotkniętych kryzysami. Brała udział w kampanii na rzecz chorych z HIV w ramach stworzonego przez Bono z U2 Project Red, który sprzedaje przedmioty zaprojektowane przez znane osobistości, a zebrane fundusze przeznacza na cele charytatywne. Pomaga organizacjom Comic Relief, Chime for Change czy GLSEN. W 2012 roku wsparła kampanii #VoteYorFuture wraz z Robertem De Niro, Emmą Stone, Leonardem DiCaprio i Anne Hathaway zachęcała obywateli, by nie lekceważyli wyborów i oddali głos. Od lat działa też w stworzonej przez Paula Newmana fundacji Hole in the Wall, organizującej obozy letnie dla dzieci w trudnej sytuacji życiowej. Wielokrotnie podkreślała, jak wiele daje jej wolontariat w fundacji, a macierzyństwo tylko mocniej uświadomiło jej, jak ważna jest ta aktywność. "Zrozumiałam, jak ogromne mam szczęście, wychowując trójkę cudownych, zdrowych dzieci", podkreśla. 

Jej przypadek dowodzi, że na interesowanie się ekologią nigdy nie jest za późno. Toyota prius w garażu, dom zbudowany według zasad oszczędzania energii, wielorazowe torby na zakupy, nawet biodegradowalne pieluszki zamiast zwykłych pampersów. Roberts wierzy, że liczą się małe kroki. "W czasach, kiedy wielkie firmy i rząd to właściwie to samo, ludzie mają wrażenie, że kości zostały rzucone. Tyle już zostało zniszczone i nie da się tego cofnąć. Ale można iść naprzód innym krokiem", mówiła magazynowi "Vanity Fair" w specjalnym "ekologicznym" numerze z 2006 roku, w którym pojawiła się wraz z George'em Clooneyem i Alem Gore'em. Razem z mężem walczyła na rzecz uchronienia przed odwiertami Valle Vidal, i jej unikalnego ekosystemu, położonej niedaleko ich domu w Nowym Meksyku. W tym samym roku zaangażowała się w działalność firmy Earth Fuels, pracującej nad zwiększeniem dostępności biopaliw. Ostatnio, wraz z m.in. Reese Witherspoon, Penélope Cruz, Liamem Neesonem i Robertem Redfordem, wzięła udział w proekologicznej kampanii Conservation International, udzielając głosu Matce Naturze. Skąd nagle potrzeba bycia eko? Znowu powraca wątek macierzyństwa: "Ludzi nie obchodzi natura, bo tłumaczą sobie, że zanim coś się stanie, ich już tu nie będzie. Ale co z naszymi wnukami lub prawnukami? Gdybyśmy mogli im podarować o jeden dzień na Ziemi więcej, czy nie zrobilibyśmy tego?". 

Na przekór zmarszczkom

28 października Julia Fiona Roberts skończyła 50 lat. Już czterdziestka jest granicą, która przeraża wiele hollywoodzkich aktorek. Pięćdziesiątka to katastrofa w świecie wartościującym przez pryzmat fizycznej atrakcyjności. Roberts wraz z kilkoma innymi kobietami udowadnia, że nie musi tak być. Uczciwość nakazuje zauważyć, że pretty woman, podobnie jak Salma Hayek, dostała od losu niemoralnie doskonały zestaw genów. Roberts ma wyraźne powody, dla których nie zbliża się do botoksu i jemu podobnych. 

"Chcę, żeby moje dzieci umiały rozróżnić wyraz wkurzenia od szczęścia czy też zakłopotania. Nasze twarze opowiadają historię. Chcę, żeby moja mówiła o czymś więcej niż o wizytach u chirurga plastycznego". Pod tym względem przełomową rolą był dla niej występ w "Sierpniu w hrabstwie Osage", za który po raz czwarty nominowano ją do Oscara. To film, który spełnił jej odwieczne marzenie: wystąpić z Meryl Streep. Ale wymagał też niezwykłego aktu odwagi, bo na ekranie Roberts występuje bez grama makijażu. 

"Po przeczytaniu scenariusza powiedziała mi: "To jest to. Jestem gotowa. Ludzie zapomnieli, że pod tym wszystkim (wskazuje na twarz) jest jeszcze aktorka", opowiadał o niej z uznaniem reżyser John Wells. "W życiu atrakcyjnej kobiety przychodzi taki moment, o którym mówią wszystkie moje przyjaciółki, gdzieś między czterdziestką a pięćdziesiątką. Prowadzisz samochód, zatrzymujesz się na światłach. W samochodzie obok jest mężczyzna, który spogląda w twoją stronę. Po chwili się orientujesz, że nie patrzy na ciebie, a przez ciebie na twoją siedzącą obok córkę". Na taką rolę przyszedł czas: Roberts była gotowa stać się niewidzialna. "Zanim zacznę zamazywać zmarszczki, chcę mieć choć mgliste wyobrażenie na temat tego, jak wyglądam jako starsza osoba. To smutne, że żyjemy w czasach, w których kobiety nawet nie dają sobie takiej szansy", stwierdziła kiedyś. 

Z kolei w wywiadzie dla PANI wyznała: "Dzisiaj czuję się w swojej skórze lepiej, niż gdy miałam 20 lat. Nie dlatego, że stałam się ładniejsza, bo jednak doszło mi kilka zmarszczek, ale na pewno jestem mądrzejsza i bogatsza o różne doświadczenia. Zrozumiałam, kim jestem, poustawiałam priorytety, znam swoje cele i nie gonię już za niedoścignionym. Wiem, że najważniejsza jest szczerość. Wobec siebie i wobec innych. Z wiekiem jestem coraz bardziej świadomą kobietą". W świat show-biznesu wchodziła, kiedy nie było internetu ani telefonów komórkowych. Od jej debiutu minęło już ponad 30 lat, ale wciąż gna przed siebie. W dobie wszechobecnej technologii dalej jest największą gwiazdą. I trudno sobie wyobrazić, by mogło być inaczej. 

ANNA TATARSKA

PANI 12/2017

Zobacz także:

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy