Dumny Cezar

Po świętach - wiosennych, ale jednak mięsnych, kiełbasianych i w związku z tym trochę ciężkich - chce nam się czegoś lekkiego. Zielonego, warzywnego.

Za wcześnie na to niestety. Nowalijki kuszą, ale rozsądek mówi: jeszcze nie, jeszcze trzeba zaczekać. Bo w pięknych sałatach i dorodnych rzodkiewkach zdecydowaną przewagę nad witaminami mają... metale ciężkie. Lepiej się nimi nie raczyć. Co więc zrobić na wiosenny lunch? Sałatkę Cezar.

Już widzę te uśmiechy politowania: to ma być lekkie danie? Tak, proszę państwa. Bo to nie wina Cezara, że ludzie, którzy o dobrej kuchni pojęcia nie mają, tak okropnie psują mu opinię. Prawdziwa sałata Cezar to nie jest wcale sałata lodowa z kilkoma kawałkami kurczaka wysmarowanego gotową przyprawą tak, że w ogóle nie czuć jego smaku, a wszystko razem utopione w majonezie.

Przede wszystkim sałata. O lodowej nawet nie myślimy, a tym bardziej pod żadnym pozorem jej nie kupujemy. Bierzemy główkę rzymskiej. Pełnej smaku, wyrazistej. Kolejna rzecz to aromatyczne, ostre, pełne smaku anchois. Bez nich sałata Cezar nie istnieje!

Grzanki? Robimy je sami z cienkich plastrów podsmażonej w oliwie bagietki. I wreszcie klucz do smaku całości: sos. Niby majonez, a jednak nie do końca. Oliwę ucieramy z musztardą Dijon, cytryną, świeżym żółtkiem. Do tego odrobina rozgniecionego czosnku, starty parmezan, wreszcie - znowu anchois. Poezja! Lekko i pysznie. 

Nic dziwnego, że ta potrawa od początku podbiła serca smakoszy. A powstała z powodu... późnej pory i pustej spiżarni. Właściciel restauracji w Tijuanie, niejaki Cezar Cardini, 4 lipca 1924 roku padał z nóg. Amerykański Dzień Niepodległości w czasach prohibicji w Stanach oznaczał najazd gości na położoną w pobliżu granicy meksykańską Tijuanę. Kiedy kolejni głodni i rozbawieni klienci pojawili się wieczorem w jego restauracji, w spiżarni były już tylko marne resztki zapasów. Cardini musiał więc improwizować - i przyrządził sałatę z tego, co jeszcze zostało.

Entuzjastyczne przyjęcie jego wynalazku sprawiło, że natychmiast włączył sałatę na stałe do menu i oczywiście ochrzcił własnym imieniem. Myślę sobie jednak, że byłby głęboko nieszczęśliwy, gdyby wiedział, jak jego dzieło jest dziś traktowane i co można dostać pod tą nazwą.

Jeśli będziecie zamawiać Cezara w restauracji, najpierw dowiedzcie się, co was czeka. Z szacunku do Cezara Cardiniego i własnych kubków smakowych!

Magda Gessler

Jak wykorzystać nowalijki? My wiemy!

Smaki Życia
Dowiedz się więcej na temat: sałatka z kurczakiem
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy