Reklama

Casanowa na obcasach

Uwodzicielka emanuje dziecięcą radością i... nieodpowiedzialnością. Im bardziej jej wewnętrzne ja jest nieszczęśliwe, tym skuteczniejsza jest w podbojach. Najczęściej imponująca kolekcja mężczyzn zastępuje tego jedynego, którego by mogła pokochać. Jak uwodzić, żeby znaleźć miłość, a nie kolejny układ z ograniczoną bliskością?

Biała sukienka Marilyn Monroe. Nagły podmuch wiatru unosi wysoko rozkloszowany materiał, odsłaniając uda aktorki. Ta, śmiejąc się, próbuje przytrzymać fruwającą wokół bioder tkaninę - oto jedna z najsłynniejszych scen w historii kina (chodzi o film "Słomiany wdowiec" Billy’ego Wildera z 1955 r. - przyp. red.) i ikoniczny obraz uwodzicielki. Kilka miesięcy temu ta sukienka osiągnęła na aukcji rekordową cenę 4,6 mln dol. To dowód na to, że coś tak nieuchwytnego jak seksapil potrafi skutecznie oprzeć się upływowi czasu. Na ekranach kin możemy oglądać film Simona Curtisa "Mój tydzień z Marilyn" i to dopiero jest obraz klasycznej zalotnicy. Portret prawdziwy, bez retuszu i zbędnych zachwytów.

Reklama

Jako psycholożka bez trudu odnajduję w Marilyn Monroe to, co psychologowie określają jako specyficzną osobowość kobiet nawykowo igrających z męskim pożądaniem. To zazwyczaj typ kobiety dziecka. Przyciąga spontanicznością, szczerością i naiwnością. Infantylna nieporadność może przeszkadzać na co dzień, ale na pewno wzmaga pole seksualnego rażenia. Słabość staje się magnetyczna, wzbudza rycerski zapał w mężczyźnie. Nawet w tych najbardziej zmęczonych życiem budzi nie tylko fizyczne pożądanie, lecz także gotowość do poświęceń. Nagle chce się tę nieznajomą chronić, bronić i nieba jej przychylić, i co tam, że przy okazji swoim bliskim życie się zmarnuje. Już nic się nie liczy. 

Znajoma, 39-letnia prawniczka, wyznaje, że pielęgnuje w sobie skłonność do zalotów, bo to pozwala jej utrzymać higienę psychiczną. - W pracy muszę być rozważna i powściągliwa. W kontaktach towarzyskich mogę zachowywać się jak nastolatka na wagarach. Mam szalone pomysły, celowo popełniam gafy i jestem nieodpowiedzialna. To się podoba facetom - śmieje się. Uwodzicielki to diablice. W ich obecności mężczyźni zapominają nie tylko o cnotach dżentelmena, ale też o mężowskich zobowiązaniach. Zła reputacja kobiety ich nie odstrasza. Przeciwnie. Zalotnica dziecko może robić głupstwa, być szalona, a on będzie zachwycony właśnie jej nieodpowiedzialnością i gafami!

Traci głowę, serce, zdrowy rozsądek i pieniądze, ale czuje się młodszy, rozluźniony, swobodny i znowu beztroski. Uwodzicielki sprawiają, że mężczyzna symbolicznie odzyskuje utracone chłopięctwo. Wreszcie nie jest tak poważnie i można trochę porozrabiać. I jeszcze jeden atut. Dorosłe dokazujące dziecko, kiedy robi się zbyt słodko i rozkosznie, potrafi w jednej chwili zmienić się w nadąsane i trudne, by po chwili, zupełnie bez powodu, znowu flirtować i droczyć się na wesoło. Ta huśtawka emocji jest tyleż męcząca, co zabawna i pociągająca. Ten zawrót głowy uzależnia, z "normalną" kobietą trudno stworzyć równie intensywną relację.

Już Freud twierdził, że nieprzewidywalne, neurotyczne kobiety najsilniej fascynują. Niedostępne, pozornie samowystarczalne, zaprzątnięte sobą wydają się zupełnie nie przejmować męskim zainteresowaniem - w rezultacie ich obojętność działa jak magnes, jak prowokacja, by je zdobyć, by się sprawdzić. A to tygrysy lubią najbardziej.

Uwodzę, więc jestem

"Playboy" brzmi prawie jak pochwała dobrego życia, "uwodzicielka" to femme fatale, źródło wszelkiego nieszczęścia. Oskarża się ją o brak empatii, manipulacje, złe intencje, rozbijanie związków. A przecież to nie one są niewierne, lecz ten, kto się im nie oparł, mimo że pozostawał w związku.

Panuje stereotyp, że kobieta łatwo dostępna seksualnie to ktoś, kto wcześniej czy później źle skończy - padnie ofiarą męskiej przemocy, czymś się zarazi, rozpije... I na pewno jest złą matką. Zalotnica nie jest już postrzegana jako kobieta upadła, ale na pewno upadająca. Dobra kobieta potrafi kontrolować swoją seksualność. Kolejność powinna być taka: ona marzy, a on zdobywa. Ona chce dużo bliskości, on dużo seksu. Przecież ona nie może być z Marsa, a on z Wenus! A jednak!

Kobieca seksualność dawno przestała być definiowana w opozycji do męskiej. Romantyczny klucz nie zawsze działa w erotycznych wyborach. Coraz więcej kobiet ma doświadczenie seksu od pierwszego wejrzenia albo świadomie pozwala sobie na mniejszą wybredność w wyborze seksualnego partnera. Niektóre pragną coraz to nowych sekspodbojów, inne przypadkiem wchodzą w jednorazowe przygody. Jedna z poznanych uwodzicielek to matka samotnie wychowująca dziecko. Zaczynała od cyberseksu, a skończyła na wielu erotycznych randkach. Kolejna ma całkiem udane małżeństwo, ale jest znudzona krainą łagodności dobrego związku. Chętnie zamieni czułe słówka na ostre przyjemności. Inna, po pięćdziesiątce, co sobotę wychodzi z przyjaciółką do klubu w poszukiwaniu niebezpiecznych przygód. Erotyczna eskapada nie wywołuje moralnego kaca, lecz dodaje energii i pewności siebie. Te kobiety wiedzą, czego chcą. Wcale nie pragną miłości, związku, oświadczyn, romantycznych spacerów - chcą erotycznej adrenaliny.

Zbyt pochopnie etykietuje się je jako nieodpowiedzialne desperatki. Biorą odpowiedzialność za swoje zachowanie, mają świadomość swoich decyzji, wiedzą już, że potrafią być w trwałym związku, ale w pewnych obszarach życia po prostu nie chcą deklarować wierności. Wiele kobiet przechodzi przez etap tak zwanej rozwiązłości. Dla jednych jest to czas edukacji seksualnej albo konieczność - kiedy się nie ma tego, kogo się pragnie. Chcą się zabawić, bo koncentrują się na karierze zawodowej, potrzebują wytchnienia po ciężkim związku, wychowują dziecko i nie chcą go konfrontować z nowym mężczyzną w domu. Drugie po prostu lubią seks z coraz to nowym partnerem. Pozostają wierne pożądaniu, a nie konkretnemu mężczyźnie. Niektóre kobiety są poligamiczne. Donżuan w spódnicy, casanowa na wysokich obcasach to wyraz temperamentu, a nie braku odpowiedzialności. Jeżeli nie robią krzywdy sobie i innym, niech kochają tak, jak chcą.

Nie dokazuj, miła, nie dokazuj

Kostiumolożka po czterdziestce wyznaje: - Jak tylko zaczynam rozmawiać z mężczyzną, nieważne, czy mi się podoba, czy nie - od razu zaczynam go zdobywać. Najlepiej jak nie jestem w jego typie, myślę sobie: "Poczekaj, jeszcze tydzień, dwa i świata nie będziesz poza mną widział". Potrafię się zachwycać, prawić komplementy. To działa! Długo nie mogłam się pozbierać po odejściu męża do młodszej i trudnym rozwodzie. Ekstremalne uwodzenie to dobry sposób na kompleksy - twierdzi. Uwodzicielka jest przyzwyczajona, że w relacji z mężczyzną prezentuje się w wersji godnej pożądania. Jej gesty, ubranie, to, co mówi, są doskonale skrojone na potrzeby uwodzenia. To kobieta billboard - popatrz na mnie, jaka jestem piękna! Dlatego trudno jej zdjąć maskę i zaprezentować się bez tej czarownej aury.

To przejście od fazy tokowania do autentyczności zazwyczaj nie jest łatwe, ale dla uwodzicielek jest wyjątkowo trudne. Nie potrafią się odsłonić, ujawnić mniej atrakcyjną stronę życia, kompleksy, porażki. Lękają się psychicznego obnażenia, bo nie czują się psychicznie interesujące. Nie wydają się sobie dość dobre, by się przy nich zatrzymać na dłużej. Mają poczucie niższości, mnóstwo kompleksów i obaw. To pcha je z jednych ramion w drugie. Poszukują ciągłej adoracji, czyli nieustannego potwierdzenia, że są coś warte. Obawiają się miłosnej zażyłości, pragną jej i jednocześnie za wszelką cenę nie chcą do niej dopuścić. Pilnują, żeby kontakty z mężczyzną nie wykroczyły poza sferę seksu.

Dystans uczuciowy daje poczucie pewności, bywa psychiczną samoobroną. Psychologowie, mówiąc o dziecięcym wdzięku uwodzicielek, podkreślają, że to czarujące i dokazujące dziecko w głębi duszy często jest zranione. Film "Mój tydzień z Marilyn" doskonale to ilustruje. Na pokaz są rozluźnione pozy, roześmiana twarz i pocałunki posyłane na wiatr w tłum adoratorów, a prywatnie - niska samoocena, porażki miłosne, lęk i uzależnienie od antydepresantów. Wiele uwodzicielek to osoby z ciągle świeżą pamięcią złej miłości. Po odrzuceniu, bolesnym rozwodzie, zdradzie.

Często są córkami nieodpowiedzialnych, krzywdzących ojców. Seksualne eskapady zastępują im wizyty u psychologa. Rozładowują napięcie, poprawiają humor, znieczulają. Na krótko. Nie leczą przyczyn, maskują objawy: napady paniki, rozpaczy, samotności i zagubienia. Takie kobiety mają silną potrzebę akceptacji i jednocześnie ogromny lęk przed zranieniem. To specjalistki od wikłania się w związki z ograniczoną bliskością. Nieufność nie pozwala im zatrzymać się przy jednym partnerze, zaufać, zbudować związku. Dlatego szukają coraz to nowych wyzwań, kolejnego mężczyzny, a kiedy ten chce naruszyć ustalone przez nie oddzielenie, reagują wrogością, chłodem, porzucają.

Dobrze wiedzieć, że ciągłe poszukiwanie przyjemności, również seksualnej, bywa uporczywym zakrywaniem tego, co nie jest przyjemne w odczuwaniu. Uwodzenie przestaje być towarzyskim flirtem, radością z seksu, a staje się ucieczką od samej siebie. Dlatego kiedy szuka się mężczyzny, dobrze przy tym wiedzieć, co tak naprawdę chce się jeszcze znaleźć w życiu. Jest szansa, że sztuka uwodzenia będzie cieszyła, a nie tylko zastępowała to, czego naprawdę pożądamy.

Zyta Rudzka

PANI 5/2012


Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: seks | miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy