Reklama

Marzy mi się dwóch synów i dwie córki

Tancerz i choreograf. Po ojcu w jego żyłach płynie kubańska krew. Ale pompuje ją polskie serce, po mamie. Szaleje za swoją córeczką i marzy o synu.

Zniewalający uśmiech, spojrzenie Latynosa i romantyczna słowiańska dusza - oto Agustin Egurrola (43). Człowiek, który uczy Polaków nie tylko tańczyć, ale też kochać taniec. Tak jak on sam, bo w jego życiu wszystko obraca się wokół tanecznych rytmów. Wybranka jego serca Nina Tyrka (31) jest tancerką, a on marzy, aby ich córeczka Carmen (2) poszła w ślady rodziców.

Wygląda pan jak - tak mawiają w USA - milion dolarów. Czy to dlatego, że zarabia pan miliony na swoich szkołach tańca?

Agustin Egurrola: - Fantastycznie, że tak to z boku wygląda, ale to są tylko pozory. Wszystko jest okupione ogromną pracą.

Reklama

To ile pan ma szkół?

- W tej chwili sześć.

I jeszcze chce pan otworzyć w stolicy teatr muzyczny?

- To jest moje marzenie, które na razie pozostaje w sferze planów. Finanse i czas - te dwie rzeczy blokują wszystko. Obecnie niemal całkowicie pochłania mnie praca dla telewizji, moje szkoły i przygotowywanie choreografii dla festiwali.

A kiedy znajduje pan czas dla rodziny?

- Niestety, zdecydowanie za mało czasu z nią spędzam. Jest to cena, którą płacę za sukcesy. Nadszedł taki moment, że już tak dalej się nie da. Będę musiał z czegoś zrezygnować, bo Carmen ma już dwa i pół roku i chciałbym z nią być jak najczęściej.

Planuje pan zabrać ją na Kubę?

- Tak, wybieramy się tam całą rodziną w grudniu, już po skończonej edycji "Tańca z gwiazdami".

I Carmen pozna tam swojego dziadka?

- Całą moją rodzinę z Hawany. Oczywiście dziadka i wszystkie moje ciocie, wujków i moich braci ciotecznych. Bardzo się cieszę na to spotkanie z rodziną.

Czy Kuba to nie jest wymarzone miejsce na... ślub?

- O tak! Myślę o tym i oboje z Niną stwierdziliśmy, że ten ślub musi w końcu nastąpić. Jedyny problem, to właśnie mój napięty grafik zajęć. Nie chciałbym, żeby to było tak, że wyjeżdżamy na tydzień i bierzemy ślub i... znów wracamy do pracy. Chciałbym trochę móc się wyciszyć i pobyć na Kubie.

Zna pan hiszpański?

- Znam, ale już strasznie słabo mówię. Jak jestem tam miesiąc, to wtedy zaczynam rozmawiać. I oto proszę... jeszcze jeden powód, aby tam dłużej pobyć.

Pana ojciec mieszka tam od lat. Jak sobie radzi?

- Jest już na emeryturze. Był weterynarzem, teraz jest prezesem kubańskiej federacji właścicieli psów rasy doberman. Organizuje mnóstwo wystaw.

Rozmawiacie po polsku?

- Tak, bo on w Polsce, w latach 60., robił doktorat.

I pewnie dobrze Polskę pamięta.

- Doskonale. Spędził tu dużo czasu. Bardzo lubi Polaków i jak tylko usłyszy język polski na ulicach Hawany to zawsze podchodzi i rozmawia.

Czym Polakom udało się go uwieść?

- Przede wszystkim otwartością i ogromną gościnnością. O Polsce zawsze mówi: "Zimny kraj wyjątkowo ciepłych ludzi".

A mama?

- Jest tłumaczem przysięgłym języka hiszpańskiego. Mam z nią bardzo bliski kontakt. Jestem jedynakiem, oczkiem w głowie mamy.

Czuje się pan Kubańczykiem czy Polakiem?

- Polakiem. Polska to jest mój kraj, tutaj ukształtował się mój system wartości.

Zawsze chciał pan być tancerzem? Czy to przyszło z czasem?

- Nosiło mnie, chodziłem na karate i pływanie. Potem studia na Akademii Wychowania Fizycznego... Tańczyć zacząłem w wieku 19 lat.

I zdobył pan kilkanaście tytułów mistrza Polski. Nadal pan tańczy?

- Zawodowo już nie. Natomiast prywatnie, jak gdzieś idziemy z Niną, to jak najbardziej. Problem w tym, że wszyscy patrzą i oczekują nie wiadomo czego. Przychodzisz z kobietą, chcesz z nią potańczyć, a tu wszyscy myślą, że będziesz się popisywał.

Co pan wtedy tańczy?

- Rumbę. Mój ulubiony taniec, w którym jest się bardzo blisko partnerki.

Myśli pan o powiększeniu rodziny?

- Strasznie chciałbym mieć syna. A najlepiej - czwórkę dzieci: dwóch chłopców i dwie dziewczynki.

Mały zespół taneczny!

- (Śmiech) Tak. Namawiam do tego Ninę, ale ona mówi, że musi odpocząć.

Chciałby pan, aby córka tańczyła?

- Myślę, że Carmen będzie musiała spróbować tańca. Ale nie wiem jak jej będzie szło, może znajdzie inną pasję. Cokolwiek to będzie, tata zrobi wszystko, żeby była szczęśliwa i realizowała swoje marzenia.

Michał Wichowski

Świat i Ludzie 18/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy