Reklama

Zakręciło mi się w głowie...

Sukces może upoić, szczególnie gdy przychodzi nagle. Z dnia na dzień stajesz się popularny, zarabiasz duże pieniądze... I świat zaczyna wirować. Masz poczucie, że jesteś na fali wznoszącej, a wtedy łatwo się zgubić...

Popularność ma swoje dobre strony, a sława przyciąga jak magnes - przyznaje aktor Borys Szyc. - Gdy ktoś do mnie podchodzi, zawsze chwilę z nim pogadam. Nie czarujmy się: każdy aktor jest trochę próżny. W kawiarni Karma na placu Zbawiciela niedaleko Teatru Współczesnego w Warszawie Szyc wzbudza powszechne zainteresowanie. Ludzie wodzą za nim wzrokiem. Borys ma tego świadomość. Jest przyjazny, bezpośredni, przybija piątkę z kelnerami, macha do znajomych siedzących przy innych stolikach, a z nieznajomymi od razu przechodzi na "ty".

Kariera, sława, blaski

Reklama

Borys Szyc, niezbyt wysoki trzydziestolatek, nie ma urody amanta, ale i tak jest uwielbiany przez kobiety. Tabloidy i plotkarskie portale internetowe szczegółowo opisują, z kim się spotyka i gdzie się bawi. Już dawno przestało go to dziwić. Popularność przyszła nagle, niemal z dnia na dzień. Pięć lat temu, gdy wystąpił w "Symetrii" Konrada Niewolskiego, a potem w "Vinci" Juliusza Machulskiego, zauważył, że ludzie na ulicy zwracają na niego uwagę. - Pamiętam sesję zdjęciową w plenerze, w samym centrum Warszawy - opowiada Szyc. - W pewnej chwili patrzę, a z przejeżdżającego autobusu macha do mnie kilka dziewczyn. Zdziwiłem się, ale zrobiło mi się przyjemnie. Może to zabrzmi nieskromnie, ale z czasem się przyzwyczaiłem. Teraz gdy wchodzę na forum internetowe na portalu Stopklatka, widzę, że na mój temat jest kilkaset wpisów. Powiedz sama, czy nie przewróciłoby ci się w głowie? - żartuje.

Jarosław Kuźniar, 31-letni dziennikarz TVN 24, który prowadzi poranny program informacyjny, od niedawna stał się rozpoznawalny. - Cieszę się, że są widzowie, którzy mnie lubią, i miło mi, że piszą do mnie maile lub dyskutują na forach. Najczęściej komentują wypowiedzi, ale zdarza się, że nie podoba się im mój garnitur lub zachowanie. Wtedy zastanawiam się, co zmienić. Ale zdarza się, że potrafi wejść w konflikt nawet z widzami. Po zwycięstwie Marcina Mroczka w tanecznym konkursie Eurowizji Kuźniar twierdził na antenie, że nie wie, kim jest laureat, a potem żartował zarówno z tancerza, jak i z listów, które w jego obronie napływały do redakcji. Pisano wtedy, że dziennikarz może zanadto już zadziera nosa. Kuźniar nie lekceważy jednak publiczności i bardzo uważnie śledzi wyniki badań telemetrycznych swojego programu. - Lubię wiedzieć, jak widzowie reagują na każdą sekundę emisji, czy ja, temat albo gość ich nie zanudzamy.

Gala Telekamer 2009. Kuźniar siedzi na widowni obok dziennikarki Justyny Pochanke i Adama Pieczyńskiego, jej męża i dyrektora TVN 24. Ze sceny padają nominacje do nagrody w kategorii najlepszy dziennikarz informacyjny. Telekamerę otrzymuje Pochanke, Kuźniar jest poza podium, ale zdobywa dużą liczbę głosów. Pieczyński składa mu gratulacje. Widać, że dziennikarzowi sprawia to przyjemność. W bezpośredniej rozmowie jest nieśmiały. To zaskakujące, bo na wizji sprawia wrażenie pewnego siebie. Dowcipkuje, pojawia się w studiu z kurą, rzuca piłką do operatorów. Dzięki niekonwencjonalnym pomysłom jego program ma coraz więcej widzów. - Moją popularność bardziej odczuwają rodzice w Bielawie. Znajomi i sąsiedzi pytają mamę: "A czemu to dziś Jarka rano nie było w telewizji? Chory?".

Nie tylko oklaski

Jeszcze dwa lata temu Natasza Urbańska była mało znaną artystką Teatru Buffo. Rozgłos przyniosły jej występy w telewizji. Okazała się wdzięcznym tematem dla kolorowej prasy brukowej, bo od lat związana jest z Januszem Józefowiczem, szefem Buffo. - Mój występ w programie "Jak oni śpiewają" ożywił media. Dziennikarze krytykowali mnie bezlitośnie - opowiada Urbańska - i pytali, skąd się wzięłam. Co prawda dzięki temu program miał większą oglądalność, ale wtedy mnie to nie obchodziło. Przejmowałam się tym, co o mnie publicznie mówiono. Wtedy zwracała uwagę na to, jak wygląda, z kim się spotyka. Żyła w ciągłym napięciu. Dziś opowiada o tym z dużym spokojem. Z dumą pokazuje mi w swoim iPhonie pierwsze zdjęcie córeczki. Kalina urodziła się półtora miesiąca temu. Szybki powrót młodej mamy na scenę też był komentowany w prasie. Krytyczne uwagi równoważyły jednak teksty z pochwałami i zdjęcia ze sceny, na której podziwiać można figurę i formę Nataszy. Na tym polega show-biznes.

- Jeśli w krótkim czasie stajesz się znaną twarzą, to najpierw przeżywasz zachłyśnięcie się - dodaje Borys Szyc. - Przychodzi jednak moment, kiedy spełnione marzenie staje się przekleństwem i musisz sam sobie z tym poradzić. Aktor nie kryje, że drażnią go płytkie pytania dziennikarzy w przeprowadzanych z nim wywiadach. Wolałby raczej rozmowy o jego pracy, filmowych i teatralnych rolach. Tymczasem najczęściej pytany jest o to, ile zarobił, czy pije i jak wygląda jego nowa dziewczyna. Wie jednak, że to jest cena sławy.

- W świecie blichtru i plotek trzeba mieć odporność i siłę - dodaje Weronika Marczuk-Pazura, która ma dłuższe niż Urbańska i Szyc doświadczenie, bo jej medialne istnienie zaczęło się już wiele lat temu. Jako żona będącego u szczytu popularności Cezarego Pazury budziła wielkie zainteresowanie mediów. Dużo później nastąpił rozwód, który… przysporzył jej rozgłosu i uznania. Do tego doszedł udział w programie "You Can Dance". Z Weroniką spotykam się w jej ulubionym barze sushi na warszawskiej Sadybie. - Nie przypuszczałam, że moja osoba wzbudzi tyle emocji - mówi z lekkim wschodnim akcentem. Po rozstaniu z Pazurą nie zniknęła z mediów, a wręcz odwrotnie: znalazła się pod ich obstrzałem. - Czytałam w gazecie, że się kończę, że jestem nieszczęśliwa, chora, że sobie nie radzę. Kiedyś mnie to denerwowało. Dziś wkurzam się coraz rzadziej.

Jest gdzieś inaczej Wszyscy wychowali się w zwyczajnych, skromnych rodzinach. Ale też nie kryją, że ciężko pracowali na swój sukces i w głębi duszy marzyli o tym, aby go osiągnąć. Jarosław Kuźniar w pierwszej klasie liceum pisał teksty do lokalnej gazetki, a jako 15-latek zaczął pracować w radiu w Dzierżoniowie, gdzie chodził do szkoły średniej. Na studiach polonistycznych zamarzył o "Trójce". Pewnego dnia zadzwonił tam z wrocławskiego radia, w którym wówczas pracował. Poproszono, aby przyjechał na rozmowę. Spodobał się. Przez pierwsze miesiące dojeżdżał do Warszawy tylko na weekendy i prowadził audycję, potem zamieszkał na stancji w Śródmieściu. - Czułem się samotny, bez pieniędzy i przyjaciół - wspomina. - Ale i tak byłem szczęśliwy, cały czas spędzałem w radiu. Uczyłem się zawodu od dziennikarskich autorytetów, których od dziecka znałem z anteny: Kaczkowskiego, Niedźwieckiego, Mana.

Weronika Marczuk-Pazura też marzyła o wspaniałej przyszłości. Na Ukrainie studiowała na wydziale biologii i chemii, ale gdy na początku lat 90. jej kraj ogarnął kryzys polityczny i gospodarczy, postanowiła wyjechać do sąsiedniej Polski. - Tu zobaczyłam, że ludzie głoszą otwarcie swoje poglądy, bez obaw chodzą do kościoła, mówią to, co myślą. Przeżyłam szok - opowiada. Nie chciała jednak zmarnować szansy. Postanowiła, że zostanie tu na dłużej.

Borys Szyc dorastał w Łodzi. Wychowywała go samotnie mama. Pamięta pierwszy wyjazd na Zachód, do Niemiec, gdzie mieli rodzinę. - Tam oszalałem na widok zabawek - wspomina aktor. - Z przejęcia nawet się zgubiłem w sklepie i dziadek musiał mnie odebrać od ochroniarzy. Potem w Polsce myłem na stacji szyby, a za zarobione drobne kupowałem zabawki.

Natasza Urbańska w dzieciństwie trenowała gimnastykę, a jako nastolatka interesowała się teatrem i była pewna, że chce występować. - Kiedy usłyszałam, że spektakl "Metro" z Buffo wyjeżdża na Broadway do Nowego Jorku, kompletnie oszalałam. Chciałam się do niego dostać za wszelką cenę - opowiada. - Odesłano mnie jednak z powodu zbyt młodego wieku. Udało się dopiero za rok. We wspólnych garderobach spotykała gwiazdy: Edytę Górniak, Kasię Groniec, Barbarę Melzer i Annę Mamczur. Spędzała tam cały wolny czas, była szczęśliwa, że może je obserwować, uczyć się od nich. Józefowicza traktowała jak Boga, absolutną wyrocznię. Atmosfera panująca w Buffo przesłoniła jej wówczas cały świat.

Monika Głuska-Bagan

Przeczytaj drugą część artykułu

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy