Reklama

Gdy dorosnę będę z panią!

Ewa poznała przyszłego męża na koloniach, był jej wychowankiem. Magda związała się z licealistą, gdy po latach zostawił ją mąż.

Pola od kilkunastu lat jest z chłopakiem, który w podstawówce chodził do klasy z jej synem. Kiedyś nie wierzyły, że takie rzeczy zdarzają się naprawdę.

Dziś mówią: "samo życie ". Czasem wymigują się z imprezy jego znajomych, czasem muszą tłumaczyć: "to nie mój syn, tylko partner". Miłość wyzwań się nie boi.

"Pani Ewo, ja się z panią ożenię. Zaczeka pani na mnie? - Tak, Aruś, zaczekam", śmieje się Ewa. Jest lato 1991 roku, ostatni dzień kolonii. On ma dziesięć lat, ona dwadzieścia. Jest jego wychowawczynią. Dziś są małżeństwem. Mają córeczkę Wiktorię.

Reklama

Ewa: Mąż z kolonii

- Chudziutki blondyn w dmuchanych pomarańczowych rękawkach skacze do wody. Tak go zapamiętałam - wspomina Ewa. Jest pedagogiem i instruktorką tańca. Dwadzieścia lat temu robiła kurs dla wychowawczyń. Na zaliczenie - kolonie w Piasecznie. Pierwsze. I ostatnie, mówi sobie. - Nigdy więcej takiego stresu: trzydzieścioro dzieci, wrzask, wszyscy naraz skaczą do wody. Ja przerażona liczę dzieci bez przerwy - opowiada. I wciąż ten głosik: "Pani Ewo! Pani Ewo! - Co chcesz, Aruś? - pytała. - Pani jest bardzo fajna!". Ten chłopczyk z Warszawy wciąż się kręcił wokół niej. Zagadywał, uśmiechał się, prawił komplementy.

Poobiednia drzemka. Dzieci na sali, Ewa siedzi na korytarzu. - "Mogę usiąść koło pani? - zza drzwi wyłania się Arek w piżamie. - Idź spać. - Nie mogę. Muszę pani coś powiedzieć. - Tu nie ma gdzie usiąść" - zniechęca Ewa. Arek chwyta pusty kosz na śmieci, odwraca do góry dnem i siada. "Uparty facet z niego będzie", myśli Ewa. Inteligentny. Grał na skrzypcach. - Dużo opowiadał o tacie, że to prawie superman. Zdziwiłam się, gdy przyjechał po Arka, zobaczyłam starszego, skromnego pana - mówi. "Proszę pani, kiedy ten pan sobie pojedzie?" - zapytał Arek Ewę, gdy odwiedził ją narzeczony z Lublina.

Mam tylko jedno marzenie, że jeszcze Panią zobaczę

Jeszcze wtedy nie zwróciła uwagi na zainteresowanie chłopca. Dzień później ogłosiła konkurs plastyczny: Wspomnienie z kolonii. Arek z sarkastycznym uśmiechem wręczył jej rysunek. - To byłam ja pod rękę z ówczesnym narzeczonym! Obok stała smętna postać: Aruś! - opowiada Ewa. Tydzień po powrocie z kolonii w skrzynce znalazła list. "Pani Ewo! Chodzę do czwartej klasy. Mam kolegę, siedzimy w jednej ławce i dużo gramy w piłkę. Mam tylko jedno marzenie, że jeszcze Panią zobaczę. Arek". Ewa odpisuje: "Aruś! Cieszę się, że dobrze się uczysz i że masz kolegę. Pozdrawiam Ewa M.".

Kontakt się urywa. Rok później list: "Przepraszam, że nie pisałem. Spotkała mnie tragedia. Zmarł mi tato". - Wiedziałam, jak bardzo Arek był związany z ojcem. Jechałam akurat do Warszawy na turniej tańca. Postanowiłam go odwiedzić - wspomina. Wręcza Arkowi pluszową małpkę. A jego mama częstuje "panią z kolonii" herbatą i robi pamiątkowe zdjęcie. Jeszcze kilka listów i kontakt się urywa. Ewa zapomina o chłopcu. Nie wie, że fotografię z jej odwiedzin Arek przez lata przechowuje jak relikwię. Ona przeprowadza się z Lublina na Dolny Śląsk.

Listy specjalnego znaczenia

Rok 2000. Ewa nie wie, że Arek za tydzień zdaje maturę i właśnie zanotował w pamiętniku: "Znalazłem dziś adres Ewy M. Może waży 90 kilo, ma męża i czworo dzieci? Ale i tak do niej napiszę. Tamto lato na koloniach było piękne". Pod starym adresem Ewy w Lublinie mieszkają jej rodzice. Przekazują list córce. Ewa odpisuje zdawkowo. Akurat rozstaje się wtedy z narzeczonym.

Znów mija kilka lat. Ona w tym czasie przeżyła kilka nieudanych związków, on miał dziewczynę "na serio", ale z oświadczynami wciąż zwlekał. Któregoś dnia Arek spotyka kolegę z liceum: "Stary, szukałem cię. Załóż konto na Naszej-klasie! Można tam znaleźć każdego!".

Pierwsze hasło, jakie Arek wpisuje w wyszukiwarkę, to: "Ewa M., Lublin". Miasto się nie zgadza. Kilka prób, wreszcie trafia na jej profil. Pisze. Przechodzą na ty. Wymieniają aktualne fotografie. Są rozmowy na Gadu-Gadu. - Nie miało znaczenia, że był młodszy - opowiada Ewa. - To był dojrzały, inteligentny facet.

Spotkanie po latach

Koleżanka z Warszawy zaprasza ją do siebie na kilka dni. Przy okazji Ewa umawia się też z Arkiem pod kolumną Zygmunta. - Męski, przystojny! Przytulił mnie, trzęsły mi się ręce - wyznaje Ewa. Kawiarnia na Freta. Przegadują cztery godziny. On mówi: "Podobasz mi się jeszcze bardziej niż na kolonii". Nie musi mówić. - I tak widziałam, jak na mnie patrzy - opowiada Ewa. On odprowadza ją na spotkanie z koleżanką. - Na ruchomych schodach w centrum handlowym obejrzałam się za nim. Koleżanka strofowała: "Ewka, przestań, bo się jeszcze w nim zakochasz! - Coś ty! Ma narzeczoną", powiedziałam.

Wkrótce Arek rozstaje się z dziewczyną i przyjeżdża do Ewy na turniej tańca. Ona przedstawia go uczniom. "Dzieci, to mój dawny wychowanek". Kilka godzin później Arek pierwszy raz ją całuje. "Mamo, pamiętasz Arusia? Tego z kolonii...". Ewa zaprasza Arka na obiad do rodziców. Mama szepcze w kuchni: "Przecież on się w tobie podkochuje! Nie mieszaj chłopcu w głowie". - Był pełnoletni, a ja poczułam wstyd. Jakbym uwodziła 10-letniego Arusia - wspomina Ewa. I mówi, że nie czuła różnicy wieku.

- Pamiętam tylko dwie takie sytuacje. Imprezę z moimi dawnymi znajomymi ze studiów. Licytowaliśmy się, kto co pamięta ze stanu wojennego. Kto tylko czołgi i brak Teleranka, a kogo rodzice zabrali ze sobą na manifestację. "A ty? Co tak milczysz?", zagadnął ktoś Arka. A on wykrzyknął: "Ludzie, miałem wtedy pół roku!". I jeszcze kiedyś, gdy w taksówce usłyszałam Forever Young Alphaville, spytałam: "Pamiętasz?! Hit dyskotek w ósmej klasie!". A Arek na to: "Taaa… Chyba hit piaskownicy" - śmieje się Ewa.

Jesteś dla mnie najważniejsza

On jeździ za nią na turnieje tańca. Koleżanka Ewy zagaduje: "Miły ten twój Arek, będzie dobrym ojcem. Fajnie dogaduje się z dzieciakami z twojego zespołu". Arek zaprasza Ewę do rodzinnego domu. - Na początku jego mama przyglądała się nam sceptycznie - relacjonuje Ewa. - Uważała chyba, że to chwilowy powrót dawnej, kolonijnej fascynacji syna. Gdy zorientowała się, że łączy nas coś poważnego, zaakceptowała mnie. Niedługo potem Ewa i Arek zaczynają mówić o dziecku. Oboje bardzo chcieliby je mieć. Ale przecież dopiero zaczęli być parą. Ewa nadal mieszka na Dolnym Śląsku, Arek w Warszawie. Widują się na wspólnych wyjazdach, odwiedzają, ale to nie to samo, co "test wspólnego mieszkania".

Gdy po trzech miesiącach ciąży nie ma, Ewa mówi: "Mam swoje lata, może nic z tego nie będzie? Arek uspokaja: - Mam pieniądze. W razie czego zaczniemy się leczyć". - Wtedy poczułam się naprawdę bezpieczna, pewna, że Arek naprawdę chce ze mną spędzić życie - mówi. Trzy miesiące później Ewa dzwoni do Arka: "Musimy pogadać. Będę w Warszawie o 19.15. Odbierz mnie z Centralnego. - Powiedziałam: mam ważną sprawę, chodźmy do kawiarni - wspomina Ewa. - Byłam w ciąży. On miał 27 lat, ja zbliżałam się do czterdziestki. Znów zobaczyłam w nim chłopca, który w dmuchanych rękawkach skacze do jeziora.

Pomyślałam: trudno, najwyżej sama wychowam dziecko. Do kawiarni szli bez słowa, Arek zrobił się blady. Gdy usiedli, Ewa zapytała: "Kim dla ciebie jestem?". Arek łamiącym się głosem wyznał: "Jesteś dla mnie najważniejsza. Nie wyobrażam sobie, żeby ciebie nie było". Wtedy Ewa wyjęła wynik USG. "Co to? - zapytał. - Nasze dziecko - odpowiedziała. - Myślałem, że przyjechałaś mnie rzucić" - powiedział i zaczął płakać. Ślub odbył się w walentynki. W kościele śpiewały dzieci z zespołu Ewy. "No i jednak na mnie zaczekałaś!", wyszeptał Arek, wkładając jej obrączkę na palec. Dziś, po roku, wciąż zdarza mu się, że nad ranem patrzy na żonę i mówi: "Nie mogę uwierzyć, że leżę obok Ewy M.!".

Magda: zakazana przygoda

- Mógłby być moim synem. A ja? Wkładałam dla niego pończochy w mróz, bo tak lubił. Robił mi "roznegliżowane" zdjęcia komórką. Byłam idiotką. Mógł je przecież wrzucić do internetu - wspomina Magda, 38-letnia lekarka. Rok temu zakochał się w niej 17-latek. Sześć miesięcy wcześniej Magdę porzucił mąż. Gdy stało się jasne, że powrotu nie będzie, Magda zaczęła zawozić trzyletnią córkę na weekendy do rodziców. Zalogowała się na portalu randkowym. Wśród maili w stylu "Skąd klikasz?", "Lubisz seks?" jeden jest inny: "Zdążyłaś uciec przed burzą?".

W Warszawie od godziny nawałnica. - Zaczęliśmy korespondować. Zaproponował spotkanie na mieście. Nie zapytałam, ile ma lat. Nie przyszło mi na myśl, że 17. Przystojny. Zrównoważony. Robił wrażenie dojrzałego - wspomina. - Fajnie mieć znajomych w różnym wieku, uznałam, gdy dowiedziałam się, że jest nastolatkiem. To tylko spotkanie, nie randka na serio. On przez cały czas patrzył na nią zachwycony: "Jesteś inna niż dziewczyny, które znam - mówił. - Delikatna. Wyrafinowana". - Uciekałam wzrokiem - opowiada Magda. - Onieśmielał mnie bardziej niż rówieśnicy! Bałam się, że dostrzega moje zmarszczki.

Rozmowa? Bąknęłam coś o Warlikowskim. Nie słyszał. Ale uroczo rzucił: "nadrobię". Nie znał Pearl Jamu, słuchał jakiegoś Arche. Patrzył na mnie wzrokiem dzieciaka, który dostał nowy zestaw lego. Naiwne? Może. Tylko że ja po rozwodzie czułam się odrzucona, niechciana, brzydka. A tu nagle zachwycił się mną nastolatek! Zaczęłam się czuć beztroska i piękna. - Na ziemię sprowadziło mnie jego pytanie: "Twoja córeczka jest teraz sama w domu?". Jak ktoś może myśleć, że zostawiłam trzyletnie dziecko samo w domu i wyszłam do knajpy?! A jednak on tak właśnie myślał - mówi. - Tylko że to wkrótce przestało się liczyć. Było tylko jego pożądanie. Jak lustro. Gdy na mnie patrzył, wydawało mi się, że moje ciało, o które nie dbałam przez lata, przybiera kształty modelki z rozkładówki "Playboya" - opowiada.

Prawie pełnoletni

Nazajutrz on czeka na nią pod szpitalem. Na motocyklu. Ściska bukiet w spoconej dłoni. - Boże, ten dzieciak naprawdę mnie podrywa!, pomyślałam przerażona. Czułam, że powinnam się pożegnać. Od razu. Ale wsiadłam - przypomina Magda. - Jechał szybko. Wciskałam się w jego plecy i czułam euforię. Ale od razu postanowiłam: tylko kino i kawa. Niedługo potem on proponuje wspólne narty. Magda jeździła z mężem do Austrii. Ale męża nie ma, jest Maciek. I jego kieszonkowe. Ona dopłaca do wspólnego wyjazdu i lądują na weekend w Zieleńcu. Ojciec Maćka odwozi go na dworzec. Na peronie udają, że się nie znają. Ojciec nic nie zauważył.

"Syn taki wysoki, dobrze, że mam wolne dwumetrowe łóżko", mówi recepcjonistka pensjonatu. Maciek na to: "To nie moja mama, tylko dziewczyna". - Jakbym dostała w twarz. Wiedziałam, że nie wyglądam na jego rówieśniczkę, ale nie wiedziałam, że jest aż tak źle - wspomina. - Ale czułam też dumę, że zaprzeczył, patrząc w oczy recepcjonistce, nazwał mnie "swoją dziewczyną". A mógł się tylko zaczerwienić speszony - kontynuuje Magda. - Nie mogłam uwierzyć, że młody chłopak może być tak podekscytowany wizją wspólnego wyjazdu ze mną. Poczułam, że chcę w to brnąć. Tylko do końca weekendu. Tej nocy się kochają. - To była jego inicjatywa - wyznaje Magda. - Co czułam? Miałam poczucie winy. Gardziłam sobą. "Jestem jak Polański w spódnicy", przemknęło mi przez głowę. Potem jeszcze coś o Nabokowie. Czułam się jak stary satyr, tylko że lolita była chłopakiem - opowiada. - Pocieszałam się: "Jest przecież prawie pełnoletni".

W ciągłym ukryciu

Nad ranem ona wymyka się do łazienki poprawić makijaż. Ze strachu, że Maciek zobaczy jej "poranną twarz".- "Pół życia czekałaś na swój seks stulecia", powiedziałam do swojego odbicia w lustrze, nakładając korektor pod oczy. Powrót do Warszawy. Kolejne spotkania, strach, sny, że w szpitalu szuka jej prokurator. O Maćku nie wie żadna jej przyjaciółka. "Po jego maturze będzie już inaczej. Wtedy się ujawnimy", myślała. Jego rodzice nic nie podejrzewają. Nawet wtedy, gdy poleciał z Magdą do Włoch. - Był obieżyświatem. Miał znajomych w całej Europie. Nie pierwszy raz kupił bilety tanich linii i na weekend uciekał z Polski - opowiada Magda.

Tylko że tym razem sprzedał na Allegro kask i kombinezon motocyklowy. Bo chciał zafundować jej hotel. Gdy latał sam, koczował u przyjaciół na karimacie. Magda poczuła, że to wielka miłość. Uwierzyła, że naprawdę będą razem "na przekór polskiej kołtuńskiej mentalności". Ich ostatni dzień w Wenecji. - Jadłam palcami awokado i pomarańcze. Tryskał sok. A ja czułam się jak Kim Basinger w 9 i pół tygodnia. Z nikim dotąd tak dobrze się nie bawiłam - wyznaje Magda. - I nigdy wcześniej seks nie był też dla mnie tak ekscytującym przeżyciem.

Sprowadzona na ziemię

Zimny prysznic przyszedł ostatniej nocy. Maciek zapytał ją nagle, dlaczego już nie jest całkowicie wydepilowana. - Dzień przed wylotem wydepilowałam okolice bikini. Teraz włoski zaczynały odrastać. Zrozumiałam, że to mu przeszkadza - wspomina. - I jeszcze napomknął, coś o pończochach. Od rana biegałam w legginsach i trampkach - Magda kręci głową z niedowierzaniem. - Najwyraźniej gówniarz był mną dotąd zachwycony, bo co dzień nosiłam dla niego te cholerne pończochy i obsesyjnie się depilowałam. Nagle okazało się, że tylko taka mu się podobam. Pomyślałam: "Niedojrzały dzieciak. Naoglądał się porno w internecie i uważa mnie za osobistą kopię ostrych pań do łóżka".

W Warszawie lądują w deszczu. Tłok na schodkach samolotu. Maciek nie czeka na nią na dole, ale już w holu. "Padało", rzuca zdawkowo, gdy słyszy wymówki. - Poczułam, że coś się zmieniło. Mija kilka dni, on nie proponuje spotkań. - "Co się dzieje? - pyta Magda przez telefon. - Nic. Dużo nauki - słyszy. - Widzę, coś się zmieniło - dociska. Maciek przyznaje: - Tak... Nie jesteś tak subtelna, jak sądziłem. Ciągle widzę, jak wkładasz palcami krewetki do ust. Dla mnie to istotne, jak kobieta je...". - Myślałam, że żartuje - mówi Magda. - W pierwszej chwili chciałam nawet się tłumaczyć, przepraszać, ale dotarło do mnie, że to pretekst.

Niedojrzały chłopak chciał przeżyć przygodę, trafił na moment, w którym uwierzyłam w złudzenia. Dałam spokój. To byłoby żałosne. Banalna sytuacja, tylko czemu tak boli? Dziś Magda pociesza się, że i tak Maciek kiedyś zdradzałby ją z młodszymi albo zakochałby się w jej córce. Raz spotkała go przed hipermarketem. Miał nowy kask. Nawet dwa. Na motocyklu siedziała roześmiana nastolatka.

Pola: miłość z przeszkodami

- Powiedział mi: "Od jedenastego roku życia miałem na ciebie ochotę". Zatkało mnie. Kolega Krzysia, mojego syna?! Chłopiec z ładną, ale pryszczatą buzią, którego częstowałam zupą, miał takie fantazje?! - mówi Pola. Dziś Pola ma 57 lat, Sebastian 37. Od trzynastu lat są razem. On śmieje się: - To było dla mnie równie nierealne jak dla dzisiejszych nastolatek seks z Robbiem Williamsem.

Początek lat 80. Mama Krzysia ma 26 lat i jest najmłodsza z klasowych mam. Rude loki, szczupłe nogi. Lubi chodzić w krótkich spodenkach. Wygląda jak młoda Jane Fonda. A raczej jak ładniejsza wersja aktorki. Na ulicy oglądają się za nią nie tylko mężczyźni. "Dzień dobry pani", Sebastian ma 8 lat, gdy Pola widzi go pierwszy raz. Krzyś, jej syn, przyprowadził klasowego kolegę do domu. "Dziękuję pani. Zupa była pyszna", Sebastian kłania się, wychodząc po godzinie. O tym, że odtąd marzy o niej, Pola dowie się po 16 latach. Jak go wspomina? Grzeczny. Aż za bardzo. Spięty. Żadnego sygnału, że mu się podoba. Po prostu przyjaciel syna. - Pamiętam, że jeden z chłopców z klasy syna przyniósł mi kiedyś bukiet fiołków. Sebastian nigdy nie zdradził się żadnym gestem - wspomina.

Jej syn Krzyś i Sebastian byli wtedy nierozłączni. Obaj zdecydowali, że zostaną wegetarianami, trenowali taekwondo. Potem zaczęli się różnić: Sebastian z irokezem na głowie słuchał punkowej grupy Dead Kennedys, jej syn "grzecznej" muzyki. Pola przeżywa ich niepowodzenia szkolne. I z dziewczynami. Trzecia klasa liceum. Pola robi imprezę dla przyjaciół. Jest i Sebastian - w ciągu dziesięciu lat stał się trochę domownikiem. "Przejdźmy na ty - proponuje Pola. Zastrzega żartem: - Tylko tego nie nadużyj!". Gdy Sebastian zaczyna "na poważnie" chodzić z pierwszą dziewczyną, prosi Polę o porady. Ona mówi: "Nie pokazuj nigdy, że ci tak bardzo zależy, dziewczyny tego nie cenią".

Gdy Sebastian i Krzyś zdają maturę, Pola się rozwodzi. Koleżanki nie mogą uwierzyć ani zrozumieć. Mąż Poli świetnie zarabiał, nie musiała pracować, miała wszystko. "Krzyś jest pełnoletni. Koniec destrukcji", oświadcza Pola. Latami zachowywała pozory idealnego małżeństwa "dla dobra rodziny". Żadna z przyjaciółek nie wiedziała, że jej mąż jest damskim bokserem.

Więcej niż przypadek

Po rozwodzie Sebastian nadal bywa u Krzyśka. Ona ucieka w pracę. Któregoś dnia do jej firmy zostaje przyjęty... Sebastian. Do dziś twierdzi, że przez przypadek. Że wysłał CV, choć wcale nie wiedział, że ją tam spotka. - "Fajnie - witają się. - Miło będzie pogadać". - "Pola, nie widzisz, że Sebastian się w tobie kocha?! - pyta któregoś dnia szef. - Zwariowałeś?!" - Pola nie widzi. Aż do powrotu z imprezy integracyjnej. W autokarze on siada obok niej. Kładzie dłoń na jej plecach. Ona gromi go wzrokiem. - Po raz pierwszy zobaczyłam w nim wtedy mężczyznę - przyznaje. "Przepraszam", bąka Sebastian przerażony. Po tym epizodzie znowu zachowuje się, jakby nic się nie zdarzyło. Ale odtąd po pracy coraz częściej wpada raczej do Poli niż do Krzyśka.

Od czasu, gdy Sebastian i Krzyś startowali do jednej dziewczyny, ich przyjaźń mocno ucierpiała. Czerwone domowe wino, nocne rozmowy. O pracy, przeszłości, miłości, życiu. Po jednej z wizyt Sebastiana Pola znajduje na łóżku kartkę: "Kocham Cię". Chowa ją jakby nigdy nic. Nie rozmawia o niej z Sebastianem. Nie musi. Nazajutrz kochają się pierwszy raz. Wspólny seks, wspólny płacz. Bo przecież muszą się rozstać. Taki związek przecież nie ma szans. Ale nie potrafią się rozstać. Tak mija rok.

Wbrew wszystkim

"Wiesz, jeszcze wtedy w tym autokarze myślałem tylko: Zaliczyć mamę Krzyśka, o której fantazjowałem w podstawówce! To byłoby coś! Jednak zakochałem się w tobie do szaleństwa", zwierza się Sebastian którejś nocy. Ale wciąż ukrywa "swoją dziewczynę" przed rodzicami. - To było ciągłe przemykanie - mówi Pola. Po roku Sebastian zostawił w łazience Poli szczoteczkę do zębów. I powiedział rodzicom. Dotąd byli pewni, że wakacje w Sopocie spędzał z 22-letnią studentką elektroniki. Aż na stole znaleźli list. W nim zdjęcia z wakacji. Dokumentacja szczęścia ich syna i Poli. Sebastian wierzył: "Miłość zrozumieją". - Dostali szału.

"Kiedy zostawisz tego młodego chłopca, ty stara k...?!", usłyszałam w słuchawce telefonu głos mamy Sebastiana. Takich telefonów w czasie, gdy zamieszkaliśmy razem, było wiele - wspomina Pola. Tak jak listów. - Opisują mnie jako zdzirę, która wykorzystała bezbronnego dzieciaka. Tak Sebastiana postrzegają jego rodzice - opowiada. Któregoś dnia babcia Sebastiana zaprosiła Polę do siebie. Kawa, makowiec. Ulga. - Miło mi było, że ktoś z jego rodziny zaakceptował nasz związek - mówi Pola. - Nagle babcia wypaliła: "Jak kiedyś Sebastian się ożeni i będzie miał dzieci...". Sebastian wtedy nie zaprotestował. Pomyślałam: babcia ma rację, przecież ja już nie urodzę mu dziecka - opowiada.

Postanawia: "Rzucę go dla jego dobra". Ale nie ma siły. Za to po kolejnym ataku na Polę Sebastian zrywa z rodzicami. Nie odbiera od nich telefonów, nie odwiedza nawet w Wigilię. On i Pola stają się parą na dobre. - "Zabrałaś mi przyjaciela! - podczas sprzeczki krzyczy Krzyś. - To nie jest tak. Już nie pamiętasz? Popsuło się między wami, bo podrywałeś mu dziewczynę - broni się Pola. - Mamo, nie chodzi o to, że to mój kolega, i że jest o tyle młodszy od ciebie. Ale on zajął miejsce taty!". - To była dla mnie najtrudniejsza strona całej sprawy. Miałam poczucie winy - tłumaczy Pola.

Mały i duży Sebastian

Gdy są sam na sam, ona nie czuje różnicy wieku. Gorzej, gdy Sebastian jest wśród swoich rówieśników. - Na moich imieninach byli jego znajomi, także jego była dziewczyna. Sebastian przegadał z nią pół wieczoru, jako gospodarz przyjęcia totalnie nawalił. Spalił jedzenie na grillu, a ja zostałam ze wszystkim sama - opowiada. - Potem tłumaczył się, że chciał zatrzeć złe wrażenie, jakie jego eks wyniosła przed laty ze związku z nim.

Przez pierwsze cztery lata Pola czuła się "tą dorosłą" w ich związku. Dominowała, pouczała, wydawała polecenia. - Nie brałam pod uwagę, że mógłby mi czegokolwiek odmówić, sprzeciwić się. Myślałam, że skoro jest tyle ode mnie młodszy, to wszystko mi wolno. Że mogę go opieprzać, ustawiać. Wciąż nie traktowałam go jak mężczyzny. I nagle powiedział mi: "Koniec". Po tym, jak Sebastian odszedł, ona w trzy tygodnie schudła dziesięć kilogramów.

On idzie na terapię, ona też. Pola dostaje list: "Mały Sebastian cię kocha. Ale duży jeszcze się nie narodził". - Na tej terapii zrozumiał, że nie pozwoliłam mu być mężczyzną. Wciąż traktowałam jak chłopca z podstawówki, którego częstowałam zupą i pytałam, czy odrobił lekcje. Ale uczepiłam się tych słów "Mały Sebastian cię kocha". Uwierzyłam, że jest szansa - wyznaje Pola.

Pod jednym dachem

Zaczęli znów się spotykać, rozmawiać. Postanowili spróbować jeszcze raz. Po kilku miesiącach zamieszkali razem. W łazience, kuchni, salonie mijali się z Krzysiem i tatą Poli. Bywały dni, gdy atmosfera była napięta. W końcu podzielili dom na dwie części. Łączył je wspólny taras, na którym dziś często spotykają się we czwórkę na porannej kawie albo wieczornym winie.

- Udało się, bo wszyscy jesteśmy fanami miłości - śmieje się Pola. Ale nie wszystkie problemy zniknęły. Sebastian chce zabierać Polę na imprezy do swoich znajomych. - To ludzie młodsi od mojego syna - wyznaje ona z zakłopotaniem. - Czuję się skrępowana, oni jeszcze bardziej. Najlepiej czuję się z Sebastianem w Holandii, Szwecji. Nikt się za nami nie ogląda, gdy trzymamy się za ręce. Jak oni - Pola pokazuje stojące na biblioteczce figurki Małej Mi i Włóczykija, które zawsze podróżują z nimi.

- Po własnej dzielnicy wciąż przemykam opłotkami. Czasem Pola pyta siebie: co dalej? Najdalsze plany na życie sięgają wakacji. Nie rozmawia już z Sebastianem o tym, czy mu nie szkoda, że nie mają dzieci. Woli nie drążyć. Niedawno jej była przyjaciółka "zrobiła" biust, liposukcję, lifting. Pola mówi: - To nie dla mnie. Skalpel nie wytnie 20 lat różnicy między mną i Sebastianem. Jesteśmy razem pomimo czasu.

Agnieszka Sztyler

Twój STYL 5/2010

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy