Reklama

Najtrudniejszy pierwszy krok

Swoje wyobrażenie na temat pięknego wyglądu po porodzie porównuje do zderzenia z tirem. Właśnie dlatego o tym, jak wrócić do formy, zrobiła program, który pomógł wielu mamom znów uwierzyć w siebie.

Prowadząc "Sexy mamę" spotkałaś różne kobiety. Jaki był ich wspólny problem?

Katarzyna Cichopek: - Po urodzeniu dziecka wszystkie były postrzegane nie jak kobiety, tylko jak matrony, Matki Polki skazane na pranie, gotowanie, sprzątanie, a wszystko to w ciążowych ciuchach i z odrostami na głowie.

Łatwo było zachęcić je do zmiany?

- Na początku programu różnie z tym było. Czuły się nieatrakcyjne, więc podświadomie odpychały od siebie innych. Tłumaczyłam, że najważniejszy i najtrudniejszy w powrocie do formy jest pierwszy krok.

Reklama

Nie spotkałaś się z zarzutami, że tobie łatwo mówić, bo jesteś sławna i bogata?

- Właśnie dlatego wymyśliłam ten program! Pomyślałam - OK, jeśli nie wierzycie, że mogłam tyle osiągnąć własnymi siłami, to ja wam udowodnię! I pokazywałam, że ćwicząc w domu, nie musimy mieć hantli, bo wystarczą butelki z wodą, a zamiast specjalistycznego sprzętu - dywan i taboret. Zachęcałam też, żeby sobie dobrze zorganizować czas. Kocham moje dziecko, ale z żelazną konsekwencją trzymam się rytmu dnia, bo wiem, że jak Adaś zaśnie o g. 20, to ja będę miała jeszcze trochę czasu dla siebie.

Co pomyślałaś, gdy stanęłaś po porodzie na wadze?

- Nie mam wagi w domu. Wyznacznikiem powrotu do formy były stare ubrania. Bardzo odczuwam każdy zbędny kilogram, dlatego przez całą ciążę ćwiczyłam. Na siłowni patrzyli na mnie jak na wariatkę, która chce zabić swoje dziecko. Ale ja miałam trenerkę, która dobierała mi bezpieczne ćwiczenia. Potem jeszcze pływałam. To ważne, żeby nie traktować tego stanu jak choroby i nie wychodzić z założenia - jestem w ciąży, więc leżę, pachnę i proszę mi przynieść pączka.

Twój pierwszy krok do szczupłej sylwetki?

- Zaczął się w przeddzień porodu. Zrobiłam sobie manicure, pedicure i pomyślałam - dziecko przyjdzie na świat i zobaczy piękną mamusię. No i tu nastąpiło zderzenie z tirem. Nie byłam piękna. Byłam spuchnięta i obolała. Mimo że ćwiczyłam, poszczególne partie mojego ciała poleciały w dół o jakieś cztery piętra. W ciąży mój brzuch piękny, napięty i twardy, po ciąży stał się latającą na boki meduzą. Miałam podkrążone oczy i żyły na wierzchu.

- Jak to zobaczyłam, pomyślałam - koszmar! To nie jestem ja! Coś tu się komuś pomyliło! Na domiar złego kilka pięter w dół spadło moje samopoczucie. Byłam przerażona, patrzyłam na dziecko, które chce jeść, a ja nie wiedziałam, jak je nakarmić.

Miałaś depresję poporodową?

- Nie, raczej typowy baby blues. Nie było łatwo, bo Adaś miał cały pakiet kolek, wzdęć, boleśnie wyrzynanych ząbków. Ciągle płakał, a ja razem z nim.

To raczej nie zachęcało do ćwiczeń.

- Tak, ale wiedziałam, że jeśli ja sama źle się ze sobą czuję, to będę coraz bardziej nerwowa. A więc, gdy Adam szedł spać, zaczynałam brać się za siebie.

Marcin cię wspierał?

- Bardzo! I on, i cała moja rodzina. Mój mąż od razu uczestniczył we wszystkich pracach przy dziecku. Świetnie sobie radził, więc gdy wychodziłam z domu, wiedziałam, że Adaś jest w dobrych rękach. Tak samo obie bacie. Bardzo im ufam i cieszę się, że są takie pomocne. Im więcej osób w życiu dziecka, tym więcej będzie miało doświadczeń.

Nie kłócisz się z Marcinem o to, kto ma się zająć dzieckiem?

- Nie, bo nawet jak nie mam siły, ale widzę, że Marcin jest wykończony, to zajmę się dzieckiem. Mamy też jasny podział. Ja mogę wstawać wiele razy w nocy, ale rano muszę odespać, więc przed południem dzieckiem zajmuje się tatuś.

Czy jako dbająca o siebie mama masz jakieś słabości? Podobno kolekcjonujesz buty?

- Ale tylko z konieczności, bo mój rozmiar to 34,5 - rozmiar Calineczki. Mam ok. 20 par butów. Niektóre kupuję w działach dziecięcych, ale już szpilek muszę szukać za granicą. Ciuchami nie chcę się wyróżniać z tłumu, ale uwielbiam torebki i okulary. Mimo że mąż kupuje mi dużo biżuterii, nie noszę nic poza zegarkiem, bo świecidełka korcą Adasia.

Najwięcej widzów kojarzy cię z "M jak miłość". Jak się ułoży Kindze i jej mężowi?

- Będą się spełniać zawodowo, ale zapłacą za to odpowiednią cenę. Na pewno nie można liczyć na ich rozwód. Oni są dowodem na to, że w tym kraju można żyć normalnie. Mam nadzieję, że ja i mój mąż również.

Rozmawiała Katarzyna Ziemnicka

Tele Tydzień 26/2011

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy