Reklama

Wielkanocna awanturka

Marzena lubi mazurki, Ania woli drożdżowe baby, ale same ciast nigdy nie piekły. Za trudne! – przyznają. W tym roku z nami i pod opieką Agnieszki Kalińskiej, cukiernika z hotelu Sheraton, dziennikarki telewizyjne odważyły się zadebiutować. Przy rozmowie o świątecznych zwyczajach w Krakowie i na Podlasiu powstawał pierwszy mazurek Marzeny Rogalskiej i świąteczna baba Anny Maruszeczko.

Anna Maruszeczko: Święta świętami, ale zanim nadejdą, jest Wielki Post! Ja wtedy rzeczywiście poszczę i na 40 dni rezygnuję z jakiejś przyjemności. Na Podlasiu, gdzie mieszkam, niektórzy nie zjedzą w poście nawet ciastka, bo do ciasta dodaje się jajka, a tego zasady postu prawosławnego zabraniają.

Marzena Rogalska: Poszczenie to pierwszy symboliczny porządek, jaki zaczynamy robić, przygotowując się na Zmartwychwstanie Chrystusa. To składanie obietnic wbrew pozorom nie jest dziś takie rzadkie! Mam znajomych, nowoczesnych ludzi, którzy w Środę Popielcową przyrzekają, że przez Wielki Post nie będą jedli słodyczy, palili papierosów i pili alkoholu! Samodyscyplina odświeża psychikę i ducha. I ona też przygotowuje do świąt. Warto wypróbować, czy gdy sobie coś postanowisz, dasz radę wytrzymać przez 40 dni. Tak jak Chrystus pościć.

Reklama

Ania: To okazja, by zmierzyć swoją siłę. Przekonać się, ile jej mam tak naprawdę. I w przeciwieństwie do noworocznych postanowień te wielkopostne są osobiste, intymne, nie odczuwamy potrzeby, by się nimi publicznie chwalić.

Moja rodzina obchodzi Wielkanoc dwa razy. Raz, kiedy przypadają święta rzymskokatolickie, i drugi ze względu na wyznanie męża, kiedy przychodzi Wielkanoc greckokatolicka. Ta druga – według kalendarza juliańskiego – zazwyczaj jest trochę później. W tym roku obydwa przypadają jak nigdy w tym samym czasie! A więc dwie rodziny Maruszeczków i Bokiejów będą razem i być może to będzie u nas na wsi, na Podlasiu.

Marzena: W moim rodzinnym domu święta zaczynamy planować pod koniec lutego. Ustalamy, co kupimy, co upieczemy, ugotujemy, dzielimy się obowiązkami. Mama zazwyczaj przygotowuje koszyk do święcenia i jest w tym niezrównana, w każdym roku wychodzi zupełnie inny! Ja zaopatruję rodzinę w ryby i robię desery. Tegoroczne święta z racji tego, że tata jest na ścisłej diecie, będą dietetyczne.

Ania: Ciasta też?

Marzena: Tak. Będą lody z mleka i otrębów owsianych, muffinki light. Ale bez obaw, kaloryczny mazurek wielkanocny też musi być! Dla makowego albo kajmakowego zawsze zrobię wyjątek. Jestem fanką mazurków. Jem je bez opamiętania. Do dzisiaj wydawało mi się, że to wyższa szkoła jazdy. Ale Aniu, drożdżowa baba też jest do zrobienia!

Ania: Super, bo to moje ulubione świąteczne ciasto oprócz „aksamitnego” sernika mojej mamy! Baby, po ukraińsku – paski, zazwyczaj piecze dla nas mama Andrija albo niania Tania, wykorzystując do tego wszelkie naczynia, które mają kształt chociażby zbliżony do formy baby! Powstaje mnóstwo bab, babeczek. Nie zawsze udaje nam się je wszystkie zjeść, więc resztę wkładam do zamrażalnika, a w lipcu cieszę się smakiem świeżego drożdżowego ciasta. A jeśli chodzi o dietetyczne pomysły, to ja przeciwnie. Baba najchętniej z kopy jaj!

Marzena: Jedzenie wielkanocne, mimo obecności białej kiełbasy, pasztetów, szynki, wydaje mi się lżejsze...

Ania: Są już nowalijki, można zrobić twarożek ze świeżym szczypiorkiem i rzodkiewkami...

Marzena: Po krakowsku zwany awanturką! A pamiętasz? Dostałam kiedyś od ciebie przepis na białą kiełbasę zapiekaną z soczewicą. Nie wyobrażam sobie Wielkanocy bez białej kiełbasy! I kupię ją oczywiście na jarmarku. Jak wszystko na święta. Kiełbasy z Podlasia, chleby na zakwasie, oleje lniane, nalewki, sery. A jeśli jestem w Krakowie, zakupy robię naturalnie na Kleparzu.

Ania: Na Podlasiu przez cały Wielki Post są organizowane fantastyczne wielkanocne jarmarki, każdej niedzieli w innej miejscowości. Uwielbiam spacerować pomiędzy straganami, kupuję zazwyczaj po jednej ozdobie od każdego sprzedawcy. Z jarmarku wyjeżdżam z pełną torbą!

Tuż przed świętami jeżdżę po nadbużańskich wioskach, po znajomych, sąsiadkach, które są mistrzyniami pisanek, wygrzebuję ozdoby z ubiegłego roku, kupuję masę wiosennych kwiatów, żonkili, krokusów, tulipanów i dekoruję dom. A wiesz, Marzena, gdzie kupuję palmy? W Krakowie! Tam są najpiękniejsze! W tamtym roku moje dzieci poszły do kościoła, trzymając palmę z kłosów w kształcie zajęcy.

Marzena: I podczas Niedzieli Palmowej machały nią księdzu pod nosem!

Ania: Nie mogę się już doczekać Wielkiej Soboty...

Marzena: I pójścia do kościoła ze święconką? Ania: Najpierw farbowania jajek...

Marzena: W łuskach od cebuli.

Ania: W cebulowych łuskach – na brązowo, w gotowanych skórkach od buraków – na różowo, w wywarze z kory dębu – na czarno. Do kościoła ze święconką jak co roku pójdzie moje dziecko, jedno albo drugie, i tylko z dziadkiem. Mnie to ich wspólne wyjście za każdym razem wzrusza, bo nie mieszkamy razem i widzę, jak i mali, i duży czekają z niecierpliwością i radością na to święcenie.

Marzena: Ja zazwyczaj chodziłam z tatą, ale miło wspominam chodzenie z koszyczkiem z siostrzeńcami jak byli młodsi. Uwielbiam przypatrywać się dzieciom, jak odsłaniają serwetki, zaglądają do środka i wyjadają kiełbaski, ciasto od razu po poświęceniu. A do domu przynoszą koszyczki trochę spustoszone.

Ania: Nie wiem, czy słyszałaś, że na Podlasiu pisanki, wydmuszki, resztki ze święconki rozdrabnia się i zakopuje w ziemi. Tradycja głosi, że poświęcone święcą ziemię. To samo robimy z palmami, które symbolicznie strzegą domu przed złem. Latem są palone, a popiół rozsypujemy w ogrodzie. Wtedy łączą się z ziemią i jak twierdzą na Podlasiu, gwarantują lepsze plony.

Ewa Awdziejczyk

Polecamy przepis na pyszną, puchową babkę!

Cały artykuł przeczytasz w kwietniowym wydaniu Twojego STYLU. Znajdziesz w nim także przepisy na babkę drożdżową, mazurek i paschę - w wykonaniu Ani i Marzeny!

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy