Reklama

Ostatnia miłość chce być jak pierwsza

Jej mężczyzna zawsze zatrudniał w filmach kobiety, które kochał.

Tak romantyczna miłość zdarza się bardzo rzadko. Edyta Herbuś (30) i Mariusz Treliński (49) są razem od ponad roku i to wbrew wszystkim, którzy nie wróżyli im powodzenia.

Gdy w aktorskim środowisku komentuje się znaczną różnicę wieku między tancerką a jej ukochanym, ona... zdaje się tym nie przejmować. Kocha i jest kochana, a to dla niej najważniejsze. Ich miłość nadal jest gorąca jak ogień. Nie mogą już bez siebie żyć i wykorzystują każdą okazję, by jak najwięcej czasu spędzić razem.

Kiedy reżyser został zaproszony do jury tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, postawił organizatorom jeden warunek - przyjedzie, ale w towarzystwie ukochanej Edyty. W wolnych chwilach mogli być razem, ale też piękna tancerka wreszcie miała okazję, by zaprezentować się aż tylu najważniejszym twórcom polskiego kina.

Reklama

Nie jest tajemnicą, że pani Edyta marzy o karierze filmowej. By jej ciche pragnienia przestały być tylko snem, za radą ukochanego ukończyła kilka aktorskich kursów. Była w Rzymie, Londynie i w Los Angeles, u słynnego Amerykanina Bernarda Hillera, który stoi za karierą m.in. Cameron Diaz.

Ukończenie nauki miało przekonać producentów do umiejętności aktorskich gwiazdy znanej głównie z tanecznego show TVN-u. Niestety, kursy jak na razie nie doprowadziły do przełomu. Pani Edyta nadal gra niewiele, a jeśli już, to jedynie role tancerek, jak np. ostatnio w "Klanie" czy jednym z odcinków "Ojca Mateusza" (zobaczymy go we wrześniu).

- Edyta jest tym stanem podłamana. Miała nadzieję, że po powrocie ze Stanów będzie mogła liczyć na kontrakty aktorskie. Tak się jednak nie stało. Teraz pozostaje jej już tylko liczyć na role u Mariusza. Ale on z pewnością coś dla niej wymyśli - szczerze mówi nam jej znajoma.

Trzeba przyznać, że Mariusz Treliński dba o kobiety swego życia i chętnie widzi je w swoich filmowych projektach. Tak było z jego pierwszą wielką miłością, koleżanką z wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki, Sylwią Wysocką (48). Stojący wówczas u progu kariery 26-letni absolwent reżyserii powierzył ukochanej główną rolę w swoim pierwszym filmie "Zad wielkiego wieloryba".

- On świata poza Sylwią nie widział. Była namiętnością i inspiracją. Gdy się rozstali, bardzo cierpiał - opowiada nam przyjaciel reżysera. Rok po bolesnym rozstaniu reżyser związał się z inną aktorką, Grażyną Trelą (53). I ją także obsadził w swoim nowym filmie "Pożegnanie jesieni". - Dlatego dziwi mnie fakt, że do tej pory nic nie stworzył z myślą o Edycie - mówi jego przyjaciel.

A śliczna tancerka bezskutecznie oczekuje na dużą rolę. Ostatnio zagrała w "Ojcu Mateuszu" i choć była to przygoda tylko na jeden odcinek, z pewnością na długo zostanie jej w pamięci. Właśnie podczas tej pracy spotkała... Sylwię Wysocką!

- Na planie zawrzało, bo w tym samym odcinku grają (przypadkowo!) dwie miłości Trelińskiego, pierwsza i ta ostatnia. Edyta na szczęście nic o Sylwii nie wiedziała, ale bardzo się baliśmy, że będzie jakaś afera, niezręczna sytuacja - mówi osoba z produkcji "Ojca Mateusza".

Mariusz Treliński jest wybitnym twórcą operowym i dyrektorem artystycznym Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. Ale jego wielką pasją zawsze było kino. Ostatni film ("Egoiści") nakręcił aż 11 lat temu. Zaraz po nim przymierzał się m.in. do ekranizacji "Balladyny". Projekt wprawdzie nie doszedł do skutku, ale podobno wciąż myśli o wznowieniu prac nad scenariuszem dramatu Juliusza Słowackiego.

Być może w tym projekcie znajdzie się rola dla obecnej wybranki jego serca. Edyta Herbuś w roli słodkiej, niewinnej Aliny czy może złej Balladyny? Trzeba przyznać, że jedno i drugie zapowiada się ciekawie...

Iza Wojdak

Świat i Ludzie 24/2011

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Edyta Herbuś
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy