Reklama

To choroba odebrała jej głos

Nie depresja, nie alkohol ani narkotyki, a lata stresu zniszczyły jej zdrowie.

Jej fani czekali na to od ponad 10 lat. Czekali także ci, którzy wieszczyli koniec kariery, opowiadali o jej demonach, depresji, narkotykach i alkoholu. Edyta Bartosiewicz (45) jednak wróciła.

W zeszłym roku wystąpiła na Orange Warsaw Festival, zagrała na kilku koncertach, właśnie skończyła nagrywać piosenkę do polskiej wersji disneyowskiego "Kubusia Puchatka" i postanowiła wyznać, dlaczego zniknęła ze sceny na dekadę.

Nie była w stanie zaśpiewać tak jak kiedyś

- Straciłam głos... Kiedy nagrywaliśmy singiel "Niewinność", poczułam, że nie mogę śpiewać... - wyjawiła w niedawnym wywiadzie dla miesięcznika "Zwierciadło". Opowiedziała też, jak jej organizm słabł z roku na rok, bo przez lata nie umiała poradzić sobie z emocjami, kumulowała w sobie stres, spłycał jej się oddech, aż w końcu przestała działać przepona.

Reklama

- We mnie były takie napięcia i takie energie, że... naprawdę nie musisz być narkomanem czy alkoholikiem, żeby zrujnować sobie zdrowie - wyznaje Edyta.

Teraz już ze spokojem może mówić o tym, jak jej nieobecność stała się powodem do wielu spekulacji. - Z początku przeżywała każdy artykuł mówiący o tym, że wpadła w depresję albo że za dużo pije - opowiada jedna z jej najbliższych przyjaciółek. - Potem skupiła się na tym, żeby wrócić do formy, przede wszystkim fizycznej, aby móc tak jak dawniej śpiewać - dodaje.

Bartosiewicz wspomina o wieloletniej walce, licznych badaniach, wizytach u lekarzy, a nawet uzdrowicieli. Mówi też teraz o tym, jak zaczynała rozumieć swoje ciało i potrzeby.

Zajmowała się domem i swoim synem

Ten trudny czas słabości i walki o odzyskanie zdrowia miał jednak też swoje plusy. Piosenkarka zbudowała lepsze relacje z synem Aleksem. - Nagle zostałam w domu. I się tym domem zajęłam. Zaczęłam gotować, po powrocie ze szkoły na Aleksego zawsze czekał obiad - opowiada z dumą. - Pojawił się pies, chociaż wcześniej bałam się psów - dodaje.

Bartosiewicz wróciła i czuje się silniejsza niż przed dziesięciu laty, kiedy ze sceny zeszła. Zrobiła w tym czasie kilka wyjątków, pojawiając się z przyjaciółmi - Tomaszem Stańko i Krzysztofem Krawczykiem, ale były to raczej próby sprawdzenia, na ile ją jeszcze będzie stać, kiedy zdecyduje się wrócić na poważnie.

- Dziś nie ma już takiego ciśnienia na wydanie nowej płyty, co zżerało ją przez ostatnie lata - twierdzą znajomi. Sama artystka już w czasie przeszłym mówi o tym, że wstydziła się swojej niemocy. - Miałam napady lęku, brak oddechu - przyznaje.

Sądząc po tym, jak odważyła się otwarcie rozmawiać o sobie, znajduje się w doskonałej kondycji. - Teraz wiele zależeć będzie od fanów, którzy zawsze dawali jej największy napęd do działania, do życia - mówi jeden z przyjaciół.

KG

Życie na gorąco 23/2011

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy