Reklama

"Budda był pierwszym feministą"

"Słyszę od kobiet w mnisich szatach, że Budda był pierwszym feministą. Z różnych powodów i różnych przyczyn mniszki coraz częściej szukają oparcia dla swojej kobiecej pozycji w tekstach Buddy, w komentarzach, w tradycji. Znajdują je i składają swoją narrację, która ośmiela je coraz bardziej" - pisze Hanka Grupińska, autorka książki "Dalekowysoko. Tybetańczycy bez ziemi".

Klasztory żeńskie w Indiach mają niedługą tradycję. Zaczęły powstawać dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, najczęściej dzięki inicjatywie mniszek zachodnich. (W Spiti pierwszy został założony w 1994). Nie wszystkie mają swój klasztor matkę w Tybecie, choć wiele z nich (podobnie jak w przypadku klasztorów męskich) zostało zreplikowanych w Indiach. A te w Tybecie - albo istnieją, albo już nie...

W McLeod Gandż najstarszym pośród "emigracyjnych" klasztorów żeńskich jest Ganden Choeling. Istnieje od 1975 i mieszka w nim około 180 mniszek. Wiele jest seniorek, które przeniosły się tu "na emeryturę". Szkoła gelug (tej tradycji jest Ganden Choeling) ma pięć klasztorów żeńskich w Dharamsali i jeden w południowych Indiach. Naturalnie, istnieją klasztory wszystkich pozostałych głównych tradycji: ningma, kagju i sakja. Nie ma w Indiach żeńskich klasztorów tradycji dzionang (są trzy męskie) i bon (dwa męskie). Przybywa natomiast tych nonsectarian; nie należą one do żadnej tradycji, raczej łączą wszystkie w jedną, wspólną naukę dharmy.

Reklama

Takim właśnie klasztorem jest Dolma Ling, największy klasztor żeński w Indiach. Mieszka tam i studiuje 230 mniszek. Pierwsza grupa mniszek związanych z tradycją ningma uciekła z Tybetu w 1991. Było ich 12. Osiedliły się w starym, wilgotnym domku w McLeod. W 2008, dzięki pomocy Tibetan Nuns Project, 58 mniszek wprowadziło się do nowego klasztoru w pobliżu Dharamsali. Klasztor nazywa się Shugsep od imienia Shugsep Dżetsunmy Rinpocze, inkarnacji Machig Labdron, jogini żyjącej na przełomie XI i XII wieku.

Nie mają opatki

Mniszki - dziś jest ich około 90 - studiują dziewięcioletni program filozofii, debaty, tybetańskiego i angielskiego. Nie mają swojego pryncypała ani opatki (Shugsep Dżetsunma taką funkcję pełniła w klasztorze pod Lhasą). Indyjskim klasztorem zarządza komitet pięciu mniszek. Dwadzieścia osiem spośród nich ukończyło dziewięcioletni kurs i otrzymało tytuł loponma. Stopień khenmo, który jest odpowiednikiem tytułu geszema w szkole gelug, studiujące mniszki ningma otrzymują po kolejnych czterech latach nauki. (W 2020 nie ma jeszcze mniszki z tytułem khenmo).

Klasztor żeński kagju w Tilokpurze, 40 kilometrów od Dharamsali, jest najstarszym zbudowanym poza Tybetem. Istnieje od 1966 i jest domem dla około 120 mniszek. Tu także studiują one przez dziewięć lat dla stopnia loponma. Powstają nowe szedry, przyklasztorne szkoły, a mniszki kagju przygotowuje się do wystąpień publicznych, debat, uczy asertywności. Studiują dla swoich doktoratów - tytuł uczonej, khenmo, będzie nadawany za kilka lat. Klasztorów żeńskich sakja jest także kilka, bodaj siedem. Znanym, przede wszystkim ze studiów filozoficznych, jest Sakya Nuns Institute w Manduwali koło Dehradunu. W tej tradycji mniszki zaczęły studiować siedem lat temu. One także uczą się przez kilkanaście lat, najpierw otrzymując stopień loponma, a następnie khenmo.

- Przed tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym dziewiątym rokiem w Tybecie było wiele khenmo. W tradycji sakja mniszki mają to samo curriculum, które obowiązuje mnichów. Pierwsze mniszki zdawać będą egzaminy wkrótce. U nas najniższy tytuł nazywa się kaczupa i przyznawany jest po egzaminach kończących siedem lat nauki. Wiem, że w Dehradunie studiuje dwadzieścia mniszek, które po dziewięciu latach będą aspirować do stopnia loponma. Trzynaście lat studiów uprawnia do egzaminów khenmo, dawniej mówiło się rabdżampa. Najwyższy tytuł to ngagrampa dla mnichów, a dla mniszek ngagramma. Trzeba studiować piętnaście lat; w ostatnich dwóch latach głównym przedmiotem jest tantra. Nie słyszałem, żeby w Indiach ktoś otrzymał już ten stopień. Ale to tylko kwestia czasu - objaśnia Phurbu, mnich tradycji sakja.

Opaci klasztorów żeńskich pochodzą najczęściej z klasztoru Sera na południu Indii i są proszeni o pełnienie tej funkcji przez trzy lata. To funkcja tytularna, reprezentacyjna. Klasztory żeńskie zazwyczaj prowadzone są przez mniszki, które kolektywnie dzielą odpowiedzialność i pracę na rzecz całej społeczności. Niektóre klasztory mają swoje dyrektorki, ale nie opatki. To się już zdarza w Ameryce i Europie.

- W Indiach o tym jeszcze nie słyszano. W Tybecie opatką tytułowano Szugsep Rinpocze - mówi Phurbu - ale ona była wyjątkowa.

Amerykańska profesor kupiła ziemię dla mniszek

Klasztor żeński Jamyang Choeling. Jest jednym z wielu klasztorów najliczniejszej tradycji gelug. Ma dwie siedziby. Dom, w którym bywałam, położony jest tuż obok Świątyni Jego Świątobliwości w McLeod Gandż. Tu rezydują mniszki seniorki, jest ich osiem w 2019. One już nie studiują, ale zarządzają administracją klasztorną. Opatem klasztoru, doradcą i opiekunem w razie potrzeby jest mnich, który mieszka w Gharoh, 15 kilometrów dalej. Bo tam, w dolinie, zbudowano główne budynki klasztorne: jest gompa, są pokoje mniszek, sale lekcyjne, kuchnia, jadalnia.

Instytut Jamyang Choeling został założony w 1988 dzięki amerykańskiej profesor filozofii, która kupiła ziemię dla mniszek. (Kobiety przybyłe z Zachodu często mają sprawczą energię organizacyjną). Czcigodna Karma Lekshe Tsomo przez 15 lat studiowała w Dharamsali, tam też przyjęła śluby, a potem wspomagała wiele klasztorów żeńskich w Azji.

W Gharoh mieszka i studiuje około 130 mniszek w wieku od 12 do 55 lat. Nie przyjmuje się kandydatek powyżej dwudziestego piątego roku życia, bo tym starszym dużo trudniej się uczyć, a i niełatwo przywyknąć do dyscypliny klasztornej. Najwięcej kobiet pochodzi z północnych Indii: z himalajskich wiosek w Ladakhu, Zanskarze, Spiti, Lahaulu, Kinnaurze; inne przybyły z Nepalu, Bhutanu; rzadziej, coraz rzadziej przybywają dziewczęta z Tybetu. Zawsze jest też niewielka grupa świeckich studentek; najczęściej przyjeżdżają z krajów zachodnich, niekoniecznie w znaczeniu geograficznym: z Europy, Ameryki, Australii i Izraela. W klasztorze nie mieszkają "niedzielne mniszki" ani "mniszki turystki", jak się o nich żartobliwie mówi. To najczęściej kobiety z Zachodu, które mają indywidualny tok studiów i mieszkają poza klasztorem.(...)

Czy to feminizm?

Jakoś niechcący w naszej rozmowie z Tenzin użyłam słowa feminism. Niechcący, bo niechętnie przepuszczam Tenzin przez sito zachodnich wyobrażeń. Nie chcę jej peszyć i "sprawdzać". Najchętniej słucham jej słownych obrazów, uczę się jej postrzegania świata. Feminism? No, I don’t know what feminism is. I to nie jest kokieteria: Tenzin prawdziwie nie zna tego słowa, tego zjawiska. W rodzinnym domu, w wioskach, które zna, i w świecie klasztornym ta kategoria nie urodziła się, bo nie jest tam (na razie?) potrzebna. Kobiety mają swoje miejsce w społeczeństwie i najczęściej żyją z sobą w zgodzie.

Zapis Rahula Sankrityayana z 1936. "Około piątej po południu dojechaliśmy do klasztoru w Lhawu, gdzie mogliśmy odpocząć w pomieszczeniu gościnnym obok. W Tybecie klasztory żeńskie znajdują się tylko na całkowitym odludziu. I to właśnie było takie miejsce. Mniszki nie są darzone takim samym szacunkiem, jakim darzeni są mnisi. Dlatego ich życie jest trudniejsze. Klasztory żeńskie nie mają tak dużo ziemi i posiadłości jak klasztory męskie. Nie mają znanych świątyń. Ale jakoś jednak muszą prowadzić swoje życie. W Tybecie pięciu albo sześciu braci często żeni się z jedną kobietą, a liczba kobiet nie jest mniejsza niż mężczyzn. A więc to oczywiste, że jest więcej mniszek niż mnichów. Tybetańczycy nie są skorzy do pomocy mniszkom, nie oddają im szacunku. Ale kobiety tybetańskie zajmują się nimi. Nie ma domostwa, w którym przynajmniej jedna dziewczyna nie byłaby mniszką".

Dżetsunma Tenzin Palmo zapisała w swoich książkach wiele akapitów na temat nierówności między mniszkami a mnichami. Jest przekonana, jak mówi, że taki efekt nie był zamierzony; pojawił się i umacniał w czasie. Bo to mnisi pisali teksty komentujące nauki Buddy ze swojego, męskiego punktu widzenia. Kobiety najpierw były nieobecne, a później zaczęły stanowić zagrożenie.

Dżetsunma przywołuje jako przykład medytację, która ma wypłaszczyć, poskromić męskie pożądanie, ale skutkuje ubocznym, negatywnym, efektem. Polega ona na wnikaniu w 32 części ciała. Koncentrację rozpoczyna się od czubka głowy i przesuwa się ją w dół ciała, do stóp, wyobrażając sobie ciało pod skórą, a może raczej bez skóry. Praktykujący analizuje swoje "wewnętrzne ciało", robi skrupulatną wiwisekcję, by w końcu uwolnić się od przywiązania do formy fizycznej. Naturalnie, tracąc związek z własnym ciałem, gubi się także pożądanie ciała drugiego.

Ale już w II wieku mistrz Nagardżuna, a potem mędrzec Śantidewa w wieku VII zapisywali tę medytację inaczej, można by rzec częściowo. Mnich wyobraża sobie wewnętrzne ciało kobiety. To ona/ono jest workiem pełnym czerwonych, śliskich narządów. To kobieta jest nieczystością, od której trzeba się uwolnić. Mistrzowie słowem nie wspominają o nieczystości mnicha. Tenzin Palmo wypowiada piękne zdanie: "Taka zmiana nastąpiła, ponieważ tradycja medytacji była przekazywana przez nieoświeconych". I tak, zamiast używać tej wizualizacji, by odciąć ego od formy fizycznej, by pojąć rzeczy takimi, jakimi są, używano jej jako sposobu na wzmacnianie niechęci wobec kobiet i narzędzia do podtrzymywania celibatu mnichów. Konsekwencją jest wyhodowane przekonanie, że kobiety nie są czyste, a zatem stanowią niebezpieczeństwo dla mnichów.

Kobieta jak Księżyc

Feminizm? Kje men w tybetańskim oznacza nisko urodzoną, i tak nazywa się kobietę, żonę. Słyszę od kobiet w mnisich szatach, że Budda był pierwszym feministą. Z różnych powodów i różnych przyczyn mniszki coraz częściej szukają oparcia dla swojej kobiecej pozycji w tekstach Buddy, w komentarzach, w tradycji. Znajdują je i składają swoją narrację, która ośmiela je coraz bardziej. W czasach Buddy (i jeszcze przez wiele kolejnych wieków) kobieta była definiowana w odniesieniu do mężczyzny: jako żona, matka, córka. Kobieta może osiągnąć stan wyzwolenia przez oddanie się mężowi. Tak jak Księżyc może świecić tylko światłem odbitym.

Mahapradżapati, druga żona ojca Buddy, prosiła Nauczyciela trzykrotnie o powołanie zakonu kobiecego i ciągle słyszała odmowę. Z pomocą przyszedł jej Ananda. "Czy kobiety są w stanie prowadzić święte życie i osiągnąć wyzwolenie?", zapytał Buddę. "Tak, oczywiście, że tak", miał odpowiedzieć Nauczyciel. I zgodził się na prośbę Mahapradżapati. Wiele kobiet odeszło w bezdomne życie w tamtych czasach, wiele z nich osiągnęło owoce swojej praktyki. Z pewnością były to kobiety niezwykłej woli i charakteru. W XI, XII i XIII wieku tybetańscy mistrzowie podróżowali do Indii w poszukiwaniu praktyki i wiedzy. W ich biografiach można przeczytać, że spotykali grupy praktykujących kobiet, którym przewodziła także kobieta. Tybetańscy lamowie mieli je prosić o przyjęcie na nauki, a one, nie zawsze, czasem niechętnie, się zgadzały.

Gyalwa Gotsangpa zapisał: "Dwadzieścia lat życia w jaskini i jedzenia kamieni było odpłacane natychmiast, kiedy przebywało się z tymi kobietami". Nic o tych kobietach nie wiemy. Nie zapisano żadnych ich nauk. Nie wiemy, co praktykowały i kim były ich nauczycielki. Znajdujemy tylko odnośniki w tekstach studiujących mężczyzn. Dwa i pół tysiąca lat później drogi i ścieżki wielkich Indii pełne są sannjasinów, sadhu, mnichów hinduskich i ascetów. Kobiet ascetek nie widuje się w ogóle, ich rola poddańcza wobec mężczyzny i rodziny nie zmieniła się od wieków. Siła kobiet w buddyzmie gdzieś się zagubiła. Przez wieki teksty pierwsze i ich komentarze były recytowane, zapamiętywane, wreszcie zapisywane przez mnichów. Idee Buddy obrosły męską interpretacją, spychając mniszki do roli... służebnej i budując obraz kobiety jako istoty niebezpiecznej w partnerstwie.

Jej Świątobliwość Dalajlama

Tenzin Palmo nie jest jedyną, która w swoich naukach podkreśla jedność kobiety i mężczyzny w buddyzmie. Męski, żeński - ta dychotomia istnieje tylko na poziomie względnej prawdy. A na poziomie prawdy absolutnej? Kto jest mężczyzną, a kto jest kobietą? Tu żadne rozróżnienia nie występują...

Na poziomie prawdy względnej przytoczyła taką historię. W 1992 w Dharamsali odbywała się konferencja zachodnich nauczycieli buddyjskich, którzy w obecności Jego Świątobliwości przedstawiali swoje tematy. Buddyjska feministka z Niemiec, Sylvia Wetzel, przemówiła mniej więcej tak: "Wasza Świątobliwość, czcigodni lamowie, proszę, żebyście zrobili pewną wizualizację. Wyobraźcie sobie, że jesteście mężczyznami i wchodzicie do świątyni. Na ołtarzu jest żeńska Budda, Tara, na ścianach są thangki, a na nich obrazowanie szesnastu żeńskich arhatek, świętych. I jest tam też wielka thangka całej linii dalajlamów z obecną włącznie - oczywiście wszystkie są kobietami. Tuż przed mniszkami, na wysokim tronie, siedzi Jej Świątobliwość Dalajlama, która zawsze powraca w ciele żeńskim, bo ono jest szlachetniejsze. Ale oczywiście ma współczucie dla wszystkich istot czujących. A wy, jako zwykli mężczyźni, zaledwie mężczyźni, musicie usiąść za rzędami mniszek. Ale niech was to nie martwi. My mamy dla was mnóstwo współczucia, a jeśli będziecie głęboko praktykować, być może odrodzicie się w ciele kobiety". Tenzin Palmo mówi, że Jego Świątobliwość i wszyscy lamowie słuchali tego wystąpienia z rosnącym zdziwieniem, potem wybuchnęli śmiechem, a na końcu chyba byli... dość zakłopotani.

Jego Świątobliwość Dalajlama wielokrotnie wypowiadał się na temat okazywania szacunku należnego mniszkom. Prócz potrzeby wprowadzenia pełnej ordynacji dla kobiet proponuje rewidowanie tekstów buddyjskich, a co za tym idzie - postaw i praktyk, które bywają wobec nich niesprawiedliwe.

Fragment książki "Dalekowysoko. Tybetańczycy bez ziemi", Hanka Grupińska. Wydawnictwo Wielka Litera. Premiera: 12 sierpnia 2020 r.

Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy