Reklama

Dobre maniery na dzień dobry

Kto pierwszy podaje rękę na powitanie? Czy kobiety powinno się całować w dłonie? Czy i kiedy przechodzić na ty i mówić sąsiadom "dzień dobry"? Tłumaczy Adam Jarczyński, dyplomata i specjalista od dobrych manier.

Przeczytaj fragment książki Adama Jarczyńskiego "Z klasą, na luzie. Dobre maniery, zdrowy rozsądek i sztuka łamania zasad":

Kto pierwszy, ten lepszy? Właściwa kolejność powitania

Podchodzę do grupy, która składa się z kobiet i mężczyzn. Część osób jest starsza, a część młodsza. Z kim mam się przywitać w pierwszej kolejności? Na korytarzu w pracy spotykam panią, która jest starsza ode mnie, ale jednocześnie jest moją podwładną. W pobliskiej restauracji, do której udałem się z żoną, spotykam dawno niewidzianego kolegę. Brzmi znajomo? Założę się, choć nie lubię hazardu, że część z nas przynajmniej raz w życiu przeżyła chwilę zawahania tuż przed przywitaniem. To nie takie trudne, wystarczy pamiętać o kilku zasadach.

Reklama

A zatem:

- mężczyzna i kobieta: kiedy się spotykają, to mężczyzna pierwszy mówi "dzień dobry", ale kobieta pierwsza wyciąga dłoń do powitania. Drogie panie, nie certolimy się, tylko wyciągamy pierwsze dłoń do powitania! Panowie naprawdę czują się zakłopotani, nie widząc żadnej reakcji z waszej strony;

- osoba starsza i młodsza: kiedy się spotykają, to młodsza pierwsza mówi "dzień dobry", ale starsza pierwsza wyciąga dłoń do powitania.

Podsumowując, w pierwszej sytuacji o pierwszeństwie (określanym również jako precedencja) decyduje płeć, a w drugiej - wiek.

W pracy:

W konserwatywnym środowisku pracy, gdzie obowiązuje większa formalność, płeć i wiek nie mają znaczenia. Ważna jest ranga, a w przypadku osób na stanowiskach o tej samej randze - długość stażu. Czyli czymś naturalnym będzie, jeżeli młodszy szef mężczyzna pierwszy wyciągnie dłoń do starszej kobiety, która jest jego podwładną, a ta jako pierwsza powie "dzień dobry". W sytuacji gdy jesteśmy równi rangą, zasada pierwszeństwa nie obowiązuje - kto pierwszy, ten lepszy. Choć często, szczególnie w Polsce, panowie oddają pole pierwszeństwa paniom. Nie wszystkim się to podoba. Panowie, pamiętajcie, by nie podchodzić zbyt protekcjonalnie do profesjonalnych koleżanek po fachu!

Jeżeli z kolei pracujemy w niezobowiązującej atmosferze, to z reguły spotkamy się z zasadami uwzględniającymi przede wszystkim płeć i wiek. Oczywiście, miejmy się na baczności, kiedy witamy osoby spoza naszego kręgu, np. klientów. Zasady panujące u nich mogą być bardziej formalne niż u nas, a wtedy witamy się z osobą najważniejszą, później drugą w kolejności, trzecią i tak dalej, bez względu na płeć i wiek.

Sąsiad, który nigdy nie mówił "dzień dobry" - czy witamy się ze wszystkimi?

Zawsze chodził z małą tchórzofretką. Mijaliśmy się na parkingu podziemnym, przy koszach na śmieci, przed wejściem na patio, w osiedlowym sklepie. Zastanawiałem się, czemu współmieszkaniec mojego bloku nigdy nie reaguje na standardowe sąsiedzkie pozdrowienie. Myślałem, że może mnie nie słyszy, więc lekko podnosiłem głos, chociaż wtedy moje skądinąd kulturalne pozdrowienie tubalnie niosło się po parkingu podziemnym niczym krzyk rozpaczy. Nic to, nigdy nie przestałem mówić "dzień dobry", nigdy też nie uzyskałem odpowiedzi. Już tam nie mieszkam, ale wciąż mówię sąsiadom "dzień dobry", nawet jeśli nie mieliśmy okazji się bliżej poznać. Dlaczego? Bo tak jest przyjemniej. Kiedyś, za czasów młodości moich dziadków, pewnie napisałbym, że wymagają tego dobre maniery, ale dziś po prostu powtórzę: jest milej.

Niektórzy nie czują takiej potrzeby, niektórzy nie widzą innych, goniąc myślami za swoimi problemami. Nie będę nikogo na siłę namawiał do kurtuazji, ale część z nas po prostu się krępuje, a przecież nie ma czego.

Jakiś czas temu pozwoliłem sobie na eksperyment - po przeprowadzce nie mówiłem nikomu pierwszy "dzień dobry". Kilka osób mnie powitało, ja odpowiedziałem i na tym koniec. Kiedy po pewnym czasie zacząłem sam pozdrawiać, osoby, które z reguły były zachmurzone, zaskoczone podnosiły wzrok i z uśmiechem odpowiadały.

Swoją drogą - jeżeli wprowadzamy się do nowego mieszkania, warto zrobić rundkę przynajmniej po swoim piętrze i przywitać się z sąsiadami. Nie musimy od razu piec popisowego sernika, ale w dobrym tonie jest dać znać, że nie jesteśmy przypadkowymi najeźdźcami - tak dla dobrych sąsiedzkich relacji. Dlaczego napisałem o powitaniach obcych osób? Bo ostatnio trochę o sobie zapomnieliśmy, a "dzień dobry" jest takim małym przypomnieniem. Warto.

Nie o to chodzi, by witać się z każdym na ulicy, niemniej powitanie drugiej osoby, którą codziennie widujemy, nic nas przecież nie kosztuje.

"Generałowi - pułkownika" - i nie zapomnisz, jak przedstawiać sobie innych

Kiedyś zwykle się stresowałem, gdy miałem przedstawić jedną osobę drugiej. W kluczowym momencie, kiedy przychodziło do prezentacji, po prostu się gubiłem. Albo wychodziło to komicznie, albo całkiem w inny sposób, niż powinno, i w rezultacie przedstawiałem osoby w złej kolejności. W niektórych okolicznościach to duża gafa, którą łatwo można zinterpretować jako brak szacunku do przedstawianych. Dziś już nie mam z tym problemu i z chęcią napiszę, jak robić to prawidłowo.

Podstawową zasadą jest przedstawianie według ważności:

- w sytuacji towarzyskiej, jeżeli przedstawiamy sobie kobietę i mężczyznę, to najpierw przedstawimy mężczyznę kobiecie, a później kobietę mężczyźnie. Mniej więcej tak: "Magdo, pozwolę sobie przedstawić ci Michała Iksińskiego. Michale, poznaj Magdę Igreksińską";

- osobie starszej najpierw przedstawiana jest młodsza, a następnie starsza młodszej;

- w pracy osoba niższa rangą przedstawiana jest tej na wyższym stanowisku, a następnie ta stojąca wyżej w hierarchii prezentowana jest pracownikowi o niższej randze. Jeżeli zapomnieliśmy imienia którejś z osób, którą przedstawiamy, możemy wymienić tylko ich nazwiska, a jeżeli zapomnieliśmy i imienia, i nazwiska, to powiedzmy tak: "Państwo się poznają".

I na koniec metoda, dzięki której łatwiej przyswoić tę zasadę. Ilekroć próbowałem zapamiętać, że temu najważniejszemu przedstawiamy tego mniej ważnego, ilustrowałem to sobie skojarzeniem wojskowym: generałowi - pułkownika. Można sięgnąć po analogie ekologiczne i wizualizować sobie to np. tak: słonicy - mrówkę. Każdy może znaleźć proporcję i miarę, która najlepiej zapadnie mu w pamięć. Ale pod żadnym pozorem nie wymawiajmy tego na głos podczas przedstawiania.

"Pani Magdo" czy "proszę pani" - co, gdzie, jak i kiedy

Od kilku lat dość mocno rysuje się trend, który stawia na mniejszą formalność w kontaktach z nowo poznaną osobą i szybsze przełamanie lodów. Często można to zauważyć w sytuacji, kiedy dzwoni do nas pani lub pan X z firmy Y i proponuje nowszą, atrakcyjniejszą taryfę. Wtedy słyszymy: "Pani Magdo to, pani Magdo tamto, pani Magdo, pani przecież wie, że to dobra oferta". Wielu z nas bardzo szybko zaadaptowało tę formułę i stosuje ją na co dzień, bez względu na okoliczności. Nie przejdzie nam nawet przez myśl, że ktoś mógłby się z tym czuć nieswojo albo, co gorsza, obruszyć się. Warto mieć jednak na uwadze, że wciąż jeszcze jest dość duża grupa osób, niekoniecznie w wieku naszych dziadków, które nie czują się komfortowo, gdy ktoś już podczas pierwszego kontaktu zwraca się do nich w taki dość bezpośredni sposób.

Kiedyś byłem świadkiem sytuacji, gdy młody człowiek zwrócił się do zdecydowanie starszej, a prywatnie bardzo miłej i wesołej osoby, per "pani Agato", co spotkało się z szybką reakcją drugiej strony: "Ale dlaczego zwraca się pan do mnie po imieniu?". Jeżeli bardzo nam zależy na skróceniu dystansu, a jednocześnie chcemy się zachować w miarę taktownie, spytajmy: "Czy mogę się do pani zwracać ‘pani Agato’?".

Czasem może się zdarzyć, że osoba starsza, kobieta względem mężczyzny, przełożona wobec podwładnego czy klient będą się do nas zwracali w ten sposób. W tym wypadku przyjmuje się, że z racji (nazwijmy to) wyższej rangi jest to ich przywilej, choć nie muszą go nadużywać. Od naszego wyczucia będzie zależało, czy podchwycimy tę formę i odpowiemy tym samym, czy zachowamy się powściągliwie, jak np. wobec profesora, który zapamięta nasze imię spośród tysiąca studentów. Choć dzięki temu czujemy się wyjątkowo, nie zwrócimy się do niego: "Panie Mirku, może przeniesiemy to zaliczenie na środę?".

Najbardziej stosowną formułą, przynajmniej na początkowym etapie znajomości, jest wciąż "proszę pani" i "proszę pana".

Dlaczego nie przechodzić na ty vs dlaczego przechodzić na ty

Skracanie dystansu dla jednych jest niedopuszczalne, a dla innych - wręcz oczywiste. Wiele zależy od kręgu kulturowego, czasu i miejsca. Sam staram się dostosowywać do okoliczności i nie mierzyć wszystkiego jedną miarą. Przeanalizujmy zatem krótko uniwersalne za i przeciw.

Argumenty na NIE

Po pierwsze, bezpośrednia forma może być po prostu nadużywana przez jedną ze stron, szczególnie w relacjach zawodowych, choć nie tylko. Wiele osób nie może zrozumieć, że fakt zwracania się do szefowej lub szefa po imieniu nie powoduje, że od razu można na więcej sobie pozwalać lub mniej angażować się w pracę. A trzeba przyznać, że forma bardziej oficjalna zdecydowanie rzadziej powoduje takie skłonności.

Drugi argument na NIE jest również bardzo życiowy - możemy po prostu nie czuć się z tym dobrze i zdecydowanie preferować dystans. Wyobraźmy sobie, że ktoś proponuje: "Mów mi Janek". Owszem, jedna osoba odpowie: "Bardzo mi miło, Janku". Ale inna, ta, która czuje się lekko zakłopotana nagłym usunięciem formalności, może odpowiedzieć: "Bardzo mi miło, ale czy możemy jednostronnie? Pan do mnie po imieniu, a ja jeszcze przez jakiś czas per pan?". Co w takiej sytuacji pomyśli o nas Janek? Trudno powiedzieć, bo niektórym się po prostu nie odmawia, ale jeżeli wiemy, że możemy sobie na to pozwolić, to nie wahajmy się.

Argument na TAK

Będzie jeden, ale bardzo mocny - wygoda, przynajmniej dla ekstrawertyków. Podczas pierwszego spotkania po prostu czujemy, że formalne tony są niepotrzebne, a szybkie przecięcie panowania i paniowania będzie odebrane przez wszystkich z ulgą. To tak jak zdjęcie niedopasowanych butów po godzinie tańca. Przejdźmy teraz do ostatniego etapu - kto proponuje? Zgodnie z klasycznym podejściem do dobrych manier: osoba starsza - młodszej, kobieta - mężczyźnie, a w pracy przełożony - podwładnemu, bez względu na płeć.

I jeszcze jedno. Jeżeli w prywatnych stosunkach jesteśmy z kimś po imieniu, pamiętajmy, że podczas bardziej formalnych spotkań lub w pracy taka formuła nie zawsze jest najzręczniejsza. Najlepiej wtedy zapytać tę drugą osobę, jak w takich sytuacjach się do niej zwracać.

Śledź lepiej wygląda na talerzu niż w dłoni - cztery zasady podawania ręki na powitanie

Nie każdy lubi ryby. Większość z nas jest spokojniejsza, gdy znajdują się na talerzu bądź w swoim naturalnym środowisku, czyli w wodzie. A już na pewno nie w naszej dłoni, no chyba że jest to pyszny azjatycki street food. Lekki i bezbarwny uścisk dłoni kojarzony jest właśnie z dotknięciem ryby.

A zatem jak podać dłoń, by nie zapuszczać się w wodne skojarzenia?

1. Dłoń podajemy pewnie, chwytając w uścisku dłoń drugiej osoby. Przy tym nie chwytamy jej zbyt wcześnie, bo wtedy ściśniemy tylko palce drugiej osoby, co jest niezbyt wygodne i buduje poczucie niedopełnionego powitania. Nie chwytamy dłoni zbyt mocno, bo to nie zawody strongmanów, ale też nie podajemy jej zbyt lekko. Bierzemy pod uwagę kości drugiej osoby i wielkość dłoni, ale uścisk powinien być zdecydowany. Tyczy się to pań i panów - dziś ściskamy się z tą samą siłą. Nie ma, że panie tylko musną swą kruchą dłonią wielkie męskie łapska. Nie, te czasy mamy za sobą. Jest równość.

2. Dłoń powinna być sucha, choć czasem jest to trudne ze względu na kawę, którą chwilę temu wypiliśmy, stres, temperaturę bądź specyfikę naszego ciała. Pamiętajmy o pierwszym wrażeniu. Jeżeli jesteśmy świadomi, że dłoń poci się częściej albo w momentach, w których wyjątkowo nie powinna, to nośmy chusteczkę, w którą będzie można ją wytrzeć, lub umyjmy i dokładnie wysuszmy ręce tuż przed spotkaniem. Ewentualnie (ale raczej awaryjnie) możemy wytrzeć dłoń w garderobę - najlepiej jednak, by nikt nas nie widział, bo mało apetycznie skojarzy się to nawet osobie o niewielkiej wyobraźni.

3. Uścisk powinien trwać tyle, ile przywitanie: cześć, dzień dobry. Nie przetrzymujemy go w nieskończoność, machając jednocześnie dłonią we wszystkie możliwe strony świata czy powtarzając ruch, jaki wykonuje się podczas pompowania wody ze studni.

4. Zakończenie podania dłoni sygnalizujemy rozluźnieniem naszego uścisku. Dla osoby lotnej będzie to oczywisty gest. Jeżeli jednak ktoś wciąż trzyma naszą dłoń, możemy lekko pociągnąć rękę w swoją stronę. Podczas przywitania utrzymujemy z drugą osobą kontakt wzrokowy.

Całujemy na dwa, na trzy czy w powietrze? Powitalne buzi-buzi

W sumie to powinienem zacząć od pytania: czy w ogóle musimy? Bliska rodzina - tak, przyjaciele - również, ale inni? A w szczególności ci nowo poznani? Często jestem pytany o to, czy powinniśmy nadstawić policzek, widząc zbliżające się usta, bądź czy obcałowywać wszystkich na spotkaniu, gdy zauważamy, że inni się tak witają. Nie, nie musimy.

Warto wspomnieć, że nie jest to typowy element polskiego powitania, ale przecież obserwujemy różne trendy i w pewnym sensie o nich właśnie również jest ta książka. W Ameryce

Południowej, Francji, we Włoszech - generalnie w basenie Morza Śródziemnego - całowanie na powitanie jest czymś naturalnym. Zarówno kobiet z mężczyznami, jak i w niektórych regionach - mężczyzn z mężczyznami.

We Francji ten pocałunek nazywa się faire la bise. Francuzi całują się albo na cztery (tak jak np. w Paryżu), albo na dwa razy (w pozostałych rejonach Francji). "Całują" to jednak za dużo powiedziane, gdyż w większości przypadków wygląda to jak dotykanie się policzkami. W 2009 roku, w czasie epidemii grypy, zalecano, by zaniechać tej formy powitania jako naturalnej drogi przenoszenia zarazków. Po ten argument często sięgają osoby, które nie lubią się witać w ten sposób. Amerykanie i  Brytyjczycy raczej unikają tych gestów na powitanie wobec osób mniej znanych, a i ze znajomymi zachowują dystans.

Jeżeli już przyjdzie im się przywitać pocałunkiem, to bardziej jest to tzw. air kiss, czyli "buziak w powietrzu". Jeśli nie chcemy się witać z pocałunkiem, zachowajmy dystans. Można to zrobić, lekko usztywniając dłoń, tak by subtelnie wskazać, że nie ma po co się do nas zbliżać. Ale jeśli już ktoś startuje z pocałunkiem, to też nie powinno się ostentacyjnie uciekać. Trudno, przebolejemy. Z kolei jeżeli pocałunek jest dla nas czymś naturalnym i tak witamy się z innymi, to w Polsce najczęściej całujemy raz. Trzy razy podczas składania życzeń, tak jak w Belgii. Tylko tam wiąże się to z wiekiem, bo jeżeli ktoś jest starszy, to całujemy go na powitanie trzy razy i dodatkowo trzeba pamiętać, że zaczynamy od prawego policzka.

SMS zamiast wizytówki? To nie jest bieg sztafetowy

Należę do pokolenia, które wciąż ma dużo szacunku do wizytówki, ale już stosunkowo słabo zna zasady związane z zaginaniem jej rogów czy dopisywaniem na niej krótkich wiadomości tekstowych (dziś wysyła się je za pośrednictwem telefonu), które kiedyś były przejawem elegancji w komunikacji "offline". Z wizytówkami spotykamy się najczęściej w sytuacjach zawodowych. W miejscach pracy wciąż są wymagane, choć współcześnie adres konkretnej osoby można bardzo szybko znaleźć w mediach społecznościowych, o ile tam go umieściła.

Niezmiernie rzadko spotykam się z sytuacją, gdy ktoś wręcza mi prywatną wizytówkę, na niej jest tylko imię i nazwisko, a wręczający sam decyduje, jakie dane naniesie przy mnie na ten mały kartonik o wymiarach 90 × 55 mm. Oczywiście, możemy posunąć się do minimalizmu, zrobić zdjęcie naszej wizytówce i trzymać ją w smartfonie. Za każdym razem, kiedy zajdzie taka potrzeba, będziemy ją wysyłali MMS-em. Znam nawet kilka osób, które tak robią.

Ale jeżeli prywatnie nie chcemy wymieniać się wizytówkami, to na pewno spotkamy się z tym w pracy. A wtedy... jako pierwsza wizytówkę wręcza osoba o wyższej randze. To jest jej przywilej - decyzja, czy chce z nami utrzymać kontakt. Osoba o niższej randze tego nie proponuje. Zdarza się, że ktoś zapomni się wymienić wizytówkami. Wtedy delikatnie dopytuję, czy mogę zostawić wizytówkę u asystenta lub w sekretariacie, i albo ów ktoś sobie przypomina, że zapomniał, i proponuje wymianę, albo odsyła mnie do sekretariatu.

Gdy otrzymamy wizytówkę, chwilę na nią patrzymy, ewentualnie upewniamy się co do adresu, i wręczamy swoją. Nie robimy sztafety z rąsi do rąsi. Jeśli zapomnieliśmy wizytówki, a chcielibyśmy się nią zrewanżować, dopytujemy, czy możemy przesłać ją na adres, który otrzymaliśmy, lub czy możemy wysłać wizytówkę... MMS-em. Czyli na wszelki wypadek warto ją mieć w formie elektronicznej.

Aha! Otrzymaną wizytówką nie bawimy się, nie wyginamy jej na wszystkie możliwe sposoby, nie robimy origami. Możemy położyć ją na stole, włożyć do wizytownika, notesu lub torby. Kieszeń marynarki jest dobrym kierunkiem, ale już nie kieszeń spodni, gdzie wizytówka z pewnością się zdeformuje, a to jest postrzegane jako nieeleganckie.

Wizytówkę wręczamy zapisaną stroną do góry, tak by osoba, która ją otrzymuje, nie musiała jej przekręcać. (...)

Niuanse powitalne

Matce przedstawia się inne osoby. Zasady pierwszeństwa są w tym wypadku jednoznaczne, nawet jeżeli będziemy mieli do czynienia z naszą przełożoną. Wyjątkiem może być sytuacja, kiedy chcielibyśmy przedstawić matce naszą nauczycielkę, która jest zdecydowanie starsza. (...)

Jeżeli ktoś przekręcił nasze nazwisko podczas przedstawiania, natychmiast to korygujmy - oczywiście w taktowny sposób. Jeżeli tego nie zrobimy, najprawdopodobniej druga osoba zapamięta jego zniekształconą wersję.

Choć całowanie kobiet w dłoń na powitanie to nie tylko polski zwyczaj - co się nam uparcie wmawia - dziś panie już go nie oczekują. Lepiej tej formy powitania unikać. A jeżeli już jakiś pan wyrwie się do całowania, to niech panie nie uciekają z dłonią, chyba że muszą. Wtedy należy ją lekko usztywnić - dla inteligentnego pana to jasny sygnał.

Jeżeli mamy zapoznać młodszą kobietę ze znacznie starszym mężczyzną, to ważniejszy w tym wypadku jest wiek. A zatem kobietę przedstawimy mężczyźnie.

Fragment książki Adama Jarczyńskiego "Z klasą, na luzie. Dobre maniery, zdrowy rozsądek i sztuka łamania zasad". Wydawnictwo Znak Literanova. Premiera: 15 marca 2017 r.

Adam Jarczyński - dyplomata i specjalista od dobrych manier - ale też sąsiad, klient, współpracownik, turysta i ojciec - odpowiada na te pytania (oraz na wiele innych) w przystępny, klarowny i jednocześnie zabawny sposób. Przytaczając masę anegdot z codziennego życia, tłumaczy, jak zachować się z klasą w każdej sytuacji... i nie dać się przy tym zwariować.

Skróty pochodzą od redakcji.

Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy