Reklama

Nigdy nie byłem kawalerem

Życie trwa krótko, czekanie na śmierć długo

Przystojny i utalentowany, wielki koneser i miłośnik kobiet. Ale właśnie na tym polu ponosił najbardziej bolesne porażki. Trzy małżeństwa Adama Hanuszkiewicza (87†) zakończyły się katastrofami.

Jestem z rozbitej rodziny. Sam rozbiłem niejedną

Urodził się w 1924 r. we Lwowie i tam spędził wczesne lata. Wybuch wojny w 1939 r. przyśpieszył... jego dojrzewanie. Rosyjski okupant utworzył wtedy koedukacyjne gimnazjum. – Weszły dziewczyny do klasy i skończyła się nauka, zaczęło się zbiorowe uświadamianie seksualne – wspominał żartobliwie.

Wojna to dla niego również rozwód rodziców. Nie mógł dojść do porozumienia ani z matką, ani z ojcem, więc wynajął mieszkanie, w którym spotykał się ze swoją dziewczyną. Miał wtedy 17 lat.

Reklama

– Właściwie całe życie miałem żonę. Staż kawalerski nie był mi znany – żartował. Kim była jego pierwsza wybranka? – Nazywała się Marta Stachiewiczówna. Zakochałem się, przespałem. Rano ciotka siadła na łóżku, powiedziała, że to grzech. I wzięliśmy ślub – opowiadał.

Po trzech latach – w 1945 r. – urodziła się im córka Teresa. Ale wkrótce po jej narodzinach młodzieńcze małżeństwo Adama rozpadło się.

W 1948 r. wziął ślub ze starszą o 4 lata aktorką Zofią Rysiówną. Wydawali się idealnie dobraną parą – pracowali w tych samych teatrach Krakowa, Poznania i Warszawy. Zostali rodzicami córki Katarzyny (w 1953 r.) i syna Piotra (w 1957). Jednak w końcu lat 50. Hanuszkiewicz poznał inną Zofię, dla której zupełnie stracił głowę. Kucówna miała wtedy 24 lata.

Dramat tego trójkąta rozegrał się w tej samej scenerii: wszyscy pracowali w Teatrze Powszechnym. Rysiówna walczyła o męża i ojca małych dzieci, ale tę walkę przegrała. – Jestem z rozbitej rodziny. Sam rozbiłem niejedną – przyznał Adam. Związek z Kucówną zalegalizował późno, w 1976 r. A na początku lat 80. już kochał inną – młodszą od niego o 30 lat aktorkę Magdalenę Cwenównę.

Nie zdecydował się od razu na rozstanie z żoną, ich drogi życiowe rozchodziły się powoli; Adam pracował coraz częściej poza Polską, w domu bywał gościem. W końcu, w 1989 r., doszło do rozwodu. Nie rozstali się w zgodzie. Kucówna nie chciała go więcej znać...

Rok później Adam ożenił się po raz czwarty. Magda Cwenówna została przy nim już do końca. Znaczna różnica wieku nie była dla nich przeszkodą. – W uczuciach kalendarz się nie liczy. Choć z różnicą wieku związane są oczywiście pewne problemy. Tylko od siły miłości zależy, czy ludzie dadzą sobie z nimi radę – mówiła Magda. Tej siły obojgu małżonkom nie zabrakło, chociaż to ona musiała bardziej się starać i iść na kompromisy. On był artystą.

– Musiałam być bardzo przyziemną kobietą. Budować domy, kupować samochody, robić za praczkę, sprzątaczkę, kucharkę, kochankę i panią domu – wspominała. 5 lat temu doszła choroba męża, najtrudniejszy dla niej egzamin. Adam wycofał się z życia publicznego i zaszył w domu w podwarszawskim Ursusie. Cierpiał na depresję, miał kłopoty z krążeniem i poruszaniem się, w końcu przestał wstawać z łóżka. – Uspokoił się, wyciszył i zamknął w sobie, co dla mnie było na początku przerażające. Po prostu wybrał taki sposób na walkę z chorobą. Nie uzewnętrznia swojego cierpienia – opowiadała Cwenówna.

Hanuszkiewicz zgadzał się na odwiedziny nielicznych przyjaciół, wśród nich Daniela Olbrychskiego, który jeszcze wiosną próbował namówić sędziwego artystę do wstania z łóżka i wyreżyserowania nowej sztuki...

Jak sądzę, marny ze mnie ojciec i dziadek

Hanuszkiewicz czuł się bardziej spełniony jako artysta niż w życiu prywatnym. W Warszawie nie mieszka żadne z jego dzieci. Córka Teresa jest sędzią we Wrocławiu, Katarzyna żyje w Los Angeles, syn Piotr, reżyser filmowy, też wybrał życie poza stolicą i kontaktował się z ojcem sporadycznie.

– Mam pięcioro wnuków. Ale ja się na dziadka nie nadaję, na ojca chyba też. Ale wnuki i ich rodziców kocham, choć, jak sądzę, marny ze mnie ojciec i dziadek – dwieście przedstawień w teatrach, ponad dwieście w telewizji, gdzie tu czas na obowiązki rodzicielskie? Zawód mój, jeśli realizuje się go uczciwie, skazuje na samotność – wyznał w jednym z ostatnich wywiadów.

4 grudnia ten genialny samouk, który odmienił polski teatr, zszedł ze sceny na zawsze.

Anna Bazia

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy