Reklama

W sporze o Boga i... Nergala

Czy prawdziwy polski katolik i niewierzący antyklerykał mogą rozmawiać o swoich przekonaniach bez nienawiści? Mogą. A nawet żyć w przyjaźni i... napisać o tym książkę.

Ich przyjaźń narodziła się w 2008 r., gdy zostali prowadzącymi „Mam talent”. Jeżdżąc na castingi do programu, mieli okazję dobrze się poznać i mimo różnic – polubić. A także rozmawiać o tym, co ich dzieli najbardziej – o Bogu, światopoglądzie.

Marcin Prokop (34), ateista i do niedawna antyklerykał, z mocno wierzącym intelektualistą katolickim, niedoszłym zakonnikiem Szymonem Hołownią (35) potrafią pojedynkować się na argumenty bez zaciekłości, choć z dużą dozą emocji. Zapisem ich wielogodzinnych dyskusji jest książka „Bóg, kasa i rock’n’roll”, która pojawi się w księgarniach 14 listopada.

Reklama

Kto wygrał w tym pojedynku? „Nie próbowaliśmy niczego rozstrzygać ani nawzajem się nawracać” – napisał w posłowiu Szymon. Obaj pozostali więc na swoich stanowiskach, ale trudno nie zauważyć, że Marcin zmienił się pod wpływem przyjaciela. Widać to choćby w jego życiu prywatnym.

Jeszcze do niedawna Prokop, choć trzy razy oświadczał się Marii Prażuch (32), z którą żył w nieformalnym związku i ma córkę Zosię (5), nie palił się do małżeństwa. Pod wpływem Hołowni miękł, aż w końcu, w sierpniu tego roku, całkowicie skapitulował. – Ślub wzięliśmy w Lizbonie, ale nie powiem jaki... czy kościelny, czy tylko cywilny – mówił tajemniczo. Ponieważ jednak wśród nielicznych gości byli jego rodzice, wierzący i praktykujący, można podejrzewać, że nie chciał sprawiać im przykrości i uroczystość odbyła się w okolicach ołtarza. Tym bardziej, że jego antyklerykalizm to już przeszłość.

Kiedyś Kościół to był dla niego „ojciec Rydzyk, pedofilskie afery i sępienie od wiernych kasy według zasady „co łaska, ale nie mniej niż pięćset”. Dzięki Szymonowi to się zmieniło. – Pozbyłem się niechęci, którą przez lata żywiłem do sutanny – przyznał.

„Zamiast o najnowszym serialu, biuście Dody (...) gadamy o rzeczach, które mimo wszystko wydają nam się ważniejsze” – zapewnia Prokop. Ale nawet rozmawiając o Bogu, nie unikają odniesień do show-biznesu, w którym obaj funkcjonują. Przy temacie „szatan” nawiązują do Nergala. „Darcie Biblii na scenie to dla mnie artystyczny obciach, nie odmawiałbym jednak szatanowi miejsca przy popkulturowym stole” – pisze Prokop. Co przeraża Hołownię. „Wam się wydaje, że jesteście tacy mądrzy, że nawet szatana możecie wziąć w karby, czyniąc zeń powolną pensjonarkę. Chłopcy, nie wiecie, w co się bawicie” – przestrzega.

Wśród poważnych argumentów nie brakuje też żartobliwych docinków. – Mój ty Platonie telewizji śniadaniowej... – Mój ty Piotrze Rubiku polskiego katolicyzmu... Jeden jest przewodnikiem po Biblii, drugi po popkulturze, obaj są popularni. Na tym polu wygrywa jednak Prokop. Z lekką zazdrością Szymon „wytknął mu” piszczące wielbicielki. – Choć kilka razy, z litości, poprosiłeś kogoś, żeby i ode mnie wziął autograf – przyznał wielkodusznie. I to jest przyjaźń!

Anna Bazia

Na żywo 43/2011

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Marcin Prokop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy