Reklama

​Marzenie Skrzyneckiego: Zamienić Kraków w najweselsze miasto świata

Piotr odbiera Nagrodę Miasta Krakowa, 1981 / Nina Wolf / Archiwum Piwnicy Pod Baranami /materiały prasowe

Piotr Skrzynecki, legenda krakowskiej Piwnicy pod Baranami, organizował nie tylko słynne kabarety. Jego idée fixe był plan, by zmienić Kraków w najweselsze miasto świata. Zorganizował kilka wielkich imprez, które przeszły do historii tego miasta.

Przeczytaj fragment książki "Skrzynecki. Demiurg i wizjoner":

Obchody piętnastolecia Piwnicy w 1971 roku trwały kilka dni. "Niezwykle uroczyście państwa witam w piątym dniu naszych obchodów! - wołał do zgromadzonych Piotr. - Nie tylko nasze państwo, ale my także mamy obchody naszego piętnastolecia, prawie jak ojczyzna trwamy na posterunku już piętnasty rok. Specjalnie o tym mówię, żeby najmłodszych uświadomić, ile się trzeba namęczyć, żeby piętnaście lat wytrzymać. Jutro jest pochód wspaniały, zapraszamy państwa o godzinie czwartej czy piątej, można powiedzieć, że dwadzieścia pięć lat pochodowych1 wyszło nam na zdrowie".

Reklama

Uwiecznieniem piętnastolecia miał być wielki bal. Nie było szansy na to, aby władze zgodziły się oddać sale Pałacu pod Baranami. I nie było pomysłu, gdzie znaleźć godne miejsce. Pewnego dnia Piotr spotkał Michała Ronikiera, który po dziesięciu latach pracy w filmie wrócił do Krakowa, zajął się tłumaczeniem literatury, ożenił z Joanną Olczakówną i w ten sposób znalazł się blisko Piwnicy i Piotra. Szli razem ulicą Sławkowską i mijali historyczny, niedawno odnowiony hotel Grand, kiedy Piotr zawołał:

- Popatrz! Jakie to musi być wspaniałe wnętrze, tam są takie piękne sale, można by urządzić wspaniały bal, ale oni się nigdy nie zgodzą.

- Słuchaj, jak się nie spytamy, to się nie dowiemy - odpowiedział na to Ronikier i z trudem przekonał Piotra, żeby weszli do środka.

"Piotr już był wtedy bardzo znaną osobą w Krakowie, jego nazwisko otwierało wiele drzwi - wspomina Ronikier. - Dyrektor nas przyjął i spytaliśmy go z głupia frant, czyby nie pozwolił urządzić balu. «Proszę bardzo - powiedział - jeżeli zapłacicie i zagwarantujecie konsumpcję na odpowiednim poziomie». Żaden z nas nie liczył, że się zgodzi, termin był krótki, więc się i odwaliliśmy w trzy tygodnie straszliwą robotę".(...)

Bal w Niepołomicach

Dwa lata później, w 1973 roku, odbył się bal w Niepołomicach. A rok później uroczyste odtworzenie zorganizowanych w październiku 1879 roku obchodów pięćdziesięciolecia twórczości pisarskiej Józefa Ignacego Kraszewskiego. Od strony merytorycznej wydarzenie było perfekcyjnie przygotowane. Materiały źródłowe zapewnił Wacław Kolak pracujący w Archiwum Narodowym, a opracowała je Joanna Olczak-Ronikier. Zuchwale wymyślono, żeby uroczystość zorganizowano tam, gdzie kiedyś się odbyła, czyli w krakowskim magistracie.

Każdy pomysł Piwnica musiała w tych czasach zgłaszać do swojego formalnego zwierzchnika, czyli dyrektora domu kultury w Pałacu pod Baranami, Tadeusza Starca. Dyrektor wpadał w nerwowy dygot na sam widok jakiegoś pisma z pomysłem kabaretu, bo musiał je wysłać do Wydziału Kultury, a i tak w gruncie rzeczy decyzję podejmował komitet wojewódzki partii. Nieoczekiwanie ówczesny prezydent miasta Jerzy Józef Pękala wyraził zgodę i udostępnił artystom siedzibę magistratu.

"Poszliśmy do niego z Piotrem - opowiada Michał Ronikier - i ze strachem wyznaliśmy, że chcemy urządzić jubileusz Kraszewskiego, który był wówczas na szczęście postacią niekontrowersyjną.
- No i mamy taki pomysł - ciągniemy - żeby to się odbyło w sali posiedzeń.
- Tyle lat tu się różne dziwne imprezy odbywały, więc i to nie zaszkodzi - nieoczekiwanie mówi prezydent.
- Panie prezydencie, ale musimy powiesić na ścianie portret Franciszka Józefa i jego żony.
- No to co? Tyle lat przecież wisiał w tym gmachu.
- I Ewa Demarczyk musi zaśpiewać hymn cesarski Boże, wspieraj, Boże, ochroń nam cesarza i nasz kraj - mówi Piotr, a prezydent na to: - Przecież w tej sali śpiewano to ze sto razy, jak się jeszcze raz zaśpiewa, nic się nie stanie".

I uroczystość ku czci Kraszewskiego, uświetniona obecnością znamienitych gości, odbyła się w sali posiedzeń Rady Miasta. (...)

Fundusze z huty

Na realizację obchodów dwudziestolecia potrzebne były pieniądze. Udało się załatwić audiencję u dyrektora Huty im. Lenina, jednego z najpotężniejszych wtedy przedsiębiorstw. Jak zwykle Michał Ronikier zabrał ze sobą Piotra. Pierwszy w eleganckim garniturze z teczką, drugi swobodnie ubrany, w kapeluszu z piórkiem. Kierowcą była Barbara Sobottowa, bo jako jedna z nielicznych miała wtedy samochód. Panowie pokłócili się już po drodze. Piotr był wściekły, że musiał wstać na dziesiątą rano, bo tak wyznaczono wizytę.

"Siedział naburmuszony i zrzędził: na pewno się nie uda, gówno z tego wyjdzie, nikt nie przyjdzie, nie będzie materiałów, na pewno nie załatwiliście tego i tamtego - opowiada Michał Ronikier. - Znosiłem to dość cierpliwie, bo pracowałem z artystami i wiedziałem, na co ich stać. Ale też chyba miałem słaby dzień i w końcu wybuchnąłem: «Piotrze, do jasnej cholery, przestań wreszcie histeryzować i doceń to, że od dwóch miesięcy haruję jak dziki wół, żebyś ty się mógł stroić w pióra!». Zapadła cisza. Basia zjechała na bok, zatrzymała samochód, bo się bała, że zaraz dojdzie do mordobicia. I Piotr wtedy powiedział wyniośle: «Michale, wygląda na to, że będę musiał jeszcze chwilę z tobą współpracować, ale bardzo cię proszę, ponieważ zachowujesz się jak cham, proszę cię bardzo, żebyś się do mnie nie odzywał». Dojechaliśmy, wpuszczono nas w niekończące się korytarze. Weszliśmy do wielkiej pustej sali, na końcu stało duże biurko, a za biurkiem siedział człowiek w garniturze. Szliśmy przez tę salę, nie odzywaliśmy się do siebie, wiedziałem, że Piotr mnie nienawidzi, a ja jego też.

Dyrektor nas przywitał: - Dzień dobry panom, miło mi bardzo poznać, proszę siadać. Czy panowie się napiją kawy albo herbaty? A Piotr na to: - Najchętniej koniaku. To już koniec - pomyślałem - zaraz ten dyrektor nas wyrzuci za drzwi. A on mówi: - Ależ naturalnie, nie wpadłem na to, Pani Zosiu - nacisnął jakiś guzik - trzy koniaki.

I wszystko załatwiliśmy w dwadzieścia minut. Wyszliśmy od dyrektora i na korytarzu Piotr rzucił mi się na szyję, a ja jemu, i tak się zakończył spór".

Wjazd księcia Poniatowskiego

W 1980 roku Piwnica odtworzyła wjazd księcia Józefa Poniatowskiego do Krakowa w 1809 roku. Tym razem impreza odbyła się w ramach przywróconego święta Dni Krakowa. Ze strony miasta organizacją zajmowała się komisja, na której czele stanął Franciszek Gałuszka. Sprawę poparł Andrzej Dyja, dyrektor Wydziału Kultury Urzędu Miasta. Finalnie wszystko jak zwykle zatwierdzał Urząd Wojewódzki. Negocjacje trwały długo, ale piwniczanom udało się przekonać władze do pomysłu. Mieli też poparcie Edwarda Barszcza, ówczesnego prezydenta Krakowa. Książę miał wjechać konno na Rynek od strony ulicy Floriańskiej i przemówić z balkonu Pałacu pod Baranami. Potem miał się odbyć na jego cześć wystawny bal w Sukiennicach.

Scenariusz programu jak zwykle szczegółowo i na podstawie materiałów źródłowych przygotowała Joanna Olczak-Ronikier. "Wiadomo było, że konie weźmiemy z klubu jazdy konnej spod Krakowa - opowiada Ronikier. - Piotr potrafi ł czarować, jak był jakiś problem, to jechało się z Piotrem i on opowiadał, że będzie wspaniały bal, że wszyscy zostaną zaproszeni, i oczywiście dostawał to, co chciał, za darmo. Daniela Olbrychskiego w roli księcia wymyśliłem ja. Zadzwoniłem do niego i od razu powiedział, że się zgadza i że marzył o tym. O żadnych pieniądzach nie było mowy. Ludzie w Krakowie naprawdę uwierzyli, że to książę Józef przyjechał. Wszędzie w kamienicach stojących na drodze przejazdu rozrzuciliśmy ulotki informujące, że będzie zamieszanie i przepraszamy za kłopot, ale prosimy - i to był pomysł Piotra - żeby zrzucać z okien kwiaty. Daniel do dziś wspomina, że jechał po dywanie kwiatów i stworzyła się magia. Na balkonie pałacu był oczywiście Piotr, był książę Józef, Andrzej Wajda z Krysią Zachwatowicz, a na Rynku tłum ludzi pod pałacem, który wiwatował i uwierzył, że oto książę Józef przybył i wzywa do odrodzenia ojczyzny".(...)

Bal na 30-lecie

W 1986 roku Piwnica zorganizowała obchody trzydziestolecia swojego istnienia. Przygotowany na tę okoliczność bal w Pałacu pod Baranami miał być przypomnieniem balu z 1956 roku. I tym razem imprezę zarejestrowała Maria Kwiatkowska - w filmie zatytułowanym Ta nasza młodość... Piotr witał gości, zjeżdżając na linach zawieszonych na klatce schodowej pałacu.

"Ta noc, trochę czarodziejska, jest po to - mówił w filmie Skrzynecki - żeby przypomnieć sobie tamte lata. Te pierwsze dwa, trzy miesiące, kiedy jeszcze był Bierut, kiedy zaczynała karierę Brigitte Bardot, kiedy zaczynał karierę w «Przekroju» Picasso, kiedy melomani, jazz, i to wszystko zaczynało być fascynującą przygodą. Ta epoka była pierwszą radością naszego życia studenckiego"2.

Komuno, wróć!

W 1990 roku w Feniksie odbył się kolejny bal pod hasłem "Komuno, wróć!" z maskami komunistycznych polityków wykonanymi według projektów Lidii i Jerzego Skarżyńskich. Goście tańczyli w maskach Cyrankiewicza, Gomułki, Jaruzelskiego, a bal uświetnił pokaz striptizu - w końcu lokal zobowiązywał. Potem była słynna Noc Paryska na ulicy Floriańskiej z połączonymi imieninami Piotra i urodzinami Sławomira Mrożka oraz spływ Dunajcem z okazji 150. rocznicy organizowania tego typu wycieczek i 125. rocznicy odsłonięcia pomnika Józefa Dietla w Szczawnicy.

"Najbardziej się baliśmy, że po pijanemu ludzie potopią się w Dunajcu - wspomina Ronikier. - Pomysł był Skrzyni, a organizował to Piotr Ferster. Płynęliśmy tratwami, a nad nami latał helikopter telewizji z ogromnym reflektorem. Płynąłem na jednej tratwie z Piotrem, takie ścisłe kierownictwo, i nagle wpadliśmy na głupi pomysł, obiecaliśmy flisakom pół litra, jeśli dopłyniemy pierwsi, więc nasza tratwa sunęła jak ślizgacz. Na szczęście nic nikomu się nie stało, tylko jedna tratwa siadła na mieliźnie. A potem był przepiękny bal na rynku w Szczawnicy".

Noc Paryska

Parę miesięcy później na ulicy Floriańskiej w Krakowie bawiono się do rana, a w różnych miejscach: zabytkowych salach, galeriach, odbywały się minispektakle i pokazy. To był ewenement, bo krakowskie ulice były wówczas jeszcze martwe, co dzisiaj może się wydawać nieprawdopodobne. Pomysł od strony plastycznej i scenograficznej zaaranżował Krzysztof Tyszkiewicz.(...)

"Piotr o zamknięciu ulicy Floriańskiej roił latami i wszyscy mu mówili, żeby się puknął w głowę, że nie da się tego zrobić i zmienić tych brudnych, zaplutych podwórek w paryskie zaułki - wspomina Ronikier. - No ale i to mu się udało. To było niesłychane, że sklepikarze sterczeli całą noc w swoich lokalach, a nie mieli z tego ani grosza. Wchodziło się na przykład do sklepu z butami i tam miły właściciel wyciągał butelkę koniaku".(...)

Święto kupców

W 1992 roku odbyło się święto krakowskich kopców, odtworzenie przysięgi Tadeusza Kościuszki i hołdu pruskiego na Rynku. W dwóch ostatnich imprezach uczestniczyli jak zawsze za darmo, jak zawsze dla Piotra, znani aktorzy i luminarze świata kultury.

Kościuszkę odgrywał Andrzej Seweryn, Zygmunta Starego - Jerzy Bińczycki, królową Bonę - Anna Dymna, a wielkiego mistrza krzyżackiego - Jan Nowicki. Aranżację i scenografię obchodów przygotowywał Krzysztof Tyszkiewicz. Pamiętam dobrze Piotra Skrzyneckiego przechadzającego się po Rynku wśród artystów przygotowujących się do odegrania hołdu pruskiego. Doglądał wszystkiego z zadowoleniem, a przechodząc koło Marka Rostworowskiego przebranego za arcybiskupa Tomickiego, zatrzymał się, chwycił poły jego kostiumu i zamruczał z zadowoleniem: "Piękne, piękne ma pan szaty".

Hołd dla Piotra

W 1996 roku odbyły się obchody czterdziestolecia Piwnicy. Piotr już był wtedy bardzo chory. Najpierw 25 maja zgotowano mu hołd na Rynku. W południe odebrał z rąk odjeżdżającego do Warszawy króla Zygmunta III złote berło królewskie, symbol przejęcia artystycznej władzy nad Krakowem. Piotr złożył wówczas deklarację mieszkańcom Krakowa: "Nie dopuszczę do afer gospodarczych i politycznych ani do wojny. Będę się starał, aby Kraków był nadal miastem pięknym i wesołym, bo śmiech i zabawa są najważniejsze. Jeżeli nie uda mi się spełnić tych przyrzeczeń, postawcie mnie pod pręgierz i zabijcie"3.(...)

Na wielkich platformach rodem z karnawałowego Rio zaprojektowanych przez Krzysztofa Tyszkiewicza sunęły fantastyczne rzeźby: ogromny sfinks, wilczyca kapitolińska, trzech Stańczyków - wszyscy o twarzy Piotra Skrzyneckiego. Konno jechał książę Józef Poniatowski - Daniel Olbrychski, przybyła królowa Bona - Anna Dymna, która wręczyła Piotrowi wielkiego kalafiora jako berło. Pojawiła się cesarska para z Wiednia. Za nimi strażacy, chiromanci, kuglarze, cyrkowcy, artyści Piwnicy pod Baranami. Cały świat wykreowany w Krakowie w ciągu ostatnich czterdziestu lat przez Wielkiego Maga składał mu hołd.

Koncert na 40-lecie

22 czerwca w Teatrze im. J. Słowackiego odbył się wielki koncert. Widownia była wypełniona po brzegi, wśród gości m.in. Juliette Binoche i Czesław Miłosz. Oglądając zapis tego wydarzenia, można zauważyć ogromne wzruszenie na twarzy mistrza ceremonii, kiedy Zbigniew Preisner z artystami Piwnicy śpiewa napisaną dla Piotra piosenkę własnego autorstwa.(...)

Na koncercie Skrzynecki czuł się już bardzo źle. Ale kiedy wychodził na scenę, odzyskiwał siły. (...)

Ten koncert to była ostatnia wielka impreza poprowadzona przez Piotra. Ostatni jego dar dla piwniczan i krakowian. Ale nie ostatnie jego marzenie.

Zjazd królów

"Wymyśliliśmy z Piotrem zjazd królów i będziemy do tego dążyć - opowiadał w audycji radiowej w 1993 roku Krzysztof Tyszkiewicz. - To bardzo skomplikowane zadanie, bo ranga tego wydarzenia jest taka, że ludzie, którzy odpowiadają za politykę, natychmiast chcą się do tego przykleić i szukają tam zysków".(...)

Szkic scenariusza obejmował m.in.: przejazd Drogą Królewską powozów i karet na Wawel, mszę świętą w katedrze, naukową konferencję, turniej rycerski, widowisko Pochód królów na Wawel w reżyserii Andrzeja Wajdy, wystawy i wreszcie uroczystą ucztę u Wierzynka dla przedstawicieli domów panujących oraz odtworzenie przez aktorów historycznej uczty z okazji ślubu Karola IV z wnuczką Kazimierza Wielkiego. Niestety, wszystko zostało tylko na papierze.

"Piotr był instytucją - mówi Zbigniew Preisner. - Dzisiaj, żeby robić to, co on wówczas, trzeba by zatrudnić parę osób. On był jednocześnie reżyserem, scenarzystą, producentem, scenografem, wszystkim naraz. Miał wizję i ją realizował".

Pan Piotr lubił powtarzać za Montaigne’em: "Jeżeli potrafisz rozbawić człowieka tak, żeby zapomniał, że jest smutny i źle mu na świecie, będziesz zbawiony". Lubił też dodawać, również cytując francuskiego myśliciela, że jeżeli sami się nie zabawimy, to nikt nas nie zabawi.

Fragment książki "Skrzynecki. Demiurg i wizjoner" Moniki Wąs. MANDO. Premiera: 6 czerwca 2018 r.

Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.

1 Prawdopodobnie aluzja do dwudziestopięciolecia PRL-u i przymusowego (dla pracowników i uczniów) uczestniczenia co roku w pochodach pierwszomajowych.
2 Maria Kwiatkowska, Ta nasza młodość..., film dokumentalny, WFDiF, 1986.
3 Bogdan Gancarz, 40 lat z Piwnicą pod Baranami, "Gość Niedzielny", 9 czerwca 1996.

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy