Reklama

Nasi bliscy są na wyciągnięcie ręki

Nie lubi szumu wokół siebie. Konsekwentnie odmawia pokazywania się w telewizji. Nietypowa postawa dla aktorki.

A taka właśnie jest Elżbieta Starostecka. Jej mąż, kompozytor Włodzimierz Korcz, żonę świetnie rozumie, bo też nie lubi brylować na salonach. Swoją krainę łagodności znaleźli na warszawskim Żoliborzu.

Remont domu był na jej głowie

Uwagę przyciąga zadbany ogród. W salonie z drewnianym, nieregularnym sklepieniem starannie dobrane, proste meble. Wnętrze jest wysmakowane i delikatne, jak jego właścicielka. Pani Elżbieta podaje herbatę.

- Budowę naszego domu rozpoczęliśmy w 1979 roku, powstawał blisko 2 lata, wcześniej mieszkaliśmy w bloku na Bródnie - wspomina. - Budowaliśmy, z czego się dało, nie można przecież było nic kupić. Szybko ściany nasiąknęły wilgocią, pojawiły się żółte plamy. Musiało się tak stać, bo materiały nie nadawały się do użytku. I zaczął się generalny remont!

Reklama

Prucie ścian, stropów, kucie podłóg spadło na głowę aktorki. Jej mąż był bardzo zapracowany. W ciągu 4 lat przenosili się z kąta w kąt. - To był taki stan "choroby remontowej". Na szczęście uleczalnej - uśmiecha się.

Często staliśmy pod drzwiami do świtu

Pani Elżbieta przyznaje, że zawsze lubiła kino. W szkole brała udział w konkursach recytatorskich. - Po obejrzeniu "Białych nocy" zrozumiałam, że chcę wzruszać ludzi. Intrygowała mnie możliwość przeżywania wielu istnień, często odległych ode mnie. Ten zawód dawał taką szansę - mówi.

Wybrała łódzką PWSTiF. Razem z nią zdawał Krzysztof Cwynar, kolega ze szkoły. - Byłam nieśmiała i zagubiona, było mi raźniej. Studia skończyła z wyróżnieniem, ale pracy w Łodzi nie dostała. Wyjechała do Kalisza. Potem przez 6 lat grała w wymarzonym łódzkim Teatrze Nowym. - Grałam wiele ról, które dawały mi ogromną satysfakcję. Atmosfera była wspaniała, to był mój drugi dom. Gdy nie grałam, stałam za kulisami i podziwiałam swoich kolegów.

W tamtym czasie w klubie "Pod Siódemkami" powstawał "Kabaret starej piosenki", a w szkole aktorskiej studencki kabaret objazdowy. Do jednego i drugiego została zaproszona ona i Włodzimierz Korcz. Tak się poznali. - Razem z próby na próbę. W nocy on odprowadzał mnie do domu. Często staliśmy pod drzwiami do świtu - uśmiecha się pani Elżbieta.

Miałam kochać i ewentualnie dla niego umrzeć

Do Warszawy przenieśli się już jako małżeństwo. Zagrała jedną z głównych ról w Teatrze Rozmaitości w "Cieniu" Wojciecha Młynarskiego i Macieja Małeckiego w reżyserii Jerzego Dobrowolskiego. Spektakl był rewelacją sezonu, grali go kilka lat. Dostała mnóstwo propozycji z filmu i Teatru Telewizji. W filmie za ważne uważa role w serialu "Czarne chmury" i "Nocach i dniach". W pamięci widzów pozostała jako Stefcia Rudecka z "Trędowatej". Wahała się, czy przyjąć rolę.

- Miałam obawy, bo to nie moja literatura. Gdy były zdjęcia próbne, przechodziłam operację zatok, ale zaczekano na mnie. Cóż, jeśli chodzi o moje role, miałam za zadanie kochać głównego bohatera i ewentualnie umrzeć dla niego - mówi. - Dopiero niemiecki reżyser Horst Seemann dał mi szansę stworzenia postaci bardziej złożonej. Zagrała Estherę w sadze filmowej "Hotel Polanów i jego goście".

Chcą wspólnie oglądać cuda, które na nich czekają

Przez wiele lat występowała także w Teatrze Ateneum. Zagrała role, o które wcześniej by się nie podejrzewała. - Wspaniały teatr, z rewelacyjnym zespołem aktorskim - wspomina. Od niedawna jest na emeryturze. Na nudę nie narzeka, bo jest zajętą panią domu i zapaloną miłośniczką ogrodu.

- Tak naprawdę aktor nigdy nie jest na emeryturze, może mieć sto lat i otrzymać propozycję zagrania wielkiej roli. Gdyby tak się stało, chętnie się podejmę - uśmiecha się.

Zawsze najważniejsza była dla niej rodzina. Cieszy się, że jej dzieci są blisko. Syn Kamil z żoną i dziećmi, mieszka w bliźniaku obok. Córka Anna studiuje i mieszka jeszcze z rodzicami. - Mam się czym cieszyć, zachwycać. Podróżujemy. Byliśmy na wycieczce po Nowej Zelandii i Australii, zakończyliśmy podróż w Seulu. Marzy nam się podróż po Europie. Chcemy bez pośpiechu oglądać te cuda, które, mam nadzieję, na nas czekają.

BD

Życie na gorąco 35/2010

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy