Reklama

Twardziele też ronią łzy

Dla niego była kimś niezwykłym, prawie siostrą. Zawdzięcza jej start do zawodu i poznanie ukochanej żony.

Choć od tragicznej śmierci Krystyny Bochenek (†57) minęło już ponad 5 miesięcy, on wciąż nie może się z tym pogodzić. Kamil Durczok (42) nie tylko wydaje się silnym mężczyzną - on bez wątpienia taki jest. Ale nawet takim twardzielom jak on zdarza się uronić łzę. A od 10 kwietnia tego roku te łzy płyną częściej. Dziennikarzowi trudno jest żyć po stracie pani Krystyny, kobiety niezwykłej, twórczyni Ogólnopolskiego Dyktanda.

- Była jak moja starsza siostra. Najpierw zawodowa, potem życiowa. Od samego początku całe pokłady zaufania ulokowałem w jej osobie. Miałem rzadką w życiu pewność, że każda rada płynąca od niej jest dyktowana niespotykaną życzliwością. Dziś myślę, że ta życzliwość i dobroć były ze mną nawet wtedy, kiedy nie była blisko. Była zawsze obok w dobrych i tych trudnych chwilach życia - opowiada bardzo wzruszony dziennikarz.

Reklama

To ona uczyła go zawodu i pod jej czujnym okiem stawiał pierwsze kroki jako dziennikarz. Ona także poznała go z Marianną, która z czasem została jego żoną. - Była wulkanem energii, tryskała pomysłami. Nie znam drugiej takiej osoby - wspomina pani Marianna. A pan Kamil nie może sobie darować, że nieco zaniedbał tę przyjaźń.

- Ostatni raz widzieliśmy się w grudniu ubiegłego roku. Zbyt dawno... Ale takie myśli przychodzą do głowy dopiero, kiedy zdarza się coś ostatecznego - mówi. Dzisiaj żyje wspomnieniami. I tak jak ona nigdy nie zapominała o nim, tak teraz pan Kamil stara się być przy jej najbliższych. Czuje jak bardzo tego potrzebują. Pomaga i wspiera, bo wie, że pani Krystyna zachowałaby się dokładnie tak samo gdyby on był w potrzebie.

KP

Świat i Ludzie 38/2010

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy