Reklama
Pierwsza wpadka nienagannej gwiazdy

Małgorzata Socha

Tak nieprzychylnej prasy jeszcze nie miała.

"Nowa twarz aktorki na imprezie"; "Po co taka ładna dziewczyna majstrowała przy swoim wyglądzie?!"; "To makijaż, czy raczej zastrzyki z botoksu?" - od dobrych kilkunastu dni w mediach nie cichną komentarze na temat nowego wyglądu Małgorzaty Sochy. A wszystko zaczęło od balu Gwiazd Dobroczynności w połowie lutego.

Dziwne rzeczy działy się z jej twarzą

Wtedy nie umknęło niczyjej uwadze, że coś się stało z twarzą aktorki. Była napuchnięta, miała problem z uśmiechaniem się, tak jakby mięśnie były sparaliżowane. Dwa dni później na inną branżową imprezę przyszła z ustami umalowanymi czerwoną szminką. To jeszcze bardziej podkreśliło problem. Narodziły się spekulacje, że najprawdopodobniej spłyciła sobie bruzdy nosowo-wargowe. Małgorzata Socha zaprzecza, co tylko podsyca atmosferę wokół niej i mnoży pytania, czy faktycznie 34-latce potrzebne jest poprawianie, niewątpliwej notabene, urody. Komentarze są w większości negatywne, szczególnie, że jeśli aktorka coś poprawiła, to efekt nie jest zachwycający...

Reklama

Tak nieprzychylnej prasy w karierze Małgorzaty Sochy próżno szukać.

Absolwentka warszawskiej szkoły teatralnej na ekranie zadebiutowała 15 lat temu. W 2008 roku, za sprawą popularności, zdobytej rolą w serialu "BrzydUla", stała się gwiazdą z pierwszych stron gazet. Zwykle chwalono ją za eleganckie, modne i stosowne do sytuacji stylizacje. A nawet jeśli zdarzało się coś nie tak, to szybko jej to wybaczano, bo, jak twierdzą Ci, którzy ją znają, "Małgorzata po prostu da się lubić". Zawodowo jest nienaganną profesjonalistką. Jest ulubienicą widzów. Ale pracę z nią chwalą sobie także ludzie z drugiej strony kamery.

"Nie marudzi, nie foszy, nie gwiazdorzy. Zwyczajna, fajna dziewczyna" - mówią o niej w branży.

W życiu prywatnym - istna sielanka

Sympatii przydawały jej zawsze również fakty z życia prywatnego. Małgorzata Socha nigdy nie była bohaterką skandali. Wręcz przeciwnie. Zawsze robiła wrażenie mądrej i poukładanej młodej kobiety. Swoją miłość życia - biznesmena z ekonomicznym wykształceniem Krzysztofa Wiśniewskiego - poznała na wakacjach, gdy miała 16 lat. Nie było łatwo, bo mieszkali w różnych miastach. Ale dzwonili do siebie, pisali maile. Ona skończyła studia w stolicy, on - w Poznaniu.

W dorosłe życie weszli razem. Po 12 latach związku wzięli ślub kościelny. Bez medialnego szumu, weselnych sesji w gazetach, tylko w gronie rodziny i przyjaciół. Zaraz potem zaczęli budowę wymarzonego domu pod Warszawą, którego wykończenie zmierza teraz ku końcowi. Ostatnio zostali rodzicami małej Zosi.

O swoim mężu aktorka zawsze wypowiada się w samych superlatywach. Stworzyli razem dobrze zgraną rodzinę. Do tego Małgorzata ma wzorowe relacje z bliskimi. Wspiera mamę w opiece nad chorym tatą, ma świetny kontakt z bratem i bratową.

Musi się tłumaczyć ze swojego wyglądu

Ideał - można by rzec. Aż do teraz.

- Moja makijażystka za bardzo powiększyła mi usta beżową szminką - twierdziła aktorkach w pierwszej chwili.

Po kilku dniach zmieniła strategię. - Mam nadzieję, że Zosia będzie miała braciszka lub siostrzyczkę. Do formy sprzed ciąży trochę mi brakuje. Nie daję rady ćwiczyć z Chodakowską. Więc jeśli będzie mi wystawał brzuch, czy będę bardziej okrągła na twarzy, to bardzo państwa przepraszam, ale takie są uroki macierzyństwa - tłumaczyła.

Bez wątpienia łatwo jej teraz nie jest. Wszak przyzwyczaiła się, że dotychczas, jeśli się mówiło o Małgorzacie Sosze, to zazwyczaj dobrze.

RB


Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Małgorzata Socha
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy