Reklama

Stąd do wolności

Wszyscy chcemy być bogaci. Nie po to, żeby żyć w luksusie, ale by czuć się w życiu bezpiecznie, mieć poczucie wolności, jaką dają pieniądze. Ponętna wizja? Jeśli tak, to dlaczego tak mało robimy, by ją zrealizować? Oto 9 psychologicznych barier, które stoją na drodze do twojej niezależności ekonomicznej. Przeczytaj, jak je pokonać.

1. Nie wiesz, po co ci pieniądze

Pewnie ci się wydaje, że znasz odpowiedź na pytanie: po co ci pieniądze. Jak to po co? Żeby starczyło do pierwszego, by opłacić rachunki, szkołę dziecka, kupić coś do domu, a latem pojechać na zagraniczne wakacje. To prawda. Jednak wszystkie te rzeczy nie sprawią, że poczujesz się komfortowo. Co najwyżej spowodują, że w terminie opłacisz ratę kredytu i zwiążesz koniec z końcem. Żeby mieć pieniądze i przekonanie, że stać cię na to, co ci potrzebne, musisz poszukać innego celu. Nie jest nim chęć przetrwania z miesiąca na miesiąc. Nie jest nim nawet wygoda, którą tak ceni klasa średnia. Wygodnie żyć można również, zadłużając się ponad miarę, a to z całą pewnością nie prowadzi do zamożności.

Reklama

Właściwym celem jest... wolność. Jak długo utrzymasz się bez pracy? Dwa tygodnie, miesiąc, rok? Im dłuższy jest ten okres, tym większą niezależność zyskałaś. Tak właśnie: niezależność, nie określoną sumę na koncie. Nie musisz znaleźć się na liście najbogatszych, możesz nie mieć markowych ciuchów, ludzie mogą nie podziwiać tego, jak pniesz się w górę od awansu do awansu. Gdy masz czas dla rodziny, na swoje hobby i nie musisz za wszelką cenę szukać stresującej pracy na etacie, a mimo to stać cię na wygodne życie – jesteś naprawdę bogata.

2. Cierpisz na syndrom ofiary

Biedni myślą: „Życie mi się przydarza”. Bogaci myślą: „Tworzę własne życie”. Tak przynajmniej twierdzi T. Harv Eker, autor książki "Bogaty albo biedny". Po prostu różni mentalnie. Biedni zwykle odgrywają rolę ofiary – co nie znaczy, że są ofiarami. Po czym ich poznać? Po pierwsze obwiniają innych za swój stan posiadania: gospodarkę, rząd, żonę lub męża, pracodawcę, branżę, w której pracują i w której podczas kryzysu najgorzej się dzieje. Zawsze też można zwalić winę na rodziców: że nie nauczyli syna czy córki zarabiać wystarczająco dużo...

Drugi znak rozpoznawczy ofiary to usprawiedliwianie sytuacji. Ktoś taki mówi zwykle: pieniądze nie są ważne. To oznacza, że ich po prostu nie ma. Czasami argumentacja jest bardziej wyrafinowana: pieniądze nie są tak ważne jak miłość. – To pomieszanie pojęć – przekonuje Eker. Absurdem byłoby twierdzenie: ręka nie jest tak ważna jak noga. Jak można je porównywać, skoro służą do innych celów? Gdy pieniądze są na twojej liście priorytetów na ostatnim miejscu, nic dziwnego, że twoje konto nie jest imponujące.

I wreszcie punkt trzeci: ofiarę poznaje się po nieustannym narzekaniu. Ilość wydarzeń fantastycznych i pechowych w życiu człowieka bogatego i biednego jest prawdopodobnie taka sama. Ale podczas gdy rysa na samochodzie dla biednego będzie dowodem, że cały wszechświat sprzysiągł się przeciwko niemu, dla zamożnego to po prostu jedna ze spraw do załatwienia. Osobę niezależną materialnie można poznać po tym, że jest „większa” od swoich problemów. Nie czuje się nimi przytłoczona, a ze swojego słownika usunęła słowo „bezradność”.

3. Twoje przekonania rządzą tobą

Jak to się dzieje, że gdy masz gotówkę w portfelu, musisz ją wydać w całości, do ostatniego grosza? Albo: dlaczego, chociaż zarabiasz więcej, odkładasz mniej niż wcześniej, a twoje wydatki drastycznie rosną? „Winę” za to ponoszą związane z finansami schematy myślowe, którym ulegamy. Problem polega na tym, że ich sobie nie uświadamiamy. To poglądy, które wyniosłaś z dzieciństwa, rozmów z innymi ludźmi albo usłyszałaś w mediach. Rzadko są to twoje opinie, a jednak za takie je uważasz. Niektóre przekonania ci służą, np.: zasługuję na dobrobyt. Inne są niszczące, sabotujące twoje wysiłki i próby osiągnięcia finansowej niezależności. Należą do nich „Bogaci są chciwi”, „Pieniądze szczęścia nie dają”, „Jeśli będę miała dużo pieniędzy, nie będę wiedziała, co zrobić, by je utrzymać”, „Gdy stanę się bogaty, stracę przyjaciół i będę skazany na samotność”. Nieuświadomione przekonania i poglądy wpływają bezpośrednio na nasze działania.

Wyobraź sobie taką sytuację; Prowadzisz własną firmę, nie wiedzie ci się najlepiej. Ale po kilku latach chudych pozyskujesz atrakcyjnego klienta. Potem kolejnych. Zarabiasz coraz więcej, tyle tylko że twoje oszczędności są mniejsze niż wtedy, gdy z trudem próbowałaś dotrwać do pierwszego. Co się stało? Może z domu rodzinnego wyniosłaś przekonanie, że „kobieta, która ma dużo pieniędzy, traci seksapil”? Dlatego podświadomie trwonisz zarabiane pieniądze z obawy, że nie będziesz atrakcyjna dla mężczyzn. Ale czy to naprawdę twoja opinia, czy może słyszałaś, jak wygłaszał ją ojciec, który utrzymywał dom i nie chciał, by matka pracowała? Ty nie masz męża, za to na głowie kredyt, który spłacasz sama. Musisz więc zrewidować poglądy na swój temat i na temat tego, co jest kobiece. Niezależność, stanie na własnych nogach, również pod względem finansowym, bywa przecież bardzo sexy...

Co więc zrobić, by pozbyć się ograniczających przekonań? Po pierwsze: uświadomić je sobie. Po drugie: zrozumieć, skąd się biorą. Po trzecie: oddzielić je od własnego „ja”. Sprawdzić, jakie zasady ci pasują, a jakie są niepotrzebnym balastem. Przeprogramować najbardziej „trujące” poglądy.

4. Trudno ci zrobić pierwszy krok

Może się zdarzyć, że nawet gdy pójdziesz na szkolenie i przeczytasz stertę mądrych książek, nie zrobisz nic, by inwestować czy oszczędzać pieniądze. Skuteczne szkolenie to nie takie, które przekazuje skomplikowaną wiedzę, ale takie, dzięki któremu ruszysz z miejsca, wcielisz w życie najprostsze prawdy – przekonuje Robert Kiyosaki, autor książki "Młody bogaty rentier".

On sam na pierwszy warsztat poszedł z lepiej od niego wykształconym kolegą, który uznał to, co usłyszeli, za kompletne bzdury. – Ja byłem wystarczająco głupi, by uzyskane rady zastosować w praktyce. I całkiem nieźle na tym zarobiłem – pisze Kiyosaki. Jak przemóc się do działania? Skuteczna jest metoda kai zen, czyli po prostu metoda małych kroków. Trenerzy rozwoju osobistego radzą: – Duże, odległe cele wzbudzają lęk. Należy je podzielić na kilka mniejszych, które ten lęk zminimalizują. Jeśli chcesz np. zainwestować w akcje, nie musisz od razu wydawać na nie wszystkich pieniędzy, które trzymasz „na czarną godzinę”. Mniejszy cel w tym wypadku oznacza, że kupisz ich tylko trochę. I zaplanujesz kolejne zakupy na przyszłość. Wówczas wizja straty wszystkiego cię nie zatrzyma – zrobisz ten ważny, pierwszy krok.

5. Jesteś zbyt pewna siebie

Gdy już zaczniesz inwestowanie, czyha na ciebie kolejna psychologiczna pułapka: nadmierna pewność siebie. Identyczne zjawisko dotyczy kierowców, którzy właśnie dostali prawo jazdy. Początkowo niepewni, jeżdżący 20 km na godzinę, po przełamaniu pierwszego lęku stają się królami szos, co często kończy się wypadkiem. Nic dziwnego, że procentowo najwięcej kolizji zdarza się w pierwszym roku po zdobyciu prawa jazdy.

Podobnie jest z finansami. – Początkujący inwestorzy nazbyt entuzjastycznie oceniają swoje możliwości, mimo że nie mają jeszcze odpowiedniej wiedzy – twierdzi John R. Nofsinger, autor książki "Psychologia inwestowania". Przytacza w niej badania przeprowadzone wśród właścicieli firm. Większość z nich uważa, że ma 70 proc. szans na prowadzenie ich z sukcesem. Ale tylko 39 proc. jest przekonanych, że ktoś inny kierujący podobnym biznesem mógłby mieć takie same szanse powodzenia. Dlaczego? Ponieważ są nadmiernie pewni siebie.

Załóżmy, że boisz się inwestować w akcje. Znajomym jednak udaje się namówić cię na fundusze inwestycyjne. Zgodnie z sugestią doradcy dywersyfikujesz swój portfel: część pieniędzy inwestujesz w fundusze stabilnego wzrostu, część w fundusze akcji. Po roku z funduszu stabilnego masz 7 proc. zysku, z akcji prawie 30 procent. Wydaje ci się, że dobra passa nigdy się nie skończy, że czego dotkniesz, zamienia się w złoto. Wszystkie pieniądze przenosisz do funduszu akcji. Zapożyczasz się. Ale po bessie przychodzi kryzys. Nie tylko tracisz zysk, ale i część oszczędności. – To typowa sytuacja – twierdzi Nofsinger. – Ufamy swojemu szczęściu, a nie inwestujemy w wiedzę ekonomiczną. Dlatego gdy na rynku panuje hossa, większość graczy zawiera zbyt dużą ilość transakcji i o wiele chętniej niż w czasach bessy podejmuje ryzyko.

6. Rządzi tobą ambicja, wstyd albo duma

Dlaczego ważne są akurat te emocje? Bo prowadzą do racjonalizacji błędnych decyzji inwestycyjnych. Załóżmy, że potrzebujemy gotówki. Żeby ją uzyskać, musimy sprzedać posiadane akcje. Mamy akcje firmy X, która przyniosła nam zysk, i akcje firmy Y, na których straciliśmy. Prawdopodobnie sprzedamy akcje firmy X, by poczuć dumę, że tak trafnie ulokowaliśmy oszczędności. Nie sprzedamy natomiast akcji Y, by uniknąć poczucia wstydu, że daliśmy się uwieść wynikom miernego przedsiębiorstwa.

Duma i wstyd nie pozwalają nam się wycofać z błędnych decyzji. W tym procesie ważne jest też to, że chcemy odpowiednio się zaprezentować, dobrze wypaść w oczach innych. Chcemy, żeby uważali nas za ludzi sprawnych, konsekwentnych, nieomylnych. To wyznaczniki sukcesu. Zbytnie przywiązanie do własnego wizerunku bywa powodem niejednej klęski inwestycyjnej.

7. Nie stać cię na dodatkowe koszty

Wcale nie chodzi tu o pieniądze. Prowadzenie własnej firmy czy inwestowanie wymaga przede wszystkim dyspozycyjności – często niemal 24 godziny na dobę. Nie jest to prawda popularna. Kiedy marzymy o życiu w dobrobycie, często widzimy tylko jego przyjemne strony: lunch w dobrych restauracjach, służbowe podróże. Praca nad finansową niezależnością może wymagać dodatkowego zaangażowania: poświęcania weekendów, wieczorów, chwil spędzanych z rodziną. Czy jesteś na to gotowa? Prawdopodobnie nie. W każdym razie tak długo, jak otwarcie sama ze sobą o tym nie porozmawiasz.

Dobrze robi ćwiczenie z wyobraźnią. Powiedzmy, że dajesz sobie trzy lata na wybudowanie domu. Przez ten czas oszczędzasz każdą zarobioną złotówkę. By nie wydawać na czynsz, wprowadzasz się do mamy. Trzy lata przedłużają się do pięciu, są problemy z ekipą, pozwoleniami, pieniędzmi. Ale w końcu masz ten wymarzony dom. Bajka? Sama sobie odpowiedz. Dopiero kiedy realnie spojrzysz na sytuację - działaj.

8. Jesteś podatna na materialne pokusy

Nie sposób lekceważyć potrzeby posiadania. Koleżanka z pracy ma co tydzień świetny ciuch, ty od trzech lat donaszasz ten sam płaszcz. Sąsiad kupił nowy samochód, twój ma sto tysięcy kilometrów przebiegu. Też chciałabyś kupić coś nowego, pojechać na wakacje. Nie bierzesz jednak pod uwagę, że koleżanka jest samotna, gdy ty masz dzieci i rodzinę, że sąsiad wziął kredyt i teraz przez najbliższe kilka lat będzie go spłacał, a ty nie masz takich obciążeń.

Chcesz ich naśladować, więc gdy tylko pojawi się dodatkowa gotówka, biegniesz do sklepu. Przez chwilę czujesz się bogata. Ale tylko przez chwilę.Potrzeba posiadania skutecznie odciąga Cię od długofalowego inwestowania. Bo inwestując, musiałabyś sobie tych przyjemności odmówić.

9. Cierpisz na efekt jo-jo

Z pewnością to znasz. Odchudzasz się, trzymasz dietę, efekt: nareszcie widać talię. Nie mija miesiąc i zauważasz, że wróciłaś do poprzedniej wagi. Efekt jo-jo występuje nie tylko w odchudzaniu, ale także... w motywacji. Jak to działa? „Bierzesz udział w szkoleniu, poznajesz nowe techniki i inspirujących ludzi. Czujesz, jakby ktoś przypiął ci skrzydła. Podejmujesz decyzję o tym, że zainwestujesz w nieruchomości. Gromadzisz dane, szukasz w internecie mieszkań.

Ale już po tygodniu... nie masz czasu, wracasz do starego trybu życia” – pisze Zbigniew Ryżak, autor książki "Efekt jo-jo w motywacji". Dlaczego tak się dzieje? Prawdopodobnie nie odpowiada ci forma inwestowania, jakiej nauczyłaś się na ostatnim kursie. Nie rób nic na siłę, przecież stabilność finansową można osiągnąć na wiele sposobów. Wierzyć w magię procenta składanego i oszczędzać co miesiąc niewielką sumę, inwestować w akcje, założyć własny biznes.

Nie każdy sposób będzie zgodny z twoją osobowością i temperamentem. Na przykład: chcesz czerpać dodatkowy dochód z wynajmowania kawalerki. Ale jednocześnie musisz dbać o remonty, ściąganie czynszu. Bywa, że mieszkanie stoi puste i nie zarabiasz nic. Po roku czujesz się wykończona. Może lepszym rozwiązaniem dla ciebie będzie założenie własnego biznesu? Na przykład sklepu z zabawkami, bo już od dawna o czymś takim myślałaś, ale brakowało ci odwagi. To może być twórcze, a jednocześnie dochodowe zajęcie.

Gdy więc czujesz, że utknęłaś w martwym punkcie, odetchnij spokojnie, przypomnij sobie swój cel i poszukaj najlepszego dla siebie sposobu, który pozwoli ci do niego dążyć.

Małgorzata Kwiek

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy