Reklama

Helena Marusarzówna: Była "demonem nart", została wojenną bohaterką

Nazywana była "królową zimy", a w dzieciństwie "małym demonem nart". Swoją siłą i odwagą imponowała nawet mężczyznom, a jej największym fanem był brat — wybitny polski skoczek narciarski, Stanisław Marusarz. Helena Marusarzówna żyła intensywnie, ale krótko — bardziej od nart kochała bowiem tylko Polskę.

Helena Marusarzówna urodziła się 17 stycznia 1918 roku w Zakopanem jako córka leśniczego Jana Marusarza i Heleny z domu Tatar. Urodę przyszła sportsmenka odziedziczyła zapewne po mamie - Helena z Tatarów była tak piękną kobietą, że sportretować postanowił ją sam Józef Mehoffer, wybitny malarz i witrażysta. Jan, jeszcze przed ślubem z mamą narciarki wyjechał do Stanów, a za zarobione w tamtejszych kopalniach pieniądze wybudował dom na Żywczańskiem, gdzie wychowywała się Helena juniorka i piątka jej rodzeństwa, w tym wybitny polski sportowiec, Stanisław Marusarz. 

Reklama

Helena Marusarzówna: "Była małym demonem nart"

Ojciec Heleny nie był zachwycony narodzinami kolejnej córki. Na świecie były już wtedy Zofia i Bronisława, a "jeszcze jedna kiecka w chałupie" zdawała się być jedynie obciążeniem dla gospodarstwa. Szybko zmienił jednak zdanie i docenił niezwykłą siłę, sprawność i zamiłowanie do aktywności fizycznej Heleny, których mógłby jej pozazdrościć niejeden chłopak. Marusarzówna sportem zainteresowała się już w dzieciństwie, a bliscy szybko odkryli jej talent. W wieku zaledwie kilku lat startowała w organizowanych z inicjatywy wielkiego przyjaciela Zakopanego i miłośnika Tatr — Kornela Makuszyńskiego — zawodach narciarskich i wielokrotnie je wygrywała.

Mała Helenka uwielbiała i podziwiała brata, z którym zdobywała pierwsze narciarskie szlify. Powiedziała mu kiedyś, że gdyby tylko miała porządne narty, to "byk syćkich nabiła". Czas pokazał, że nie rzucała słów na wiatr.

W styczniu 1935 roku Helena Marusarzówna została przyjęta do Sekcji Narciarskiej Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Szczególnie upodobała sobie konkurencje alpejskie - slalom oraz bieg zjazdowy i szybko osiągnęła w nich poziom mistrzowski.

Na tej prestiżowej, zakopiańskiej imprezie sięgnęła zresztą po srebro - miała wtedy zaledwie siedemnaście lat. 

W sezonie 1936/1937 Marusarzówna nie pozostawiła swoim konkurentkom żadnych złudzeń - podczas mistrzostw Polski zwyciężyła w kombinacji i slalomie, a w biegu zjazdowym zajęła drugie miejsce, zaraz za znacznie starszą i bardziej doświadczoną Bronisławą Staszel-Polankową. Triumfowała także w roku 1938, choć nie była w pełni zadowolona ze swojego występu - miała świadomość braków i wiedziała, że poziomem wciąż odstaje od zawodniczek z innych krajów, choćby z Austrii. Helena trenowała więc jeszcze wytrwalej, tym bardziej, że podobnie jak całe Zakopane, szykowała się już do innej sportowej imprezy - mistrzostw świata FIS. 

Zainteresowanie tym wydarzeniem było ogromne - Polacy stawali na rzęsach, by jak najlepiej przygotować sportowe obiekty, przez Krupówki przetaczały się "dzikie tłumy", ciężko było również o nocleg. Helenie nie dane było jednak zawalczyć o najwyższe laury - zaledwie miesiąc przed rozpoczęciem zawodów, podczas treningu, złamała rękę w nadgarstku, grzebiąc swoje nadzieje na triumf w FIS.

Helena Marusarzówna nie zamierzała się poddać - szybko wróciła do regularnych treningów, szusowała nawet w gipsie i już w marcu wzięła udział w zawodach w Feldbergu, gdzie zajęła wysokie, trzecie miejsce w biegu zjazdowym. Na tym samym miejscu została sklasyfikowana w kombinacji alpejskiej. Największy sukces odniosła jednak w slalomie, ulegając tylko mistrzyni olimpijskiej, Niemce Christl Cranz. Miał to być ostatni wielki sukces polskiej sportsmenki. Za rogiem czaiła się już bowiem wojna...

Modelka, aktorka, pasjonatka

Póki co jednak Helena Marusarzówna szła jak burza i zdobywała serca Polaków nie tylko sportowymi sukcesami, ale także wyjątkową urodą. Polska narciarka była nie tylko wysportowaną, szczupłą i wysoką (ponad 170 cm wzrostu) młodą kobietą, ale po mamie odziedziczyła piękne niebieskie oczy, blond włosy i doskonałą prezencję. Nic dziwnego, że interesowali się nią nie tylko mężczyźni, ale także... ówczesny showbiznes. Juliusz Gardan zaproponował jej rolę dublerki Liliany Zielińskiej w swojej "Halce", a projektanci mody zaczęli oferować jej... pracę na wybiegu. Z aktorstwem nie było Helenie po drodze, ale chętnie wcielała się w rolę modelki - w 1938 roku regularnie bywała w Warszawie, gdzie wzięła udział choćby w pokazie w Teatrze Polskim. 

Polską medalistkę fascynowało też szybownictwo - rodzice nie mieli jednak pieniędzy, by zasponsorować jej kurs, więc tę pasję postanowiła odłożyć "na później". To "później" miało jednak nigdy nie nastąpić.

Niezłomna i prawa do końca

We wrześniu 1939 roku Marusarzówna dołączyła do polskiego ruchu oporu, pełniąc od października rolę tajnej kurierki komórki "Zagroda" Oddziału Łączności Konspiracyjnej KG SZP-ZWZ (Związek Walki Zbrojnej) do bazy "Romek" w Budapeszcie. Sportsmenka zajmowała się dostarczaniem poczty, pieniędzy, rozkazów i meldunków. O jej działalności nie wiedzieli nawet najbliżsi - Helena nie chciała ich narażać, tym bardziej, że akcje przerzutowe, w których uczestniczyła były bardzo niebezpieczne. 

Początkowo wszystko szło dobrze, ale z biegiem czasu gestapo zaczęło nabierać podejrzeń. Marusarzówna postanowiła więc wycofać się z tej działalności, ale poproszono ją o pomoc ten jeden, ostatni raz. Tym razem przerzut zakończył się niepowodzeniem - 25 marca 1940 roku sportsmenkę zatrzymała słowacka żandarmeria. 

Tak się jednak nie stało - Helena trafiła do więzienia w Muszynie i w Nowym Sączu, a stamtąd przetransportowana została do Tarnowa. 

Przez półtora roku Marusarzówna poddawana była torturom, ale Niemcom nie udało się uzyskać od niej żadnych istotnych informacji. Milczenie sportsmenki było więc równoznaczne z wyrokiem śmierci. Gestapo znalazło zresztą w jej bagażu list w języku węgierskim i po wielu miesiącach skojarzyło go z osobą Stefanii Hanauskówny, żołnierki Związku Walki Zbrojnej, skazanej później na śmierć za szpiegostwo. Hanauskówna pracowała w sekretariacie Landkomisariatu w Dąbrowie Tarnowskiej i wykorzystując swoje stanowisko, przekazywała ZWZ informacje z dokumentów niemieckich, do których miała dostęp, niszczyła trafiające do urzędu listy denuncjujące Polaków i uprzedzała o możliwych aresztowaniach i represjach. 

Zgromadzone dowody doprowadziły Marusarzównę wprost przed pluton egzekucyjny - została rozstrzelana 12 września 1941 roku w Podgórskiej Woli koło Tarnowa. Jesienią Jan Marusarz został wezwany do urzędu miasta, gdzie poinformowano go o wykonaniu wyroku śmierci na córce. 

Co ciekawe, istnieje jeszcze jedna wersja, według której sportsmenkę rozstrzelano 23 lipca 1941 roku w lesie Kruk w Skrzyszowie - tego dnia życia straciła także Janina Bednarska, wspomniana Stefania Hanauskówna oraz trzy inne kobiety.

24 listopada 1958 roku, na oczach brata Heleny, Stanisława Marusarza jej szczątki poddano ekshumacji i przewieziono do Zakopanego, gdzie 27 listopada odbyła się ceremonia pogrzebowa. Narciarka spoczywa na Cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem (kw. P-I-13). 

Helena Marusarzówna została odznaczona pośmiertnie Orderem Virtuti Militari, a w 1967 roku przez Radę Państwa - Krzyżem Walecznych. 21 września 2019 roku, podczas gali z okazji 100-lecia PZN, za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, osiągnięcia sportowe oraz działalność na rzecz rozwoju sportów zimowych została pośmiertnie odznaczona przez prezydenta RP Andrzeja Dudę Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. W latach 1946 - 1994 w Zakopanem rozgrywany był Memoriał Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. 

- Helena żyła w zimowej stolicy Polski w kręgu osób odważnych, bezkompromisowych, silnych moralnie i prawych. Żyła wśród wybitnych sportowców uprawiających nie tylko narciarstwo na najwyższym poziomie światowym, ale także taternictwo i szybownictwo. Wszystkich ich cechował gorący patriotyzm, którym zapisało się nie tylko jej rodzeństwo, ale też całe środowisko. Ludzie ci oddali swoją młodość, a często i życie - walcząc w podziemiu i na wszystkich frontach drugiej wojny światowej - pisze Krzysztof Szujecki w książce "Sportsmenki". 

Zobacz również: "Anielski głos, rosyjski charakter". Nikt nie śpiewał tak jak ona 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: II wojna światowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy