Reklama

Rozwód osiem miesięcy po ślubie

Bez adwokatów, bez świadków, ale też bez ostatecznego rozstrzygnięcia...

Poniedziałek, 30 maja, Sąd Okręgowy w Warszawie. Dochodzi godzina 15.30. Na końcu korytarza na jednej z ławek siedzi para. On w czarnym garniturze, ona w szarej spódnicy i czarnej marynarce ze spiętymi gładko długimi blond włosami. To Mateusz Damięcki (30) i jego żona Patrycja (pierwsze imię to Monika, ale od dziecka używa drugiego).

Rozmawiają, wyglądają przez okno, zachowują się, jakby przyszli załatwić drobną sprawę. Aktor, zaskoczony nagłym pojawieniem się fotoreportera, wyciąga telefon komórkowy i z lekkim uśmieszkiem robi mu zdjęcia. Tymczasem w sali nr 201 za kilka minut ma się odbyć pierwsza rozprawa rozwodowa małżonków...

Reklama

Lubił rozrywkowe, beztroskie życie

Co się stało z ich miłością? Przecież zaledwie osiem miesięcy temu, 24 września 2010 roku, brali romantyczny ślub w kościele św. Anny w warszawskim Wilanowie. Wydawali się tacy zakochani... Lecz może już wtedy nie byli do końca pewni swojej decyzji. Bo jak wytłumaczyć fakt, że już kilka tygodni później wszyscy znajomi szeptali o poważnym kryzysie w ich związku...

Patrycja i Mateusz poznali się w lutym 2008 roku na gali "Viva najpiękniejsi", gdzie on odebrał nagrodę dla najprzystojniejszego Polaka. Wkrótce zaczęli pojawiać się razem, a prasa rozpisywała się na temat kolejnej miłości aktora. Bo prawdą jest, że Mateusz nigdy nie stronił od pięknych dziewczyn. A wiedząc, że jest obiektem westchnień, nie miał problemu z rozkochaniem ich w sobie.

Jednak lubił swoje rozrywkowe, beztroskie życie, więc obietnic matrymonialnych nie składał żadnej. Do czasu, kiedy poznał piękną tłumaczkę Patrycję Krogulską. To przy niej spoważniał, rzadziej widywano go na imprezach. W końcu pojawiły się pierwsze informacje o ślubie pary. Data uroczystości, mocno skrywana przez całą rodzinę, i tak przedostała się do mediów. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć zdjęcia z najważniejszego dnia w życiu młodej pary.

Zupełnie nie mieli dla siebie czasu

W podróż poślubną nie pojechali, bo Mateusz miał zobowiązania na planie serialu "Chichot losu", w którym gra główną rolę u boku Marty Żmudy-Trzebiatowskiej. Patrycja też rzuciła się w wir pracy w firmie, w której pracuje. Oboje mieli innych znajomych, z którymi spędzali czas w pracy i poza nią. Razem pokazywali się rzadko, więc media przestały interesować się ich życiem.

Mateusz wprawdzie wspomniał w jednym z wywiadów, że jest bardzo wdzięczny żonie za cierpliwość i tolerancję (chodziło o pocałunki na planie "Chichotu losu" z Martą Żmudą-Trzebiatowską), ale para ani razu nie pojawiła się w żadnym z kolorowych magazynów, by opowiedzieć we wspólnym wywiadzie o swoim gorącym uczuciu.

Czy dlatego, że tak strzegli swojej prywatności, czy może to uczucie wcale nie było tak gorące? Nadmiar obowiązków obojga sprawił, że widywali się coraz rzadziej. A Mateusz chętnie przyjął kilka ról w zagranicznych produkcjach. Niedawno zagrał w niemieckim filmie "Wspomnienie", a ostatnio dostał się do kolejnej rosyjskiej produkcji. Zdjęcia trwają od maja i będą trwać przez trzy miesiące - w Petersburgu, Moskwie i Paryżu.

Pogodzili się? Rozstają się w przyjaźni?

W Sądzie Okręgowym w Warszawie Mateusz i Patrycja stawili się sami, bez adwokatów. Weszli do sali i po kilkunastu minutach opuścili ją bez orzeczenia o rozwodzie. To dość niezwykłe, małżonkom bezdzietnym sądy udzielają rozwodu zazwyczaj już na pierwszej rozprawie.

Patrycja opuściła gmach sądu pierwsza, Mateusz kilka kroków za nią. Dogonił żonę, zamienił kilka słów, które najwyraźniej wprawiły ją w dobry nastrój, bo po chwili oboje uśmiechnęli się do siebie. Pogodzili się? Rozstają się w przyjaźni?

MH

Życie na gorąco 23/2011

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama