Reklama

Barbara Hulanicki: Moda w czasach braku umiaru

Barbara Hulanicki z Andym Warholem /archiwum prywatne

Ludzie kupują ubrania bezmyślnie. Zamawiają rzeczy, nie zastanawiając się, czy pasują do tego, co mają w szafie. Robią zakupy bez pomysłu i dlatego każdą rzecz mają z innej bajki. Dlatego to wszystko wygląda teraz tak koszmarnie - tłumaczy Barbara Hulanicki - kobieta, która odmieniła oblicze mody.

W latach 60. zawładnęła swingującym Londynem. Córka polskiego dyplomaty, chrześniaczka Rydza-Śmigłego, dziewczyna z dobrego domu stała się wielką buntowniczką w świecie mody  i stworzyła kultową markę Biba. Wylansowała tanią modę i rozpoznawalny styl Biba look, który wciąż inspiruje. W jej butiku pierwsze kroki w świecie mody stawiała m.in. młodziutka Anna Wintour, przyszła redaktorka amerykańskiego "Vogue’a". W londyńskiej Bibie bywali i ubierali się Twiggy, Rolling Stonesi, David Bowie, Freddie Mercury czy Brigitte Bardot. Nic dziwnego, przecież był to najpiękniejszy sklep świata.

Przeczytaj fragment książki "Barbara Hulanicki. Judyta Fibiger rozmawia z kultową projektantką mody":

Reklama

Tuż po porannej kawie wsiadamy do mini coopera Barbary i jedziemy oglądać sklepy w luksusowym centrum handlowym Bal Harbour. Przemierzam ulice Miami Beach z blondynką w nieodzownych ciemnych okularach, która choć siedzi za kierownicą, co chwilę pokazuje mi jakiś budynek.

- Hotel Fontainebleau pamięta jeszcze czasy Franka Sinatry, a to wszystko należy teraz do Rosjan...

Wzdłuż plaży same ogromne hotele. Wśród nich co rusz któryś jest w remoncie Bez przerwy powstają nowe apartamentowce. Barbara wskazuje na nie ręką i mówi: - Zobaczysz, to wszystko znajdzie się kiedyś pod wodą.

W centrum handlowym trudno mi za nią nadążyć. Ogląda ubrania z niebywałą wprawą. Co chwilę kręci głową: - Ależ to okropne. Okropne!

Rzeczywiście wszystko, co można znaleźć w tych sklepach, wygląda niemalże identycznie. A przecież jesteśmy wśród najlepszych światowych marek. We wszystkich sklepach torebki mają prawie tak samo wyglądające logo umieszczone dokładnie w tym samym miejscu. - Spójrz tylko, wszystko wygląda tak samo. Nie ma tu nic, kompletnie nic, co sprawiłoby, że twoje serce zabije szybciej.

Mijają nas nieskazitelne kobiety w nieokreślonym wieku, nieprawdopodobnie szczupłe.

Zewsząd bije blask prawdziwych brylantów. Nie kupując absolutnie nic, wracamy do domu.

- Porozmawiajmy o dzisiejszej modzie.

- O mój Boże, tak!

- Ale wyłączę telewizor.

- No dobrze.

Nie wydaje się przekonana. Wyłączam.

- Czy Ty nie jesteś przypadkiem uzależniona od telewizji?

- Uwielbiam telewizję, bo jest ruchomym obrazem. Uzależniona jestem tylko od filmów! Dobrze, to czego chciałabyś się dowiedzieć o modzie?

(zanim zadam pytanie)

- W obecnej modzie jest coś przerażającego.

Dlaczego?

- Bo wszystko już było i nic nowego się nie pojawia. Rozumiesz, o czym mówię? Jeżeli ktoś tak jak ja zajmuje się modą od wielu, wielu lat... Idę do sklepu i nie ma tam niczego, co miałabym ochotę kupić. Nie czuję nic w stylu: "Och, jak bardzo chciałabym tę kurtkę!". Nic takiego się nie dzieje, nie chcę żadnej cholernej kurtki. Niczego.

Uważasz, że moda się skończyła?

- Myślę, że w pewien sposób skończyło się kupowanie ubrań. Ponieważ moda i ubrania to nie jest to samo.

Czym się różnią?

- Moda jest twórcza i musi wciąż się zmieniać, bo jeśli jest powtarzana, staje się nudna. Ubrania zakładasz na siebie niezależnie od tego, czy są nowe i czy są zgodne z najnowszymi trendami. Coraz trudniej jest zainteresować nimi ludzi. Domy towarowe są puste i wiele z nich się zamyka, ponieważ coraz mniej ludzi chodzi tam, by kupować ubrania. Wydają pieniądze na jedzenie w restauracjach czy iPhone’y. Do tego firmy odzieżowe dostarczają ubrania do sklepów zazwyczaj od czterech do sześciu miesięcy po pokazach, a w tym czasie ich podróbki pojawiają się w tanich sklepach. Tylko sprawnie prowadzone butiki są w stanie przetrwać. Ale oczywiście ubrania nigdy się nie skończą.

Zdarza mi się czasem, najczęściej po projekcji mojego filmu o modzie, że podchodzi do mnie jakaś młoda dziewczyna i pyta: "Co zrobić, żeby znaleźć własny styl?". Jak myślisz, co powinnam odpowiedzieć?

- To jest teraz wielki problem. Ludzie kupują ubrania bezmyślnie. Zamawiają rzeczy, nie zastanawiając się, czy pasują do tego, co mają w szafie. Robią zakupy bez pomysłu i dlatego każdą rzecz mają z innej bajki. Dlatego to wszystko wygląda teraz tak koszmarnie. Mam paru projektantów, o których wiem, że stworzone przez nich sylwetki będą doskonałe, a to, co kupię, będzie świetnie leżało. I ich się trzymam, a resztę omijam szerokim łukiem.

Czy uważasz, że odnalezienie własnego stylu jest rzeczą łatwą?

- Nie, to nie jest proste, gdyż ciągle pojawia się coś nowego, co odwraca twoją uwagę. Kiedyś, gdy pojawiała się nowa kolekcja jakiegoś projektanta, wystarczyło jedno spojrzenie i od razu wiedziałam, kto ją stworzył. Teraz jest to niemożliwe. Nie możesz rozpoznać projektanta po ubraniach na wybiegu, gdyż oni kompletnie odeszli od własnych trendów.

Czy w modzie nie ma już silnych głosów?

- Nie, moim zdaniem władzę przejęli styliści. I celebryci. Dookoła nas wszystko jest zbyt wygładzone. Celebrity look powoduje, że wszystkie te kobiety wyglądają identycznie. Uwielbiam widzieć modowe błędy, ale teraz już nikt nie popełnia błędów. No, może poza Heleną Bonham Carter (śmiech). Ale ona uwielbia szalony look. Modę zabijają drugoligowi styliści, nie ci profesjonalni, tylko tacy, których są teraz tysiące, ponieważ wrzucają do sesji zdjęciowych całe mnóstwo beznadziejnych akcesoriów. Poza tym kupcy (ludzie odpowiedzialni za asortyment dużych sklepów i domów towarowych - przyp. J.F.) przeraźliwie boją się zamawiać nowe sylwetki i oryginalny look. Zamawiają tylko to, co jest bezpieczne i sprawdzone. Ile, do cholery, możesz kupić takich samych skórzanych kurtek! Wystarczy ci jedna.

Co myślisz o tych straszliwie drogich akcesoriach, jak torebka Birkin?

- Ona (Jane Birkin, brytyjska aktorka i piosenkarka - przyp. J.F.) próbowała zmusić ich, aby przestali używać jej nazwiska, prawda?

Tak myślę. Ale dlaczego te torebki są aż tak drogie?

- Bo, jak sądzę, produkuje się je zaledwie w kilku egzemplarzach i są wykonywane ręcznie - tradycyjnymi, dawnymi metodami.

Dlaczego są przedmiotem aż tak wielkiego pożądania niektórych kobiet?

- Wstyd się przyznać, ale przed laty, gdy pojawiła się torebka Grace Kelly, kupiłam cztery... To było w latach siedemdziesiątych, a każda kosztowała około pięciuset funtów. Były okropne, nie znosiłam ich!

Co się z nimi stało?

- Pewnie je komuś oddałam. Śmieszne, prawda? Teraz byłaby z nich niezła emerytura. To trochę jak kupowanie ferrari przez mężczyzn. Posiadanie czegoś, co kosztuje trzydzieści, czterdzieści czy pięćdziesiąt tysięcy dolarów, jest jak noszenie ze sobą konta bankowego. Cały ten nonsens kupowania torebek pojawił się dużo później, w latach dziewięćdziesiątych.

W latach sześćdziesiątych były kojarzone głównie z Jackie Kennedy.

- John i Jackie Kennedy wywierali ogromny wpływ na Brytyjczyków w sensie towarzyskim, ponieważ tak zwane society ma tam ogromne znaczenie. W Anglii zawsze myślano o Amerykanach, że mają złą reputację... ale Kennedy byli zupełnie inni. Pamiętam, że przyjechali kiedyś do Londynu i wyglądali bardzo dziwnie, jak figury woskowe. Pracowałam wtedy dla "Women’s Wear Daily" jako ilustratorka podczas wydarzeń towarzyskich. Jackie razem z siostrą, księżną Radziwiłł, zatrzymywały się w pobliżu pałacu Buckingham. Miałam zgłosić się do apartamentu i narysować jej suknię. Ale ona nigdy się nie pojawiła, choć czekałam godzinami.

I po latach kupiłaś specjalnie dla Jackie torebkę, która była straszliwie droga.

- Tak. Gdy robiliśmy zakupy do sklepu, we Włoszech znalazłam torebkę Birkin z krokodylej skóry. Kupiliśmy ją specjalnie dla Jackie Kennedy. Postawiłam ją na górnej półce w Dużej Bibie. Uważałam, że to będzie genialne, jeśli ona przyjdzie i zrobi zakupy w Bibie. Ale nigdy się nie pojawiła.

Kupiłaś torebkę dla Jackie Kennedy, myśląc, że tak po prostu przyjdzie do waszego sklepu?

- Posłuchaj: księżna Anna, baronowa von Thyssen, księżna Małgorzata, Barbra Streisand, Mia Farrow, Frank Sinatra, który zamówił dwanaście kapeluszy, Marcello Mastroianni, Brigitte Bardot, Gunter Sachs... Oni wszyscy kupowali u nas! Felliniego prawie udało się nam zaprosić na obiad. Audrey Hepburn zamawiała sukienki z naszych katalogów. Dlaczego nie Jackie Kennedy?! Byliśmy wtedy drugą najważniejszą atrakcją Londynu. Pierwszą była londyńska Tower, drugą Biba, a trzecią pałac Buckingham!

Uwielbiam cię.

- Jestem straszna!

Jaki był twój ostatni modowy zachwyt? Kiedy powiedziałaś: "Wow!", patrząc na kogoś?

- Ten projektant... (próbuje sobie przypomnieć) Wszystko, co zrobi, wygląda obłędnie. Zaraz sobie przypomnę...

Galliano?

- Nie, no co Ty! On wszystko dopasowuje do samego siebie, więc nic nie pasuje na innych. Przyjemnie się na to patrzy, ale się tego nie zakłada. Wysoki, wygląda jak tancerz... Rick Owens! Jego kurtki... o mój Boże!

Masz taką jedną skórzaną kurtkę Owensa, którą strasznie chciałabym ci ukraść. I wiesz, wydaje mi się, że te jej kwadratowe ramiona są skopiowane z klasycznych ramion Biby.

- (śmieje się) Ani mi się waż! To jest bardzo wyjątkowa dla mnie rzecz. I jak wiesz, mam fioła na punkcie kurtek! Ale wszystko, co on zrobi, obłędnie się układa. Jest niesłychany. Z drugiej strony nawet on teraz nie pokazuje kurtek, tylko jakieś sukienki, niesamowicie dużo sukienek. W Selfridges w Londynie jest dział z jego projektami, z którego trzeba mnie dosłownie wyprowadzać, bo mogę umrzeć z nadmiaru emocji.

Poznałaś go?

- Nie.

A jak oceniasz ten trend, w którym znane osoby zaczynają projektować modę? Na przykład Antonio Banderas, który uczestniczył razem z tobą w Miami Fashion Week. Nigdy bym się nie spodziewała, że będzie go ciągnęło do projektowania.

- Ale w jego wypadku to zupełnie inna historia. Uczył się tego, skończył Saint Martins (Central Saint Martins - najlepsza szkoła dla projektantów na świecie - przyp. J.F.). Traktuje to naprawdę poważnie. Widziałam rzeczy z jego kolekcji, są bardzo przyzwoite, coś w stylu Burberry. Już udało mu się bardzo dobrze sprzedać pierwszą partię, chyba za trzy miliony dolarów albo coś podobnego. Ale pamiętaj, on projektuje krok po kroku - dokładnie w takim trybie, jakiego nauczył się na studiach. Więc musisz zdać sobie sprawę z tego, że on jest wyjątkiem. No i to są ubrania dla mężczyzn, a to kompletnie inna historia.

- A inni? Cóż, najczęściej ktoś to wszystko projektuje za nich. I to się najczęściej nie sprawdza. Gdy byłam ostatnio w Londynie, widziałam w Topshopie kolekcję Beyoncé, jakieś sportowe ubrania. Nikt tego nawet nie oglądał. Po paru dniach wszystko przeniesiono gdzieś na górę.

A inni, projektanci sprzed lat, wielkie domy mody? Kto ci się podobał, kogo podziwiałaś?

- Zawsze nienawidziłam haute couture. (zastanawia się)

A Alexander McQueen?

- Wiesz, że uwielbiam jego rzeczy. Ale spróbuj coś z tego na siebie założyć! Nic dobrze nie leży, nawet marynarki. Ponieważ ciągle kupuję czarne marynarki, próbowałam też tych od niego, ale mają przedziwne kształty, są kompletnie niedopasowane. W jednym miejscu strasznie wąskie, a w innym strasznie szerokie. Wiesz, o co chodzi? Ostatnio się dowiedziałam. Przeczytałam tę książkę o McQueenie i Galliano, Gods and Kings. Okazało się, że Galliano dopasowuje wszystko do samego siebie! Możesz sobie to wyobrazić - wąziutkie biodra, szerokie ramiona, brak biustu... Ja akurat biustu nie potrzebuję, no ale...

No tak, ale gdy patrzę na pokazy, które przygotowywał McQueen, gdy jeszcze żył, to jest to absolutnie, nieskończenie piękne.

- Były niesłychane. Ale pokazy mody to jest coś innego, to jest sztuka. Nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Wyjątkiem jest może paru tylko projektantów.

- (po chwili) Wiesz, pomyślałam teraz o mężczyznach, którzy projektują. Nie są w stanie utrzymać tego samego poziomu przez lata. Pracują w nocy, są wykończeni, później pojawiają się narkotyki. Skutek jest taki, że zaczynają powstawać okropne rzeczy. Pamiętam, gdy przygotowywano wystawę Christiana Diora w Victoria and Albert Museum w Londynie. Człowiek, który pracował ze mną przy albumach Biby, poprosił mnie, żebym przyszła i oceniła przygotowywaną przez nich wystawę: mieli tam wszystkie stare projekty Diora i ze cztery wieczorowe suknie zaprojektowane przez Galliano, gdy był jeszcze w Diorze i gdy, delikatnie mówiąc, trochę wariował. To było okropne! Te suknie wyglądały jak stroje transwestytów!

Ale z drugiej strony, znając historię Galliano, wiemy, że gdy masz zrobić kilkadziesiąt kolekcji rocznie, to możesz tego psychicznie nie wytrzymać...

- To prawda. Oni nie wracają do domu, nie mają normalnego życia z żonami, dziećmi...

I do tego korporacje, które ich zatrudniają, nie widzą w tym nic złego, żeby dowozić kilogramy kokainy, by trzymać ich w pionie.

- Dokładnie. Tak, oni przymykają na to oko.

Po tej całej aferze było mi żal Galliano.

- Ale wrócił, pracuje dla Diesla.

A nie Maison Martin Margiela?

- Tak, ale oni należą do Diesla.

Co sądzisz o masowej produkcji ubrań, która zdominowała obecnie świat? O tym, że firmy odzieżowe chcą, żebyśmy kupowali nowy T-shirt za każdym razem, gdy gdzieś wychodzimy?

- Muszą tego chcieć. To jest ich polityka, gdyż na pojedynczym T-shircie niewiele zarabiają, muszą więc sprzedać ich dużo.

I na to wszystko za marne grosze pracują miliony robotników gdzieś w Azji...

- Tak, to jest przerażające. Podobnie jak fakt, że te wszystkie pieniądze trafiają do jednego człowieka, właściciela firmy. Ale wiesz, gdy tu, w Stanach, widzę ubrania z metką "Made in USA" i słyszę zachwyty nad tym, jakie to cudowne, jestem przekonana, że również za tym stoi totalny wyzysk Meksykanów, Koreańczyków... Kiedyś, w dawnych czasach, szło się do krawcowej czy krawca i miało się wpływ na to, jak wyglądać będzie nasze ubranie. Teraz w żadnym stopniu nie jesteśmy włączani w proces powstawania tego, co nosimy.

Czy za czasów Biby produkowaliście w Azji?

- Prawie wszystko produkowaliśmy w Anglii. Wybraliśmy się raz do Indii, ale praca z tamtejszymi producentami była wtedy absolutnie niemożliwa. Nie mieli agentów, czyli ludzi, którzy mogliby czuwać nad tym, aby wszystko było wyprodukowane tak, jak trzeba. Zostawiliśmy wzory spódnic i zamówiliśmy dziesięć kolorów. A oni przysłali trzy. Pomyślałam: "Chrzanię to, nie chcę mieć z nimi nic wspólnego". (chwila ciszy) Myślę, że żyjemy w czasach, w których nastąpił totalny brak zainteresowania modą.

Tak myślisz?

- Zdecydowanie. Tego wszystkiego jest za dużo. Praktycznie na każdym rogu masz sklep tej samej firmy. Nie istnieje pojęcie "wybrania się" do sklepu, pojechania gdzieś specjalnie, do jakiegoś miejsca, gdzie znajduje się sklep (po angielsku destination shopping - przyp. J.F.). Jest za dużo ubrań. Spójrz tylko na Macy’s - dziesiątki, setki wieszaków, całe sterty ubrań, wszędzie.

Czyli zgadzasz się z Li Edelkoort, kobietą, która przewiduje trendy w modzie i która stwierdziła, że "moda umarła"?

- Dobrze znam Li. Poniekąd tak - internet sprawia, że moda zbliża się do nieuchronnego upadku. Kupowanie w sieci zabija modę. Tym, w czym się zakochujesz, jest dotyk materiału, a tego doświadczasz, będąc w sklepie. Jak można kontrolować modę przez internet? To jest moim zdaniem absolutnie nie do opanowania.

A co myślisz o nowych, małych markach modowych, które się pojawiają - nie wiem jak tu, w Stanach, ale w Europie na pewno? W Polsce jest ich bardzo dużo.

- Start-upy? Uważam, że to wspaniale, że się pojawiają, ale szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak radzą sobie finansowo, gdyż stworzenie kolekcji, wykreowanie nowej marki wiąże się z ogromnymi kosztami. Ponieważ nie możesz zrobić jednej kolekcji, musisz zrobić następną, i to od razu. Zrobienie samych próbek, wzorów kosztuje fortunę!

Znam parę takich marek w Polsce i wydaje mi się, że jakoś sobie radzą.

- Bo zatrudniają polskie krawcowe, które są genialne i wciąż stosunkowo niedrogie. Ale spróbuj jedną znaleźć... Wszystkie najlepsze polskie krawcowe wyjechały do Londynu. Znam nawet firmę, która je zatrudnia. Problem polega na tym, że wszyscy mają za dużo rzeczy w swoich szafach. Kiedyś w Anglii w ogóle nie mieliśmy takich wielkich szaf, tylko takie malutkie. (pokazuje i śmieje się) No i ludzie nie pozbywają się rzeczy.

Nie oddają ich do sklepów charytatywnych? My w Polsce tak robimy.

- Tak, i później dowiadujesz się, że człowiek, który prowadzi te sklepy, jest zwykłym oszustem.

Jeszcze jedno - co myślisz o kopiowaniu w modzie? Czy to jest kradzież czy tylko inspiracja?

- Wydaje mi się, że są tu dwie niepisane zasady. Można kopiować ubrania vintage, ponieważ w nowym wydaniu nie będzie to ta sama moda. Zostaną użyte inne materiały, powstanie coś świeżego. Wtedy nazwałabym to inspiracją. Kopiowanie w ciemno czyjegoś współczesnego projektu jest niedopuszczalne.

- Bardzo interesującym zjawiskiem jest to, gdy kolejne pokolenia inspirują się modą z przeszłości. Mają do niej zupełnie inne podejście i tworzą coś będącego wynikiem inspiracji, przetrawienia historii oraz własnych pomysłów. To jest dla mnie niezwykle ciekawe.

Fragment książki "Barbara Hulanicki. Judyta Fibiger rozmawia z kultową projektantką mody". Wydawnictwo Znak. Premiera: 10 maja 2017 r.

 

Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy